Świat

Kim jest człowiek, który podbił Kaszmir?

6 sierpnia rząd Indii dość niespodziewanie i w ekspresowym tempie odebrał Kaszmirowi specjalny autonomiczny status ustanowiony 70 lat temu. Tym wydarzeniem żyją dziś Indie i cała Azji Południowa. Weronika Rokicka pisze, kim jest odpowiedzialny za tę decyzję Narendra Modi, premier największej demokracji świata.

Od czasu Indiry Gandhi, która rządziła Indiami w latach 70. i 80, kraj ten nie miał premiera tak rozpoznawalnego w świecie i tak popularnego w kraju jak Narendra Modi. Będąc w Indiach, ma się wrażenie, że Modi jest wszędzie: na tablicach informacyjnych, biletach kolejowych, na pierwszych stronach gazet oraz – co też odróżnia go od wcześniejszych liderów – w smartfonach obywateli i obywatelek.

Prawicowa Indyjska Partia Ludowa (BJP) rządzona przez Modiego to bowiem prawdziwa potęga w mediach społecznościowych. W płynących z wielu stron komunikatach można zobaczyć, jak premier Narendra Modi (czy też #NaMo, używając popularnego hasztagu) dyskutuje o stosunkach handlowych na szczycie G20, sprząta ulice w ramach promocji czystego środowiska, przemawia na stadionie Wembley do indyjskiej diaspory, inauguruje szybką kolej, gratuluje indyjskiej agencji kosmicznej udanego startu rakiety na Księżyc, a bollywoodzkiej królowej Priyance Choprze zamążpójścia. A wszystko to (no, może oprócz tego ostatniego) elementy większego projektu, któremu przewodzi: projektu wielkich Indii.

Zanim przejdziemy do sporów ideologicznych, jakie mają być te wielkie Indie, oraz skutków ubocznych wprowadzania tej wizji w życie, pozostańmy na chwilę przy stylu rządzenia Modiego i jego skutecznie tworzonym wizerunku. Były to bowiem znaczące części składowe sukcesu w majowych wyborach parlamentarnych, drugich z rzędu wygranych przez partię BJP, tym razem z dużo większą przewagą nad rywalami.

Modi. Jak szowinista został technokratą

czytaj także

Narendra Modi urodził się w 1950 roku, a więc zaraz po uzyskaniu przez Indie niepodległości. Działa w polityce od wczesnej młodości, zawsze wierny tej samej opcji politycznej – prawicy. Na pozycję w partii musiał sobie zapracować, bo nie pochodził z żadnego gospodarczo czy politycznie wpływowego rodu. Opowieść o dorastaniu w małym mieście, w wielodzietnej, ubogiej rodzinie stała się fundamentem jego wizerunku. W tej narracji premier wciąż jest „ćajwallą”, ulicznym sprzedawcą herbaty, którym był podobno jako dziecko. A więc mimo swojej dzisiejszej pozycji rozumie zwykłych ludzi i pracuje na ich dobrobyt. Podobnie jak oni jest człowiekiem wykształconym w Indiach, a nie na Zachodzie (co odróżnia go od politycznej dynastii Nehru-Gandhi, która rządziła krajem pół wieku), kocha indyjską kulturę, w tym język hindi, którym posługuje się znacznie lepiej i częściej niż angielskim.

Co ciekawe, wiele poglądów i działań premiera Modiego mogłoby się bardziej spodobać europejskiej lewicy niż prawicy. Indie pod jego rządami są ważnym światowym liderem działań przeciwko zmianom klimatu. Władze prowadziły kampanię na rzecz równego traktowania dzieci obu płci i ograniczenia kulturowej preferencji chłopców, zaostrzyły kary za przemoc wobec kobiet, a ostatnią indyjską misją kosmiczną kierują dwie naukowczynie (pierwszy taki przypadek w skali świata). Premier poparł też dekryminalizację stosunków homoseksualnych, uznając, że są częścią kultury indyjskiej. Wreszcie jest wegetarianinem, uprawiającym i promującym jogę (wiele dowodów znajdziemy na jego Twitterze), a także naturalne, tradycyjne indyjskie tkaniny oraz medycynę naturalną – ajurwedę. Te ostatnie upodobania stanowią zresztą również element kreowania indyjskiej soft power i są widoczne w bardzo spójny sposób nie tylko w komunikacji premiera, ale również w działaniach różnych resortów.

Do tego wszystkiego Modi jest uznawany za człowieka z poczuciem humoru, a z powodu aktywności w mediach społecznościowych stał się oczywiście bohaterem memów. Jednak za tym obrazem zapewniającym mu sympatię milionów wyborców i wyborczyń, szczególnie młodych, stoi polityk z krwi i kości. W 2002 roku, po wielu latach aktywności partyjnej, został członkiem parlamentu stanowego, a następnie szefem rządu stanowego w swoim rodzinnym Gudźaracie. Pełnił tę funkcję do objęcia stanowiska premiera w 2014 roku. Jest uznawany za autora sukcesu gospodarczego tego słabo rozwiniętego kiedyś stanu, ale był też oskarżany o bierność podczas zamieszek religijnych w 2002 roku, w których zginęło ponad tysiąc osób, głównie muzułmanów. Sądy oczyściły go z zarzutów.

Od dekad działa w zgranym tandemie z Amitem Shahem, również Gudźaratczykiem, przewodniczącym BJP, głównym architektem dwóch udanych kampanii wyborczych partii w 2014 i 2019 roku. Razem tworzą nowe, mocarstwowe Indie.

Zarówno na poziomie stanowym, jak i na szczeblu centralnym BJP w swoim programie konsekwentnie kładzie nacisk na rozwój ekonomiczny, liberalizację gospodarki i budowanie silnej pozycji Indii w świecie, a równolegle dużo mówi o bezpieczeństwie i jedności kraju. To ostatnie hasło jest szczególnie kontrowersyjne dla opozycji i wielu mniejszości religijnych, językowych i etnicznych, które wolą podkreślać znaczenie ochrony różnorodności społecznej obecnej w Indiach od wieków, a w sformułowaniu „jedność narodowa” widzą raczej ryzyko przemocy i asymilacji niż obietnicę pokojowego współżycia wszystkich mieszkańców i mieszkanek kraju.

Zarówno Modi, jak i Amit Shah, mimo że wywodzą się z mocno prawicowego środowiska i są z nim ściśle związani, stronią od otwartych ideologicznych dyskusji. Stopniowo wprowadzają natomiast w życie swoją wizję. Dobrym przykładem są wydarzenia, którymi dziś żyją Indie i cała Azji Południowa: 6 sierpnia dość niezapowiedzianie i w ekspresowym tempie odebrano Kaszmirowi specjalny autonomiczny status ustanowiony 70 lat temu. Premier Modi w przemówieniu telewizyjnym dzień później przekonywał, że to początek nowej ery pokoju, stabilności i dobrobytu dla regionu i kraju oraz że decyzja była demokratyczna, bo za odebraniem autonomii głosowało 370 parlamentarzystów, a tylko 70 było przeciw. Czy rzeczywiście?

Nie ma wątpliwości, że pokój i rozwój gospodarczy są Kaszmirowi potrzebne. Ale jakie będą skutki dla samych Kaszmirczyków? Co z ich obawami, że utracili właśnie wyłączne prawo do posiadania ziemi w regionie, a tym samym mogą stać się wkrótce mniejszością na swoim terytorium? To obecnie jedyny region z przewagą muzułmanów nad wyznawcami hinduizmu. I dlaczego w momencie wprowadzenia pod obrady ustawy odbierającej specjalny status Kaszmirowi odcięto tam internet, łączność telefoniczną, a nawet sygnał radiowy i telewizyjny, nie mówiąc już o obowiązywaniu godziny policyjnej? BJP przekonuje, że potrzebne są odważne działania, żeby rozwiązywać trudne problemy.

Wnioskując z mediów społecznościowych i komentarzy medialnych, w samych Indiach posunięcie rządu Modiego zebrało raczej pozytywne oceny i znalazło poparcie wśród wyborców i wyborczyń BJP. Wszystko odbyło się jednak bez udziału Kaszmirczyków; zwraca na to uwagę opozycja i międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka.

Podobnie było zresztą z kontrowersyjnymi, choć niezwykle ambitnymi reformami gospodarczymi, które były do pewnego stopnia potrzebne po latach leniwych rządów Indyjskiego Kongresu Narodowego, ale na których wprowadzeniu ucierpieli najbiedniejsi. W 2016 roku rząd zdecydował się na demonetyzację, czyli wycofanie z obiegu dwóch kluczowych banknotów, 500 i 1000 rupii, i zastąpienie ich nowymi, co miało być ciosem w piorących brudne pieniądze beneficjentów korupcji, ale uderzyło w małych przedsiębiorców, bo ludzie masowo zaczęli przerzucać się na płatności kartą, a na wprowadzenie płatności bezgotówkowych stać było tylko większe sklepy i usługodawców. Rok później natomiast przyszła kolejna trudna reforma dla mniejszych graczy na rynku, czyli wprowadzenie jednolitego w całym kraju podatku od towarów i usług. Dla wielu przedsiębiorców krajowych, jak i zagranicznych było to ważne ułatwienie, jednak nie każda firma mogła sobie pozwolić na dostosowanie się do nowych regulacji, a w przeciwnym razie groziły im wysokie kary. Obie te wielkie zmiany wprowadzono bez wcześniejszej szerokiej debaty publicznej, ale BJP to nie zaszkodziło. Udało się je bowiem przedstawić jako ważne, epokowe wręcz kroki naprzód, bez których rozwój gospodarczy nie byłby możliwy. Wyborca BJP jest przekonany, że każda reforma musi nieść za sobą ofiary, najważniejsze, że to nie on ma problemy.

Włożyła rękę do pojemnika z pieczywem. Słowo „kurwa” padło wtedy wiele razy

Premier Modi jest dziś niewątpliwie jednym z najsilniejszych przywódców na świecie, bo nawet jeśli zarzuca mu się stosowanie autorytarnych metod, faktem jest, że został wybrany z mocnym mandatem społecznym w dwóch kolejnych demokratycznych wyborach. Również atak na niesprawiedliwy, większościowy system wyborczy w Indiach nie jest już zasadny, bo majowy wynik pokazał, że BJP pobiła rekord, jeśli chodzi o całkowitą liczbę głosów oddanych na jedną partię. A wszystko to przy najwyższej frekwencji w historii, która sięgnęła 67 procent.

Indyjska prawica pozostaje u władzy

Narendra Modi ma więc niezwykle mocny mandat do działania i, jak widać, nie zamierza zwalniać tempa reform bez względu na krytykę opozycji. Nie rezygnuje też z kreowania pozytywnego wizerunku siebie i państwa, które tworzy. Tydzień po historycznych wydarzeniach w Kaszmirze miliony rodzin w Indiach zasiadły przed telewizorami nie po to, żeby śledzić wiadomości z północy kraju, ale żeby obejrzeć specjalny odcinek programu Discovery Channel, w którym Modi wyrusza na survivalową wyprawę z brytyjskim podróżnikiem Bearem Gryllsem. „Premier Modi jest liderem największej demokracji świata, ale tutaj rządzi dzika przyroda”, mówi w zwiastunie programu jego prowadzący, a po chwili widzimy ryczące tygrysy, potężne słonie i premiera płynącego na tratwie.

Na koniec więc mały spojler: Narendra Modi przetrwał i tę wyprawę i ma się świetnie.

** Czytaj dalej

Indie były i są dla nas wielką niewiadomą. Pozostały krajem tajemniczej egzotyki, gdzie wszystko jest inaczej i bardziej. Nowy orientalizm jest jednak subtelniejszy, często skrywa się za parawanem wrażliwości społecznej. Kiedy załamujemy teatralnie ręce nad utrzymującymi się podziałami kastowymi i jednocześnie oburzamy, gdy obok slumsów wyrastają luksusowe siedziby potentatów IT, nie przejdzie nam przez myśl, że moglibyśmy z indyjskich przykładów dowiedzieć się na przykład czegoś o polskiej transformacji.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Weronika Rokicka
Weronika Rokicka
Indolożka, politolożka
Doktor nauk humanistycznych, absolwentka indologii i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim, obecnie adiunktka na Wydziale Orientalistycznym UW; jako stypendystka rządu indyjskiego i programu Erasmus Mundus razem dwa lata studiowała w Indiach i Nepalu. W latach 2011-18 pracowniczka polskiej sekcji Amnesty International, gdzie zajmowała się obszarem praw kobiet i dyskryminacji. Ze względu na zainteresowania naukowe i pracę zawodową blisko śledzi stan przestrzegania praw człowieka i sytuację polityczną w Indiach, Nepalu i Bangladeszu, w tym szczególnie problematykę praw kobiet i przemocy wobec kobiet.
Zamknij