Dotychczasowe strategie ochrony klimatu zawodzą, ale idą nowe. Wśród nich obywatelskie nieposłuszeństwo.
Niedawno na okładce „Tygodnika Powszechnego” smutny Jezus pustymi oczami patrzył na to, jak w obliczu katastrofy klimatycznej waży się los ludzkości, a my nic nie robimy, żeby katastrofie owej zapobiec. Rzeczywiście, politycy chowają głowę w piasek, biznes zwykle przeszkadza, większość obywateli sprawę ignoruje… Dotychczasowe strategie ochrony klimatu zawodzą, ale idą nowe. Wśród nich obywatelskie nieposłuszeństwo.
W ostatni weekend października sześć i pół tysiąca osób wybrało się w zachodnich Niemczech na wycieczkę z biwakiem. W grupach i grupkach szli przez łąki i lasy. Śpiewali. Niektórzy doszli do dziury w ziemi – odkrywki Hambach – i zatrzymali pracę koparek. Inni przez dzień i noc, niemal 24 godziny – siedzieli na torach i blokowali przewóz węgla z kopalni do elektrowni. Było tam półtora tysiąca osób, wśród nich ja.
W kopalni, tuż koło zagrożonego wycinką pod dalsze wydobycie lasu Hambach, koncern RWE pozyskuje węgiel. Jest to węgiel brunatny, czyli najbrudniejsza jego odmiana. Zawiera tak dużo wilgoci i pyłu, że nie opłaca się go daleko wozić. Dlatego elektrownie buduję się blisko kopalni – tak samo jest w Hambach jak i w naszym rodzimym Bełchatowie.
Niby nasze działanie to tylko jedna akcja. Stanęły koparki. Kilkadziesiąt pociągów z węglem nie dojechało na miejsce. Wobec ponad 220 milionów ton węgla spalanych co roku za Odrą to niewiele.
Jednak siła tego gestu jest potężna. Tysiące osób zaryzykowało swoje zdrowie. Było oblewanych wodą z armatek. Płakało, bo wypuszczano na nich gaz pieprzowy. Ludzie spędzili noc na torach w czasie, kiedy temperatura wynosiła niewiele ponad zero stopni Celsjusza.
Ruch Ende Gelände (niem. „Ani kroku dalej”), który zorganizował protest, pokazuje, że żeby powstrzymać wydobycie i spalanie węgla nie trzeba czekać na polityków, przełomy technologiczne, zmianę nawyków konsumpcyjnych miliarda osób czy dobrą wolę biznesu. Trzeba zebrać się w grupę i zacząć działać. Najlepiej u źródła zatrzymując wydobycie i spalanie paliw kopalnych. Zaczęli od najbrudniejszego z nich, czyli węgla.
Choć mowa tu o działaniu bez przemocy, radykalizm tej akcji może zastanawiać. Czy nie da się inaczej? Wszyscy wiemy, jak wiele prób było i jest podejmowanych. Badamy, edukujemy, przekonujemy, lobbujemy, pozywamy i narzekamy…, ale dotychczasowe działania nie przynoszą wystarczającego rezultatu.
Od czasu podpisania na początku lat 90. ubiegłego wieku najważniejszego porozumienia klimatycznego – Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (ang. UNFCCC) – światowe emisje CO2, czyli najważniejszego gazu cieplarnianego, wzrosły o 60%. Wysiłki Unii Europejskiej doprowadziły zaledwie do stabilizacji emisji gazów cieplarnianych, która to emisja od 2014 pozostaje na tym samym poziomie. A potrzeby są większe. Dużo większe.
Niedawny raport afiliowanego przy UNFCCC ciała – Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu – podsumowujący wiedzę naukową na ten temat, jest bezwzględny. Od chaosu klimatycznego i załamania struktur społecznych, na których nasz świat jest zbudowany, dzieli nas niewiele. Aby zachować wzrost temperatury na najprawdopodobniej bezpiecznym poziomie, czyli 1,5 stopni Celsjusza powyżej poziomu sprzed rewolucji przemysłowej, świat powinien zredukować emisje dwutlenku węgla o 45% do 2030 roku i do zera około roku 2050. Nie będziemy już wtedy mogli spalać ani węgla, ani gazu, ani ropy. Dyskusje o tym, które kraje mają wyłączać elektrownie jako pierwsze i kto zawinił, stają się coraz mniej istotne. Aby przetrwać, musimy działać już dziś. Nie oglądając się na innych.
RWE nie jest jedyne, które będzie musiało się radykalnie zmienić lub upaść. Nie osiągniemy tego jednak namawiając ludzi do zaprzestania używania plastikowych słomek czy torebek foliowych. Oczywiście, wciąż warto to robić, bo zanieczyszczenie plastykiem to poważny problem, ale nie ma co się oszukiwać, że w ten sposób unikniemy klimatycznej katastrofy. Postawienie sprawy jasno ma to poważne konsekwencje dla działań organizacji społecznych. Nie można jednego dnia mówić, że ludzkość stoi na skaju przepaści, a drugiego prosić o drobnostkę.
Od indywidualnych wyborów konsumenckich musimy przejść do kolektywnych działań – do działań, które podważają status quo powiązań biznesu i polityki. Tym razem zablokowaliśmy jedną kopalnię, i to na krótko. Ale co się stanie, gdy zamiast kilku tysięcy będzie nas kilkadziesiąt tysięcy? A kilkaset? Czy starczy policjantów i gazu pieprzowego, by nas powstrzymać? A może już przy kilkudziesięciu tysiącach wystarczy to do zmiany prawa? W Niemczech coś się już święci. Niedawno Handelsblatt – najważniejsza niemiecka gazeta biznesowa – opublikowała artykuł, w którym ubolewa, że spór wokół kopalni Hambach może być dla niemieckiego przemysłu węglowego tym, czym katastrofa atomowa w Fukushimie dla atomu.
Zgadza się. Obywatelskie nieposłuszeństwo to trudna ścieżka. Spróbujcie mnie jednak przekonać, że obędzie się bez niej.
***
Piotr Trzaskowski – działacz na rzecz ochrony klimatu. Spółdzielca spożywczy. Współtworzy Obóz dla Klimatu. Pomysłodawca i były dyrektor Akcji Demokracji.