Apel Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej w sprawie zatrudniania pracowników uniwersytetu w systemie outsourcingu.
Ciągłość instytucji to jeden z najistotniejszych wyznaczników istnienia demokratycznego państwa. To, w teorii w każdym razie, rozumieją wszyscy. A teraz rzecz, którą rozumie już jakby mniej osób, jakby mniej ją sobie wyobraża. Zerwanie ciągłości instytucji wyobrażamy sobie w sytuacji poważnego kryzysu państwowości, jak wojna lub skandal polityczny na olbrzymią skalę. W ostatnich dniach okazało się, że ciągłości instytucjonalnej demokratycznego państwa może zagrozić napisany byle jak, wadliwy system komputerowy. Wyobraźmy sobie w takim razie, w jeszcze innym, jeszcze bardziej prozaicznym scenariuszu, ciągłość instytucjonalną tonącą w morzu brudu i śmiecia. Wyobraźmy ją sobie zerwaną wraz z pękającymi w budynkach instytucji rurami. Albo rozkradzioną wraz ze sprzętem komputerowym, którego nie miał kto pilnować.
I wyciągnijmy wniosek:
otóż ciągłość instytucji demokratycznego państwa gwarantuje nam personel sprzątający, techniczny, ochroniarze. Dzięki nim nie ginie ona w morzu śmiecia. W którym coraz częściej giną jednak ich etaty, razem ze społeczną wagą ich pracy i godnością osobistą.
Jaskrawy przykład takiej sytuacji mieliśmy niedawno w Poznaniu, gdzie instytucje odwróciły się plecami do kobiet zatrudnionych przez firmę zewnętrzną do sprzątania uniwersytetu i sądu w sytuacji, w której firma ulotniła się, nie wypłacając im pieniędzy za wykonaną pracę. To „rozstanie” się firmy z pracownicami było tylko przedłużeniem, (nie)naturalną konsekwencją haniebnych warunków ich zatrudnienia – wysokości otrzymywanej pensji i czasu pracy. Nic w tym zresztą dziwnego, od tego przecież jest outsourcing. Tymczasem na uczelniach w systemie outsourcingu coraz częściej zatrudnia się personel sprzątający, techniczny, ochroniarzy, lektorów – pracowników, których w ten sposób określa się arbitralnie jako mniej predysponowanych do partycypacji w tak zwanej wspólnocie uniwersyteckiej.
Jeśli zerwanie ciągłości instytucji już sobie jakoś wyobrażamy, to w scenerii apokaliptycznej. Może na przykład wojna z Rosją? Mamy słabą wyobraźnię. Przysłowiową urzędniczą wyobraźnią wykazują się między innymi etatowi pracownicy uniwersytetu, którzy decydują się zatrudniać swoich kolegów i koleżanki w systemie outsourcingu. I ci urzędnicy ministerialni, którzy decydują się przyznawać uniwersytetom takie środki finansowe, że urzędnicy uniwersyteccy czują się zmuszeni do podejmowania takich kroków. Bo uniwersytet jest instytucją, prawda? Z czego wynikałoby, że jego istnienie gwarantuje ciągłość istnienia demokratycznego państwa.
Tymczasem ciągłość ta wydaje się być w tej chwili zagrożona – nie w wyniku okoliczności losowych, ale strukturalnie. Sądzimy bowiem, że za bardzo poważny kryzys instytucji, dowód jej immanentnej i permanentnej słabości należy uznać sytuację, w której instytucji tej nie stać na zatrudnianie swoich pracowników. Kiedy musi na tym za wszelką cenę zaoszczędzić – a tym tłumaczy się przecież stosowaną wobec personelu sprzątającego i technicznego oraz ochroniarzy praktykę outsourcingu.
Nie ma ciągłości instytucji bez stabilności zatrudnienia wszystkich jej pracowników, którzy gwarantują tę ciągłość swoją pracą. Nie ma tej instytucji bez stabilności zatrudnienia naszych koleżanek i kolegów. Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się na zwrócenie się do Rektora UW, największej polskiej instytucji w sektorze szkolnictwa wyższego, z prośbą o przyjrzenie się warunkom ich zatrudnienia.
Ta instytucjonalna ciągłość uniwersytetu rwie się nie tylko w odniesieniu do pewnych grup pracowników. Jest równie mocno nadszarpnięta na płaszczyźnie pokoleniowej. Młody uczony po doktoracie ma niewielkie widoki na zatrudnienie na uczelnianym etacie. System grantowy, przedstawiany jako jego rewelacyjny substytut, nie gwarantuje młodemu naukowcowi żadnej stabilności finansowej, skoro projekt grantowy realizuje się przez maksymalnie trzy lata. A wraz z tym elementarnym poczuciem stabilności odbiera się nam także wolność uprawiania nauki.
Wbrew temu, co się wszem i wobec trąbi, system grantowy nie daje młodym naukowcom szansy – on ich prekaryzuje. Sytuacja personelu sprzątającego i technicznego oraz ochroniarzy, naszych koleżanek i kolegów zatrudnionych w prekarnej formie outsourcingu, jest zatem tylko jednym z symptomów odzwierciedlających strukturalną słabość instytucji uniwersytetu.
Dlatego że to właśnie słabość polskich instytucji, a nie, jak się nam to stale wmawia, słabość polskiej nauki jest problemem, z którym należy się w pierwszym rzędzie zmierzyć, by mieć szansę na uzdrowienie samej nauki.
Tymczasem urzędnicy uniwersyteccy i dotujący uniwersytet urzędnicy ministerialni zachowują się tak, jakby nie odrobili podstawowej lekcji z logiki i nie znali prawa wyłączonego środka. Otóż uważają, że uniwersytet będzie można naprawić tylko, jeśli się go zlikwiduje – pozbawiając pracowników. A może jest w tym właśnie logika żelazna? Nic ma przecież w końcu bezwzględną ciągłość z sobą samym, a więc nieistniejący uniwersytet zachowuje z sobą doskonałą instytucjonalną ciągłość.
Prośba, którą kierujemy do Rektora UW, jest więc nie tylko aktem solidarności z naszymi koleżankami i kolegami, ale – złożoną na jego ręce, ale skierowaną do wszystkich, którzy mają wpływ na politykę uniwersytecką i konkretny kształt tej instytucji w Polsce – prośbą o przyjrzenie się jej ogólnej kondycji. Bo przecież siła instytucjonalna państwa jest sprawdzianem siły jego demokracji.
Czytaj także: