W niektórych obszarach nasilają się zjawiska niekorzystne dla mężczyzn, które często są ukryte przed opinią publiczną. Trzeba się zastanowić, w jakim stopniu większe ryzyko bezdomności, nałogów lub wyboru przestępczej drogi życia wynika z biologii, a w jakim – ze specyficznej socjalizacji. Pisze Jarema Piekutowski.
„Spięcie” to projekt współpracy międzyredakcyjnej pięciu środowisk, które dzieli bardzo wiele, ale łączy gotowość do podjęcia niecodziennej rozmowy. Klub Jagielloński, Kontakt, Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna i Nowa Konfederacja co kilka tygodni wybierają nowy temat do dyskusji, a pięć powstałych w jej ramach tekstów publikujemy naraz na wszystkich pięciu portalach.
Jedno jest pewne – przepaść między mężczyznami a kobietami pogłębia się coraz szybciej. W roku 2015 kobiet i mężczyzn deklarujących poglądy lewicowe było mniej więcej tyle samo – odpowiednio 9 i 10 proc. W roku 2020 odsetek kobiet o poglądach lewicowych był już dwukrotnie wyższy niż odsetek mężczyzn (40 i 22 proc.). Zwłaszcza w młodym pokoleniu kobiety i mężczyźni inaczej patrzą na świat – widzą inne zagrożenia. Sondaż OKO.press już w 2019 roku pokazał, że o wiele więcej kobiet niż mężczyzn obawia się wyjścia Polski z Unii Europejskiej oraz katastrofy ochrony zdrowia, zaś o wiele więcej mężczyzn niż kobiet obawia się zagrożenia przez ideologię gender i ruch LGBT oraz kryzys demograficzny.
Jednak nie na różnicach ideowych skupia się Bartosz Brzyski w swoim tekście. Wskazuje na kilka podstawowych nierówności edukacyjnych, społecznych i gospodarczych. Polscy mężczyźni mają niższe kompetencje w zakresie czytania i ogólnie niższe wykształcenie (to zjawisko dotyczące całego świata zachodniego). Coraz gorzej radzą sobie na rynku pracy. Zwłaszcza w świecie zachodnim, mają coraz mniejszą szansę na znalezienie potencjalnej partnerki, stąd (między innymi) powstanie ruchu inceli. Mężczyźni już dziś – dodaje Brzyski – bardziej niż kobiety obarczeni są ryzykiem samobójstwa, bezdomności, popadnięcia w nałogi, przedwczesnej śmierci. Dodam – nie tylko dziś.
Co można zrobić, żeby Polacy rzadziej odbierali sobie życie?
czytaj także
W roku 1950 przeciętna długość życia mężczyzny wynosiła niewiele ponad 56 lat, kobiety zaś – niecałe 62 lata – a więc kobieta żyła o 12 proc. dłużej niż mężczyzna. W 2021 roku, mimo ogromnych zmian społecznych na przestrzeni lat, różnica ta była podobna, choć można się spodziewać, że jedne i drudzy będą żyć dłużej (mężczyźni – około 74 lat, kobiety – około 82). Podobne różnice od lat dotyczą samobójstw, przestępczości, bezdomności i nałogów. Jednocześnie w 2018 roku we wszystkich państwach Unii Europejskiej mężczyźni zarabiali więcej od kobiet – największa gender pay gap wystąpiła w Estonii i na Łotwie (powyżej 21 proc.), najniższa – w Luksemburgu (1,3 proc.) i Rumunii (3,3 proc.). Polska należy do państw o relatywnie niedużej różnicy wynagrodzeń między mężczyznami a kobietami (8,5 proc.). Wskaźnik zatrudnienia w grupie kobiet jest niższy niż w grupie mężczyzn. Według raportu Komisji Europejskiej największym wyzwaniem pozostaje zróżnicowanie czasu poświęcanego na czynności społeczne: „72 proc. kobiet w wieku 25–49 lat realizuje codziennie obowiązki opiekuńcze przez jedną godzinę lub dłużej, w porównaniu z 39 proc. mężczyzn”.
Źródła nierówności
Tyle mówią fakty. W społeczeństwie istnieją nierówności płciowe – zarówno te krzywdzące mężczyzn, jak i te krzywdzące kobiety. Mimo starań tylko niektóre z nich udaje się zniwelować; jedne zdają się głęboko zakorzenione i pozostają na podobnym poziomie – inne rosną lub się pojawiają. To dobry punkt wyjścia, by zadać trzy fundamentalne pytania i spróbować przynajmniej zacząć na nie odpowiadać. Brzyski w swoim tekście zadaje je w zasadzie tylko między wierszami, skupiając się na diagnozie sytuacji i naświetleniu nierówności, które jego zdaniem nie są odpowiednio widoczne. Trzeba ten proces myślowy kontynuować.
Te fundamentalne moim zdaniem i powiązane ze sobą pytania brzmią następująco: po pierwsze, w jakim stopniu nierówności te wynikają z różnic biologicznych i psychologicznych, a w jakim – z różnic kulturowych? Po drugie, w jakim stopniu w ogóle możliwe jest zniwelowanie tych nierówności? Po trzecie, w jakim stopniu ich niwelowanie jest zasadne – to znaczy: czy zidentyfikowaliśmy koszty ich niwelowania i czy nie przekraczają one, zwłaszcza w dłuższym czasie, korzyści?
Niestety, odpowiedź na pierwsze pytanie – choć bardzo ułatwiałaby odpowiedzi na kolejne – wydaje się dziś niezwykle trudna, jeśli w ogóle jest możliwa. A to dlatego, że nie istnieje jeden mainstream naukowy i konsensus w tym obszarze. W zasadzie każda strona ideologicznego sporu – od radykalnych konserwatystów negujących wpływ kultury i upatrujących różnic jedynie w biologii do radykalnej lewicy negującej czynniki biologiczne – może znaleźć dane uzasadniające jej stanowisko. Jordan Peterson wskazuje, powołując się przede wszystkim na odkrycia psychologii ewolucyjnej, na biologiczne przyczyny romantycznej niedoli współczesnych mężczyzn (mówiąc o hipergamii, czyli naturalnej tendencji kobiet do wybierania mężczyzn o wyższym statusie) – ale z drugiej strony psychologia ewolucyjna, zwłaszcza w popularnej wersji, została już wielokrotnie skrytykowana, istnieją też badania dowodzące, że przynajmniej w świecie zachodnim zjawisko hipergamii zanika. Z kolei różnicę w poziomie wynagrodzeń kanadyjski psycholog wyjaśnia kilkoma czynnikami – przede wszystkim opieką nad dziećmi, którą w dużej mierze sprawują cały czas kobiety, co powoduje, że mają mniej czasu na rozwój i awans zawodowy.
Biologia czy socjalizacja?
Drugi czynnik, na który wskazuje, odnosi się do jednej z cech Wielkiej Piątki – pięcioczynnikowego modelu osobowości, którą to cechą jest ugodowość i skłonność do altruizmu. Dużo większe nasilenie tej cechy występuje u kobiet, dlatego mają one, zdaniem Petersona, mniejszą skłonność do asertywnej lub agresywnej rywalizacji w pracy. W odpowiedzi na to można jednak wysunąć argument, że ugodowość kobiet nie wynika z biologii, a kształtowana jest przez patriarchalną kulturę. Badacze twierdzą, że cechy Big Five w połowie są dziedziczone genetycznie, a w połowie są wynikiem wychowania.
czytaj także
Rozmowa na ten temat nie ma końca, a stworzenie precyzyjnych wskaźników dowodzących biologicznego lub kulturowego pochodzenia danych cech (a co za tym idzie – nierówności) jest niezwykle trudne. Niestety, o tym, co powszechnie będzie uznawane za prawdę w tym obszarze, w przyszłości zapewne w podobnej mierze będą stanowić czynniki polityczne i siła przebicia danego światopoglądu, co intersubiektywnie kontrolowalna empiria i racjonalne wnioskowanie. Obecnie, zwłaszcza na zachodnich uniwersytetach, dużo większą siłę przebicia mają nurty wskazujące na płynność osobowości i na rolę czynników kulturowych w kształtowaniu relacji między płciami, jednocześnie negujące aspekt biologiczny. Obiektywizm wymagałby jednak uważnego przyjrzenia się obu tym czynnikom.
Odpowiedź na pytanie drugie jest w pewnej mierze związana z odpowiedzią na pierwsze – gdyż próba wykorzenienia zachowań mających swoje głębokie źródło w biologii jest na dłuższą metę skazana na niepowodzenie. Jednak na to pytanie (w połączeniu z pytaniem trzecim) odpowiedzieć łatwiej. Jesteśmy obecnie w trakcie wielkiego eksperymentu równościowego w świecie Zachodu. Eksperyment ten zmierza przede wszystkim w kierunku wzmocnienia sytuacji kobiet, jako dyskryminowanych i deprecjonowanych przez lata. Już widać różne efekty tego doświadczenia, ale podsumowanie będzie możliwe za kilkadziesiąt lat – o ile jakieś zdarzenie lub zmiana polityczna nie spowodują zahamowania procesu wyrównywania szans.
Człowiek nie jest bezwolną ofiarą
Nie da się zaprzeczyć, że przez wiele lat w cywilizacji zachodniej (choć może w mniejszym stopniu niż w innych wielkich cywilizacjach) pozycja kobiet była znacząco gorsza niż pozycja mężczyzn. Widzimy dziś, że niektóre działania zmierzające do wyrównywania szans nie przyniosły opłakanych skutków, przed którymi ostrzegali konserwatyści – straszono na przykład katastrofalnymi konsekwencjami przyznania kobietom praw wyborczych, których dziś nikt poważny nie kwestionuje.
Jednak działania wyrównujące szanse trzeba podejmować w sposób racjonalny i przy zważeniu możliwych kosztów i korzyści. Zwłaszcza że – przede wszystkim w swoich radykalnych formach – naruszają one zasadę pomocniczości. Z tych względów jestem sceptyczny na przykład względem obowiązkowego urlopu ojcowskiego czy parytetów na uczelniach – pomysły te wynikają bowiem z bardzo pesymistycznej, radykalnie Foucaultowskiej wizji człowieka: w tej wizji jest on w zasadzie głównie bezwolną ofiarą przemocy i presji, niezdolną do racjonalnego decydowania o swoim losie i negocjowania go nawet w obrębie rodziny.
Jak zdradziłam sprawę feministyczną i przeszłam na stronę inceli
czytaj także
Tu dochodzimy do podstawowej dla naszego cyklu kwestii sytuacji mężczyzny. Jak słusznie wskazuje w swoim artykule Bartosz Brzyski, ostatnie lata sprawiły, że w niektórych obszarach nasilają się zjawiska niekorzystne dla mężczyzn, które często są ukryte przed opinią publiczną. Rzetelne i obiektywne projektowanie polityk publicznych, oparte na danych, a nie na bieżących, politycznych emocjach, musi uwzględnić także te dane. Trzeba sobie jednak zadać w miarę możliwości powyższe fundamentalne pytania.
W jakim stopniu większe ryzyko bezdomności, nałogów lub wyboru przestępczej drogi życia wynika z cech osobowości właściwych mężczyznom, zakorzenionych w ich biologii, a w jakim – ze specyficznej socjalizacji mężczyzn? W jakim stopniu przyczyną niepowodzeń części mężczyzn w związkach (a co za tym idzie – rozwoju ruchu inceli) jest hipergamia, w jakim – ich socjalizacja, w jakim cechy osobowe, a w jakim struktura społeczna i zawodowa? Co możemy zrobić, żeby złagodzić cierpienie kobiet i mężczyzn spowodowane nierównościami, jednocześnie nie powodując, że to cierpienie pojawi się w zupełnie innym miejscu systemu? Na pewno takiemu myśleniu o losie mężczyzn nie sprzyjają współczesne media nastawione na rozgrzewanie do czerwoności ledwo tlącego się – na razie – i w dużej mierze wymyślonego przez polityków i dziennikarzy konfliktu społecznego między mężczyznami a kobietami. Na pewno nie sprzyjają mu instytucje, coraz bardziej służebne wobec partii, coraz bardziej pozbawione bezpieczników racjonalności. Przed nami mnóstwo pracy u podstaw.
**
Inicjatywę wspiera Fundusz Obywatelski im. Henryka Wujca.