To bardzo naiwne, żeby uważać, że po zabraniu się za osoby trans skrajna prawica zakończy przemarsz i zostawi konserwatywnych gejów i transfobiczne feministki w spokoju, a może nawet przyzna im łaskawie jakieś prawa człowieka.
Komentarz Mai Heban dla stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza na temat oświadczenia Łukasza Sakowskiego z bloga „To Tylko Teoria”.
We wtorek w Magazynie Kontakt ukazał się świetny tekst To tylko teoria spiskowa, którego autorzy brutalnie rozprawili się z manipulacjami aktywisty anty-trans Łukasza Sakowskiego, znanego z profilu To Tylko Teoria. Kiedy artykuł przez kilka godzin roznosił się po internecie, chyba nikt nie podejrzewał, że jeszcze tego samego dnia bohater tekstu wywoła burzę o nieporównanie większej skali, ujawniając się jako osoba detrans – czyli ktoś, kto przeszedł tranzycję, a następnie się z niej wycofał.
czytaj także
Ten rozgłos jest zrozumiały – nie mieliśmy jeszcze w Polsce tak głośnego przypadku detranzycji, a Sakowski przez lata wybudował sobie potężne zasięgi w mediach społecznościowych. W internecie zawrzało. Niestety post trafił też do ludzi, którzy nie potrafią dostrzec, jak nienawistnym językiem mówi o osobach trans jego autor. Nie wiedzą też o jego wcześniejszych kłamstwach jak łączenie aktywizmu LGBT+ z pedofilią czy stwierdzenie wprost, że tranzycja jest szkodliwa.
O ile tranzycja znanej osoby wywołuje zainteresowanie, bo dla wielu osób w Polsce ten temat jest wciąż sensacją, o tyle wycofanie się z procesu uzgodnienia płci jest chyba jeszcze bardziej egzotyczne. Nie dziwi więc, że w ciągu kilku godzin wpis Sakowskiego wyrobił ogromne zasięgi, a jeszcze tego samego wieczoru repost pojawił się w prawicowych mediach. Następnego dnia rano tweet udostępnili już tacy politycy jak Sebastian Kaleta, Robert Winnicki czy Krzysztof Bosak. Wszyscy są oczywiście przeciwni nie tylko tranzycji, ale i równouprawnieniu osób niehetero.
Jak często bywa w przypadku niszowej, ale głośnej (deklaratywnie) feministyczno-tęczowej odnogi ruchu anty-trans, jego największymi sojusznikami są ludzie, którzy nienawidzą tak feminizmu, jak i tęczy. To też bardzo naiwne, żeby uważać, że po zabraniu się za osoby trans skrajna prawica zakończy przemarsz i zostawi konserwatywnych gejów i transfobiczne feministki w spokoju, a może nawet przyzna im łaskawie jakieś prawa człowieka. Nie da się tego jednak przetłumaczyć ludziom narzekającym na „wymazywanie lesbijek przez transseksualistów” czy nazywających tranzycję „nową terapią konwersyjną”. Fundamentaliści z trudną przeszłością to nadal fundamentaliści.
Nie mamy tutaj miejsca, żeby rozwodzić się nad każdą manipulacją, jakiej dopuścił się Łukasz Sakowski choćby w tym jednym tekście o swojej detranzycji. Wspomniany tekst w Magazynie Kontakt jest długi, a dotyka jedynie kilku wypowiedzi blogera, którego kampania anty-trans trwa od lat. Powiedzmy to jednak wprost: przy całym szacunku dla trudnego emocjonalnie doświadczenia, trzeba tę relację traktować niezwykle ostrożnie. Dyskurs uprawiany przez autora To Tylko Teoria przenosi na nasz grunt narracje globalnego ruchu, który aktywnie dąży do ograniczenia praw osób transpłciowych.
W Stanach Zjednoczonych ma obecnie miejsce realny kryzys prawno-medyczny, który zaostrza się z miesiąca na miesiąc. Stany kontrolowane przez konserwatystów z Partii Republikańskiej ignorują zalecenia pediatrów, raporty badaczy oraz głosy rodziców i samych osób transpłciowych, forsując projekty legislacyjne, które nie tylko zakazują tranzycji dla nastolatków albo osób poniżej 25. roku życia (co Sakowski popiera), ale wręcz zmuszają osoby transpłciowe do detranzycji, nawet pod groźbą odbierania trans nastolatków rodzicom, którzy się na to nie zgadzają. Inne stany przyjmują z kolei ustawy o uchodźstwie, żeby pomagać ludziom uciekającym przed prześladowaniami wraz ze swoimi transpłciowymi dziećmi. To horror, który trudno nam sobie wyobrazić nawet w Polsce z naszą „ideologią LGBT” i „strefami wolnymi”. Jego celem jest eliminacja osób trans z życia społecznego, a przez to uniemożliwienie im istnienia. Delegalizacja rzeczywistości.
czytaj także
Działania te odpowiadają czwartemu i piątemu stadium w skali opracowanej przez badacza ludobójstwa Gregory’ego Stantona, czyli kolejno dehumanizacji i organizacji. Kluby LGBT+ stają się obiektami ataków neofaszystowskich bojówek, w szkołach zakazuje się mówienia o osobach LGBT+ i czytania tęczowych książek, a popularni komentatorzy polityczni wzywają do „eliminacji transgenderyzmu z przestrzeni publicznej”. Bycie trans przed 18. rokiem życia, a w niektórych stanach także później, staje się nielegalne. Wszystko to jest zgodne z retoryką, którą uprawia autor To Tylko Teoria i inne osoby chowające transfobię za maską pseudonaukowej troski.
Zamieniając trudne, osobiste historie o detranzycji w oręż przeciwko osobom trans, a nierzadko – ponownie, tak jak w przypadku Sakowskiego – przeciwko całej społeczności LGBT+, aktywizmowi, „kulturze woke” i innym chochołom, transfobiczne osoby detrans krzywdzą ludzi, którzy mogliby być ich rodziną. Osoby detrans anty-trans to mniejszość z mniejszości. Ogromna większość detranzycji spowodowana jest przyczynami zewnętrznymi: transfobią społeczeństwa, odrzuceniem przez rodzinę, sytuacją ekonomiczną i problemami w pracy czy szkole.
Oznacza to, że ogromna większość osób detrans to jednocześnie nadal osoby transpłciowe, które chcą kiedyś ponowić tranzycję albo chciałyby, ale nie mają takiej możliwości. Ta mniejsza część, która faktycznie dochodzi do wniosku, że jednak jest cispłciowa, czyli nie trans, to nadal nie są ludzie tacy jak Łukasz Sakowski, Keira Bell czy Chloe Cole – a więc aktywiści, którzy własne niezadowolenie z tranzycji, na którą im zezwolono, przekuwają w chęć ograniczenia prawa do tranzycji innym. Osoby detrans, które nie chcą wracać do tranzycji, potrzebują nierzadko podobnego wsparcia jak osoby transpłciowe i borykają się z podobnymi problemami. Mogą stanąć przed urzędniczą machiną, nie wiedząc, jak wycofać swoją zmianę danych metrykalnych. Mogą potrzebować wsparcia, by dostosować swoje ciało do tego, jak powinno ono wyglądać, by je zaakceptowali. Mogą zostać odrzuceni przez przyjaciół, rodzinę czy osoby ze społeczności, które nie mogą przełknąć, że muszą na nowo zmienić swój sposób myślenia o danej osobie i przyzwyczaić się do zmiany wyglądu, imienia, zachowania. To niemal lustrzane odbicia tego, co przechodzą osoby trans i jest oczywiste, że aktywizm na rzecz jednej grupy będzie pomagał tej drugiej, a przedstawicieli obu łączy wspólny interes oraz możliwość częściowego zrozumienia swoich unikalnych przeżyć. Ani osobom detrans, ani trans nie pomaga, kiedy ich ciała nazywa się „okaleczonymi”.
Żeby zostać detrans, trzeba najpierw być – przynajmniej chwilowo, nawet jeśli pozornie – trans. Nie istnieje jedno bez drugiego. Te nieliczne, medialne marionetki ruchu anty-trans mogą próbować przejąć detranzycję jako narzędzie do walki z tęczową społecznością, ale to misja skazana na porażkę. Detranzycje będą istniały zawsze, podobnie jak zawsze będą się rodziły kolejne osoby transpłciowe. Być może kolejne badania pokażą, że detranzycji jest więcej – i to nadal nie będzie znaczyło, że uzgodnienia płci należy zakazać albo ograniczyć do niego dostęp. Być może detranzycji będzie kiedyś mniej, bo akceptacja dla niebinarności, homoseksualności, płciowych poszukiwań i płciowej nieoczywistości będzie więcej, przez co siłą rzeczy mniej ludzi będzie decydować się na „klasyczną”, binarną tranzycję z przekonaniem, że to jedyna metoda.
czytaj także
Jest jednak pewne, że żadne przedłużanie okresu diagnostycznego, żadne obostrzenia i prawne przeszkody nie sprawią, że detranzycja przestanie istnieć, bo każda osoba transpłciowa będzie „poprawnie zdiagnozowana”. Diagnostyka transpłciowości nie istnieje, jest tylko diagnostyka braku przeciwwskazań do tranzycji. Nie ma okresu, po którym nie można już powiedzieć, że wraca się do płci przypisanej przy urodzeniu. Nie ma lekarza, który osobie trzydzieści lat po tranzycji powie, że nie ma prawa do stwierdzenia, że jednak jest cispłciowa. Transpłciowości nie da się zmierzyć ani zakazać, a detranzycji oddzielić od siostrzanego procesu tranzycji.
Stawianie oporu nowoczesnej transfobii, która kryje się za maską obrony interesów kobiet, dzieci czy osób homoseksualnych albo nawet i autystycznych, jest trudne. Podobnie jak w przypadku homofobii 50–60 lat temu, transfobiczna propaganda ubiera się w fartuch naukowca, przez co łapią się na nią także ci, którym do skrajnej prawicy daleko. Tak jak umiarkowani liberałowie popierający związki partnerskie kręcą nosem, gdy pojawia się na horyzoncie temat równości małżeńskiej z adopcją, tak osoby wzruszające się historiami o „ludziach uwięzionych w złych ciałach” będą się oburzać, gdy ktoś wciśnie im propagandową interpretację badań o blokerach hormonalnych dla trans nastolatków.
czytaj także
Możliwe, że w najbliższych miesiącach historie takie jak Łukasza Sakowskiego będą wykorzystywane przeciwko osobom trans, a jedność społeczności LGBT+ zostanie ukazana jako wyraz zdrady osób niehetero. Co by się nie działo, osoby detrans muszą wiedzieć, że są częścią rodziny. Niech lekcją z tej historii będzie wniosek, że jak nigdy wcześniej potrzebujemy solidarności i wspólnej walki ramię w ramię, bo jak nigdy wcześniej próbuje się nas podzielić i skłócić. Nie pozwólmy, by przedstawiać osoby po tranzycji albo detranzycji jako wybrakowane, skrzywdzone, okaleczone. Nie pozwólmy, by medialność aktywistów anty-trans sprawiła, że osoby detrans i osoby trans zostaną przedstawione jako skonfliktowane. Jesteśmy dwiema stronami jednej monety.
**
Maja Heban – transpłciowa aktywistka i publicystka, pisała w Noizz i „Replice”. Aktywna w głównych mediach społecznościowych, gdzie odpowiada na pytania związane z transpłciowością i prostuje dezinformację. Prywatnie graczynka i kocia mama.
Tekst pierwotnie ukazał się na stronie stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza.