W piątek 13 stycznia Sejm przyjął poselski projekt PiS, wprowadzający zmiany prawne, które mają spełniać „kamienie milowe” na drodze do pieniędzy z KPO. Zbigniew Ziobro wygrał, choć przegrał. Mateusz Morawiecki wygrał po prostu. Opozycja dała się wykiwać.
Przypomnijmy: KPO to 35 mld euro, w tym 24 mld euro bezzwrotne i 11 mld euro pożyczki. Do tego możliwość wzięcia 22 mld euro kredytów, czyli w sumie niemal 60 mld euro. By te pieniądze otrzymać, Polska musi zrealizować 280 „kamieni milowych”, celów pokazujących oczekiwany kierunek rozwoju, czyli w stronę zielonej demokracji. Są to i sprawy związane z OZE, jak odblokowanie ustawy wiatrakowej, są i kwestie dotyczące praworządności.
Z unijnego budżetu na politykę spójności, wspólną politykę rolną, fundusz sprawiedliwej transformacji jest do wykorzystania kolejne 100 mld euro. Rząd polski nie spełnia jednak warunków Komisji Europejskiej, by móc w całości tę sumę otrzymać.
Warunkiem postawionym przez KE było przywrócenie do pracy represjonowanych sędziów, a mówiąc bardziej ogólnie – odwrót od deformy sądownictwa, której celem jest uzależnienie organów sądowniczych od woli ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w jednej osobie, czyli Zbigniewa Ziobry.
PiS gra na to, że uda mu się Komisję Europejską nabrać: zasiać zamęt, pozamieniać nazwy i instytucje, coś poprzestawiać, potem wziąć europejskie pieniądze i dzięki nim kroczyć po kolejne zwycięstwo wyborcze w Polsce. Przegłosowany projekt przybliża go do tego celu.
Tak, nie, nie wiem
Projekt pisany przez Szymona Szynkowskiego vel Sęka, przy biurku w Brukseli, o którym KE miała się wyrazić pochlebnie, Sejm przyjął 203 głosami PiS. Przeciw byli posłowie Solidarnej Polski, Konfederacji i Polski 2050. Przeciw było też kilkoro posłanek Lewicy, m.in. Anna Maria Żukowska. Reszta opozycji wstrzymała się od głosu, poddając się de facto szantażowi Mateusza Morawieckiego: kto blokuje projekt, blokuje pieniądze dla Polski.
Posłowie i posłanki opozycji podają kolejne argumenty: pieniądze z KPO są Polsce potrzebne, a kiedy spłyną, nie PiS będzie rządził, ale właśnie dzisiejsza opozycja. Istotna była też sprawa wizerunkowa: głos opozycji przeciw zmianom w ustawie o Sądzie Najwyższym PiS przedstawiłby w mediach jako głosowanie przeciw środkom z Unii Europejskiej i chęć pogrążenia Polski w kryzysie.
czytaj także
Osłabienie rządu PiS, w którym nie ma jedności, okazało się tym razem politycznie mało atrakcyjne. Wspólne wstrzymanie się od głosu miało być dowodem na to, że opozycja potrafi coś zdziałać razem. I to się jednak nie udało – bo przeciw zagłosowali posłowie Polski 2050, argumentując to dwojako: raz, że projekt zakłada zmiany w prawie, które są niezgodne z konstytucją, dwa, że na sali plenarnej atmosfera była szczególnie zła, że opozycja była obrażana i prowokowana, a posłanki i posłowie Polski 2050 mają swoją wytrzymałość i nie zgadzają się, by PiS im „pluł w twarz”.
Wstrzymanie się od głosu nie pomoże opozycji wizerunkowo. Na trzy możliwe odpowiedzi: „tak”, „nie” i „nie wiem”, opozycja wybrała tę najmniej wyrazistą. Propagandowo PiS-owi będzie łatwo opozycję rozegrać: wstrzymała się, czyli ani chce, ani nie chce. A pieniądze dla Polski załatwił PiS.
Ten dobrze robi, co nic nie robi?
Wydaje się, że opozycyjna większość postanowiła − w zgodzie z przekonaniem, które chyba podzielają, że wyborów się nie wygrywa, ale przegrywa − postać z boku i popatrzeć na walkę buldogów pod dywanem, na PiS-owskie „doczołgiwanie się do wyborów”.
Ale do wyborów wciąż wiele miesięcy, a opozycja nie może być pewna swego i wierzyć, że przecież dwie kadencje PiS to maks, co zniosą wyborcy, bo potrzebują odmiany, bo kryzys, inflacja, drożyzna. Niektórzy posłowie opozycji mówią mi, że nic się nie stało, bo przecież nawet jeśli ta zmiana w ustawie o Sądzie Najwyższym przejdzie, to są jeszcze inne kamienie milowe, nad którymi PiS i Solidarna Polska będą się kłócić aż do wyborów i przegrają.
Zbigniew Ziobro gra przeciw Mateuszowi Morawieckiemu bardzo ostro, a prezydent Duda, któremu nastąpiono na ambicję, również. Faktycznie wydaje się, że wiele już nie potrzeba, by sejmowa większość prawicy rozwiała się jak senny koszmar.
Tylko że już wiele razy zdawało się, że PiS tonie, że kolejna afera musi go zmyć, ale od lat tak się nie dzieje.
Zjednoczona Prawica gra o wybory, bo to ich gra o wszystko. Nie chcą stanąć w roli oskarżonych rozliczanych ze wszystkich skandali, nie chcą więc oddać władzy. Pieniądze z KPO są im potrzebne także dlatego, że Polacy chcą tych pieniędzy, a Morawieckiemu, choć próbował, nie udało się przekonać społeczeństwa, że można się bez nich obejść. Rząd PiS musi mieć coś jeszcze do podziału, bo nawet ich najwierniejsi wyborcy chcą coś za swój głos dostać.
W sprawie KPO PiS na własne życzenie zaplątał się w węzeł gordyjski
czytaj także
NSA, ostatni taki sąd
Przegłosowany przez Sejm projekt zakłada przeniesienie spraw dyscyplinowanych sędziów z Izby Odpowiedzialności Zawodowej do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Jest to kolejna przebieranka.
Izba Odpowiedzialności Zawodowej to twór wymyślony przez prezydenta Dudę, kiedy latem 2022 roku to on miał ambicję zagrania o europejskie pieniądze. Miał powstać w miejsce Izby Dyscyplinarnej, powołanej w 2018 roku, jako nowa Izba Sądu Najwyższego, która nie podlegała nadzorowi Pierwszej Prezeski Sądu Najwyższego.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł jednak, że ani Izba Dyscyplinarna, ani Izba Odpowiedzialności Zawodowej nie są niezawisłym sądem i nie mogą w związku z tym orzekać. Stąd najnowszy pomysł przeniesienia spraw dyscyplinarnych do NSA, który jest od upolitycznionego już Sądu Najwyższego niezależny, a do tego poszerzenie zakresu tzw. testu niezawisłości sędziego, który mogłaby inicjować nie tylko strona postępowania, ale także z urzędu sam sąd.
Proponowane zmiany są jednak niezgodne z konstytucją, która dokładnie mówi, jakie kompetencje ma NSA. Przeciw zmianom protestował prezes NSA, protestowały liczne środowiska prawnicze, podkreślając, że z NSA zaczną odchodzić sędziowie, którzy nie chcą orzekać niezgodnie z kompetencjami, a także, że sprawy dyscyplinarne po prostu zablokują działania sądu, w którym i tak na rozprawę czeka się dwa lata.
Prawnicy mówią o dewastacji Naczelnego Sądu Administracyjnego, który jest ostatnim niezależnym od władzy politycznej sądem kontrolującym tę władzę.
Przegłosowaniem tej ustawy antyunijny Zbigniew Ziobro przegrał, bo został przegłosowany, ale wygrał, bo nie stracił wizerunkowo, był i jest przeciw Unii. Mateusz Morawiecki zaś wygrał jednoznacznie, bo ma szansę na przyniesienie Polakom pieniędzy, a całości rządu, mimo utarczek z Ziobrą, prawicowy premier nie wystawił na szwank.
Co więcej, jak wskazują eksperci i obserwatorzy, niezgodność z konstytucją może się jeszcze PiS-owi przydać, kiedy po pierwszej transzy zechce się jednak wycofać z kamieni milowych.
Owszem, KE może wtedy zablokować kolejną, ale jeśli pierwsze pieniądze dotrą do Polski przed wyborami, PiS na tej fali może wygrać kolejną kadencję.
Nawet z uchwały uznającej Rosję za państwo terrorystyczne PiS zrobił polityczny cyrk
czytaj także
Wolne sądy, wolne sądy!
Opozycja demokratyczna tłumaczy, że miała projekt przyjąć pod warunkiem wprowadzenia poprawek gwarantujących zgodność ustawy z konstytucją. Poprawki te mówią o rezygnacji z przeniesienia spraw dyscyplinarnych do NSA jako niezgodnym z konstytucją; siedmioletnim stażu dla sędziów, którzy mają zostać powołani do spraw dyscyplinarnych, co wykluczy sędziów powołanych z udziałem neo-KRS; zlikwidowaniu przepisów ustawy kagańcowej, która nie pozwala na kwestionowanie statusu sędziów powołanych bezprawnie. Posłanki oczekiwały też unieważnienia orzeczeń Izby Dyscyplinarnej.
Te poprawki nie przeszły. Dlatego opozycja zdecydowała, że wstrzyma się od głosu. I tak po pechowym piątku nastał depresyjny poniedziałek. Decyzję opozycji krytykują jej wyborcy. Jej politycy próbują tłumaczyć, że nad poprawkami będą dalej pracować w Senacie i że „są jeszcze inne kamienie milowe”. Niektórzy dość desperacko wierzą, że Komisja Europejska weźmie za nich odpowiedzialność i sama „nie zgodzi się na brak praworządności w Polsce”.
Ale dlaczego to Unia ma pilnować czegoś, czego nie bronią nawet demokratyczni posłowie? Czy Komisja Europejska na pewno rozszyfruje specyfikę Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego i zwęszy spisek w prawie, któremu nie zdołała się sprzeciwić polska opozycja? Kto, jak nie posłanki i posłowie polskiej opozycji, ma stanąć w obronie konstytucji i rządów prawa w kraju?
Prawda o IV Rzeszy, której nie dowiesz się od Wujka Samo Zło
czytaj także
Jak podkreślają środowiska prawnicze, osłabione rządy prawa w Polsce trzymają się już tylko na oporze tych sędziów, którzy mają odwagę orzekać niezależnie, nie poddając się naciskom politycznym. Są szykanowani i potrzebują wsparcia. W dodatku każdy dzień w polskim sądownictwie to kolejne nominacje na istotne stanowiska dla osób niemerytorycznych i politycznie zależnych. Wyroki takich neosędziów, zgodnie z decyzjami TSUE i ETPCz, nie będą przez europejskie sądy uznawane i każdy wyrok będzie można podważyć.
Przegłosowana ustawa o Sądzie Najwyższym przejdzie teraz do prac w Senacie, potem wróci do Sejmu, gdzie tym razem będzie potrzebowała bezwzględnej większości.
Jak zagłosuje Solidarna Polska? Jak zagłosuje opozycja? Polska potrzebuje pieniędzy z KPO, ale czy na pewno chce ich wtedy, kiedy w kraju nie będzie już komu patrzeć władzy na ręce?