Nie musimy pracować 40 godzin w tygodniu. A nawet nie powinniśmy, jeśli zalezy nam na ekologii, zrównoważonym rozwoju i równości płci.
Marcin Gerwin: W 1930 r. ekonomista John Maynard Keynes przewidywał, że dzięki zmianom technologicznym w XXI wieku ludzie nie będą musieli pracować dłużej niż 15 godzin w tygodniu. Tymczasem mamy już XXI wiek i codziennością jest ciągły pośpiech i niewielka ilość wolnego czasu. W Polsce ludzie pracują zazwyczaj 40 godzin w tygodniu i często wracają do domu wykończeni. Być może krótszy czas pracy byłby dobrym rozwiązaniem?
Anna Coote: Tak, to dobry pomysł. Według nas czas pracy powinien wynosić około 30 godzin tygodniowo. I to wydaje się osiągalne.
Jakie może to przynieść korzyści?
Gdy ludzie mają więcej wolnego czasu, mogą go spędzać robiąc rzeczy, które są wartościowe dla całego społeczeństwa – na przykład zajmowć się dziećmi czy opiekować starszymi krewnymi. Zbyt duży nacisk kładzie się dziś na to, by pracować dla pieniędzy. Jest wiele rodzajów pracy, która nie jest płatna, a przecież ma wartość i powinna być doceniona. Krótszy czas pracy pozwoliłby ponadto na zmniejszenie nierówności płci oraz na znacznie łagodniejsze przechodzenie na emeryturę. Nie byłoby wówczas tak nagłego końca 40-godzinnego cyklu pracy, jak obecnie. Taka nagła zmiana nie jest zresztą korzystna dla zdrowia.
Jedynie 30 godzin pracy tygodniowo to całkiem znaczna różnica.
Nie proponujemy natychmiastowej zmiany, lecz raczej stopniowe przejście do krótszego czasu pracy. Na początku powinno to być dobrowolne, aby ludzie mogli sami zmienić swoje nastawienie i zastanowić się nad tym, co ma dla nich naprawdę wartość. Są także powody ekologiczne, gdyż mniej godzin pracy pozwala na życie w bardziej zrównoważony sposób. Jest wiele rzeczy, które robimy z braku czasu – wsiadamy do samochodu, zamiast pójść gdzieś na piechotę, a z tym wiąże się większe zużycie energii. Pośpiech sprawia także, że kupujemy jedzenie w fast-foodach. A wszystko to powoduje, że nasz ślad ekologiczny rośnie. Byłoby to również korzystne dla gospodarki, gdyż w czasach recesji wiele osób nie ma pracy i można wówczas podzielić dostępne miejsca pracy bardziej sprawiedliwie, zapewniając dostęp do nich większej liczbie ludzi.
Główną kwestią, która wzbudza sprzeciw u wielu osób, jest to, że po prostu nie stać ich na to, by pracować krócej, gdyż nie będą mieli z czego się utrzymać. Tyle tylko, że jest to problem niskiego wynagrodzenia, a nie problem liczby godzin pracy.
Powinniśmy więc myśleć o tym, jak zapewnić ludziom wyższe stawki za godzinę pracy, zamiast nalegać, by wszyscy pracowali po 40 godzin w tygodniu.
Gdy pojawia się propozycja podniesienia płacy minimalnej, niektórzy ekonomiści biją od razu na alarm, że wpłynie to negatywnie na gospodarkę.
Chodzi tu o konkurowanie między sobą, czyż nie? Ale w czym się tak właściwie ścigamy? Czy zależy nam na tym, by zostać państwem numer jeden, które wyrządza największe szkody środowisku? Czy jesteśmy zainteresowani tym, żeby radzić sobie lepiej niż inne państwa, aby one były nadal w biedzie, podczas gdy my będziemy bogaci? Wydaje mi się, że powinniśmy przemyśleć całą ideę konkurowania między sobą. Jest to bardzo płytki argument.
Są także dowody na to, że gdy ludzie pracują krócej, ich praca jest bardziej wydajna w ujęciu godzinowym. Są bardziej zaangażowani, mogą lepiej rozwijać swoje umiejętności i zorganizować sobie życie w taki sposób, że będą bardziej szczęśliwi. Ich praca ma wówczas większą wartość.
OK, niemniej jednak część ekonomistów nadal może upierać się, że przecież trzeba konkurować na globalnym rynku. Jeżeli produkty naszej firmy stają się droższe, dlatego że w innym państwie można wyprodukować je taniej, możemy stracić klientów.
I to jest to, o co chodzi w życiu? Zbyt długo akceptowaliśmy argumenty tego rodzaju. To dlatego gospodarka jest w fatalnym stanie – mamy coraz większe nierówności społeczne i katastrofalne prognozy dotyczące emisji gazów cieplarnianych. Jeżeli nie będziemy bardziej ostrożni, to zmiany klimatu sprawią, że nie będzie dla nas przyszłości w ogóle. Dlatego też powinniśmy zakwestionować pogląd, które mieliśmy od tak dawna – że jedyne, co ma wartość to kupować co raz więcej. Czy dałoby się sprzedawać produkty taniej niż Chińczycy? Być może, ale spójrz, co oni robią ze swoim środowiskiem.
Możemy natomiast pominąć cały ten wyścig i zacząć myśleć o tym, jak żyć w ekologiczny sposób, jak zadbać o środowisko, jak stworzyć miejsca pracy, które zapewnią ludziom dobrą jakość życia. Nie ma to nic wspólnego z ciężką pracą wiele godzin dziennie lub stawaniem na głowie, by obniżyć ceny wszystkich produktów, które się wytwarza. Są w Europie państwa, w których pracuje się krócej niż powiedzmy w Wielkiej Brytanii czy w Stanach Zjednoczonych, a ich gospodarki radzą sobie lepiej. Nie ma zatem związku pomiędzy sukcesem gospodarczym, a średnią długością czasu pracy w tygodniu.
Jak moglibyśmy, twoim zdaniem, dojść do krótszego czasu pracy?
Zastanawiając się nad tym, co jest dla nas ważne, w jaki sposób wytwarzamy rzeczy, co jest nam tak właściwie potrzebne do dobrego życia. Czy na przykład potrzebne są do tego te wszystkie tanie produkty sprowadzane z zagranicy? To pytanie na pewno warto zadać. Co możemy wytworzyć samemu? Co sprawia, że życie jest warte tego, by je przeżyć? Gdybyśmy mieli więcej wolnego czasu, zapewne byśmy naprawiali więcej rzeczy, zamiast je wyrzucać, gdy tylko się zepsują. Myślę, że w Polsce ludzie wciąż pamiętają czasy, gdy się naprawiało rzeczy.
Tak, tyle tylko, gdy ktoś tak robi, to niektórzy uważają, że jest zacofany. Dla wielu osób jest to niezgodne z ich wyobrażeniem odnośnie nowoczesnego stylu życia.
Jest w tym coś tragicznego. Każde społeczeństwo przechodzi proces uczenia się. Rozumiem dlaczego w dawnym bloku wschodnim pojawia się opór wobec szukania alternatyw dla pełnokrwistej gospodarki kapitalistycznej. Część osób robi się od razu podejrzliwa. Z drugiej jednak strony, w państwach Europy Zachodniej, jest bardzo silny ruch na rzecz odejścia od tego bezmyślnego konsumpcjonizmu. Czy naprawdę musimy pracować wiele godzin, by zarabiać więcej pieniędzy, żeby kupić sobie mnóstwo rzeczy, których nie potrzebujemy?
Dla niektórych osób kupno na przykład drogiego samochodu jest bardzo ważne, gdyż uważają, że w ten sposób podniosą swoją pozycję w społeczeństwie.
Tak, masz całkowicie rację. Ludzie tak właśnie uważają. Lecz znów, czy nie uważasz, że najwyższa pora, by raz jeszcze to przemyśleć? Czy to właśnie ten duży samochód, duży dom i masa przedmiotów sprawiają, że życie jest dobre, że jest się wartościową osobą? Gdy zapyta się ludzi o to, co tak naprawdę jest dla nich ważne, niemal wszyscy odpowiedzą, że są to ich relacje z dziećmi, z rodziną, z przyjaciółmi, czasem z kolegami i koleżankami z pracy. Niemniej jednak wmawia się nam, gdyż jest to w interesie korporacji, które chcą nam sprzedać swoje produkty, że nie powinniśmy chcieć niczego innego niż tylko zarabiać i kupować. Jednak gdy się o to zapyta ludzi, to tak naprawdę wartość mają ich relacje z innymi, a nie najnowsze gadżety w sklepie.
A krótszy czas pracy będzie tak samo korzystny dla kobiet i mężczyzn?
Pomimo kilku dekad ruchu feministycznego i prowadzenia kampanii na rzecz równych praw i możliwości zatrudnienia dla kobiet i mężczyzn, kobiety wciąż mają niższe pensje i wykonują prace o niższym statusie. Głównym tego powodem jest to, że gdy mają dzieci, zwykle jest to w tym okresie, porzucają pracę lub pracują krócej, by mieć czas na zajmowanie się dziećmi. Tracą wówczas możliwość zarabiania większej ilości pieniędzy i to mężczyzna pozostaje przy pełnym zatrudnieniu. Traci przez to okazję do poznawania swoich dzieci, do tego, by się nimi zajmować i spędzać z nimi czas, a z kolei kobieta pozbawiona jest okazji, by pracować, zdobywać nowe umiejętności i zarabiać. Jest to sytuacja niekorzystna zarówno dla kobiet jak i dla mężczyzn.
Jeżeli jednak zarówno mężczyźni i kobiety będą pracowali po 30 godzin w tygodniu, wówczas mogą przeznaczyć czas wolny na zajmowanie się dziećmi, a mężczyźni będą mogli nauczyć się, jak to robić. Wielu z nich czuje bowiem, że w tej kwestii brakuje im kompetencji.
W Wielkiej Brytanii kobiety stanowią większość osób, które pracują w niepełnym wymiarze godzin. Wydaje mi się, że jest to ponad 90 procent. I choć mamy prawo dotyczące równego wynagrodzenia to wciąż jest znaczna różnica pomiędzy zarobkami kobiet i mężczyzn, gdy weźmie się pod uwagę zarobki tygodniowe. To dlatego, że kobiety pracują krócej. Ważne jest więc, by zarówno mężczyźni, jak i kobiety, pracowali krócej, gdyż wtedy zmniejszą się nierówności.
Jak na propozycję krótszego czasu pracy reagują pracodawcy?
Część pracodawców, z którymi rozmawiałam, uważa, że dzięki mniejszej liczbie godzin pracy ich pracownicy pracują bardziej wydajnie, że są bardziej zaangażowani w swoją pracę. Są również tacy, którzy mówili, że nie potrafią sobie wyobrazić nic gorszego niż zarządzanie zespołem, w którym ludzie pracują w niepełnym wymiarze godzin. Tak się jednak składa, że sama zarządzam takim zespołem – niektórzy pracują tylko dzień, inni dwa dni w tygodniu, jeszcze inni pięć dni. Mam u siebie wszystkie opcje. Trzeba się do tego przyzwyczaić, ale nie jest to trudne. Pracodawcy powinni otrzymać zachęty do przyjmowania pracowników na niepełny etat. Kiedyś ludzie pracowali sześć dni w tygodniu, dziś już tak nie jest. Można się więc przyzwyczaić.
A co o tym sądzą politycy?
Nie są dziś szczególnie zainteresowani. Nie wydaje się nam, aby była to propozycja do programu wyborczego w przyszłym roku. Niemniej jednak jest ogromne zainteresowanie ze strony społeczeństwa i mediów. Jest to bowiem coś, co dotyczy wszystkich. Mam zatem przeczucie, że politycy w końcu do tego dojrzeją.
Brak zainteresowania ze strony polityków jest trochę dziwny. Czy nie jest to dobre rozwiązanie na czasy kryzysu? Bo wydaje mi się, że wówczas liczba miejsc pracy powinna się zwiększyć.
Dokładnie tak. I tak się właśnie stało w czasach kryzysu w latach 70. ubiegłego wieku. Czas pracy w Wielkiej Brytanii został ustalony na trzy dni w tygodniu, gdyż strajkowali górnicy. Wszyscy myśleli, że będzie to miało fatalny wpływ na gospodarkę, a tymczasem wydajność zmniejszyła sie jedynie w niewielkim stopniu. A na pewno nie tak bardzo, jak się tego spodziewano. Był to więc całkiem udany projekt demonstracyjny.
Anna Coote – badaczka i działaczka na polu polityki społecznej, prowadzi zespół ds. polityki społecznej w The New Economics Foundation w Wielkiej Brytani, autorka wielu publikacji i analiz, m.in Cutting It: The ‘Big Society’ and the new austerity i Ten Big Questions about the Big Society.