„To był atak na nas wszystkich” – przyjęło się mówić w Norwegii. Takie podejście zamazuje jednak ideologiczne motywy zbrodni skrajnie prawicowego terrorysty. Dziś nie wypada nawet przypominać, że Anders Breivik należał do młodzieżówki Partii Postępu, która wygrała wybory zaledwie dwa lata po zamachu.
22 lipca mija dziesięć lat od najkrwawszego ataku w Norwegii od czasów drugiej wojny światowej. Ślady po nim są jak rana w centrum Oslo. A ran i traum jest więcej. Norwegia to mały kraj – każdy zna kogoś, kto znał kogoś, kto zginął tego dnia. Znam też parę osób, które znały Breivika.
Ogień i szkło
Najpierw eksplodowała bomba w Oslo. Breivik zaparkował samochód załadowany materiałem wybuchowym pod budynkiem jednego z ministerstw w dzielnicy rządowej w sercu Oslo.
Dostałam SMS-a od męża, który był w centrum, żeby kupić koszulę na wesele przyjaciół następnego dnia: „Wybuchła bomba w Oslo. Nic mi się nie stało”.
Następny SMS: „Myślałem najpierw, że to trzęsienie ziemi, tak tąpnęło. Wyleciały wszystkie okna w galerii handlowej. Sceny na ulicach jak z filmu wojennego. Wszędzie szkło”.
– Dzwoniło mi strasznie w uszach. To ten dźwięk, jak już skończy się program telewizyjny i pokazują tylko to kolorowe kółko. Ten dźwięk na cały regulator. – To mój znajomy, dziennikarz i pisarz Yohan Shanmugaratnam.
czytaj także
Był piątek, tuż po 15. Yohan właśnie wyszedł z budynku Ministerstwa Pracy, gdzie razem z dziećmi odebrał z biura swoją partnerkę. Dzieci trudno było wyciągnąć z ministerstwa, chciały się jeszcze trochę pobawić automatem ze słodyczami. Zdążyli odejść kilkaset metrów od budynku, kiedy wybuchła bomba i zaczęło dzwonić w uszach.
„Z nieba, mimo środka lata, prószyło coś białego. Strzępy dokumentów z ministerialnych budynków. Ktoś je napisał, ktoś miał przeczytać. Teraz wirowały jak płatki gigantycznej białej kuli” – wspomina Yohan w książce Vi puster fortsatt (Nadal oddychamy), którą otwiera wspomnienie tego dnia.
Osiem osób zginęło, około trzydziestu zostało rannych. Wśród ofiar śmiertelnych była koleżanka Yohana z Ministerstwa Pracy, z którą dopiero co się pożegnali.
Zjechały się karetki, policja z Oslo i okolic. Patrole na ulicach, gorączkowe poszukiwanie sprawców.
– Moje dzieci przeraziła kontrola samochodu przez uzbrojony patrol – opowiada inny znajomy. – Jeszcze wiele miesięcy późnej bały się ludzi w mundurach. Kiedyś musieliśmy pospiesznie wysiąść z pociągu, bo wpadły w panikę na widok konduktora.
Woda
Po wybuchu bomby w Oslo rozdzwoniły się telefony. Wszyscy starali się sprawdzić, czy ich bliskim i znajomym nic się nie stało. Partnerka Yohana na próżno dzwoniła do koleżanki z biura.
„Mamo, nie, nie wracamy. To się stało w Oslo, a my jesteśmy na wyspie, to jest najbezpieczniejsze miejsce na świecie” – mówi do telefonu młoda dziewczyna. Ma włosy mokre od deszczu. Tak zaczyna się film Utøya, 22 lipca. Nie byłam w stanie go obejrzeć. Polecam kilkuminutowy zwiastun. Są w nim tylko stratowane, mokre namioty i dzwonki telefonów, których nikt nie odbiera. Ale nawet przy zwiastunie zaczynam płakać, bo ta historia jest mi zbyt bliska.
Od wybuchu w Oslo nie minęły nawet dwie godziny, kiedy Breivik, w policyjnym mundurze, dotarł na wyspę Utøya. To 38 kilometrów samochodem z centrum Oslo, potem przeprawa łódką. Otworzył ogień do uczestników letniego obozu dla młodzieżówki Partii Pracy (AUF). 69 osób zginęło, niemal połowa z nich nie ukończyła jeszcze 18 lat. Najmłodsze ofiary miały 14 lat.
Najwięcej osób terrorysta zastrzelił w kafeterii, gdzie młodzież próbowała się zabarykadować. Ci, którzy ukryli się pod prysznicami, oddawali mocz w ręczniki, żeby nie zdradzić się żadnym dźwiękiem.
Wielu ocalało, bo skoczyli do zimnego fiordu i odpłynęli w kierunku lądu. Jedna osoba utonęła.
Policja, zajęta reagowaniem na eksplozję w Oslo, zjawiła się dopiero po 72 minutach od pierwszego zawiadomienia. Wtedy Breivik się poddał.
Łzy, deszcz, wspólnota
Przed północą 22 lipca podano do wiadomości publicznej, że za atak odpowiada 32-letni Norweg, blondyn z bogatej stołecznej dzielnicy. A nie wojujący islamiści, jak przypuszczała znaczna część opinii publicznej.
„Nie możemy porzucić naszych wartości. Musimy pokazać, że nasze otwarte społeczeństwo zdaje również ten egzamin. Że odpowiedzią na przemoc jest jeszcze więcej demokracji. Jeszcze więcej humanizmu” – powiedział tamtej nocy premier Jens Stoltenberg z Partii Pracy.
Przez kolejne miesiące powtarzał: „To był atak na nas wszystkich”.
Na weselu przyjaciół następnego dnia ludzie obejmowali się i płakali. Nadal lał deszcz.
Manifest
Przed atakiem Breivik opublikował w sieci swój manifest: Europejską Deklarację Niepodległości. Tysiąc pięćset stron, w dużej mierze kopiuj-wklej z innych źródeł. Choć atak zaplanował i przeprowadził sam, miał nadzieję, że manifest dotrze do szerokich zastępów „europejskich patriotów”, którzy walczyć będą przeciw islamizacji Europy. A także przeciwko politycznej poprawności, marksizmowi kulturowemu i feminizmowi, który według Breivika wypowiedział wojnę męskości i w ten sposób utorował drogę islamowi.
Partia Pracy w świecie Breivika to ci naiwnie otwierający islamistom drzwi przez politykę przyjmowania uchodźców. Celem terrorysty było zabicie całego nowego pokolenia polityków partii.
Podczas procesu Breivik wielokrotnie wykonywał nazistowski gest. Dostał 21 lat, to maksymalna kara. W praktyce prawdopodobnie nigdy nie wyjdzie na wolność, bo będzie zagrożeniem dla innych – tłumaczę synowi, który często mnie o to pyta.
czytaj także
W więzieniu Breivik nie ma dostępu do internetu. Policja pilnie monitoruje jego listowną korespondencję z kręgiem wielbicieli i potencjalnych naśladowców.
W mojej organizacji pracuje M., która chodziła z Breivikiem do klasy. Dowiedziałam się o tym od innej koleżanki z pracy, która wyjaśniła mi, że M. nigdy o tym z nikim nie rozmawia i rozmawiać nie chce.
Na weselu przyjaciół 23 lipca okazało się, że jedna z moich koleżanek znała Breivika w czasach szkoły średniej. Nie miał przyjaciół ani wzięcia u płci przeciwnej. Wstąpił do młodzieżówki populistycznej antyimigranckiej Partii Postępu (FRP). Wystąpił z niej po porażce w wyborach wewnątrzpartyjnych. W manifeście wyjaśnia, że wystąpił z FRP, bo jej polityka przeciw islamizacji nie szła wystarczająco daleko.
Kropla
Ylvę Schwenke, rocznik 1996, Breivik trafił cztery razy. Cudem przeżyła. Zaledwie pół roku później zgłosiła się jako świadek w procesie przeciw terroryście. Chciała spojrzeć mu w oczy.
Ina Libak, rocznik 1989, też dostała cztery strzały. Leżała w błocie i nie mogła się ruszać. Dwie koleżanki podczołgały się, żeby ją ogrzać i utrzymać przy życiu. Jedna położyła się pod nią, druga okrywała ją ciałem jak kocem. Ina też była świadkiem w procesie.
– Nie pamiętam słów, tylko krzyki. Patrzyłam na kroplę wody na liściu. Myślałam sobie, że to fantastyczne, że coś tak pięknego istnieje – mówiła przed sądem.
W 2018 roku Ina została wybrana na przywódczynię młodzieżówki Partii Pracy (AUF). Chciała, by młodzież nadal przyjeżdżała na wyspę i w ten sposób, jak mówi, znajdowała siłę do walki z prawicowym ekstremizmem. Tak się też stało, obozy letnie znów są organizowane.
– Gdy wracam na Utøyę, przypominam sobie, że nienawiść zabija, a zaangażowanie ratuje życie. To jest powaga, która będzie mi towarzyszyć do końca życia. Polityka to nie są błahostki. To sprawa życia i śmierci – mówi Ina.
Kogo pilnują służby bezpieczeństwa?
Przed atakiem norweskie służby za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa uznawały wojujących islamistów. W marcu 2011 roku, po tym, jak Breivik kupił przez internet w polskiej firmie materiały do produkcji bomby, jego nazwisko znalazło się na liście alarmowej władz celnych. Lista została przekazana służbom bezpieczeństwa, które niewiele z nią dalej zrobiły. Priorytetem była inwigilacja radykalnych środowisk muzułmańskich.
W 2019 roku zainspirowany Breivikiem prawicowy ekstremista wdarł się z bronią do meczetu w Bærum pod Oslo. Dopiero wtedy rząd zdecydował się na opracowanie planu walki z dyskryminacją muzułmanów i rosnącą nienawiścią do nich. Plan planem, ale w ramach pielęgnowania wolności słowa prawicowy rząd nadal dofinansowuje skrajny, antymuzułmański blog Human Rights Service.
Realia prześcignęły fikcję – między teatrem zaangażowanym a skandynawskim kryminałem
czytaj także
Badania pokazują, że jedna trzecia Norwegów ma uprzedzenia wobec muzułmanów. Aż 47 proc. respondentów zgadza się ze stwierdzeniem, że „muzułmanie sami są sobie winni rosnącej nienawiści do nich”. Dodajmy, że w Norwegii nigdy nie doszło do żadnego zamachu wojujących islamistów.
„Karta Utøya”
– W debacie publicznej w Norwegii zabrakło rozprawienia się z ideologią i przekonaniami terrorysty, które wielu podziela, chociaż nie popiera tego, co zrobił. W pierwszych latach po 22 lipca debata w Norwegii miała nie ranić tych, którzy podzielali przekonania terrorysty. W konsekwencji mamy mniej, a nie więcej wolności słowa. Nam, młodzieżówce Partii Pracy (AUF), utrudniono udział w debacie o tym, co nas spotkało. Obwiniano nas, że znów wyciągamy „kartę 22 lipca”. Otrzymywaliśmy pogróżki. A rząd zajął się chronieniem wolności słowa tych, którzy propagują ekstremalne poglądy – tłumaczy obecna przywódczyni AUF, Astrid Hoem.
Astrid też przeżyła masakrę na wyspie. Miała wtedy 16 lat.
– Długo trudno mi było o tym mówić. Nie chciałam być tą „Astrid od 22 lipca”. Ale z czasem zrozumiałam, że się mylę. Teraz ciągle o tym mówię. O tym, jakie to wstrząsające, że to stało się tutaj, w naszym kraju. I jak ważne jest, by nie dopuścić, by to się powtórzyło.
czytaj także
Tak, atak terrorystyczny był „przeciw nam wszystkim”, ale był również politycznym i ideologicznym atakiem na Partię Pracy. Jednak kiedy przedstawiciele tej formacji starali się o tym mówić, prawica oskarżała ich o nadużywanie roli ofiary, granie „kartą Utøya”, „kartą 22 lipca”. Tak zamknięto im w praktyce usta.
Parę miesięcy temu AUF wydała książkę 10 lat po terrorze: Nigdy nie milczeć, nigdy nie zapomnieć. Na początku lipca ukazała się też książka Utøyakortet (Karta Utøya). Autor, Snorre Valen, nie należy do Partii Pracy, tylko do Lewicowej Partii Socjalistycznej (SV). Solidaryzuje się jednak z AUF i stwierdza, że po ataku terrorystycznym ta stała osamotniona w debacie publicznej. Że młodzieżówki innych partii powinny były stanąć za nią murem, kiedy AUF raz za razem obwiniano o grę „kartą Utøya”.
Wybory
Wybory parlamentarne w 2013 roku wygrała prawica, obwiniając Partię Pracy o obnażony 22 lipca brak przygotowania do sytuacji kryzysowych. Po raz pierwszy w historii kraju w rządzie, u boku centrowo-konserwatywnej Prawicy (Høyre), znalazła się Partia Postępu (FRP). FRP miała teraz dobre dojście do mikrofonu ze swoją teorią spiskową o „ukrytej islamizacji Norwegii”.
To, że Breivik należał do jej młodzieżówki, nie mogło zostać nawet wypowiedziane w debacie. Kiedy ówczesny przywódca AUF Eskil Pedersen, też ocalały z masakry, próbował o tym mówić, słyszał za każdym razem, że nadużywa „karty 22 lipca”.
czytaj także
Następne wybory przed nami. Po ośmiu latach prawicowych rządów do steru Norwegii jesienią wróci najprawdopodobniej Partia Pracy w koalicji z jedną lub kilkoma partami centrolewicowymi.
Tymczasem w szeregi AUF napływa młodzież, która w momencie ataku terrorystycznego chodziła do przedszkola. Oni nie boją się mówić o 22 lipca.
Wyrwa
Lipiec 2021. W skrzynce znajduję magazyn mojego związku zawodowego. Na okładce partnerka Yohana pokazuje wielką wyrwę w centrum Oslo, ruiny dzielnicy rządowej, jej dawne miejsce pracy. Wiele z uszkodzonych budynków zdecydowano się zburzyć. Inne są odbudowywane. 10 lat po ataku terrorystycznym serce stolicy otaczają betonowe mury placu budowy.