Prokurator generalny Adam Bodnar zawiesił wiceprokuratora generalnego Ostrowskiego, a prokuratura wszczęła wobec niego śledztwo. Być może wytykany rządowi Donalda Tuska uśmiech jest pozorny, może nie do końca szczery, ale jest sygnałem, że możemy czegoś wymagać od władzy.
Nie spodziewałam się, że kiedyś to napiszę, ale „zamach stanu”, w którego sprawie śledztwo prowadził zastępca prokuratora generalnego Michał Ostrowski, nominowany na stanowisko już po przegranych przez PiS wyborach, skłania mnie do pochwały pozoru. Pozoru, który jak się okazuje, stoi na straży racji stanu i trwania państwa i pręży się nie gorzej niż jawność i transparentność.
Za fasadą pozoru mogą dziać się różne rzeczy; jego istnienie każe rozumieć, że gdzieś za kulisami toczy się prawdziwa gra o przywileje. Dlatego zawsze oczekiwałam, że ustąpi on miejsca jawności, co wyjdzie państwu i obywatelom na zdrowie.
Rządy PiS uświadomiły mi jednak, że brak pozoru zapowiada rychlejszą katastrofę niż brak jawności, bo państwo pod rządami PiS było jawnie haniebne, używając sformułowania Orwella. Partia otwarcie okazywała pogardę dla prawa, dokonując zamachów na kolejne instytucje i używając ich jako narzędzi do utrwalania swojej władzy. Politycy tej partii palili za sobą mosty, rządzili tak, jakby władzy nie mieli stracić nigdy – i nigdy nie mogli zostać rozliczeni.
PiS pijany albo niespełna rozumu. Rozwód Europy z USA będzie koszmarem
czytaj także
Argumentem niejako sankcjonującym ten rodzaj rządów było powszechnie dzielone przez wyborców przekonanie, że politycy kłamią, nadużywają swojej władzy, pomagają w karierach swoim bliskim; że „sami swoi” to sedno polityki, a demokracja pozwala na to, że co parę lat inni „swoi” mają szansę skorzystać z olbrzymich zasobów państwa.
Było w tym trochę prawdy, jednak PiS był pierwszym po transformacji rządem, który najgorsze obawy zamienił na oczywistości i odarł władzę z pozorów służby publicznej. Własny prokurator, własny sąd, własny trybunał, własne służby, własne wojsko, własny Kościół i własna telewizja – wszystko utrzymywane z publicznych pieniędzy. Gdyby ten plan się powiódł, gdybyśmy zgodzili się wszyscy na to, że państwo tym właśnie jest, narzędziem w rękach partii-suwerena – byłoby po demokracji.
Kibice Nawrockiego rozumieją mit Jasnej Góry lepiej niż oburzeni Polacy
czytaj także
Ale demokracja chroniona jest nie tylko przez instytucje, ale też przez to, czego my od nich oczekujemy. Jeśli oczekujemy transparentności, praworządności, przestrzegania procedur – chronimy je od ostentacyjnego, jawnego, haniebnego działania władzy w interesie jej samej. Jeśli oczekujemy od nich, że będą działać dla dobra obywatelek, nie dla dobra władzy – będą zmuszone zachowywać przynajmniej pozór, który będzie krępować, powstrzymywać od psucia państwa i całkowitej demoralizacji elity polityczne.
Całkowita jawność arbitralnej władzy sprzyja budowaniu sieci klienckich, oligarchii uwłaszczającej się na państwowych przedsiębiorstwach, którzy powoli zaczynają utożsamiać się z państwem niczym Król Słońce Ludwik XIV. Wszystko to widzieliśmy. A teraz, śledząc losy „zamachu stanu”, który miał zaobserwować prezes Trybunału Konstytucyjnego Bogdan Święczkowski, widzimy kolejny, mam nadzieję już ostatni, odcinek tego serialu.
I ja się nawet cieszę, że co jakiś czas na scenę wraca jakaś postać tak dosadnie przypominająca nam, czym charakteryzowały się rządy PiS. Przypominająca brak zawahania się przed wyciągnięciem najpoważniej brzmiących haseł, oskarżeń, przed dewaluacją pojęć, które kończą najczęściej jako jednodniówki, a czasem zajmują media nawet i przez tydzień.
Prokurator generalny Adam Bodnar zawiesił wiceprokuratora generalnego Ostrowskiego, a prokuratura wszczęła wobec niego śledztwo, podejrzewając, iż Ostrowski prowadzonego przez siebie śledztwa w sprawie domniemanego „zamachu stanu” nie zarejestrował.
czytaj także
Nawet PiS od pomysłu „zamachu” się dystansuje, i to nie tylko dlatego, że trwa kampania wyborcza, a wyborcy mieli słyszeć głównie krytykę rządu za ceny energii i masła, a nie – znowu – dysputy o jakichś prawnych zawiłościach.
Ale Bogdan Święczkowski to kolega Zbigniewa Ziobry, nominowany przez na prezesa TK przez prezydenta Dudę, choć faworytem PiS był Bartłomiej Sochański. A być może dla PiS będzie lepiej od Ziobry się dystansować. Pegasus, Fundusz Sprawiedliwości, umarzane i ustawiane na polityczne zlecenie śledztwa za jego czasów – odarte z czaru i grozy władzy, jawne – to może być za wiele nawet dla wyborców prawicy. PiS ma przecież już dość problemów: RARS, wille plus, dwie wieże, kosztowne wycieczki kandydata Nawrockiego i serial Statek miłości.
Być może wytykany rządowi Donalda Tuska uśmiech jest pozorny, może nie do końca szczery, ale jest sygnałem, że możemy wymagać, czepiać się, i nie spotka nas wyłącznie szyderczy rechot.