Oto kłamstwo, które pozwala populistycznej altprawicy przedstawiać siebie jako tych, którzy bronią „zwykłych” ludzi.
LUBLJANA – Jordanowi Petersonowi, kanadyjskiemu psychologowi i medialnej ikonie altprawicy, udało się ostatnio dostrzec coś niezwykle istotnego. W podcaście zatytułowanym Rosja vs. Ukraina czy wojna domowa na Zachodzie? wspomniał o związku pomiędzy wojną w Europie a obecnym zarówno w Europie, jak w Ameryce Północnej konfliktem pomiędzy liberalnym mainstreamem i nową, populistyczną prawicą.
czytaj także
Mimo że początkowo Peterson stanowczo potępia Władimira Putina i rosyjską agresję, później jego wywód stopniowo przeradza się w pewnego rodzaju metafizyczną obronę Rosji. Odwołując się do Dzienników Dostojewskiego, sugeruje, że zachodnioeuropejski, hedonistyczny indywidualizm zasługuje na znacznie mniej szacunku niż rosyjska duchowość zbiorowa, a potem skwapliwie przytakuje reprezentantom Kremla twierdzącym, że liberalna cywilizacja Zachodu jest „zdegenerowana”.
Postmodernizm, jego zdaniem, powstał w wyniku transformacji marksizmu i ma na celu zniszczenie podstaw cywilizacji chrześcijańskiej. W tym świetle wojna w Ukrainie to starcie tradycyjnych wartości chrześcijańskich z nową formą komunistycznej degeneracji.
Ten język może się wydać znajomy obserwatorom węgierskiego reżimu premiera Viktora Orbána czy ataku na Kapitol 9 stycznia 2021. Jak zauważył komentator CNN John Blake, „tego dnia wielu Amerykanów po raz pierwszy zdało sobie sprawę, że na ich oczach powstaje nacjonalistyczny ruch białych chrześcijan”, który „używa retoryki chrześcijańskiej, aby zamaskować seksizm, wrogość wobec ciemnoskórych obywateli oraz niebiałych imigrantów, zmierzając przy tym do stworzenia białej, chrześcijańskiej Ameryki”.
Ten światopogląd „przedostał się do religijnego mainstreamu do tego stopnia, że obecnie każdy konserwatywny pastor, próbujący z nim walczyć, ryzykuje swoją karierę”.
czytaj także
Przyjęcie przez Petersona prorosyjskiego, antykomunistycznego stanowiska wskazuje jedynie na szerszy trend. W Stanach Zjednoczonych wielu republikanów odmówiło wsparcia Ukrainie. J.D. Vance, popierany przez Trumpa kandydat na senatora z Ohio, uważa, że to „obraźliwe i strategicznie idiotyczne – poświęcać miliardy dolarów na Ukrainę, ignorując przy tym problemy we własnym kraju”. Z kolei członek Izby Reprezentantów Matt Gaetz (Floryda) zobowiązał się zakończyć wspieranie Ukrainy, jeśli jego partia przejmie w listopadzie kontrolę nad izbą niższą Kongresu.
Jednak czy akceptacja podstawowej przesłanki Petersona, zdaniem którego rosyjski atak na Ukrainę i aktywność amerykańskiej altprawicy są przejawami tego samego globalnego ruchu, oznacza, że przedstawiciele lewicy powinni po prostu wspierać drugą stronę?
W tym miejscu sprawy się komplikują. Mimo iż Peterson deklaruje sprzeciw wobec komunizmu, tak naprawdę atakuje podstawowe konsekwencje globalnego kapitalizmu. 150 lat temu Marks i Engels napisali w pierwszym rozdziale Manifestu komunistycznego:
„Burżuazja, tam gdzie doszła do władzy, zburzyła wszystkie feudalne, patriarchalne, idylliczne stosunki […]. Wszystkie stężałe, zaśniedziałe stosunki, wraz z nieodłącznymi od nich, z dawien dawna uświęconymi pojęciami i poglądami ulegają rozkładowi, wszystkie nowo powstałe stają się przestarzałe, zanim zdążą skostnieć. Wszystko, co stanowe i zakrzepłe, znika, wszystko, co święte, ulega sprofanowaniu i ludzie muszą wreszcie spojrzeć trzeźwym okiem na swoją pozycję życiową, na swoje wzajemne stosunki”.
Ta obserwacja jest skrzętnie ignorowana przez lewicowych teoretyków kultury, którzy wciąż skupiają się na krytyce patriarchalnej ideologii i praktyki. Należy jednak zauważyć, że krytyka patriarchatu osiągnęła swoje apogeum dokładnie w tym momencie historycznym, w którym patriarchat definitywnie stracił swoją dominującą pozycję i został zastąpiony przez rynkowy indywidualizm.
Co w końcu pozostaje z patriarchalnych wartości rodzinnych, kiedy dziecko może pozwać swoich rodziców za przemoc i zaniedbanie (udowadniając tym samym, że rodzicielstwo jest tylko jednym z wielu tymczasowych i rozwiązywalnych kontraktów pomiędzy maksymalizującymi użyteczność jednostkami)?
Oczywiście, tego rodzaju „lewicowcy” są po prostu owcami w przebraniu wilków, utwierdzającymi się w przekonaniu, że są radykalnymi rewolucjonistami, podczas gdy tak naprawdę bronią panującego porządku. Proces zanikania przednowoczesnych relacji społecznych i form zaszedł dziś znacznie dalej, niż Marks mógłby sobie wyobrazić. Wszystkie aspekty ludzkiej tożsamości stają się kwestią wyboru, a natura coraz bardziej zamienia się w obiekt technologicznej manipulacji.
„Wojna domowa”, którą Peterson widzi w rozwiniętych krajach Zachodu, jest zatem urojeniem, konfliktem pomiędzy dwoma wersjami tego samego globalnego systemu kapitalistycznego: nieograniczonym liberalnym indywidualizmem i neofaszystowskim konserwatyzmem, który pragnie połączyć dynamikę kapitalizmu z tradycyjnymi wartościami i hierarchiami.
Pojawia się tutaj podwójny paradoks. Zachodnia poprawność polityczna („wokeness”) zastąpiła dawną walkę klas, tworząc w efekcie liberalną elitę, która twierdzi, że chroni zagrożone mniejszości rasowe i seksualne, co ma na celu odwrócenie uwagi od jej własnej uprzywilejowanej pozycji ekonomicznej i politycznej. To kłamstwo pozwala z kolei populistycznej altprawicy przedstawiać siebie jako tych, którzy bronią „zwykłych” ludzi przed wielkimi korporacjami i „trzymającymi władzę” elitami, nawet jeśli sama również zajmuje wysoką pozycję w ekonomicznej i politycznej hierarchii.
czytaj także
Ostatecznie obydwie strony spierają się o zdobycze systemu, któremu są współwinne. Żadna z nich nie broni wyzyskiwanych i nie jest zainteresowana solidarnością z klasą pracującą. Nie wynika z tego jednak, że „lewica” i „prawica” to przestarzałe kategorie – co często można usłyszeć – lecz raczej, że wojny kulturowe przejęły rolę walki klas jako siły napędowej polityki.
Jakie są tego skutki dla Europy?
Simon Tisdall z „Guardiana” nakreślił mroczny, lecz precyzyjny obraz tego, co czeka ją w najbliższej przyszłości:
„Celem Putina jest zubożenie Europy. Używając energii, pożywienia, uchodźców i informacji jako broni, rosyjski przywódca wywołuje problemy finansowe i polityczne, wciągając wszystkich w realia wojny. Wisi nad nami groźba długiej, mroźnej, potęgowanej przez niedobory energetyczne, pełnej tragedii i niepokojów zimy. Marznących emerytów, głodnych dzieci, pustych sklepów, rosnących kosztów mieszkaniowych, tracących na wartości wynagrodzeń, strajków i ulicznych protestów o skali porównywalnej do wydarzeń z kryzysu na Sri Lance. Przesadzam? Raczej nie”.
czytaj także
Żeby zapobiec zupełnemu osunięciu się w chaos, aparat państwowy – w ścisłej współpracy z innymi krajami i w oparciu o lokalną mobilizację ludności – zmuszony będzie regulować dystrybucję prądu i jedzenia, prawdopodobnie używając do tego służb mundurowych. Europa ma zatem szczególną okazję, żeby porzucić swoją zaczarowaną rzeczywistość izolacji i dobrobytu, opuścić bańkę, w której ceny gazu i elektryczności były największymi zmartwieniami.
Jak powiedział ostatnio w wywiadzie dla „Vogue” prezydent Wolodymyr Zełenski: „Po prostu spróbujcie sobie wyobrazić, że to, o czym mówię, dzieje się w waszym domu, w waszym kraju. Czy dalej myślelibyście o cenach gazu i prądu?”.
czytaj także
Ma rację: Europa jest obiektem ataku, więc powinna zmobilizować się nie tylko militarnie, ale też społecznie i ekonomicznie. Powinniśmy użyć tego kryzysu do zmiany naszego sposobu życia, przyjmując wartości, które mogą nas uchronić przed nadchodzącą katastrofą ekologiczną. To może być nasza jedyna szansa.
**
Copyright: Project Syndicate, 2022. Z angielskiego przełożyła Dominika Kotuła.