7 maja 2016 podczas pikiety w Poznaniu policjanci zatrzymali Piotra Ikonowicza. Jak do tego doszło i dlaczego mimo wszystko warto jeździć do Poznania?
Nie lubię jeździć do Poznania. Nie ja jedna – wielu działaczom lewicy aż skóra cierpnie na myśl o wycieczce do stolicy Wielkopolski. To efekt brutalnych ataków tamtejszej policji – między innymi na squat w 2012 r. czy na grupę młodych ludzi zakłócających wykład ks. Pawła Bortkiewicza w 2014 r. Funkcjonariusze spacyfikowali ich wtedy prywatnym paralizatorem – bo nie mieli służbowego sprzętu. Sprawa została umorzona, ponieważ policjanci jakoby przetestowali urządzenie na sobie i w ten sposób dowiedzieli się, że nie stanowi ono zagrożenia.
Moja niechęć do Poznania osiągnęła apogeum po sobotniej demonstracji solidarnościowej z poetą Łukaszem Bukowskim. Chłopak trafił do więzienia po blokadzie eksmisji na bruk Katarzyny Jencz – starszej pani poruszającej się na wózku inwalidzkim. Aktywistę oskarżono o naruszenie nietykalności cielesnej policjanta (par. 222 kk) i skazano na prace społeczne. Nie uznał wyroku – twierdził, że to on padł ofiarą brutalnych policjantów. Ponieważ nie odrobił „wolontariatu”, karę zmieniono mu na trzymiesięczny areszt. Sam zgłosił się do więzienia i od 27 kwietnia odsiaduje wyrok.
To właśnie w jego obronie demonstrowali w sobotę 7 maja 2016 pod poznańskim aresztem działacze lewicy: Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, aktywiści lokatorscy z całej Polski, poeci, artyści oraz anarchiści. Demonstracja miała pokojowy charakter i piękną oprawę artystyczną: grała samba, tańczyliśmy, krzyczeliśmy „Solidarność naszą bronią”, a Szczepan Kopyt czytał wiersze. Gdy zakończyliśmy legalną demonstrację i wracaliśmy do domów, rozpętało się piekło.
Jeden z kolegów usiłował napisać na więziennym murze „Uwolnić Łukasza Bukowskiego”. Gdy kończył malować słowo „uwolnić”, wybuchła szarpanina. Piotr Ikonowicz wraz z żoną, Agatą Nosal-Ikonowicz usiłowali rozdzielić szarpiących się ludzi. Zaraz potem pojawili się umundurowani policjanci. Razem z kolegami szłam w stronę autokaru, którym z działaczami lokatorskimi przyjechaliśmy z Warszawy, gdy nagle usłyszałam krzyki z „czoła” pochodu. Pobiegłam sprawdzić, co się stało – zobaczyłam mężczyzn w cywilnych ubraniach usiłujących wciągnąć kolegów do auta.
Ni stąd ni zowąd pojawiły się dwa radiowozy. Gdy tylko wyciągnęłam telefon komórkowy i wrzasnęłam, żeby koledzy filmowali napastników, policjanci krzyknęli „zwijamy się”, po czym odjechali. Postanowiliśmy wracać do domu, ale nie mogliśmy odjechać, ponieważ część naszych kolegów – w tym Piotr Ikonowicz i Agata Nosal-Ikonowicz – zniknęła. Zatrzymała ich policja; razem z czterema innymi osobami. Nikt nie miał pojęcia dlaczego.
Część z nas zajęła się publikacją oświadczenia w Internecie, część zaczęła wydzwaniać do Adama Bodnara (RPO), reszta poszła demonstrować na komisariacie. Tam znów doszło do przepychanek, podczas których jedna z działaczek KSS – starsza, schorowana pani – dostała policyjną tarczą w twarz. Po tej spontanicznej demonstracji działacze lokatorscy – w większości osoby, które przeżyły eksmisje na bruk, starsi państwo i bezdomne dzieci – chcieli wracać do domów. Niestety, nie mogli, ponieważ antyterroryści otoczyli ich autokar.
Przerażeni działacze zablokowali drzwi do pojazdu. Patowa sytuacja trwała kilkanaście minut – aż w końcu widok oblężonego busa przyciągnął młodzież wracającą z manifestacji na komisariacie. Funkcjonariusze zaczęli odwrót, gdy wokół autobusu zaczęło robić się tłoczno. Warszawiacy mogli wrócić do domu – tyle, że część z nich opuściła Poznań z zarzutami. Aresztowanych wypuszczono po kilku godzinach. Ikonowicza i jeszcze jednego mężczyznę oskarżono o naruszenie nietykalności cielesnej policjanta (par 222 kk). Chłopak, który malował na więziennym murze, może iść na 5 lat do więzienia.
W tej historii najgorsze jest to, że sobotnia akcja poznańskich antyterrorystów nie jest żadnym ewenementem. A policja jest niemal bezkarna – nie dlatego, że „lewacy są niegrzeczni”, tylko dlatego, że z Poznania daleko do ogólnopolskich mediów oraz do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Apeluję do Adama Bodnara i do wszystkich lewicowych polityków, działaczy, aktywistów czy artystów z całej Polski, aby jak najczęściej odwiedzali Poznań. Sama zamierzam wykupić miesięczny bilet do stolicy Wielkopolski i spacerować po niej z wielkim transparentem „Solidarność naszą bronią”. Wszystkich nas nie zamkniecie.
Wideo:
Tekst: Małgorzata Borkowska – publicystka i wolontariuszka Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej.
Zdjęcia: Ewa Zielińska.
**Dziennik Opinii nr 131/2016 (1281)