Jechałem sobie kiedyś ze Slavojem Žižkiem z Łodzi do Kutna (niezwykłe przeżycie). Potem stałem z nim w kolejce do kasy na dworcu w tymże Kutnie. „Czy byłeś kiedyś w Kutnie na dworcu w nocy? Jest tak brzydko i brudno, że pękają oczy” – śpiewał niegdyś Kazik. Aż tak brudno nie było, ale miłe PRL-owskie akcenty pojawiły się w temacie zniżka dla Žižka. Kiedy Žižek chciał kupić bilet ze zniżką, pani w kasie najpierw długo zwlekała, spoglądając na zegarek, a potem powiedziała, że zniżka przysługuje tylko tym, którzy kupią bilet na pół godziny przed odjazdem, a właśnie minęła trzydziesta minuta. „Jakie to piękne” – powiedział Žižek – „Jak za komuny”.
No więc staliśmy w kolejce do kasy i patrząc, jak pani spogląda na zegarek, rozmawialiśmy o Antygonie Sofoklesa. Dzięki mojemu włoskiemu przyjacielowi, filologowi klasycznemu Aldo Scarpisowi, wgryzłem się kiedyś mocno w ten niezwykły tekst, który jest wspaniałym, przejrzystym opisem podstawowych wartości naszej cywilizacji i konfliktu, jaki między nimi zachodzi. Po rozmowie z Žižkiem wnioski jeszcze bardziej mi się wyklarowały, więc pozwolę je sobie tu przedstawić.
Wiem, że nie powinienem tego robić – bo w ten sposób obrażam Was troszkę, drodzy Czytelnicy – ale jednak streszczę pokrótce klasyczną tragedię. Żyjemy w takich czasach, że spokojnie można być doktorem nauk i nie przeczytać nigdy Antygony. Powiem więcej: żyjemy w takich czasach, że bez wstydu mogę posłużyć się Wikipedią. No więc jesteśmy w Tebach, mówi Wikipedia, gdzie po śmierci króla Edypa jego synowie Polinik i Eteokles podzielili się władzą. Jednak wbrew umowie Eteokles po roku rządów nie przekazał tronu bratu. Polinik sprowadził obce wojska, aby odzyskać tron. Między braćmi rozpoczęła się walka o władzę, w której obaj zginęli. Władcą został ich wuj Kreon. Kreon uznał Polinika za zdrajcę i wydał zakaz grzebania jego zwłok. Eteoklesowi zaś został wyprawiony uroczysty pogrzeb. Siostra Eteoklesa i Polinika, Antygona, przeciwstawiła się rozkazowi Kreona i pochowała zwłoki Polinika. Spowodowało to ciąg tragicznych wydarzeń: Antygona zostaje skazana na śmierć przez apodyktycznego władcę Teb. Na wieść o tym jego syn Hajmon, który jest narzeczonym Antygony, ginie razem z Antygoną, co jest karą dla Kreona.
I tutaj pozwolę sobie na małą egzegezę tej historii (z góry przepraszając doktorów nauk za pewne uproszczenia, ale gdybym miał pisać o wszystkich niuansach mitu i tragedii, to napisałbym książkę, a nie felieton). Mamy tu trzy najważniejsze rodzaje więzi międzyludzkiej. Pierwsza to philia, którą reprezentuje Antygona. Philia to słowo o mocnym zabarwieniu emocjonalnym, tłumaczone nieraz jako miłość lub przyjaźń. Ale przede wszystkim jest to więź rodowa, plemienna. Ta miłość łączy krewniaków, członków klanu, wierzących w pochodzenie od wspólnego przodka. Philia jest ciepła, ale ciemna. Krewniaków nie kocha się z powodów racjonalnych. Nie kocha się ich dlatego, że na to zasłużyli. Kocha się ich, bo są krewniakami. Ta miłość wypływa z krwi, z genów, z nasienia wspólnego przodka. Jak widać, Polacy żyją w świecie philii: najważniejsza jest rodzina, tylko jej się ufa, a uczucia żywione wobec reszty społeczeństwa też opierają się na philii – mroczny i gwałtowny sentyment narodowy wywodzi się z więzi plemiennej.
Kreon to polis, czyli miasto, sfera polityczna, racjonalizm, państwo. Kreon rozumuje tak: państwo jest wartością nadrzędną. Polinik został oszukany przez brata, ale to jeszcze nie usprawiedliwia jego wystąpienia przeciwko państwu. Kto występuje przeciwko państwu, nie jest godzien, aby nim rządzić. Nie jest godzien nawet tego, żeby jego zwłoki zostały uhonorowane pogrzebem, bo występując przeciwko państwu stał się nieobywatelem. Lodowaty racjonalizm i trochę przerażający. Kreon jest jasny, ale zimny. I taka też jest polis.
Oczywiście, dla Antygony philia jest ważniejsza niż polis. Ona idzie pogrzebać swojego brata, a Kreon, zgodnie ze swoją lodowatą logiką, nie ma innego wyjścia, jak skazać dziewczynę na śmierć.
Czy jest jakieś wyjście z tej matni? Wydaje się być nim Hajmon. Hajmon przedstawia trzecią formę więzi, którą jest eros, jasny i ciepły. To już nasza nowoczesna miłość. Więź, która nie opiera się na czynnikach zewnętrznych, nie wynika z uwarunkowań rodzinnych ani z zawartych na zimno umów. Jeden człowiek wybiera sobie drugiego człowieka, nawet gdyby cały świat próbował mu tego zabronić. Hajmon, pozostając wierny Antygonie nawet po jej skazaniu, gwałci zasady philii (Antygona jest wrogiem jego ojca) tak samo, jak zasady polis (Antygona jest wrogiem państwa). Eros Hajmona jest optymistyczny, ante litteram łączy w sobie najcenniejsze wartości liberalizmu i socjalizmu, wyzwolenie jednostki i uniwersalistyczną obietnicę. Philia mówi: będziesz kochał ród i krew – i nie pytaj dlaczego! Polis mówi: będziesz, powiedzmy, racjonalnie „kochał” współobywateli twojego państwa, bo łączy cię z nimi umowa społeczna i prawo. Eros mówi: możesz pokochać kogo zechcesz, każdego człowieka, choćby nie-krewniaka, choćby nieobywatela. Każdy człowiek może stać się obiektem miłości. To przesłanie jest zarazem najbardziej racjonalne i najwspanialej irracjonalne. Dlatego prześciga philię pod względem emocjonalnej, irracjonalnej mocy – i równocześnie wygrywa z polis pod względem racjonalnej jasności.
Niestety, jedyny sposób, w jaki Hajmon może zamanifestować siłę erosa, to umrzeć razem z Antygoną. Na tym polega tragedia Sofoklesa – i jest to także polska tragedia.
Konflikt pomiędzy Antygoną a Kreonem wypełnia większą część sztuki i najbardziej przykuwa uwagę widza. Także tam, gdzie ta sztuka odgrywana jest w innych dekoracjach, na scenie politycznej. W Polsce Polinikiem jest teraz Lech Kaczyński, Antygoną Jarosław, Kreonem Tusk – i ich konflikt najmocniej absorbuje widzów. Na biednego Hajmona nikt nie zwraca uwagi. W dramacie, gdy Hajmon ginie, siłą rzeczy widzimy to przede wszystkim jako dalszy ciąg walki Antygony z Kreonem. Widzimy to jako ostateczną zemstę na Kreonie, zwycięstwo Antygony zza grobu. Nie myślimy, że jest to zwycięstwo erosa. Tym bardziej, że już sama śmierć, powrót do przodków, może kojarzyć się z pierwotną więzią plemienną, z philią.
Ten dramat powtarza się w historii Polski nieustannie. Tradycyjna, barokowa Sarmacja to Polinik i Antygona. Oświecenie, które w imię racjonalizmu obala plemienne obyczaje, to Kreon. Analogię oczywiście komplikuje fakt, że zarówno Kreon i Polinik szukali obcej pomocy, ale koniec końców to Polinik w celu obrony starego porządku sprowadził do Polski stutysięczną armię rosyjską (w podręcznikach nazywa się to Targowica). Polska wtedy wpadła już do reszty w obce ręce. Nadeszła epoka gwałtu i wojen. Zmęczony tym polski Kreon podjął racjonalną decyzję i zaczął współpracować z obcymi – ale nie traktował tego jako zdrady, bo ci obcy gwarantowali polskiemu społeczeństwu rozsądną autonomię i rozsądną modernizację. Racjonalista i klasyk, Kreon zatryumfował. Ale tylko oficjalnie. Serce narodu należało do opłakującej przeszłość Antygony. W tym momencie pojawił się romantyczny Hajmon. Podchorążowie, którzy napadli na Belweder, traktowali swój czyn jako rewolucyjny. Chcieli zarówno wyzwolić naród, jak i lud. Chcieli rewolucji na wzór francuski. Główny ideolog tej grupy, Mochnacki, był ultrademokratą, zaraz po wybuchu powstania założył „klub rewolucyjny”. Przywódca Gwardii Akademickiej, luteranin Lach-Szyrma, był tak radykalny, że uważano go za jakobina. Niestety, wszystko się skończyło, tak jak się skończyło. Hajmon zginął i po raz kolejny zwyciężyła Antygona. Z rewolucji zrobiło się powstanie narodowe, z Hajmona – kolejny Polinik, nad którego zwłokami można było znowu odprawiać żałobne rytuały.
Ta historia powtórzyła się w PRL-u. Katolicka Antygona płakała za utraconą dawną Polską, lodowaty Kreon w ciemnych okularach nawoływał do spokoju i „normalizacji”. Ale okazało się, że dzieci Kreonów z komunistycznych rodzin pokochały Antygonę i chcą walczyć u jej boku. Hajmonem był Adam Michnik. W tej wersji opowieści Kreon został obalony. Ale kto wygrał? Na pewno nie Hajmon. Wygrała znowu Antygona. Adam Michnik stał się konserwatystą, który serce ma jeszcze po lewej stronie, ale portfel już po prawej. Mówi, że Polska nigdy nie będzie Palikotowa i że nie wie, czy w ogóle polskie społeczeństwo powinno zmieniać stare obyczaje, akceptować związki gejów itd.
Co się dzieje, gdy Hajmon zasypia w śmiertelnym uścisku Antygony? Czasem pozostawia na świecie swój wykrzywiony cień, swoją parodię, żałosną, a właściwie żałosno-śmieszną resztkę. Tą resztką jest Błazen. Błazen nie jest postacią z Sofoklesa (już prędzej z Szekspira), ale znowu nas do Sofoklesa kieruje. Oczywiście, do Sofoklesa rozumianego po błazeńsku, do tragedii przerobionej na komedię. Błazen próbuje nas przekonać, że nie jesteśmy bohaterami Antygony, tylko Króla Edypa – Króla Edypa z happy-endem. Błazen pragnie zwycięstwa erosa, ale jego strategie są kompletnie zwichrowane. Pomysł Błazna na Polskę jest taki: żeby wyzwolić się z tradycji, mamy odwrócić się od archetypicznej męskości i zwrócić w stronę kobiecości oraz chłopięcości. Mamy zabić ojca i połączyć się w związku z matką, ale zrobić to świadomie, bez poczucia winy. Mamy konspirować z matką przeciwko ojcu. Mamy odbrązowić ojca poprzez wyśmianie, mamy zachwycić się kobietą, kobiecością, swobodnym seksem, wreszcie –pomieszaniem tradycyjnych ról genderowych.
Wszystko pięknie – ale to nie działa. Być może z tej przyczyny, że w polskiej wyobraźni, w tym dramacie, który nieustannie rozgrywa się wewnątrz naszych głów – tradycja nie jest ojcem. Tradycja jest matką. Tradycja jest kobietą, jest Antygoną. W tym imaginacyjnym spektaklu mężczyzna istnieje przede wszystkim jako trup i jako chłopiec (który zaraz też będzie trupem). Jako Polinik, którego trzeba opłakiwać i jako Hajmon, którego trzeba wysłać na śmierć, żeby Antygona ostatecznie zwyciężyła. Nie można spiskować z matką-tradycją przeciw tradycji. Jak łatwo się domyślić, Błazen to Boy-Żeleński, Gombrowicz, Palikot – śmieszni reformatorzy skazani na smutną porażkę.
Szukam pomysłu na alternatywne zakończenie naszego dramatu. Gdyby to nie była grecka tragedia, tylko nowoczesna powieść egzystencjalna, Hajmon odwróciłby się plecami do Kreona i do grobu Antygony. Odszedłby z Teb wyzwolony. Tyle, że wtedy okazałby się obojętnym fiutkiem. Byłoby to zwycięstwo kutasa, a nie erosa. Wyobrażam już sobie tego wyzwolonego Hajmona – w Koryncie czy innym Londynie na zmywaku.
Już lepiej byłoby, gdyby to była baśń zamiast tragedii. Wtedy Hajmon przytuliłby martwą Antygonę tak mocno, że siłą swojej miłości ożywiłby nieszczęsną, a wtedy skończyłaby się wieczna żałoba. Czasem myślę, że gdybyśmy okazali nieskończoną miłość ludowi smoleńskiemu, uzdrowilibyśmy ten lud. A potem sobie myślę, że jeszcze bardziej byśmy go rozbestwili i że nie erosa, tylko tough love tu potrzeba. Niestety, tragedie się zdarzają, a baśnie nie.
Rozpisuję więc konkurs na nowe zakończenie dla Antygony. Może w ten sposób wreszcie przestaniemy ją odgrywać.