Czy Brazylia tęskni za dyktaturą?
Brazylia nie rozliczyła okrucieństw dyktatury generałów. A wojsko wciąż próbuje walczyć z lewicowym „wrogiem wewnętrznym”.
Kontynent buntów, nadziei i kontrrewolucji.
Brazylia nie rozliczyła okrucieństw dyktatury generałów. A wojsko wciąż próbuje walczyć z lewicowym „wrogiem wewnętrznym”.
Szturm na parlament to ukoronowanie pogłębiającej się od wielu miesięcy polaryzacji brazylijskiego społeczeństwa.
Rok temu na Haiti zamordowano prezydenta. Dziś parlament i sądy nie działają, a krajem rządzą uzbrojone gangi.
Nowa lewicowa fala w Ameryce Łacińskiej wyłania się z oddolnego ruchu społecznego, walczącego z niesprawiedliwością i patriarchatem.
Co trzecia osoba w Ameryce Łacińskiej żyje w biedzie. I nie przez nieudolność czy korupcję obecnych rządów.
Dyktatura Castela Branca po tym, jak znudziło jej się wrzucanie do ognia lub do zatoki Guanabara książek rosyjskich autorów: Dostojewskiego, Tołstoja, Gorkiego, skazawszy na wygnanie, więzienie lub śmierć całe mnóstwo Brazylijczyków, przystąpiła do najważniejszego: przekazała Amerykanom żelazo i wszystko inne.
Analitycy prognozują, że za kapitanem, który zresztą w latach 80. został wyrzucony z armii, wojsko raczej nie pójdzie. Należy jednak pamiętać, że 58 milionów wyborców poparło politykę Jaira Bolsonaro.
Spośród 10 kandydatów na urząd prezydencki w Brazylii od początku liczyła się tylko dwójka z nich. Skrajnie odmienne poglądy, którymi charakteryzują się Lula i Bolsonaro, doprowadziły do niespotykanej polaryzacji całego narodu, czego efektem był wynik niedzielnych wyborów.
Kryzys zadłużenia ściągnęły na Argentynę neoliberalne rządy junty wojskowej. Od tej klątwy kraj wciąż nie może się uwolnić.
Z prywatnych mediów należących do oligarchów płynął jeden przekaz: nowa konstytucja to zamach na wolność i wielowiekową, katolicką tradycję.