Kraj

Głosujesz na Dudę? Nie, nie jesteś lewicowym rebelem

Fot. Monika Bryk

Zastępy lewaków wychodzą spod niemal każdego kamienia w mediach społecznościowych i tylko po to, żeby obwieścić światu, że oni to z liberałami nigdy, że „PiS-PO-jedno zło”, a jak na drugą turę, to tylko z głosem nieważnym.

Wyjeżdżając do Wielkiej Brytanii pod koniec września 2015 roku, zabrałem ze sobą zaświadczenie o prawie do głosowania na nadchodzące w październiku tego roku wybory. Wrzucając głos do urny, wiedziałem, że nie wrócę do Polski w ciągu co najmniej trzech, a najpewniej czterech lat – czyli de facto przez całą kadencję zbliżających się rządów PiS.

Zacząłem się zastanawiać – jak długo będę jeszcze miał prawo decydować o życiu innych w Polsce, skoro sam w niej nie mieszkam? Jak długo, żyjąc na stałe poza polską granicą, nadal będę miał świadomość czy dostęp do aktualnej wiedzy o tym, jak naprawdę żyje się tu ludziom, żeby decydować o tym, w jakim kierunku ich życie powinno zmierzać? Na szczęście koalicja Zjednoczonej Prawicy Jarosława Kaczyńskiego szybko unieważniła takie dylematy. Zwyczajnie nie da się na zachód od Bugu znaleźć dziś bardziej skorumpowanej moralnie formacji politycznej, która wciąż ma szansę na pełnię niekontrolowanej politycznej władzy.

Nie unieważniła ona jednak innego dylematu – jak nie PiS, to kto?

Prezydent Robert Biedroń – co poszło nie tak? Odpowiada Włodzimierz Czarzasty

Ostatnią dekadę spędziłem w kręgach mniej lub bardziej radykalnej lewicy, osobiście lub internetowo, równolegle w dwóch krajach. Nie trzeba mnie przekonywać, że Platforma Obywatelska zrobiła bardzo dużo, by osoby mniej uprzywilejowane i z mniejszych miejscowości żyły w poczuciu wykluczenia. Likwidacje szkół i połączeń regionalnych, niedofinansowanie kluczowych usług publicznych, ślepa koncentracja na wzroście PKB, brak projektów socjalnych, polityki mieszkaniowej, senioralnej, ekologicznej, ludzie na umowach śmieciowych zachęcani do „zmiany pracy i wzięcia kredytu”. I tak dalej. Nawet jeśli ten trend trwał od dawna, to Platforma nie zrobiła wiele, by mu przeciwdziałać.

Rządy PO to była pełna kontynuacja najgorszych tradycji III RP, włącznie z bezmyślnym nacjopatriotyzmem w pakiecie w postaci Dnia Żołnierzy Wyklętych. Po niej przyszedł PiS, cofnął demokratyzację o dekady, ale wprowadził minimum polityki prospołecznej, zdobywając masowe poparcie społeczne. W tym niestety wielu ludzi na lewicy.

O ile całkowicie można zrozumieć tych stojących za PiS, którym 500+ pozwoliło złapać finansowy oddech po raz pierwszy w życiu, o tyle nie da się w żaden racjonalny sposób wyjaśnić propisowskich sympatii na lewicy.

Niech na całym świecie wojna

Żyję na emigracji na Wyspach Brytyjskich, ale ocena sytuacji międzynarodowej Polski się od tego nie zmienia. O ile PO to nawet nie liberałowie, tylko klasyczna chadecja, o tyle PiS należy do czegoś, co Ishaan Tahroor z „Washington Post” określił niedawno jako nacjonalistyczno-autorytarną menażerię. Po kampanijnej nagonce na środowiska LGBT+ światowe media samo przyjęcie Andrzeja Dudy przez prezydenta Trumpa w Białym Domu uznawały za skandal. A jeśli wizyta polskiego prezydenta jest w stanie pogorszyć wizerunek kogoś takiego jak Trump, to czas popatrzeć w lustro.

PiS powie: to przemysł pogardy, a my walczymy o twardy polski interes. Czyżby? Eurokomisarka Věra Jourová wprost zapowiedziała, że postara się, aby kraje nieprzestrzegające praw UE nie dostały planowanego europejskiego gigapakietu finansowej pomocy na walkę z pandemią.

Czy uda się pokonać narodowe egoizmy? Merkel i Macron proponują pakiet pomocowy. KE proponuje większy

Czy naprawdę ktoś jeszcze wierzy, że Polska jest w stanie zrozumieć cokolwiek z tego, co dzieje się na arenie międzynarodowej? Kraj, którego ambasador w Wielkiej Brytanii firmuje własnym stanowiskiem neonazistowską imprezę? Czy mając MSZ tak dysfunkcjonalny, a do tego reprezentującego Polskę na arenie międzynarodowej prezydenta Dudę, naprawdę jesteśmy w stanie załatwić cokolwiek wartościowego w stosunkach międzynarodowych lub w samej UE, choć właśnie waży się przyszłość całego europejskiego projektu?

BBC Newsnight: Polska ambasada wspiera finansowo skrajną prawicę w UK

Mit o prospołeczności pisowskich narodowców

Tymczasem wielu ludzi na polskiej lewicy rozdziera szaty nad czymś innym – że Trzaskowski jest wolnorynkowcem (bo o tym tweetnął do Bosaka). Co z tego, że takim samym wolnorynkowcem był do tej pory każdy inny polski prezydent, włącznie z obecnym, podpisującym jak leci każdą ustawę premiera-bankiera Morawieckiego.

W zamian za to 500+ i trzynastą emeryturę dostajemy kolejne „tarcze antykryzysowe”, które usiłują wprowadzać rozwiązania z najmokrzejszych snów Leszka Balcerowicza. Pomysłów tak kuriozalnych, że nawet w latach najdzikszego polskiego kapitalizmu nikt nie odważyłby się podobnych wprowadzić (jak wypowiadanie umowy o pracę e-mailem).

Dostaliśmy po drodze kolejne upokorzenia nauczycielek, początkujących lekarek i rodziców niepełnosprawnych dzieci. Zamiast połączeń do małych miejscowości mamy kuriozalne kartoflisko w środku niczego, nazwane szumnie Centralnym Portem Komunikacyjnym im. Solidarności Baranów. Zamiast dofinansowania przeciążonej pandemią służby zdrowia mamy miliardy złotych na propagandową szczujnię pod szyldem Telewizji Polskiej, jakiej nie powstydziłby się żaden z trzech towarzyszy Kimów. Nie licząc kolejnych setek milionów wyprowadzanych przez kolejne kuriozalne patriotyczne fundacyjki, rzekomo broniące wszelkich dobrych imion Najjaśniejszej, ale których zasięg kończy się na przepłacaniu za powierzchnie reklamowe w mediach, żeby opublikować gdzieś politgramotę podpisaną przez premiera lub prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej.

Gdyby PiS był partią jakkolwiek socjalną, to ofiary przemocy w rodzinie nie prosiłyby prezydenta o ułaskawienie swojego oprawcy-gwałciciela, bo bez niego nie mają za co żyć. Zresztą dzieje się to chwilę po tym, gdy formacja polityczna tegoż prezydenta wycofała finansowanie na pomoc dla kobiet będących ofiarami przemocy domowej i dla dzieci – ofiar przestępstw.

Tej samej formacji politycznej, która wśród najbliższych sojuszników ma Ordo Iuris (czy nie są oni przypadkiem fundamentalistami religijnymi opłacanymi przez Kreml?), a wypowiedzenie konwencji o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie wzięli sobie za następny cel. A nawet jeszcze nie doszliśmy do najnowszej kampanii nienawiści skierowanej wobec osób LGBT+, rozpętanej, jak tylko wypaliła się kampania nienawiści przeciw imigrantom i uchodźcom. I nie zapominajmy o permanentnie pełzającej wojnie przeciw kobietom i ich prawom reprodukcyjnym – czy ktokolwiek jeszcze pamięta o kolejnych projektach nowelizacji ustaw aborcyjnych, wygodnie okresowo zamrażanych, o rozszerzaniu klauzuli braku sumienia i receptach na pigułki „dzień po”?

Powiedzmy sobie szczerze – żeby mówić o sobie per „lewicowcy”, a jednocześnie wierzyć w prospołeczną twarz PiS po ponad czterech latach ich rządów, trzeba wejść na poziomy wyparcia znane do tej pory wyłącznie z okolic polskich środowisk spod znaku tortu z wunderwaflem konsumowanego w lesie, gdzie ciągle wierzy się, że gdyby przyszło co do czego, to naziści nie uznaliby ich za podludzi.

Przepis na tort z Hitlerem

You can’t always get what you want, lewicowa bańko

O dziwo, zastępy tych niby-lewicowców wychodzą teraz spod każdego niemal kamienia w mediach społecznościowych tylko po to, żeby obwieścić światu, że oni z liberałami nigdy, a „PiS-PO-jedno zło”, a jak na wybory w ogóle iść, to tylko z głosem nieważnym.

Na każdą uwagę, że jest kilka rzeczy na świecie ważniejszych niż ich nieskalane ego i czystość ideologiczna, natychmiast ripostują trawestacją prawicowego powiedzonka: „gdzie twoja tolerancja dla cudzych poglądów, lewaku”. Trochę jak niezadowolone dzieci, które albo nie dostały lodów, jakie sobie wymarzyły, albo ich lody dostały w wyborach poniżej 2,5%. No więc w odwecie postanawiają spalić rodzicom dom, samemu stojąc obok i patrząc, co z tego wszystkiego będzie.

Stawką w drugiej turze jest… podmiotowość lewicy

Może wielu z nich powinno w końcu zauważyć, że w życiu są rzeczy, które wyrastają doniosłością ponad „ja” i „moje”? Czasem tak jest, że w dorosłym życiu trzeba pomóc kuzynowi, który z głupoty popadł w konflikt z prawem, a czasem w wyborach zagłosować na farbowanego progresywistę, żeby choć trochę spowolnić marsz neofaszystów.

Spokojnie! Po tych wyborach będą całe trzy lata, żeby zbudować w Polsce idealną sferyczną lewicę i zdobyć z nią konstytucyjną większość w Sejmie. A potem zostaną już tylko dwa, żeby wystawić najidealniejszą kandydatkę w wyborach prezydenckich i też je wygrać. Nic nas nie ogranicza, żeby zacząć już dziś – póki jest demokracja. A może jej nie być.

Więc darujmy sobie wszyscy te jeremiady. Owszem – jedyne, na co możemy liczyć w tych wyborach, to że uda się wbić kij w szprychy rowerka Kaczyńskiego, którego ostatecznym celem jest umarionetkowienie resztek niezależnych instytucji życia publicznego w Polsce. Owszem – głosując na Trzaskowskiego, nie sprawimy, że polski Sejm zacznie uchwalać ustawy o równości małżeńskiej albo pomagać najuboższym samotnym matkom. Ale z Trzaskowskim w pałacu prezydenckim przynajmniej ten sam Sejm nie zorganizuje nam kretyńskich wpisów do konstytucji, wprowadzających jawną segregację obywateli.

Zagłosujcie w niedzielę. Nawet kosztem własnej lewicowej czystości. Jeśli miałoby to uchronić choćby kilkoro LGBT-nastolatków przed samobójstwem, ważny głos oddany przeciwko Andrzejowi Dudzie jest tego wart.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jacek Olender
Jacek Olender
Filozof, komentator Krytyki Politycznej
Rocznik 1987. Studiował konserwację dzieł sztuki oraz filozofię. W tej pierwszej dziedzinie zrobił doktorat w Londynie i obecnie jest pracownikiem naukowym na Wyspach. Pisze o nauce i polityce. Były członek partii Razem.
Zamknij