Poglądy Vance’a są mieszanką kalifornijskiego libertarianizmu z lokalizmem czy też antyglobalizmem. Fakt, że sprzeciwia się establishmentowi i broni lokalnego rynku i lokalnych producentów przed tańszą konkurencją, nie oznacza wcale, że promuje poglądy lewicowe.
Rafał Woś nie ustaje w dowodzeniu, że prawica, w której najwyraźniej postanowił zapuścić korzenie na dłużej i głębiej, jest w istocie obecną lewicą. Miało więc dojść do nieoczekiwanej zamiany miejsc. O ile opisywanie przez niego w ten sposób polityki PiS było jeszcze w jakiś sposób uzasadnione, bo partia Kaczyńskiego obok błędów i występków ma też zasługi na polu polityki społecznej czy wzmacniania finansów państwa, to już kolejne kroki Wosia są nie tylko błędne, ale zwyczajnie kuriozalne. Dotychczasowym szczytem tego kuriozum jest nazwanie lewicą amerykańskiej Partii Republikańskiej (GOP) – a właściwie jej prawego skrzydła.
Dowodem na lewicowy skręt GOP ma być ogłoszenie J.D. Vance’a kandydatem na wiceprezydenta USA w gabinecie Donalda Trumpa. J.D. Vance jest autorem głośnej książki Elegia dla bidoków, która jest lewicowa głównie dlatego, że ma bidoków w tytule, ale Powrót do Reims to to nie jest.
czytaj także
Autor Elegii skupia się na psychologicznych mechanizmach, które utrzymują ludzi ubogich w ubóstwie. One oczywiście są ważne, jednak ważniejsze są kwestie strukturalne, o których Vance pisze niewiele i skupia się głównie na wyprowadzeniu produkcji przemysłowej z USA do państw biedniejszych i tańszych. Dodajmy, że na tym procesie w ogromnym stopniu skorzystała Polska, więc już tutaj Vance nie wydaje się interesującym sojusznikiem.
Mowa jest więc o typowym prawicowym lokaliście, który dostrzega trudne położenie pracowników z Pasa Rdzy i innych biednych stanów, ale całą winę zrzuca na postępujący globalizm. Owszem, globalizacja produkcji bardzo osłabiła pracowników za oceanem, jednak dzięki ustanowieniu Pax Americana USA czerpały wiele korzyści.
Już sam fakt, że dolar jest globalną walutą rezerwową, pozwala USA na ekspansywną politykę monetarną (tzw. luzowanie ilościowe) i bardzo tanie zaciąganie długu publicznego. Po prostu korzyści te trafiały do garstki elit, a nie rozchodziły się egalitarnie po całym amerykańskim społeczeństwie. I to właśnie amerykański porządek społeczno-ekonomiczny jest główną przyczyną ubóstwa ludzi w amerykańskim interiorze.
O tym jednak Vance się nie zająknie, bo musiałby nadepnąć na odcisk różnych wpływowych grup interesu, które łożą na jego partię setki milionów dolarów. Przypomnijmy, że niedawno Elon Musk zadeklarował przekazywanie na kampanię Trumpa 45 mln dol. miesięcznie. Można zakładać, że Musk nie byłby taki hojny, gdyby liczył na lewicową politykę gabinetu Trumpa.
czytaj także
Zresztą tę ślepotę Vance zaprezentował w lutowym tekście dla „Financial Timesa”, w którym nazwał amerykańskie wydatki zbrojeniowe „podatkiem od narodu amerykańskiego, aby zapewnić bezpieczeństwo Europie”. W ogóle nie dostrzega w nich korzyści, jakie USA czerpią z globalnej dominacji – nie pisze o tym, że wydatki zbrojeniowe krajów Europy, szczególnie Europy Środkowo-Wschodniej, trafiają w ogromnym stopniu do amerykańskich firm zbrojeniowych.
Nie zwraca też uwagi, że dominacja dolara pozwala Amerykanom na import towarów z całego świata w śmiesznie niskich cenach. Przypomnijmy, że USA są zdecydowanie największym importerem świata. Pod względem PKB per capita biją na głowę najzamożniejsze kraje Europy. Według parytetu siły nabywczej, w tym roku w USA wyniesie on 85 tys. dol., a w Holandii 74 tys.
Skoro USA tak cierpi z powodu globalizacji produkcji, to skąd tam tyle pieniędzy? Cierpią biedni ludzie, ale ma to miejsce na samo życzenie Amerykanów, którzy godzą się na niedopuszczalny w Europie system ekonomiczno-społeczny.
„Posłuchajcie Vance’a. Zobaczcie, co ma do powiedzenia o wydatkach na publiczną służbę zdrowia (jest przeciwny ich zmniejszaniu), o związkach zawodowych (wspierał je aktywnie w czasie ostatnich strajków) albo o politykach klimatycznych (jest przeciwko zielonej ideologii, bo widzi w niej przepis na postępującą dezindustrializację i zubożenie klas pracujących)” – pisze Woś.
Przyjrzyjmy się więc temu, co Vance mówi o ochronie zdrowia. Jego aktywność polityczną na tym polu opisał Ariel Cohen na łamach „Roll Call”. Owszem, poglądy Vance’a nie są typowo republikańskie. Domagał się między innymi poprawy dostępności insuliny dla pacjentów. Poza tym założył fundację Our Ohio Renewal, której celem było zwalczanie epidemii opioidowej. Szybko zakończyła ona jednak działalność, a jej pracownicy oskarżali Vance’a o kierowanie się własnym interesem politycznym. Poza tym organizacja zatrudniła lekarkę powiązaną z think tankiem Purdue Pharmy, czyli producenta OxyContinu.
Inne działania Vance’a na tym polu nie są przesadnie lewicowe. Domagał się między innymi uniemożliwienia objęcia dzieci nielegalnych imigrantów, czyli tak zwanych Marzycieli, ochroną zdrowia finansowaną ze środków publicznych i odcięcia im dostępu do rejestracji na giełdach HealthCare.gov. Poza tym poparł bezwzględny ogólnokrajowy zakaz aborcji po 15 tygodniu ciąży, a w 2021 roku przeciwstawiał się nawet przerywaniu ciąży pochodzącej z gwałtu lub kazirodztwa, gdyż „dwie krzywdy nie tworzą dobra”.
czytaj także
Także wsparcie Vance’a dla strajkujących związków zawodowych było głównie koniunkturalne. „J.D. Vance naprawdę chce, żebyś uwierzył, że popiera strajkujących pracowników zakładów samochodowych. Retoryka prawicy na temat United Auto Workers bardzo jednak przypomina walkę ze związkami zawodowymi” – pisał Noah Lanard na łamach „Mother Jones”.
„Prawdziwym złoczyńcą w sprawie pracowniczej, jak twierdzą Hawley i Vance, nie są spółki samochodowe zarabiające dziesiątki miliardów dolarów rocznie, ale Demokraci promujący pojazdy elektryczne” – czytamy dalej. Przypomnijmy, że demokraci w ustawie Inflation Reduction Act zapewnili miliardy dolarów na samochody elektryczne produkowane w USA, a nie jakiekolwiek. Wsparcie Vance’a dla strajkujących związkowców było więc jedynie formą ataku na politykę klimatyczną demokratów, a nie wynikającym z przekonań poparciem dla klasy pracującej.
Vance jawi się również jako wielki przeciwnik Wall Street. „Koniec, panie i panowie, z zaspokajaniem potrzeb Wall Street. Zobowiązujemy się do pracy” – stwierdził na konwencji republikanów. To jednak wcale nie oznacza, że będzie się on domagał większej regulacji rynków kapitałowych. Wręcz przeciwnie. Jak zauważył na łamach „Roll Call” Michael Canning z firmy doradczej LXR Group, Vance jest typowym przedstawicielem Doliny Krzemowej, który lepiej czuje się na zderegulowanych rynkach funduszy venture czy private equity, a nie tradycyjnych rynkach kapitałowych.
czytaj także
Poza tym Vance „stał się orędownikiem branży kryptowalut”, jak stwierdził w tym samym tekście Milan Dalal z firmy doradczej Tiger Hill Partners. Vance zamierza promować nie tylko kryptowaluty, ale też niezarejestrowane oferty akcji, czyli obszary, których ekspansji sprzeciwia się amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd.
Poglądy Vance’a są więc mieszanką kalifornijskiego libertarianizmu z lokalizmem czy też antyglobalizmem. Fakt, że sprzeciwia się establishmentowi i broni lokalnego rynku i lokalnych producentów przed tańszą konkurencją, nie oznacza wcale, że promuje poglądy lewicowe.
Przypomnijmy, że główną wartością lewicową jest równość i wynikający z niej egalitarny porządek społeczny, o których Vance w ogóle się nie zająknie. Mieszkając w Polsce, niewątpliwie należałby do Konfederacji, bo jego poglądy idealnie wpasowują się w konglomerat idei zgromadzonych pod tym szyldem. Konfederacja też jest lewicowa, redaktorze Woś?