Presja ma sens. Wygrała sprawiedliwość! To znak, że środowisko akademickie tak łatwo nie ugnie się pod naciskami fundamentalistów religijnych – mówią studenci i studentki Uniwersytetu Śląskiego. Uczelniana komisja dyscyplinarna w końcu rozpatrzyła ich skargę na drę hab. Ewę Budzyńską. Wykładowczynię uznano winną stawianych jej zarzutów.
O sprawie byłej wykładowczyni UŚ, która na zajęciach ze studentami głosiła kuriozalne tezy, m.in. o tym, że „kobiety korzystające ze spirali domacicznej rodzą dzieci z antenkami w głowach”, „żłobki są jak obozy koncentracyjne”, a „normalna rodzina to mąż, żona i dzieci”, pisaliśmy na naszych łamach trzykrotnie.
Uniwersytecie Śląski, jeśli boisz się Ordo Iuris, mrugnij osiem razy
czytaj także
Sprawa ciągnie się od 2018 roku. To właśnie wtedy uczestnicy i uczestniczki wykładów dry hab. Ewy Budzyńskiej zgłosili niewłaściwe ich zdaniem zachowanie swojej profesorki władzom uczelni. Skargą miała zająć się komisja dyscyplinarna, ale jej obrady wielokrotnie odwoływano i przesuwano na kolejne terminy. Opieszałość sprawiała wrażenie „gry w gorącego kartofla”, a oliwy do ognia dolewało Ordo Iuris, którego przedstawiciele zdecydowali się bronić wykładowczyni, uznając studenckie oskarżenia za „zamach na wolność nauki”. W podobny sposób na ten temat wypowiadał się również były minister szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin.
Prokuratura wzywa do ujawnienia… notatek. Uniwersytet Śląski wciąż pod butem fundamentalistów
czytaj także
W międzyczasie do akcji wkroczyła także katowicka prokuratura, która na wniosek anonimowej osoby badała, czy studenci nie sfabrykowali dowodów przeciwko akademiczce. Postępowanie, które w ocenie władz UŚ uderzało w autonomię uczelni i dla młodych oznaczało spędzenie długich godzin na wycieńczających przesłuchaniach, dwukrotnie umorzono. Na wewnątrzuniwersyteckie rozpatrzenie sprawy trzeba jednak było czekać kolejne miesiące. Aż do piątku, 26 marca.
„Nie” dla fundamentalistów
„Skład orzekający Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej ds. Nauczycieli Akademickich Uniwersytetu Śląskiego powołany do rozpatrzenia sprawy dr hab. Ewy Budzyńskiej odbył dziś ostatnie merytoryczne posiedzenie i orzekł o ukaraniu Obwinionej karą dyscyplinarną nagany” – poinformował w piątek rzecznik prasowy uczelni Jacek Szymik-Kozaczko.
Z komunikatu przesłanego mediom wynika, że pisemne uzasadnienie decyzji jest w przygotowaniu, a z uwagi na tajność posiedzenia ani władze uczelni, ani studenci nie znają na razie jego treści. Na tę wiadomość grupa osób skarżących Budzyńską czekała prawie trzy lata. Cierpliwość, jak wskazuje Sylwia Kwaśniewska, jedna z autorek skargi, się opłaciła, a presja miała w tym wypadku ogromny sens.
– Bardzo się cieszę, bo wygrała sprawiedliwość. Komisja podjęła moim zdaniem rozsądną i jedyną słuszną decyzję, która dowodzi temu, że przez cały czas mówiliśmy prawdę. Mam nadzieję, że jest ona również wyrazem zapewnienia środowiska akademickiego i studenckiego, że na uniwersytecie nie ma miejsca na uprzedzenia, treści homofobiczne, ksenofobiczne i dyskryminujące ludzi – mówi nam studentka.
Jej zdaniem to sprawa przełomowa dla szkolnictwa wyższego, które staje się coraz częstszym celem ataków ultrakonserwatywnych organizacji oraz rządu Zjednoczonej Prawicy.
– To pokazuje, że uniwersytety tak łatwo nie ugną się pod naciskami fundamentalistów religijnych i że na uczelniach nadal na pierwszym miejscu pozostaje nauka, a nie utrwalanie szkodliwych społecznie stereotypów – dodaje nasza rozmówczyni.
Wygrana bitwa, ale czy wojna?
Nie mniejszym entuzjazmem na decyzję komisji zareagował prof. Mariusz Fras, który miesiącami wspierał studentów i studentki, a także sam znalazł się na celowniku Ordo Iuris. Organizacja na różne sposoby próbowała najwyraźniej wywołać efekt mrożący i zniechęcić go do dalszych działań. To się nie udało, choć organizacja, której – przypomnijmy – nie można nazywać oficjalnie „opłacanymi przez Kreml fundamentalistami” – z pewnością nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, bo od decyzji komisji UŚ dra hab. Ewa Budzyńska może się jeszcze odwołać do organu wyższej instancji – komisji dyscyplinarnej przy ministrze właściwym do spraw szkolnictwa wyższego i nauki.
Biorąc pod uwagę fakt, że to stanowisko sprawuje Przemysław Czarnek, naczelny PiS-owski przeciwnik osób LGBT+, kobiet i wszystkich, którzy nie zgadzają się z katolicką wizją świata, Budzyńska może zostać uniewinniona. Wskazują na to plany szefa resortu, o których rozmawialiśmy niedawno z Adamem Ostolskim.
Czarnek ogłosił Pakiet Wolności Akademickiej. Czy można już zapraszać płaskoziemców?
czytaj także
Na razie jednak w Katowicach jest się z czego cieszyć. – Po wielu ciężkich bojach, szykanowaniu studentów prokuratorami i postępowaniami wszyscy czujemy ogromną ulgę, ale przede wszystkim bardzo się cieszymy, że sprawiedliwości stało się zadość, a uczelnia pokazała, jakie są granice wolności dydaktyków – mówi prof. Mariusz Fras.
– Tym ruchem komisja udowadnia, że na UŚ nie ma zgody na to, by nauczyciel akademicki głosił herezje w murach uczelni. Przeciwnie – dostaliśmy potwierdzenie, że wykładowcy są zobowiązani do przedstawiania studentom udokumentowanej, zgodnej z aktualnym stanem wiedzy naukowej prawdy. Nauczyciele akademiccy muszą dawać młodym ludziom wybór, prezentując złożoność stanowisk aktualnej debaty naukowej i pokazywać różnorodność świata, a nie wmawiać im, że „homoseksualność jest zboczeniem”, „tabletka antykoncepcyjna jest aborcją”, a „inne rasy są gorsze niż biała” – dodaje nasz rozmówca.
czytaj także
W opinii naszego rozmówcy ukaranie naganą dry hab. Budzyńskiej będzie stanowiło bardzo potrzebny dziś dowód na to, że na deprecjonowanie innych i sianie mowy nienawiści nie ma miejsca w środowisku akademickim. Z pewnością ta decyzja niesie nadzieję dla innych uczelni, w których rozgrywają się lub mogą rozegrać w przyszłości podobne scenariusze.
– Tę decyzję należy potraktować jako świadectwo akademików, którzy nie zgadzają się na narzucanie im woli politycznej. Z własnymi sprawami będziemy radzić sobie samodzielnie, bo to gwarantuje nam zapis o autonomii uczelni. Komisja w imieniu nas wszystkich pokazuje jasno, że nie chcemy powielania waszych dyskryminujących narracji u siebie i nie chcemy w swoich murach nauczycieli akademickich, którzy wzniecają mowę nienawiści, opowiadając studentom straszne, dehumanizujące tezy, o których chyba nawet nikomu nie śniło się w trudnych czasach komunizmu – podsumowuje prof. Fras.
**
Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.