Jedna z pań jest przedstawiana jako odpowiedzialna za system, druga jest wyłącznie jego ofiarą. Tymczasem Young Leosia, podobnie jak Lewandowska, zarabia na wizerunku, a nie wyłącznie na muzyce. Może podział na oprawców i ofiary nie jest do końca ostry, a celebryci czy celebrytki nie tylko kreują drapieżny system wyobrażeń, ale także sami padają jego ofiarą?
Kilka dni temu lewicowy aktywista Jan Śpiewak skomentował na Instagramie post popularnej polskiej raperki, Young Leosi, która zdecydowała się na operację powiększenia biustu. Raperka uspokoiła swoich fanów po krótkiej nieobecności w mediach społecznościowych – przeszła zabieg, „czuje się dobrze” i jest „bardzo szczęśliwa”. „Nic dawno tak przykrego nie widziałem” – napisał Śpiewak. – „Co młode dziewczyny mają myśleć o sobie po takim Stories?” Słowa te pobieżnie poruszają ważny temat, jakim jest wpływ kapitalizmu na nasze ciała, a także sposób, w jaki powinniśmy reagować na ten wpływ. Niestety, niektórym komentatorom zdaje się umykać istota problemu.
W odpowiedzi na komentarz Śpiewaka – a także lawinową reakcję na niego – na łamach Krytyki Politycznej ukazał się komentarz autorstwa Mai Staśko, w którym oskarża Śpiewaka o wiele różnych przewinień: od niepotrzebnego poruszania (tak błahego?) tematu w czasie „pandemii i wojny”, po „ocenianie i obwinianie kobiet”, a nawet „papierowy feminizm”. Artykuł pierwotnie okraszony został wymowną grafiką przedstawiającą Śpiewaka jako rozgniewany dzbanek (najwyraźniej, żeby żaden czytelnik nie miał wątpliwości, kto w tej dyskusji jest „zaplutym karłem reakcji”), a nawet memami z twitterowego konta Kasi Babis.
czytaj także
Staśko ochoczo wytłumaczyła Śpiewakowi, że shame’owanie indywidualnych decyzji innych nie pomaga w zwalczaniu problemu, jakim jest powiększający się dystans między kapitalistyczną cielesną fikcją a cielesnym faktem – że zamiast uderzać w problem indywidualnie, powinien „krytykować system tworzący ludzkie kompleksy i żerujący na nich”. Jedyny problem z takimi pouczeniami? Śpiewak dokładnie to robi.
Pierwsze i najgłośniejsze oskarżenia Staśko dotyczą odbierania kobietom możliwości decydowania o swoim ciele. Gdzie dokładnie w pierwszym (albo jakimkolwiek późniejszym) komentarzu Śpiewaka pojawia się chęć odbierania kobietom jakiejkolwiek decyzyjności, jest jednak problemem pozostawionym do rozwiązania samemu czytelnikowi. „Czy może Śpiewak chciałby zakazać dziewczynom operacji na ich ciałach?” Nie, nigdzie tak nie napisał. A jeśli napisał – gdzie? I dlaczego nie zacytować jego słów?
Skoro pytania mnożą się, a odpowiedzi brak, przyjrzyjmy się, co faktycznie napisał Śpiewak (pisownia oryginalna): „Tymczasem w Polsce 23 letnia »niezależna raperka« »głos pokolenia« dzieli się ze swoją rzesza obserwujących ze jest »szczęśliwa« ze zrobiła sobie piersi. Nic dawno tak przykrego nie widziałem”. „strażniczka dyscypliny kapitalizmu, żeby się potem cały ten biznes fitness buty cateringi kręciły. Co młode dziewczyny maja myśleć o sobie po takim Stories?”.
Komentarz Śpiewaka nie odnosi się więc ani do samej decyzji o operacji, ani nawet konkretnie do faktu, że Young Leosia podzieliła się informacją o niej ze swoimi obserwującymi. Ostatecznie (i czemu nikt, w tym sam Śpiewak, nie zaprzecza) decyzja Young Leosi o dokonaniu operacji, jak i decyzja każdej innej kobiety do zrobienia tego samego, pozostaje kwestią prywatnego wyboru. Tym bardziej jasnym wydaje się, że nikt nie powinien być publicznie wyszydzany za podjęcie się chirurgicznego powiększenia biustu ani innej podobnej operacji – abstrahując od tego, czy podobne zabiegi są dobrym pomysłem. Z tym że nacisk w słowach Śpiewaka w ogóle nie pada na „operację piersi”. Nacisk pada na słowo „szczęśliwa” i na sam akt komunikacji celebryta–odbiorca; na dzielenie się tym „szczęściem”, wywołanym zabiegiem, z rzeszą młodych obserwujących. Takie ujęcie spycha z kolei rozmowę z wygodnych dla Staśko oskarżeń o „wchodzenie ludziom w cycki” na temat bardziej złożony.
Że Staśko nie chodzi o słowne konkrety, wykazuje już na początku tekstu, kiedy niespodziewanie otwiera przed czytelnikami temat malujących się pracownic fizycznych, wyśmiewanych w przytoczonej przez nią historii przez mężczyzn o rzekomo lewicowych poglądach. Opisana historia może być, rzecz jasna, zupełnie prawdziwa (i jeśli tak jest, zachowanie opisanych mężczyzn stanowi rażący przejaw seksizmu), ale nijak ma się do sprawy.
Maja Staśko poświęca zagadnieniu kilka akapitów w zabiegu retorycznym określanym powszechnie jako „chochoł”. „Serio, waszym największym problemem z kapitalizmem jest to, że kobieta pracująca nakłada makijaż?” – pyta bliżej nieokreślone postaci z własnej opowieści – jak możemy zgadywać, łatwo się z nimi dyskutuje. Wszystko to z kolei odciąga nas od sedna sprawy i ma na celu wytworzenie pewnego ładunku emocjonalnego. Śpiewak nie może być po prostu rozgniewanym dzbankiem – musi być rozgniewanym dzbankiem złośliwie wyśmiewającym malujące się pracownice fizyczne. Aż kusi zapytać, czy opisani „bananowo-warszawscy” „wielcy lewacy” nie zagryzali swojego „lewackiego spotkania” mięsem małych uroczych piesków (albo czy nie rzucali w podłogę zdatnym do spożycia jedzeniem).
„Wiele bym dała, by zrozumieć, dlaczego ludzie tak bardzo nienawidzą osób otyłych”
czytaj także
Jeżeli historia malujących się pracownic jest jednak analogią, trudno powiedzieć, do czego dokładnie. Czy jedna z popularniejszych polskich celebrytek jest tutaj wyzyskiwaną pracownicą fizyczną, malującą się w chwili wytchnienia? Czy może chodzi raczej o porównanie drogiego, ryzykownego i inwazyjnego zabiegu medycyny estetycznej do pokrycia twarzy warstwą podkładu?
Głębiej w tekście Staśko poświęca również sporo miejsca temu samemu, o czym wylewnie pisał sam Śpiewak – trudno więc powiedzieć, komu właściwie te sprawy są tłumaczone. „Nawet gdy nie wymaga tego od nich pracodawca – wymaga tego system. Kobiety muszą »wyglądać«, nawet kiedy pracują na równi z mężczyznami – mimo że zabiera im to czas i pieniądze z wypłat, choć wypłaty średnio mają niższe niż mężczyźni. Ma to więc realne konsekwencje dla ich życia”. Czytelnik niezapoznany z opiniami aktywisty mógłby odnieść wrażenie, że Staśko przekonuje Śpiewaka do czegoś, z tym ten się nie zgadza. Tak jednak, raz jeszcze, nie jest.
Konkrety przychodzą później: „To, co zrobił Janek Śpiewak i co robią codziennie jemu podobni, to zwykłe ocenianie kobiet za ich suwerenne decyzje dotyczące ciała. Bo zrobiłyśmy sobie piersi albo makijaż. Problemem nie są nasze decyzje dotyczące naszego ciała. To nie kobieta robiąca zabieg medycy estetycznej jest winna dominującym standardom urody. To nie kobieta ćwicząca z Lewandowską jest problemem, tylko Lewandowska wstawiająca zdjęcia »przed« i »po« – tak jakby były ciała »przed« i »po«.”
„Myśl pozytywnie” – zaleca Anna Lewandowska. Łatwo myśleć pozytywnie, gdy ma się miliony na koncie
czytaj także
Tak więc raperka followowana na Instagramie przez 750 tys. ludzi, najczęściej bardzo młodych, okazuje się bliższa pracownicy fizycznej, znajdującej w makijażu ukojenie od wyzysku (kobiety „ćwiczącej z Lewandowską”, „robiącej zakupy w Biedronce”) raczej niż samej Lewandowskiej. I jest tak… Właściwie czemu? Bo Lewandowska jest dekadę starsza? Może dlatego, że ma więcej obserwujących?
Nie do końca widzę, co zdaniem Staśko dzieli raperkę (my, ofiara systemu) od „grupy Jeronimo Martins”, „chirurgów korzystających z kompleksów kobiet” czy wreszcie Lewandowskiej (oni, krzywdziciele). W czym dokładnie Lewandowska jest gorsza od Leosi? Bo jedna jest tu odpowiedzialna za system, druga jest wyłącznie jego ofiarą. Tymczasem Young Leosia, podobnie jak Lewandowska, zarabia na wizerunku (a nie wyłącznie na muzyce). Lewandowska, w przeciwieństwie do Young Leosi, nie została w tekście Staśko rzewnie porównana do pracownicy fizycznej, chociaż kobietą w kapitalistycznym systemie jest w sposób nieróżny od raperki. Kim jest Staśko, żeby oceniać Lewandowską? Dlaczego zamiast dręczenia jej, nie może krytykować „systemu”?
Do głowy przychodzi tu refleksja, że podział na oprawców i ofiary nie jest tu do końca ostry; że celebryci czy celebrytki nie tylko kreują drapieżny system wyobrażeń, ale także sami padają jego ofiarą. Jednak jak na osobę entuzjastycznie sugerującą innym „krytykowanie systemu tworzącego ludzkie kompleksy i żerującego na nich”, Staśko ma zaskakująco mało do powiedzenia w swoim tekście na temat „systemu”. „System” jest płynny, nieokreślony. „System” to najwyraźniej nie bajecznie bogate celebrytki mówiące, że operacja powiększenia biustu przyniosła im „szczęście”, ale bajecznie bogate celebrytki wyginające się przed kamerą już tak – wyłącznie te drugie zdają się ponosić, zdaniem Staśko, odpowiedzialność za „system”, chociaż wszystkie zyskują na tego rodzaju marketingu.
Argumentacja Staśko jest na tyle chaotyczna, że cały jej tekst można w zasadzie pokroić na paski i opatrywać komentarzami – a przynajmniej przy założeniu, że dysponujemy nieograniczonymi zasobami czasowymi.
„Young Leosia nie promuje operacji – ona zrobiła sobie operację. Nie bierze za to pieniędzy, nie reklamuje kliniki”.
Autorka nie zadaje sobie pytania, czym właściwie taka soft reklama byłaby różna w efekcie od napisania na relacji, że operacja uczyniła raperkę „szczęśliwą”. Oczywiście gotówka z zabiegów popłynęłaby do konkretnej kliniki, a Young Leosia uzyskałaby z tego korzyść finansową, z tym że skutek afirmowania publicznie takich zabiegów przed rzeszami młodych fanek jest właściwie ten sam – wytwarzanie w świadomości innych, młodszych dziewczyn poczucia, że taki zabieg, jeśli tylko cię stać, może przynieść ci szczęście.
„Gdy grube osoby po prostu żyją, wrzucają zdjęcia, cieszą się życiem – też słyszą, że «promują otyłość»”.
W świecie Staśko zapewne i one poddają się kosztownym zabiegom iniekcji tłuszczu, zachęcone do tego wartą miliardy maszyną marketingową – każda gruba osoba jest też wpływową celebrytką. Nie są to po prostu ludzie prezentujący w mediach, jakie rzeczywiście są ich ciała. Ot, drobny szczegół.
Young Leosia, Oliwka Brazil, Ruskiefajki. Dziewczyny, które zmieniają hip-hop
czytaj także
Takie komentowanie wycinków z tekstu Staśko byłoby jednak syzyfową pracą – momentalna apologia Śpiewaka zostanie obdarta z kontekstu w kilka dni, które przyniosą już ze sobą inny medialny temat. Ostatecznie, nie chodzi przecież o garść pisanych w pośpiechu słów z relacji na Instagramie ani że być może ułożone sprawniej mogłyby spotkać się z innym odbiorem. Staśko broni osoby publicznej, która ze względu na decyzję o powiększeniu biustu może być postrzegana jako ofiara (jakkolwiek dramatycznie nie brzmi to słowo) medialnego wizerunku ciała idealnego – wizerunku kreowanego dla zysku; na kompleksach, na wstydzie, na dysforii. Ale tym, czego Staśko nie zauważa, lub nie chce zauważyć, jest, że i Young Leosia zyskuje w ten sposób na dysforii, której ofiarą mogła paść; że afirmując taki zabieg, deklarując, że przyniósł jej „szczęście”, sama napędza spiralę zawodu naszymi ciałami – pokazuje swoim młodym fankom, że taki zabieg jest czymś dobrym, czymś, co po prostu zmieni ich życie na lepsze.
A warto wspomnieć, że medycyna estetyczna nie zawsze musi żerować na naszej krzywdzie. W wielu sytuacjach może stanowić ulgę dla tych z nas, którzy urodzili się lub po prostu muszą żyć z poważnymi defektami – i choć granica pomiędzy dyskomfortem wywołanym przez kapitalistyczny patriarchat a takim, który pewnie istniałby także w mniej szkodliwym społeczeństwie, może być cienka, próba całkowitego skreślenia jej zdaje się podważać sens feminizmu jako takiego. Także makijaż, choć przytoczony bezsensownie na początku tekstu Staśko, znajduje swoje miejsce w tym dyskursie. Sprzedając nam feel i lifestyle, raczej niż, dajmy na to, „beżową pastę do twarzy nr 7”, odbiera nam kawałek po kawałku człowieczeństwo – podobnie zresztą jak każdy inny owoc marketingu; wmawia nam, że nie jesteśmy kompletni i że potrzebujemy go, żeby być w pełni sobą. Tak więc potencjalne narzędzie osobistej ekspresji (jaką bywa choćby w sztuce queerowej) zamienia się w pułapkę, z której ucieczka, czy nawet chwilowe wyjście, wymagają sporej odwagi.
czytaj także
Po swoim komentarzu Śpiewak zaczął udostępniać na relacji wyznania kobiet opisujących własne przeżycia z kulturą estetycznych modyfikacji – nie tylko operacjami, ale także sztucznymi paznokciami czy brwiami. Wiele z nich było po poważnych zabiegach – opisywały nieetyczne praktyki przemysłu, marketingowe hokus-pokus, jakim je karmiono, czy pogłębiające się problemy z akceptacją własnego ciała po poddaniu się zabiegom. Te długie i interesujące wyznania Staśko stawia w opozycji do pojedynczej obserwującej, która napisała do niej, że „wczoraj poczuła się winna, bo dla przyjemności kupiła sobie maseczkę”. „Naprawdę Śpiewakowi chodzi o to, żeby dziewczyna czuła się gorsza, bo kupiła sobie maseczkę?” – pyta Staśko. Odpowiadam: nie, to kolejny chochoł.
Nie uważam jednak tekstu Staśko za pisany w złej intencji – wręcz przeciwnie. Dostrzega (co podstawnie oburza ją zresztą), że to przede wszystkim kobiety padają ofiarą shamingu, kiedy uginają się wreszcie pod naciskiem drapieżnej, kapitalistycznej fikcji, mimo że fikcja ta jest wytworem kultury patriarchalnej. I należy powtórzyć raz jeszcze, że prawo do decydowania o własnym ciele jest prawem niezbywalnym, jak niezbywalne jest niepisane prawo każdego do wolności od szykan.
Ostatecznie to, co Young Leosia albo ktokolwiek inny robią ze swoim ciałem, jest prywatnym wyborem – ale prywatnym wyborem podejmowanym pod wpływem mediów, kultury, społeczeństwa, a także vice versa, wpływającym na nie. Staśko chce widzieć (i bardzo słusznie) kulturę jako narzędzie, przy pomocy którego system kapitalistyczny wytwarza niedające się zaspokoić potrzeby. I wszyscy jesteśmy w ów system, tak czy inaczej, uwikłani – w każdym akcie konsumpcji. Staśko nie jest jednak skłonna stawiać twórcom kultury żadnego rodzaju poprzeczki w tym, jak przedstawiają świat, nasze ciało, czy racjonalne podejście do niego.
Nie da się jednocześnie pociągać kultury do odpowiedzialności za falę dysforii i nienawiści, jaką odczuwamy względem naszych zazwyczaj zupełnie normalnych ciał, ale jednocześnie zdejmować odpowiedzialność za dysforię z tych, którzy tworzą kulturę – zwłaszcza kiedy sami mogą zyskiwać na przekazywaniu dalej pałeczki.
***
Kajetan Czerwiński – student filologii polskiej i filozofii w ramach MISH UW.