Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Japońska Margaret Thatcher. Sanae Takaichi przypomina, że „kobieta” nie zawsze znaczy „progres”

Na wybór Sanae Takaichi na premierkę Japonii warto spojrzeć przez pryzmat tego, co badaczka Rosalind Dixon nazywa „przemocowym feminizmem”, który wykorzystuje feministyczny język i symbolikę do legitymizacji autorytarnej i opresyjnej polityki.

Japonistka, reportażystka
Kontekst

👩‍💼 Sanae Takaichi została pierwszą kobietą na stanowisku premiera Japonii, ale jej wybór nie oznacza postępu w równości płci. To kontynuacja konserwatywnej i nacjonalistycznej linii Partii Liberalno-Demokratycznej (LDP).
🧱 Nowa premierka reprezentuje skrajnie prawicowe poglądy: sprzeciw wobec imigracji, praw osób LGBTQ+ i ograniczeń w pracy; planuje zniesienie limitu nadgodzin i wzrost wydatków zbrojeniowych.
🎭 Pod płaszczykiem „feminizmu” Takaichi promuje autorytarną i antyspołeczną politykę, która pogłębia nierówności, ogranicza wolność mediów i służy interesom elit oraz Stanów Zjednoczonych, a nie zwykłych Japończyków.

5

Łatwo uwierzyć w to, że wybór Sanae Takaichi na stanowisko premiera Japonii – jako pierwszej kobiety w historii – to symbol postępu w zakresie równości płci w tym kraju. Ale to decyzja, która wpisuje się w trend obecny na całym świecie: Takaichi ma tyle wspólnego z feminizmem, co Giorgia Meloni czy Alice Weidel z niemieckiego AfD.

Zachodnie media opisując Takaichi zazwyczaj polegają na hasłach, które dobrze się „klikają” – że grała kiedyś na perkusji, że jest fanką heavy metalu i swego czasu namiętnie jeździła na motorze – wtrącając mimochodem, że jest ultranacjonalistką, przeciwniczką małżeństw dla par jednopłciowych i zasiadania na cesarskim tronie przez kobiety. Jej wybór to logiczna kontynuacja wewnętrznej polityki Partii Liberalno-Demokratycznej (LDP), rządzącej Japonią niemalże nieprzerwanie od siedemdziesięciu lat, oraz ukłon w stronę skrajnie prawicowego elektoratu.

Czytaj także Aborcja we Włoszech. „Meloni łączy neofaszyzm z neoliberalizmem” Margherita Gobbo

Od kilku lat, zwłaszcza od zabójstwa premiera Shinzō Abego w 2022 roku, japońska polityka przypomina drzwi obrotowe. Po jego śmierci dochodziło do kolejnych przetasowań na stanowisku premiera – szefem rządu został Yoshihide Suga, po roku pałeczkę przejął Fumio Kishida, który podał się do dymisji po dwóch latach. Kilkanaście miesięcy później zrezygnował jego następca, Shigeru Ishiba, który nie poradził sobie z kryzysem w partii, wywołanym potężnym skandalem związanym z jej finansowaniem i utratą sporej części mandatów w wyborach do wyższej izby parlamentu w lipcu tego roku.

Wzrost zanotowała za to ultranacjonalistyczna i populistyczna partia Sanseitō, której przewodniczący zbija kapitał na sianiu ksenofobicznej paniki oraz rozgrzewaniu nacjonalistycznych sentymentów. Główną inspiracją hasła przewodniego Sanseitō – „Japanese First” – jest oczywiście Donald Trump i jego „Make America Great Again”.

Nie przyjmujmy imigrantów, umierajmy z przepracowania

Podczas wewnątrzpartyjnej kampanii o fotel lidera LDP Takaichi – znana od lat ze swoich skrajnie prawicowych poglądów – postawiła wszystko niemalże na jedną kartę: przekonanie do siebie najbardziej konserwatywnej części swojej partii. A od lat na świecie sprawdzonym sposobem na to jest sianie strachu przed cudzoziemcami, co pozwala zbierać szybkie i obfite polityczne plony, zwłaszcza w obliczu ekonomicznego kryzysu: słabnącego jena, wzrostu masowej turystyki, rosnących kosztów życia i inflacji.

W mediach szeroko poniosła się wypowiedź, w której Takaichi twierdziła z pełnym przekonaniem, że osoby z zagranicy kopią sarny w Narze (mieście znanym ze świątyń buddyjskich, z którego pochodzi zresztą Takaichi). To niemalże kopiuj-wklej z wyborczego arsenału Trumpa, który twierdził, że imigranci z Haiti „jedzą koty i psy” oraz Nigela Farage’a z Wielkiej Brytanii o imigrantach z Europy Wschodniej, polujących na łabędzie w londyńskich parkach, żeby je potem zjeść.

Czytaj także Homonacjonalizm: dlaczego geje głosują na radykalną prawicę Mathias Foit

Poglądy Takaichi znajdują odzwierciedlenie w składzie powołanego przez nią rządu. Szczególnie wymowne jest mianowanie Kimi Onody na ministrę ds. bezpieczeństwa ekonomicznego, którą wielu Japończyków i Japonek kojarzy z antyimigracyjnego klipu partii.

Wybór Onody świetnie wpisuje się też w światowy trend wykorzystywania przedstawicieli i przedstawicielek mniejszości do propagowania ultrakonserwatywnych wartości: niebiali politycy w administracji rządowej USA popierający inwazję na kraje Globalnego Południa czy rajdy ICE, szefowa niemieckiego AfD żyjąca otwarcie w jednopłciowym związku i jednocześnie działająca na szkodę osób LGBTQ+. Onoda jest w połowie Japonką – ma ojca Amerykanina – co nie przeszkadza jej od lat zbijać politycznego kapitału na antyimigracyjnych sentymentach.

Dzień po oficjalnym zaprzysiężeniu Takaichi nakazała ministerstwu pracy, zdrowia i opieki społecznej przygotować projekt ustawy o zniesieniu limitu dozwolonych nadgodzin. Kilka tygodni wcześniej powiedziała podczas jednej z konferencji prasowych, że najchętniej zniosłaby tak zwany „work-life balance” (równowagę między pracą a życiem prywatnym) i „pracowała, pracowała, pracowała i jeszcze raz pracowała”.

Zgodnie z rewizją Kodeksu pracy, która weszła w życie w kwietniu 2019 roku, maksymalna liczba nadgodzin wynosi 45 godzin w skali miesiąca. Takaichi planuje te ograniczenia znieść. Ken’ichirō Ueno, nowy minister pracy, przyznał podczas konferencji 22 października, że górnym limitem powinna być tak zwana „granica karōshi”, ustalona na ten moment na 80 godzin w miesiącu (karōshi to po japońsku „śmierć z przepracowania”).

Rozmontowywanie praw pracowniczych w kraju, w którym już teraz liczba godzin przepracowywanych w miesiącu jest jedną z najwyższych na świecie, a coraz mniej osób zatrudnianych jest na umowę o pracę i na pełen etat, nie powinno dziwić w przypadku polityczki, która jako swoją główną inspirację podaje Margaret Thatcher. A wszystko to najmocniej dotknie kobiety, które doświadczają rosnącej przepaści płac (22 proc. w 2023 roku) i prekaryjności zatrudnienia.

Stracą zwykli Japończycy, zyskają Stany Zjednoczone

Wybór Takaichi to też głos za powrotem do starań Shinzō Abego o zniesienie Artykułu 9 japońskiej konstytucji, zakazującego posiadania sił zbrojnych. Już teraz nowa premierka obiecała zwiększenie wydatków na Japońskie Siły Samoobrony do 2 proc. PKB. LDP, hamowane wcześniej przez Komeitō, planuje mocno rozwinąć też lokalny przemysł zbrojeniowy, między innymi poprzez współpracę z innymi krajami. Na początku tego roku podpisano porozumienie z rządami Włoch i Wielkiej Brytanii o wspólnej produkcji samolotów odrzutowych.

Pod płaszczykiem feminizmu kryje się zatem maczystowska propaganda prowojenna, na której najwięcej zyska rząd Stanów Zjednoczonych (m.in. poprzez handel bronią), a stracą – poprzez cięcia budżetowe czy podniesione podatki – zwykli obywatele i obywatelki.

Czytaj także Partnerstwo czy jeszcze więcej wyzysku? Giorgia Meloni ma plan dla Afryki Anna Mikulska

Żeby przekonać Japończyków i Japonki do zmiany konstytucji oraz przeznaczania coraz większej części budżetu na zbrojenia, od lat prowadzona jest akcja wybielania imperialistycznej historii. Świetnie widać to na przykładzie polityki innej prominentnej japońskiej polityczki, Yuriko Koike, gubernatorki Tokio i byłej członkini LDP. Co roku odmawia ona udziału w obchodach rocznicy masakry w Kantō i zaprzecza, że w ogóle miała ona miejsce – mowa o pogromie dokonanym na koreańskiej ludności po trzęsieniu ziemi w 1923 roku, kiedy to z przyzwoleniem rządzących i policji zamordowanych zostało kilka tysięcy osób koreańskiego pochodzenia (Korea była wtedy japońską kolonią).

Koike, tak jak Takaichi, należy do Nippon Kaigi, największej i najbardziej wpływowej nacjonalistycznej organizacji, lobbującej od kilkudziesięciu lat m.in. za rewizją treści podręczników, czyli za wybieleniem albo wręcz usunięciem jakichkolwiek wzmianek o japońskich zbrodniach wojennych. Możemy się spodziewać, że protegowana Abego będzie kontynuować jego politykę ingerowania w edukację i dalej budować narrację o „wspaniałej Japonii”. Niedawna propozycja Takaichi, żeby uznać znieważenie flagi za przestępstwo, świetnie się w tą nacjonalistyczną propagandę wpisuje.

Jeszcze mniej wolności prasy i „przemocowy feminizm”

Istnieją też obawy, że Takaichi będzie kontynuować represyjną politykę wobec mediów z czasów, gdy była ministrą spraw zagranicznych i komunikacji w rządach Abego w latach 2014-2017 i 2019-2020, aktywnie przyczyniając się do spadku Japonii w rankingu wolności prasy World Press Freedom (w 2011 roku Japonia była na 11. miejscu na świecie, w 2016 – już na 72., od tamtego czasu wspięła się jedynie sześć miejsc wyżej). W 2016 roku Takaichi zagroziła, że będzie odbierać pozwolenia na transmisję, jeśli będą w „nie fair” sposób przedstawiać działania rządu. Rok wcześniej wewnątrzpartyjna komisja wezwała „na dywanik” osoby zarządzające „Asahi Shinbun”, jednym z najpopularniejszych dzienników, oraz państwową telewizją NHK.

Nic dziwnego, że media coraz rzadziej zdają się wprost krytykować rządzących, jeśli ryzykują odebraniem pozwoleń albo odebraniem możliwości udziału w konferencjach prasowych – kwestię ograniczania wolności mediów za czasów ministerialnej kadencji Takaichi poruszył w 2017 roku specjalny sprawozdawca ONZ ds. promocji i ochrony prawa do wolności wyrażania opinii oraz wolności wypowiedzi. Istnieje spore ryzyko, że niebawem będzie można dostrzec natężenie podobnie martwiących sygnałów, zwłaszcza w obliczu projektu nowej ustawy antyszpiegowskiej.

Takaichi jest świetnym przykładem tego, jak neoliberalny feminizm i jego retoryka „przebijania szklanego sufitu” dotyczy jedynie garstki na szczycie, która pod płaszczykiem „progresu” doprowadza do rozkładu struktur pomocy społecznej, demonizuje mniejszości i realnie wpływa na pogorszenie standardu życia przeciętnego obywatela i obywatelki. Według danych rządowych relatywne ubóstwo dotyczy 15,4 proc. Japończyków i Japonek i prawie połowy samotnych kobiet po 65 roku życia (dla porównania w Polsce jest to 13,3 proc. dla całej populacji). Warto spojrzeć zatem na wybór Takaichi i jej nowy rząd właśnie w kontekście tego, co badaczka Rosalind Dixon nazywa „przemocowym feminizmem” (ang. abusive feminism), który wykorzystuje feministyczny język i symbolikę do legitymizacji autorytarnej i opresyjnej polityki.

Czytaj także Jak Margaret Thatcher zmieniła współczesny krajobraz mieszkaniowy Manuel Gabarre de Sus

Nowa japońska premierka to reprezentantka patriarchalnej i konserwatywnej partii rządzącej, a nie symbol poprawy pozycji kobiet w japońskim świecie polityki. Wbrew jej zapewnieniom o tym, że będzie dążyć do „nordyckiego poziomu” reprezentacji kobiet w rządzie (w Danii jest to 36 proc., w Finlandii 61 proc.), w jej gabinecie poza nią samą znajdują się tylko dwie kobiety.

Takaichi podczas swojej kadencji – która, patrząc na ostatnie kilka lat, wcale nie musi potrwać długo – będzie aktywnie kontynuować dotychczasową politykę LDP i wyprowadzać swoją prawicową i skostniałą partię na coraz bardziej konserwatywne wody. A jeśli nie uda się jej przekonać do siebie ani członków partii, ani wyborców, zawsze można ją z fotela premierki usunąć – to nie pierwszy ani nie ostatni raz, gdy w momentach kryzysu na kierownicze stanowiska wybierane są kobiety, żeby można je było później ewentualnie ze szklanego klifu zrzucić.

**
Karolina Bednarz – japonistka, reportażystka, współzałożycielka wydawnictwa i księgarni Tajfuny, specjalizującej się w literaturze Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej. Autorka książki Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet (Wydawnictwo Czarne 2018) – zbioru reportaży o życiu i problemach kobiet w Japonii. Współtłumaczyła z japońskiego Czarną skrzynkę Shiori Itō. W Tajfunach opiekuje się serią non-fiction.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie