Obecny kryzys w Ukrainie to skutek przekraczania uprawnień zarówno ze strony Rosji, jak i Stanów Zjednoczonych. Nieuprawniony krok Rosji polega na aneksji Krymu i okupacji okręgu przemysłowego Ukrainy, czyli regionu Doniecka i Ługańska, a także na ciągłych dążeniach do utrzymania zależności Ukrainy od rosyjskiej energetyki, produkcji przemysłowej i rynków.
Dwa niebezpieczne punkty zapalne – jeden w Europie, drugi w Azji – mogą wywołać otwarty konflikt pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Rosją a Chinami. Kryzysy wokół Ukrainy i Tajwanu można zażegnać, ale wszystkie strony muszą szanować uzasadniony interes innych, związany z bezpieczeństwem publicznym. Obiektywne rozpoznanie tego interesu dostarczy podstawy do trwałej deeskalacji napięć.
Zastanówmy się najpierw nad Ukrainą. Choć bez wątpienia ma ona prawo do suwerenności i zabezpieczenia przed rosyjską inwazją, nie wolno jej tym samym godzić w bezpieczeństwo Rosji.
Obecny kryzys w Ukrainie to skutek przekraczania uprawnień zarówno ze strony Rosji, jak i Stanów Zjednoczonych. Nieuprawniony krok Rosji polega na aneksji Krymu i okupacji okręgu przemysłowego Ukrainy, czyli regionu Doniecka i Ługańska, a także na ciągłych dążeniach do utrzymania zależności Ukrainy od rosyjskiej energetyki, produkcji przemysłowej i rynków. Ukraina ma zasadny interes w bliższej integracji z gospodarką Unii Europejskiej. Dlatego przecież podpisała umowę stowarzyszeniową. Kreml z kolei obawia się, że członkostwo w UE może poprowadzić Ukrainę do NATO.
Nowy Wielki Marsz. Czy już wkrótce będziemy mówić po chińsku?
czytaj także
Stany Zjednoczone też oczywiście poszły o kilka kroków za daleko. W 2008 roku administracja prezydenta George’a W. Busha wzywała kraje członkowskie, by zaprosiły Ukrainę do NATO – co wprowadziłoby obecność Sojuszu na wielokilometrowej granicy z Rosją. Mimo że ta prowokacyjna propozycja podzieliła sojuszników USA, NATO potwierdziło, że Ukraina w pewnym momencie będzie mile widziana wśród krajów paktu, i zaznaczyło, że Rosja nie ma w tej kwestii prawa weta. Jednym z celów brutalnej aneksji Krymu w 2014 roku było zagwarantowanie, że NATO nigdy nie zyska dostępu do czarnomorskiej bazy rosyjskiej marynarki wojennej ani jej floty.
Upublicznione zapisy przeprowadzonych w grudniu rozmów prezydenta USA Joe Bidena z Władimirem Putinem wskazują, że rozszerzenie Sojuszu na Ukrainę pozostaje na tapecie. Choć Francja i Niemcy mogą spełnić dawno już wypowiedzianą groźbę i zawetować każdy tego typu projekt, wysocy urzędnicy zarówno ukraińscy, jak i reprezentujący NATO podkreślili, że decyzja należy do Ukrainy. Co więcej, znany estoński parlamentarzysta ostrzegł, że odmowa Ukrainie prawa dołączenia do NATO stałaby na równi z brytyjską polityką appeasementu wobec Hitlera w 1938 roku.
Jednak amerykańscy przywódcy przekonujący, że Ukraina ma prawo wyboru swoich militarnych sojuszy, powinni zastanowić się nad własną długą historią kategorycznego sprzeciwu wobec zewnętrznych interwencji na półkuli zachodniej. Stanowisko to wyrażono najpierw w 1823 roku doktryną Monroego, a uwidoczniło się zwłaszcza w brutalnej reakcji USA na zwrot Fidela Castro ku Związkowi Radzieckiemu po rewolucji na Kubie w 1959 roku.
W owym czasie prezydent Dwight Eisenhower oświadczył, że „Kubę przekazano Związkowi Radzieckiemu jako instrument podważania naszej pozycji w Ameryce Łacińskiej i na świecie”. Eisenhower nakazał CIA opracowanie planów inwazji. Poskutkowały one fiaskiem w Zatoce Świń (za prezydentury Johna F. Kennedy’ego), z którego wynikł kryzys kubański w 1962 roku.
Państwa nie mogą dowolnie wybierać sojuszy wojskowych, ponieważ tego typu decyzje często mają konsekwencje dla bezpieczeństwa narodowego sąsiadów. Po drugiej wojnie światowej Austria i Finlandia zabezpieczyły swoją niepodległość i przyszły dobrobyt, nie wchodząc do NATO, co wywołałoby gniew Sowietów. Obecnie Ukraina powinna wykazać się podobną roztropnością.
Podobnie rysuje się problem Tajwanu. Wyspa ma prawo do pokoju i demokracji zgodnie z „zasadą jednych Chin”, stanowiącą podstawę relacji Chin ze Stanami Zjednoczonymi jeszcze od czasów Richarda Nixona i Mao Zedonga. Z kolei USA mają rację, przestrzegając Chiny przed jednostronnym podejmowaniem jakichkolwiek działań militarnych przeciwko Tajwanowi, ponieważ zagrażałoby to globalnemu bezpieczeństwu i światowej gospodarce. Jednak tak jak Ukraina nie ma prawa dołączyć do NATO, tak Tajwan nie ma prawa secesji od Chin.
Kowal: Trzeba unikać słów takich jak „wojna” czy „atak”, bo w tej grze chodzi o wzniecenie paniki
czytaj także
W ostatnich latach tymczasem niektórzy politycy tajwańscy flirtują z ideą deklaracji niepodległości, a niektórzy politycy amerykańscy zaczęli zbyt swobodnie traktować zasadę jednych Chin. Ówczesny prezydent elekt Donald Trump spowodował regres w tym obszarze polityki w grudniu 2016 roku, kiedy powiedział: „Całkowicie rozumiem zasadę jednych Chin, ale nie wiem, czy musimy być nią związani – chyba że podpiszemy z Chinami jakąś inną umowę, na przykład o handlu”.
Następnie prezydent Joe Biden prowokacyjnie zaprosił Tajwan na Szczyt dla Demokracji w tym miesiącu, po tym jak amerykański sekretarz stanu Antony Blinken orędował na rzecz „ożywionego uczestnictwa” Tajwanu w pracach Narodów Zjednoczonych. Takie działania USA doprowadziły do wzmożenia napięć z Chinami.
Analitycy wypowiadający się o bezpieczeństwie narodowym USA i przekonujący o prawie Tajwanu do niepodległości również w tym przypadku powinni wspomnieć historię własnego państwa. W Stanach Zjednoczonych wokół prawa do secesji wybuchła wojna domowa, którą secesjoniści przegrali. Rząd amerykański nie tolerowałby chińskiego poparcia dla ruchu secesyjnego – powiedzmy – w Kalifornii. Nie zaakceptowałyby też czegoś takiego kraje europejskie, na przykład Hiszpania, która już mierzy się z niepodległościowymi dążeniami Kraju Basków czy Katalonii.
czytaj także
Groźbę eskalacji militarnej wokół Tajwanu wzmogło jeszcze niedawne oświadczenie sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga, że sens istnienia Sojuszu będzie w przyszłości skupiał się na odpieraniu Chin. Sojuszu utworzonego w celu obrony Europy Zachodniej przed nieistniejącym już dziś europejskim mocarstwem nie należy przekształcać w kierowane przez Stany Zjednoczone przymierze wojskowe przeciwko mocarstwu azjatyckiemu.
Kryzysy w Ukrainie i na Tajwanie można zażegnać pokojowo i prosto. NATO powinno schować deklaracje o przyszłym członkostwie Ukrainy do szuflady, a Rosja przyrzec, że nie dokona inwazji. Ukraina powinna mieć swobodę orientowania swojej polityki handlowej tak, jak uzna za stosowne – o ile nie będzie przy tym łamać zasad Światowej Organizacji Handlu.
czytaj także
Podobnie Stany Zjednoczone powinny ponowić jasną deklarację, że są przeciwne secesji Tajwanu i nie zamierzają stosować doktryny powstrzymywania wobec Chin, zwłaszcza przez reorientację NATO. Z kolei Chiny muszą się wyrzec wszelkich jednostronnych działań militarnych wobec Tajwanu i potwierdzić obowiązywanie zasady jednego kraju, dwóch systemów. Tymczasem wielu Tajwańczyków obawia się, że sposób, w jaki Pekin rozprawił się z Hongkongiem, świadczy o zupełnym nieuznawaniu tej zasady przez chińskie władze.
Żaden globalny porządek pokojowy nie będzie cechował się stabilnością i bezpieczeństwem, jeśli wszystkie strony nie uznają uzasadnionych interesów bezpieczeństwa narodowego innych stron. Mocarstwa powinny do tego dążyć, wchodząc na ścieżkę wzajemnego zrozumienia i deeskalacji wokół Ukrainy i Tajwanu.
**
Copyright: Project Syndicate, 2021. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.