Ona pracuje przy tworzeniu scenariuszy do popularnych sitcomów i telenoweli, on jest laureatem nagrody Bookera. Piszą powieści o rodzinie. Kinga Dunin czyta „Historię syna” Marie-Hélène Lafon, „Obietnicę” Damona Galguta i „Sprawy, na które przyszedł czas” Petry Soukupovej.
Marie-Hélène Lafon, Historia syna, przeł. Agata Kozak, Wydawnictwo Literackie 2022
Bose stopy Armanda ślizgają się po parkiecie. Stara się nie zbudzić Paula, który jeszcze śpi, cichutko i obrzydliwie cmoktając jak ssący szczeniak.
Jest 25 kwietnia 1908 roku, czwartek. Paul jest bratem bliźniakiem Armanda, zanim się obudzi, Armand chce wybrać się do kuchni, gdzie mama, ciocia, niania, pranie… Sposób, w jaki Armand widzi świat, można by nazwać synestezją. Czyjaś mowa może mieć kolor szary. Zastanawia się nad zapachami ludzi, rzeczy, pomieszczeń albo chwil.
Na przykład brat ma zapach „wiatru i noży o zimnych ostrzach, które leżą w kuchni i których nie wolno im dotykać”. Matka „raz pachnie wieczornym śniegiem, który nabiera niebieskiej barwy na skraju lasu, kiedy indziej ciepłą kawą, ale też, czasami, czerwienią”. Ciotka „wystygłym popiołem i suchą kiełbasą”. I dalej już nie muszę pisać, że bogaty język, skupienie na szczególe to niektóre z zalet tej prozy.
Scena, którą oglądamy w ten czwartkowy poranek, ponad sto lat temu, zakończy się dość szybko i gwałtownie. Clifhangerem? W każdym razie jednym mocnym akcentem, którego konsekwencje czytelnik musi już sam sobie wyobrazić.
Wyobraźcie więc sobie też serial, albo lepiej telenowelę. Oglądacie jej pierwszy odcinek, a później jeszcze dziesięć (z bardzo wielu), wybranych losowo i wcale nie ułożonych chronologicznie. I ostatni odcinek na koniec. To 28 kwietnia 2008 roku, piątek.
czytaj także
Wydarzenia, które mogłyby być kanwą nawet wielotomowej sagi rodzinnej, zostały skondensowane, to niezbyt długa książka. Skupiamy się na kilkunastu dniach, retrospekcje pozwalają uzupełnić obraz, czasem kilka zdań wystarczy, by opowiedzieć o latach historii, a przecież po drodze mamy chociażby dwie wojny światowe. Tytułowy syn jeszcze nie żyje w roku 1908 i już nie żyje w 2008. W gruncie rzeczy jest dość mglistą postacią. Jego życie wpisane jest w drzewo genealogiczne, wszystkie powiązania i rozgałęzienia rodzinne. To nie biologiczni rodzice go wychowują, matka oddaje go na wychowanie swojej siostrze, która daje mu prawdziwe rodzinne wsparcie. Ojca przez chwilę będzie szukał, ale stanie przed zamkniętymi drzwiami. Historia syna to historia jego ojca, stryja, matki, wujostwa, kuzynek, przybranych rodziców… cały kosmos. Pozna ją bliżej dopiero jego syn.
Zastanawiam się, jak by to było, gdyby ta powieść była napisana po bożemu. Może też przyjemnie, jeśli ktoś lubi długie, rodzinne sagi. Jednak wydaje mi się, że to właśnie ta nietypowa konstrukcja sprawiała, że nie jest to może przyjemna, ale ramota. Angażuje czytające osoby w tworzenie, składnie z fragmentów, dopowiadanie. I chyba to właśnie ten proces jest głównym bohaterem Historii syna.
Damon Galgut, Obietnica, przeł. Dariusz Żukowski, Wydawnictwo Czarne 2022
Gdy tylko metalowa skrzynka wypowiada jej imię, Amor wie, że to się stało. Przez cały dzień była spięta i pobolewała ją głowa, tak jakby we śnie dostała ostrzeżenie, którego potem nie potrafiła sobie przypomnieć.
Metalowa skrzynka to głośnik na korytarzu szkoły z internatem. Amor wezwano do dyrektorki, a tam usłyszała wiadomość o śmierci matki. Spodziewanej. Ciotka zabiera Amor do domu, na pogrzeb.
Damon Galgut jest pisarzem z Południowej Afryki i laureatem zeszłorocznej nagrody Bookera dla pisarzy anglojęzycznych. Jego powieść to historia upadku pewnej rodziny, którą możemy też czytać jako alegorię historii tego kraju. (Rodzina Swartów to Afrykanersi prowadzący dużą farmę oraz „gadzi park”, taki rodzaj ogrodu zoologicznego z krokodylami, wężami…) Obejmuje ona okres ponad trzydziestu lat, a zaczyna się na krótko przed końcem apartheidu – właśnie od pogrzebu.
Można powiedzieć, że ta książka to cztery pogrzeby i żadnego wesela. Nieco podobnie jak u Lafon mamy tu do czynienia z drobiazgowymi opisami skupującymi się wokół śmierci jednego z członków rodziny, a między nimi wieloletnie przerwy. Bardzo mało dowiadujemy się o tym, co wtedy się działo, ale sporo możemy sobie dopowiedzieć.
Następny umiera ojciec, a dalej siostra i brat Amor. Nikt z nich naturalną śmiercią. Na przykład ojciec po ugryzieniu przez kobrę. Sam zamknął się z nią w klatce, żeby udowodnić, że modlitwa go uchroni. Nie uchroniła. Każdy kolejny pogrzeb z jakiegoś powodu będzie kłopotliwy. Matka Amor umiera zbyt wcześnie, a przedtem wraca do swojej wiary, żydowskiej. I taki pogrzeb ma się odbyć. To spory problem dla protestanckiej rodziny i męża dewota.
Amor podsłuchała kiedyś rozmowę, w której matka prosi ojca, aby po jej śmierci niewielki domek, w którym mieszka, i przynależny mu kawałek gruntu odziedziczyła Salome, służąca od dawna związana z rodziną i opiekująca się umierającą na raka panią. Po pogrzebie Amor przypomina ojcu o tej obietnicy, ale on nie zmierza jej spełniać, zresztą czarni nie mogą mieć ziemi ani domów. Za parę lat to się zmieni, obietnica nadal jednak nie będzie dotrzymana. Amor, gdy tylko dorośnie, opuści rodzinę i nie będzie utrzymywała z nią kontaktu, pojawiając się tylko przy okazji kolejnych pogrzebów. I przypominając o zobowiązaniu wobec Salome. W końcu to ona zostanie spadkobierczynią podupadłej fermy – ale czy to nie będzie za późno?
Dodatkowym „bohaterem” Obietnicy jest sposób narracji – narratora nie sposób nie dostrzec. Czasem zwraca się wprost do czytelnika, zmienia liczbę i osobę, buduje dystans lub stapia się ze swoimi bohaterami, miewa poczucie czarnego humoru. Zdarza się, że po kilku krokach pozwoli powieściowej postaci decydować. Amor idzie do domu Salome z pustymi rękami, ale wolałaby coś w nich mieć. Proszę bardzo – Amor idzie do domku Salome i ma w ręku dokumenty…
Nie ukrywam, że lubię w książkach wciągające opowieści. Ale też lubię, jak jest w nich coś więcej – oryginalny język, konstrukcja, jakiś dodatkowy koncept. (Lubię też serię konceptualną Ha!artu. I polecam!)
Petra Soukupová, Sprawy, na które przyszedł czas, przeł. Julia Różewicz, Afera 2022
Alice mierzy kolejną kurtę, zapina ją i patrzy w lustro. Krzywi się, o nie, w życiu.
W tej powieści nie znajdziemy niczego ponadto – ponad sprawnie, potoczyście, codziennym językiem opowiedzianą historię, chronologicznie od początku do coraz bardziej oczekiwanego końca. Chociaż pozostajemy z pytaniem, co dalej, bo nie jest to koniec definitywny. Można zarzucić jej stereotypowość, ale równie dobrze można to nazwać typowością.
Ona i on. Zakochują się, chociaż może nie jest to ta jedyna wielka miłość i nie łączy ich też wielka namiętność. I, jak to ludzie, trochę się między sobą różnią w upodobaniach. Związek zostanie zalegalizowany. Pojawią się dzieci, chłopiec, potem dziewczynka – jak to dzieci nie są idealne, marudzą, buntują się. Klasa średnia, własne wygodne mieszkanie, wakacyjne wyjazdy za granicę.
On pracuje w jakiejś chyba międzynarodowej firmie, czyli wciąż ma na głowie projekty. Nie wiadomo jakie, ale to on utrzymuje rodzinę i oczywiście wciąż go nie ma. Ona gotuje i fotografuje jedzenie dla magazynów lifestyle’owych, większość czasu spędza w domu i czuje się przemęczona. Znużeni codzienną rutyną itd… Może romans by pomógł?
Po siedemnastu latach rozstają się, trzeba jakoś ułożyć sprawy z dziećmi… Jeszcze się nie rozwiedli, może do siebie wrócą? Sytuacji przyglądamy się z punktu widzenia jej, jego i dzieci. Wszyscy są trochę wkurzający – ok, dzieci mają takie prawo, ale czemu on nie potrafi okazać, że docenia jej domową pracę, nie angażuje się w wychowanie dzieci, a ona czy musi się tak często wszystkich czepiać, nie zawsze sprawiedliwie, i denerwować?
czytaj także
Soukupová pisze powieści o relacjach rodzinnych i pracuje przy tworzeniu scenariuszy do popularnych sitcomów i telenoweli. Potrafi wytworzyć poczucie, że wszystko jest „jak w życiu, moja pani”. Ja to podziwiam, szczerze. I lubię ją czytać, chociaż nie są to książki, które zapadają w pamięć.