Administracja Trumpa wiedziała, że zgonów jest nieproporcjonalnie więcej w społecznościach biednych i mniejszościowych. Nie uznała jednak życia umierających za warte wysiłku i pieniędzy koniecznych do jego ratowania. Niewiele potrzeba, by taką politykę uznać za ludobójstwo.
Wielu komentatorów analizujących prezydenturę Donalda Trumpa i zjawisko trumpizmu powołuje się na koncepcje znane z historii, na przykład faszyzm. Jednak pewien aspekt tej historycznej paraleli, który byłby najbardziej obciążającym oskarżeniem, jeszcze nie wybrzmiał w amerykańskiej debacie publicznej.
Brazylia wyprzedziła pod tym względem Stany Zjednoczone. Gilmar Mendes, sędzia Federalnego Sądu Najwyższego Brazylii, ostrzegał w lipcu 2020 roku, że tchórzliwa reakcja prezydenta Jaira Bolsonaro na pandemię COVID-19 może de facto skończyć się ludobójstwem na rdzennych mieszkańcach tego kraju.
W Stanach Zjednoczonych liczba zgonów przekroczyła już 400 tysięcy. Może więc nadszedł czas, by amerykańska opinia publiczna dostrzegła kryjący się w trumpizmie potencjał ludobójczy. Tak samo jak w Brazylii, społeczności rdzenne w USA ucierpiały podczas pandemii nieproporcjonalnie bardziej niż inne. Badacz Nick Estes już porównał działania administracji Trumpa do ludobójstwa popełnianego na rdzennych Amerykanach w poprzednich stuleciach.
czytaj także
Podzielamy te obawy. Administracja Trumpa konsekwentnie przedkładała interes polityczny nad zdrowie publiczne. Tym samym zwiększyła ryzyko dla społeczności czarnych i rdzennych – co dało się przewidzieć, a zatem jest tym bardziej karygodne.
Przecież od kwietnia 2020 roku wiemy, że wirus dotkliwiej uderza w społeczności afroamerykańskie, latynoskie i rdzenne. Mimo to Trump i inni republikanie otwarcie namawiali do protestów przeciwko lockdownowi i kwestionowali konieczność wprowadzenia przepisów takich jak nakaz noszenia masek.
Brawurowo ignorując zdrowie publiczne również na najwyższych poziomach władzy, USA i Brazylia prowadzą w niechlubnych statystykach zgonów na COVID-19. To nie jest przypadek: Bolsonaro jawnie kopiuje polityczne strategie Trumpa. Tak jak faszystowscy przywódcy przeszłości, obaj politycy odmawiają wzięcia jakiejkolwiek odpowiedzialności za zgony spowodowane ich decyzjami. Nagminnie zniekształcają rzeczywistość i przedstawiają się jako zbawicieli „ludu”. Nic dziwnego, że Bolsonaro należy do nielicznych głów państw, które poparły kłamstwa Trumpa o „skradzionych” wyborach prezydenckich.
czytaj także
Bolsonaro również niefrasobliwie zbywał kwestię śmiertelnego żniwa pandemii, pytając: „Kogo ja niby zabiłem?”. Trzeba zaznaczyć, że pojęcie „ludobójstwa” wyjątkowo trudno zdefiniować. Konwencja ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, uchwalona przez Narody Zjednoczone w 1948 roku, skupiła się na kwestii przemocy wymierzonej w grupy rasowe i etniczne. Tak wąska definicja miała na celu uniknięcie weta ze strony Związku Radzieckiego, nie objęto nią bowiem grup politycznych. Ten doraźny wyjątek nie powinien jednak wpływać na ocenę moralną działań współczesnych reżimów. Kiedy polityczne kalkulacje stoją u podstaw decyzji, które prowadzą do masowych zgonów, kogoś trzeba za to rozliczyć.
Trumpizm i bolsonarismo utrzymują się dzięki propagandzie i politycznym ingerencjom w niezależne instytucje (takie jak amerykańskie Centers for Disease Control, ośrodki zwalczania chorób). Podlewa je nieprzerwany strumień kłamstw i teorii spiskowych, dzięki którym rządzący podważają mechanizmy umożliwiające rozliczanie polityków. Ten proceder bez wątpienia okazał się katastrofalny w skutkach dla mniejszości. Warto tylko zadać pytanie, czy politykę dezinformacji i celowych zaniedbań prowadzoną przez te rządy można już nazwać zbrodniczą.
Skoro zaczęliśmy od historycznej paraleli, warto przypomnieć sobie dobrze udokumentowaną rolę Stalina w wielkim głodzie w Ukrainie w latach 1932–1933. Ta fala klęsk głodu zabiła miliony ludzi. W moralnej ocenie działań Stalina pytanie, czy ten konkretny epizod można formalnie sklasyfikować jako ludobójstwo, czy nie, jest kwestią nieistotną. Jak pokazał historyk Timothy Snyder w swojej książce Skrwawione ziemie, każdy z kroków władzy, które ostatecznie doprowadziły do masowego umierania w Ukrainie, „mógł się zdawać bezbarwną decyzją administracyjną i jako takie je z pewnością w tym czasie przedstawiano”. Stalin też mógł zapytać: „Kogo ja niby zabiłem?”.
Mimo chwilowej dezorientacji w pierwszym kwartale ubiegłego roku naukowcy i eksperci od zdrowia publicznego od dawna wiedzą, że maski, ograniczenie zgromadzeń, powszechne testy i śledzenie zakażeń oraz zwiększona świadomość społeczna mogą znacznie ograniczyć rozprzestrzenianie się epidemii takich jak COVID-19. Trump i Bolsonaro odrzucili te środki bezpieczeństwa. Woleli promować cudowne lekarstwa i obiecywać, że wirus po prostu „zniknie”.
Ponadto zespół zadaniowy do spraw COVID-19, wyznaczony przez administrację Trumpa i kierowany przez prezydenckiego zięcia, Jareda Kushnera, porzucił narodowy plan przygotowywany w pierwszych miesiącach pandemii. „Ponieważ wirus najmocniej uderzył w stany głosujące raczej na demokratów – powiedziało magazynowi „Vanity Fair” źródło z Białego Domu – narodowy plan okazał się niepotrzebny. Trump nie skorzystałby na nim politycznie”.
czytaj także
Dlatego już w kwietniu Trump wzywał do rozluźnienia obostrzeń w całym kraju. Jak stwierdził w tamtym czasie Adam Serwer z „The Atlantic”, administracja „nie uznała życia umierających za warte wysiłku czy pieniędzy wymaganych do jego ratowania”. Rząd USA wiedział, że odsetek zgonów jest nieproporcjonalnie wyższy w społecznościach biednych i mniejszościowych – i to nie z żadnego „wrodzonego” powodu, tylko w rezultacie głębokich nierówności społecznych i strukturalnych. Mimo to władze nie starały się minimalizować utraty życia.
Nie sugerujemy, że administracja Trumpa świadomie wybrała politykę zaniedbań po to, by wyeliminować mniejszości. Gdyby tak było, działania podlegałyby ONZ-owskiej definicji ludobójstwa. Pamiętajmy jednak o wielkim głodzie. Skoro wąsko rozumiane decyzje władzy złożyły się ostatecznie na politykę, która zagroziła życiu milionów ludzi w Ukrainie, porównywanie Hołodomoru do ludobójstwa z moralnego punktu widzenia nie jest nadużyciem.
Dziś, tak samo jak wtedy, chodzi o to, w jakim stopniu ostateczny skutek zależy od decyzji polityków. W przypadku COVID-19 dziennikarze śledczy odkryli już, że początkowa bierność administracji Trumpa podyktowana była narcystycznym interesem politycznym i obojętnością na trudną sytuację osób stojących po przeciwnej stronie politycznej barykady. Nawet jeśli polityka tej administracji zrodziła się tylko z potrzeby zarządzania wizerunkiem w oczach opinii publicznej przed wyborami prezydenckimi, trudno to uznać za usprawiedliwienie ogromnych kosztów w postaci ludzkiego życia.
Jędrysik: Wygląda na to, że postanowiliśmy wprowadzić u siebie biedamodel szwedzki
czytaj także
Czas umieścić kryzys związany z pandemią w odpowiednim kontekście historycznym. Brazylijczycy już rozpoczęli tę debatę. Amerykanie będą musieli pójść za nimi, gdy zaczną dochodzić do ładu z epoką Trumpa i jej długofalowymi skutkami. Dopóki nie dokonamy całościowej analizy działań Trumpa i Bolsonaro podczas pandemii, nie możemy wykluczyć możliwości współsprawstwa ludobójstwa.
**
Federico Finchelstein – profesor historii w New School for Social Research i Eugene Lang College, jest autorem książki A Brief History of Fascist Lies.
Jason Stanley – profesor filozofii Uniwersytetu w Yale, jest autorem książki How Fascism Works: The Politics of Us and Them.
Copyright: Project Syndicate, 2021. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.