Twój koszyk jest obecnie pusty!
Dlaczego aktywiści nie popłynęli do Sudanu?
Dlaczego świat ignoruje wojnę w Sudanie? Aleksandra Herzyk analizuje przyczyny milczenia mediów i obojętności opinii publicznej wobec największego dziś kryzysu humanitarnego na świecie.
 
                                    🌍 Wojna w Sudanie jest marginalizowana w dużej mierze dlatego, że toczy się w Afryce, którą media i opinia publiczna postrzegają jako mniej wartą uwagi, uznając, że „tam po prostu tak jest”.
⚔️ W Sudanie walczą ze sobą strony, które słusznie budzą jedynie negatywne skojarzenia i nie zachęcają do opowiedzenia się po którejkolwiek.
🏛️ Rządy państw Globalnej Północy nie są bezpośrednio zaangażowane w wojnę w Sudanie (inaczej niż w przypadku Izraela i Palestyny), a wszelkie pośrednie powiązania trudno wykazać.aleks
Kiedy do Strefy Gazy zmierzała złożona z kilkudziesięciu łodzi flotylla z pomocą humanitarną, wszędzie rozbrzmiewało pytanie, dlaczego aktywiści nie wybrali się do Sudanu, który doświadcza obecnie najgorszego kryzysu humanitarnego na świecie. Pytały o to głównie osoby wynoszące przekonanie o swojej moralnej wyższości z faktu, że zbrodnie wojenne w różnych częściach świata nie obchodzą społeczeństw po równo, chcące odwrócić uwagę od zbrodni w Strefie Gazy, ale samo pytanie jest jak najbardziej zasadne. Dlaczego Sudańczykom, pomimo prób, nie udało się stworzyć narracyjnej infrastruktury, która porwałaby świat tak, jak opowieść o Palestynie? Odpowiedź jest związana tak ze specyfiką sudańskiego konfliktu, jak i zachodnim stosunkiem do wojen w Afryce.
Kontrowersyjny historyk Norman Finkelstein zapytany w jednym z wywiadów, dlaczego ludobójstwo w Gazie przyciąga więcej uwagi, niż inne zbrodnie, odpowiedział, że każda generacja daje się owładnąć jakieś wielkiej sprawie. Dla jego pokolenia była to wojna w Wietnamie, dla kolejnego – apartheid w RPA. „Dlaczego RPA było tą sprawą w latach 80.? (…) nie da się tego do końca wyjaśnić”. Wspomina, że – podobnie jak dziś – wskazywano wówczas miejsca, gdzie żyje się gorzej, i pytano: dlaczego czepiacie się akurat nas? Jednak nawet jeżeli trudno wydestylować konkretne powody, dla których niektóre tematy są bardziej nośne niż inne, można wskazać przynajmniej kilka odpowiadających za to, że najgorszy trwający obecnie kryzys humanitarny – wojna w Sudanie – jest od dwóch lat konsekwentnie ignorowany przez media.
Afryka po prostu taka jest
Pierwszym z tych powodów jest fakt, że jest to wojna w Afryce. Bliski Wschód już za czasów Ligi Narodów uważany był za terytorium „prawie cywilizowane” i tym samym nam bliższe, natomiast utrzymujący się pogardliwy stosunek do mieszkańców Afryki i ich spraw skutkuje tym, że ten kontynent rzadziej zdobywa uwagę mainstreamowych mediów. Ile osób na Zachodzie śledziło z zapartym tchem jedną z najbardziej krwawych wojen XXI wieku, rozgrywającą się w Tigraju w północnej Etiopii, zakończoną w 2022 roku? Nasuwa się oczywisty wniosek, że ten uderzający brak zainteresowania jest – świadomie lub nie – motywowany w dużej części przekonaniem o niższej wartości życia tamtejszej ludności.
Konflikt, który doprowadził do śmierci setek tysięcy osób, potworna hekatomba dla regionu, który dalej jak na szpilkach czeka na kolejną eskalację, to dla nas szum w tle, jedna z wielu wojen toczonych na odległych „krwawych ziemiach”, w miejscach, gdzie takie zjawiska są po prostu normalne. W przypadku Afryki częściej przypisuje się je raczej skłonnej do przemocy i konfliktu dzikiej afrykańskiej duszy niż dalekosiężnym skutkom głębokiej krzywdy, wyrządzonej temu kontynentowi poprzez bezładny podział pod koniec XIX wieku, dekady instrumentalnego rozgrywania konfliktów etnicznych przez potęgi kolonialne czy destabilizacji na potrzeby eksploatacji bogatych zasobów.
Korzeni ludobójstwa w Darfurze na zachodzie Sudanu, które zaczęło się w 2003 roku, również można doszukać się w podziale na „arabską” północ i „afrykańskie” południe, utrzymywanym przez brytyjską administrację w latach 1899-1956 . W niepodległym Sudanie arabskie elity zdominowały na stałe ośrodki władzy i przeznaczały większość środków na rozwój „swoich” części kraju. Na tym tle doszło do rebelii w wegetującym w skrajnej biedzie Darfurze. Tam też z ramienia władzy niewyobrażalnej przemocy dopuszczała się legendarna przez swoje okrucieństwo formacja Janjaweed.
Początki wojny w Sudanie
Kolejnym powodem, dla którego trwający obecnie w Sudanie konflikt nie budzi na Zachodzie większych emocji, jest fakt, że jest to wojna domowa, w której udział biorą enigmatyczne dla europejskiej i amerykańskiej publiki strony. SAF – oficjalna armia Sudanu pod przywództwem generała Abdela Fattaha al-Burhana – walczy z RSF, formacją wywodzącą się ze wspomnianej darfuriańskiej bojówki Janjaweed, dowodzonej przez generała Mohameda Hamdana Dagalo, zwanego Hamedtim. Trudno przy tym któremukolwiek z nich przypisać jakąkolwiek godną wspierania emancypacyjną motywację, pozwalającą zbudować nośną opowieść o oporze, sprawiedliwości czy równości. W rzeczywistości obaj zbrodniarze stanęli na drodze rozwojowi demokracji w Sudanie i ręka w rękę masakrowali cywilów, którzy domagali się udziału we władzach.
W 2019 roku obalono rządzącego krajem od 30 lat, wywodzącego się z islamistycznej junty dyktatora Omara al-Bashira. Potężne protesty zrobiły wówczas duże wrażenie na całym świecie. Nastąpiły one po tym, jak napędzany ropą boom pierwszej dekady lat dwutysięcznych ustąpił chaosowi i polityce austerity po odłączeniu się Sudanu Południowego. Symbolem rewolucji stała się 22-letnia Alaa Salah, stojąca w powiewającej białej sukni na dachu samochodu i przewodząca tłumom protestujących. Jej ikoniczne zdjęcie podkreślało liczny udział kobiet w rewolucji, która na krótko sprawiła, że Sudańczycy po raz pierwszy od dawna zaczęli patrzeć w przyszłość z nadzieją. Krzyczeli „Madaniyya!” – to hasło traktujące o demokracji, cywilnym rządzie i godności.
Niestety, szeroka cywilna koalicja, która pomogła obalić al-Bashira, nie ustrzegła się błędów, na które tylko czekali bezwzględni gracze. Generałowie al-Burhan i Hamedti, doświadczeni w brutalnych politycznych rozgrywkach, doskonale wiedzieli, jak wykorzystać konflikty wśród protestujących, aby nie dopuścić do przekazania władzy demokratycznemu rządowi po przejęciu jej z rąk al-Bashira. W czerwcu 2019 roku RSF i SAF zmasakrowały protestujących w Chartumie . Zabito około stu osób, ciała wrzucano do rzeki i kanałów. W 2021 roku generałowie przejęli władzę drogą zamachu stanu.
Hamedti, który przewodzi paramilitarnej formacji RSF, wykreowany został przez Omara al-Bashira, obawiającego się zamachu stanu ze strony generała mającego władzę nad wszystkimi jednostkami w kraju. Skutkiem tego w 2021 roku władza oparła się na niepewnym sojuszu między niezależnymi od siebie armiami: darfuriańskim RSF oraz oficjalną armią Sudanu, SAF. W tamtym momencie można było zacząć odliczać czas do nieuniknionego wybuchu tej ogromnej beczki prochu.
Wybuchła w kwietniu 2023 roku. Przyczółkiem RSF stał się zachód kraju. Większą, wschodnią część trzyma dzisiaj armia sudańska. Pod jej władzą znajduje się również stolica, odbita wiosną 2025 roku, oraz Port Sudan, kluczowe miasto nad Morzem Czerwonym. Strony, rzecz jasna, nie walczą same i stoi za nimi kolejka sponsorów i sojuszników. Część wspiera konsekwentnie jedną z armii. Rosja zmieniła swoje sympatie w trakcie wojny i aktualnie wspiera SAF, na który naciska w celu budowy bazy wojskowej w Port Sudan. Niektóre kraje, jak Chiny czy Iran, widzą złoty interes w zbrojeniu obu stron konfliktu. Najczęściej wskazywanym złoczyńcą są Zjednoczone Emiraty Arabskie, dostarczające broń ludobójczej formacji RSF.
„Nasz” Izrael i „dzika” Afryka
Tutaj zbliżamy się do najważniejszego moim zdaniem powodu, dla którego wojna w Sudanie nie zrobiła kariery w zachodnich mediach i nie stała się pokoleniową sprawą, za którą walczą studenci na uniwersytetach. Powód ten jest banalny: udział krajów Zachodu w tej wojnie o wiele trudniej wykazać, niż w przypadku Izraela. Można szukać poszlak, jak brytyjska broń trafiająca do Zjednoczonych Emiratów Arabskich i odnajdywana później w posiadaniu RSF, próby uciszania krytyki ZEA czy układanie się z niemającymi społecznej legitymacji sudańskimi władzami dla osiągania własnych geopolitycznych celów, jednak większość źródeł jako kraje najbardziej umoczone w sudański konflikt podaje obok ZEA m.in. Egipt, Etiopię, Erytreę, Arabię Saudyjską, Turcję i Rosję.
Poza Rosją nie są to kraje, z którymi zachodnia opinia publiczna czuje emocjonalny związek – a jest to kluczowe dla zbudowania narracyjnej infrastruktury, która poniesie opowieść, rozpali umysły i wyciągnie ludzi na ulice. Nie chodzi po prostu o relacje sojusznicze. Ludobójstwo w Strefie Gazy dokonywane jest zupełnie otwarcie zachodnią bronią i z zachodnim wsparciem przez „jedyną demokrację na Bliskim Wschodzie”. Nasz Izrael, uczestnik Eurowizji hołdujący zachodnim wartościom, państwo z wegańską, queerową armią – to miejsce, gdzie europejska klasa średnia wyjeżdża na wakacje, a seniorzy i seniorki pielgrzymują, aby doświadczyć dobrodziejstw cywilizacji judeochrześcijańskiej.
Niektórzy, jak Jan Hartman, chcieliby w sprzeciwie wobec izraelskich działań widzieć po prostu ujście dla jawnego lub ukrywanego antysemityzmu. Jest to prawda w przypadku tradycyjnie propalestyńskich narodowców czy oszołomów pokroju Grzegorza Brauna, a w pewnym stopniu pewnie też przewrotna, intelektualnie prowokująca okoliczność, w której stworzone po Holokauście państwo żydowskie teraz samo dokonuje ludobójstwa, przyczyniła się do popularności tej historii. Jednak tego czynnika nie należy przeceniać, bo tym, co łączyło wymienione przez Normana Finkelsteina „pokoleniowe sprawy”, dla których amerykańscy czy europejscy studenci byli w stanie ryzykować miejsca na najlepszych światowych uniwersytetach, nie był ani antysemityzm, ani antysyjonizm, lecz po prostu towarzysząca tym sprawom rozbudowana opowieść o zachodnim imperializmie i białej supremacji. Opowieść, którą mieszkańcy Unii Europejskiej czy USA odbierać mogą osobiście, jako zestaw zarzutów kierowanych do nich samych. Zarzutów, z którymi osoby przykładające wagę do abstrakcyjnych zasad globalnej sprawiedliwości chcą się rozliczyć.
Sudańczycy podobnie jak Palestyńczycy próbują zainteresować swoją sprawą media społecznościowe, jednak z o wiele mniejszym sukcesem. Na Instagramie działają profile @sudan.updates i @thesudanpage, informujące na bieżąco o konflikcie. Od kilku dni algorytmy stały się dla nich odrobinę bardziej łaskawe w związku ze zdobyciem przez RSF ostatniego przyczółka armii sudańskiej w Darfurze, obleganego od miesięcy el-Fasher. W ciągu trzech dni zabito 1500 osób, w tym pacjentów w szpitalu al-Saudi, wolontariuszy i pracowników Czerwonego Półksiężyca. Wcześniej w okolicy el-Fasher dochodziło do potwornych zbrodni, między innymi w obozie Zamzam, a przemoc seksualna stosowana przez bojowników Hamedtiego sprawia, że kobiety w wioskach, do których zbliża się RSF, często decydują się popełnić samobójstwo. Zdobycie el-Fasher wieńczy pewien proces – jest ważnym krokiem na drodze do odłączenia się Darfuru od Sudanu. Będzie to smutne postscriptum napełniających nadzieją pokojowych protestów 2019 roku.
Misja Global Sumud Flotilla nie popłynęła i prawdopodobnie nie popłynie do Sudanu. Jednak większość osób, które wyśmiewały z tego powodu aktywistów, słusznie poruszonych streamowanym na żywo cierpieniem ludności Gazy, to nie działacze na rzecz pomocy Sudańczykom. Czy krytycy Franka Sterczewskiego przyklasnęliby mu, gdyby zaangażował się w misję na rzecz mieszkańców Darfuru? Podejrzewam, że szydziliby z niego tak, jak szydzili z jego udziału we flotylli czy z próby dostarczenia jedzenia i leków afgańskiej rodzinie na granicy polsko-białoruskiej. To osoby pogrążone w cynizmie, które również w innych chcą zabić jakiekowiek ludzkie odruchy i poczucie solidarności.
To, że udało się na tak długo utrzymać uwagę międzynarodowej opinii na jakimkolwiek kryzysie humanitarnym, jest samo w sobie wartościowe. Ponadpaństwową solidarność z Palestyńczykami można potraktować jako promyk nadziei dla świata rozrywanego przez konflikty, które co do zasady nie zyskują należnej im uwagi. Zamiast traktować ruch propalestyński jako przejaw hipokryzji i ignorancji zblazowanych lewicowych aktywistów, warto zastanowić się, jak jego medialny sukces powtórzyć w innych miejscach świata.































Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.