Granica polsko-ukraińska – najbardziej oblężona granica lądowa Unii Europejskiej – nie przypomina żelaznej kurtyny, tylko czyściec, w którym niekończące się kolejki i kontrole opóźniają moment spotkania podróżników z „lepszym światem”. To, co w Warszawie wydaje się problemem technicznym, na miejscu pogłębia kryzys zaufania w relacjach polsko-ukraińskich.
Kolejka do Medyki zaczyna się właściwie tuż za Przemyślem. Wąska droga, pas do Polski, pas z Polski. Pełzną nimi głównie samochody osobowe, czasem busy. Kierowcy palą, przeklinają, zastanawiają się: poczekamy dziś trzy godziny, a może cztery? Nie zaszkodziłby stragan z gorącą kawą i herbatą, ale zima w tym roku jest ciepła, więc można się bez niego obejść. Toaleta jednak na pewno by się przydała, a jej nie ma. Tylko skąpo zaśnieżone pola i gęsty zapach spalin.
czytaj także
To jeszcze nic: w Szeginiach, po ukraińskiej stronie granicy, w kolejce na wjazd do Polski czeka się przeciętnie 6–7 godzin. W „polskie święta” dobry wynik to 12 godzin. A stan dróg i infrastruktury drogowej jest coraz gorszy.
Granica Polski z Ukrainą jest najbardziej oblężoną granicą lądową UE – w 2018 roku, według szacunków ukraińskiej Straży Granicznej, została przekroczona ponad 22 miliony razy. Sytuacja na polsko-ukraińskich przejściach nie wyglądała różowo i dziesięć lat temu – wtedy cierpieli głównie mieszkańcy pogranicza.
Dziś cierpią setki tysięcy ukraińskich migrantów zarobkowych oraz ich polscy pracodawcy. Czas oczekiwania na granicy coraz częściej prowadzi do wypadków na drogach. A podczas gdy białe kołnierzyki z obu stolic omijają ten problem dzięki tanim liniom lotniczym, lokalne społeczności coraz bardziej się od siebie oddalają.
Wina stolicy
65% Ukraińców uważa Polaków za przyjazny naród, 31% Polaków pozytywnie myśli o Ukraińcach, a drugie tyle – deklaruje neutralność. W zeszłym roku Ukraińcy wydali rekordową kwotę 8 mld zł na zakupy w Polsce. Polska jest największym europejskim partnerem handlowym Ukrainy. Około miliona obywateli Ukrainy rocznie znajduje tu pracę, ponad pół miliona płaci składki do ZUS (reszta to studenci, zatrudnieni na umowę o dzieło oraz na czarno).
Jeśli wszystko jest między nami tak (relatywnie) dobrze, to dlaczego na granicy jest tak źle?
Odpowiedź na to pytanie przynosi ubiegłoroczny raport Fundacji Batorego i kijowskiej fundacji Europa bez granic. Autorki badania, dr Marta Jaroszewicz i Iryna Suszko, podkreślają, że granica polsko-ukraińska spełnia dziś funkcję dezintegracyjną, czyli oddziela jeden kraj od drugiego, a szwankuje jej funkcja integracyjna: nie stała się inspiracją do pogłębienia wspołpracy polsko-ukraińskiej. Zarówno Warszawa, jak i Kijów koncentrują się na tym, jak wzmocnić kontrolę nad granicą, ale zaniedbują szanse i związane z nią wyzwania.
„Wzywamy MKiDN i IPN do potępienia aktów niszczenia i profanowania ukraińskich grobów”
czytaj także
Tak polscy, jak i ukraińscy uczestnicy badania wskazali, że kolejki i ogólny brak komfortu podróżników są związane z nadmierną centralizacją polityki granicznej, a także z niewielką liczbą przejść granicznych – istnieje zaledwie 8 samochodowych i 6 kolejowych (z tych ostatnich tylko 2 obsługują pasażerów).
Najważniejszym problemem z punktu widzenia Polaków jest przemyt i marginalizacja mieszkańców strefy przygranicznej, którzy czują się nie częścią przestrzeni multikulturowej, tylko więźniami „muru wschodniego”. Dla Ukraińców natomiast najważniejszy jest problem strasznego stanu dróg krajowych i „mrówek” – przemytników z przygranicznych wiosek, którzy swoim zachowaniem rzucają cień na reputację mieszkańców całego państwa.
czytaj także
Wszystkie te wady i zaniedbania napędzają stereotypy etniczne. Wp.pl opublikowała tekst poświęcony skargom mieszkańców polskich przygranicznych gmin na kierowców, którzy czekając na przejazd do punktu kontrolnego, załatwiają się przy drodze. I chociaż w kolejce stoją także ci z paszportami unijnymi – a toalet nie ma dla nikogo – nie powstrzymało to stołecznych dziennikarzy od pójścia za głosem lokalnych emocji i oskarżaniem o brzydkie zachowanie wyłącznie Ukraińców.
Strefa kontroli bezczelnej
Ale istnieje również realna lista wzajemnych krzywd. Problemem, na który regularnie skarżą się Ukraińcy przyjeżdżający do Polski, jest chamskie zachowanie polskich celników i Straży Granicznej. Od czasu, gdy ukraińska migracja zarobkowa do Polski zaczęła rosnąć, zrobiło się tylko gorzej.
Migranci to towar. Jego wartość mierzy się bezbronnością i desperacją
czytaj także
– Ty wstań, ty idź, ty idź szybko – Natalia z obwodu czernihowskiego opowiada, jak wygląda typowy savoir-vivre polskiej Straży w kontakcie z Ukraińcami. – Czy dzień, czy noc, zimno, gorąco – wyrzucą cię na ulicę z autobusu. Jeśli u kogoś znajdą więcej niż dwie paczki papierosów, wszystkich Ukraińców będą trzymać na ulicy przez kilka godzin. W tym czasie do Polaków zwracają się tak: „przepraszam, zapraszam, witamy w Polsce”.
Podobnych historii na ukraińskich grupach facebookowych jest mnóstwo. Ale poza skargi w internecie niezadowolenie migrantów nie wychodzi: Ukraińcy obawiają się, że oficjalna skarga na polskiego funkcjonariusza pociągnie za sobą deportację albo zakaz wjazdu do UE.
Zarówno Warszawa, jak i Kijów zaniedbują związane z granicą szanse i wyzwania.
– Jeszcze 5–6 lat temu nasza Straż Graniczna przywiązywała sporą wagę do szkoleń antydyskryminacyjnych. Teraz ich liczba znacznie spadła – mówi emerytowany oficer tej służby. – Jednocześnie bezczelne zachowanie, które do 2016 roku [kiedy wymieniono sporą część kadr – przyp. O.B.] potępiano, dziś jest ignorowane, a wręcz po cichu promowane.
W przypadku ukraińskich funkcjonariuszy do prostackich zachowań dochodzi rzecz jeszcze bardziej ohydna – łapówkarstwo.
– Za co mogą żądać pieniędzy? Za wszystko! Zmieniłem jeden pas na inny, ponieważ pierwszy został zablokowany: dawaj 20 dolców. Funkcjonariusz źle odczytał dokumenty na samochód i zamierza badać sprawę w nieskończoność: dawaj 50. – Jarek, zawodowy kierowca z Warszawy, przez lata się nauczył, że o ile nie przewozi się oficjalnej delegacji, na granicy można napotkać same problemy.
Humeniuk: Bieda, korupcja i bezkarność władzy wyprowadzają ludzi na ulice
czytaj także
– Wiozłem Hiszpanów po meczu piłki nożnej. Strażniczka tylko zobaczyła zagraniczne paszporty i rozweselonych fanów, natychmiast zaczęła krzyczeć: Gift! Gift! Powiedziałem, że to kibice, już wszystko wydali. „To niech przynajmniej dadzą szalik piłkarski!” – nalegała. Hiszpanie szalik podarowali, ale przysięgli, że na Ukrainę już nie pojadą.
Strona ukraińska nie zaprzecza problemowi, ale podkreśla, że sytuacja poprawia się z roku na rok. Służba celna przechodzi reformę – w 2019 została oddzielona od skarbówki, co ma ją uczynić bardziej sterowalną. Władze ukraińskie próbują polepszyć warunki pracy celników i Straży Granicznej – szukają podwykonawców do naprawy punktów kontrolnych, ostatnio kupili też południowokoreańskie skanery do wykrywania przemytu w samochodach. Ale oficjalne wynagrodzenie funkcjonariuszy nie robi wrażenia – to zaledwie 6500 hrywien, czyli tysiąc złotych, podczas gdy towary sprowadzane do kraju warte są miliony.
czytaj także
– Wyobraź sobie Boże Narodzenie. Spotykasz na ulicy Świętego Mikołaja bez prezentów i biednego celnika. Która z tych postaci wydaje się bardziej prawdziwa? – żartuje celnik Wiktor z Szegiń.
Szansa na lepsze jutro
Po wjeździe do Szegini wydaje się, że lata 90. w tej wsi zakończyły się wczoraj. Najlepiej odnowione budynki to kawiarnia z salą weselną, stacja benzynowa i trzy cerkwie. Z nowych obiektów – ambulatorium w budowie i droga do granicy, która wreszcie nie biegnie przez wieś, lecz przez las. Mieszkańcy mogą dosłownie i w przenośni odetchnąć.
Gabinet Ihora Krywejki, szefa urzędu hromady [ukraińskiego odpowiednika gminy – przyp. O.B.], ozdobiony jest ogromnym godłem i tak samo dużą ikoną, przez co przypomina biura jego polskich kolegów na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu.
Bezczelne zachowanie jest dziś ignorowane, a wręcz po cichu premiowane.
– Oto nasz herb – mówi Krywejko pół żartem, pół serio. – W centrum jest koń, co symbolizuje pracowitość miejscowej ludności. Po lewej stronie znajduje się słup – to granica. A kwiat wiśni jest symbolem kwitnącej przyszłości Szegiń.
Krywejko jest chodzącym świadectwem sukcesu polskiej soft power z okresu późnej Platformy: Balcerowicz, orliki i autostrady to dla niego obietnica postępu. Bardzo chciałby coś robić razem z władzami sąsiadującej polskiej gminy, Medyki, lecz – jak wyznaje – na razie ciężko było złapać wspólny wiatr w żagle.
– Mamy ważny problem: system kanalizacyjny. Ale kanalizacja Medyki jest odnowiona, więc nie jest to dla Polaków interesująca sprawa. W przypadku takiej różnicy poziomu życia, jaką mamy obecnie z Polską, potencjał ma kultura. Uwielbiam polskie kino: kiedy jest mi smutno, oglądam Samych swoich. Szanuję też tradycje kościelne – nie wyobrażam sobie, by 1 listopada nie pójść na cmentarz i nie zapalić zniczy na grobach krewnych żony w Medyce. Chociaż z tymi strefami wolnymi od LGBT Polska posunęła się za daleko. Do szkoły bym tych ludzi nie wpuścił, ale żeby od razu strefa… Są kochający inaczej, i co z tego?
czytaj także
Pożyczka w wysokości 100 mln euro, udzielona przez rząd Ewy Kopacz Ukrainie, miała przyczynić się do poprawy infrastruktury przejść granicznych po ukraińskiej stronie, w tym i w Szeginiach. Jednak pieniądze te wciąż nie zostały wykorzystane. Warunkiem ich wydania jest to, że 60% materiałów i maszyn miałoby zostać wyprodukowanych w Polsce, a wszystkie prace – wykonane przez polskich kontrahentów. Kijów nie był gotowy na taki scenariusz.
– Znam polskiego urzędnika, który przeforsował ten warunek – komentuje Oleksander Hanuszczyn, przewodniczący Lwowskiej Rady Obwodowej. – Warszawa była dumna, że tak zadbała o polski interes. Ale strona ukraińska po raz pierwszy spotkała się z takimi obostrzeniami, do tego z tych pieniędzy należałoby jeszcze zapłacić VAT. Więc sprawa się przeciąga.
W tym roku ma zostać otwarte 9. przejście samochodowe na granicy polsko-ukraińskiej – Malhowice-Niżankowice. Planowana jest także renowacja punktu w Szeginiach. Sytuacja na nim poprawiła się nieco po uruchomieniu pociągu ekspresowego relacji Kijów–Lwów–Przemyśl oraz Odessa–Lwów–Przemyśl. W 2019 roku w ten sposób granicę przekroczyło ponad milion osób.
Czy Europejczycy przesiądą się z samolotów na nocne pociągi?
czytaj także
To jednak nie wystarczy, bo – jak podkreślają Marta Jaroszewicz i Iryna Suszko – polityka graniczna powinna być przedmiotem negocjacji polsko-ukraińskich na najwyższym poziomie. Nie wystarczy bowiem modernizacja istniejących dróg, trzeba też zbudować nowe, w tym te między punktami kontrolnymi. Ponadto Ukraińcy powinni zautomatyzować system kontroli granicznej zgodnie ze standardami UE, a Polacy – powrócić do praktyki standaryzacji obsługi klienta i szkoleń antydyskryminacyjnych. Obciążenie granicy będzie przecież tylko wzrastać.
Poetyka pogranicza
Mężczyzna dobrze po sześćdziesiątce pokazuje ukraińskim funkcjonariuszom w Szeginiach polski paszport. W ręku trzyma czarną reklamówkę. – Moja rodzina mieszkała tu przed wojną i wciąż mam tu krewnych – tłumaczy powód wizyty. Z „gościny” emeryt wraca za trzy minuty, tylko bez czarnej torby.
czytaj także
– Żywność lub chemia z Lidla. I tak kilka razy dziennie – mówią celnicy i nawet nie przeszukują bagaży. – Dla niego każdy taki kurs to 5–10 złotych, a pieniądz piechotą nie chodzi.
Po paru minutach zjawiają się kobiety po pięćdziesiątce, mają ukraińskie paszporty i też mówią, że idą do krewnych. Również z małymi czarnymi torbami. – Alkohol lub papierosy – kwitują celnicy. – Ale niech już Polacy je sprawdzą.
Ostatnie 30 lat dały Polsce turbokapitalizm, Ukrainie – oligarchię, a granicy – społeczności, które utrzymują się z przemytu. Subkultura przemytników od dawna jest przedmiotem dowcipów ze strony odwiedzających nawzajem swoje kraje – turystycznie czy służbowo – Polaków i Ukraińców.
Folklor epoki „późnego Schengen i wczesnego bezwizu” zebrali i przełożyli na muzykę członkowie lwowskiego zespołu Kurwa matj. Chłopcy, którzy udają mieszkańców przygranicznych Mościsk, w rytmie zachodnich przebojów dzielą się radami, jak podejść polskiego celnika, użalają się nad zakupem nissana leaf [samochód elektryczny bez zbiornika paliwa; w takim zbiorniku można przewieźć dużą liczbę papierosów – przyp. O.B.] lub bronią prawa Ukraińców do jazdy używanym samochodem kupionym w Polsce bez odprawy celnej na Ukrainie:
„Jestem legenda, przemytnik kryminalny,
Mam polską furę pod procent nominalny!
W Mościskach straszą każdego bachora,
Że obcy wujkowie do Ukrainy zabiorą.
Dlatego nasze dzieci nie mają tupetu,
Nie chcą ani do Polski, ani do Ukrainy – granica to inna planeta”
[tłumaczenie O.B.]
czytaj także
Na poziomie lokalnym aktywiści starają się przywrócić granicy ludzką twarz. Stowarzyszenie Linia 102 od kilku lat działa w Przemyślu i Niżankowicach. Jego członkowie walczą o przywrócenie linii kolejowej nr 102, przejazd którą w czasach PRL był dla Polaków rzadką okazją, by rzucić okiem na ZSRR – pociąg jechał z Przemyśla do ukraińskiego Chyrowa, a stamtąd przez Zakarpacie do Bieszczad.
W 2016 roku członkowie stowarzyszenia oczyścili kilka kilometrów zarośniętych torów po obu stronach granicy i przejechali się nią – Polacy na wschód, Ukraińcy na zachód. Jako środek transportu wykorzystano drezynę wyremontowaną w garażu jednego z polskich członków Linii 102.
Ukraińcy i Polacy spotykają się na starym kolejowym przejściu kilka razy w roku. W ten sposób granicę – za zgodą władz polskich i ukraińskich – przekroczyło już kilkaset osób. Aktywiści marzą, by za kilka lat to małe, lecz dla nich tak ważne przejście powróciło na mapy Polski, Ukrainy i Europy. A sąsiad z pogranicza mógł częściej spotykać sąsiada w nieco mniej nerwowych okolicznościach, niż ma to miejsce na przejściach granicznych.