Świat

Kuriozalna konferencja konserwatystów. Wybory za progiem?

Co łączy konserwatystów ponad granicami? Zapewne opinie, które wygłaszają – zbyt absurdalne, by dało się je pojąć, albo zbyt haniebne, by je cytować bez wstydu. Na przykład te o „huraganie imigrantów”. Albo o tym, że „nie każdy najemca to gangster i ćpun”.

Im bardziej kraj rozbity, tym bardziej niewiarygodne kocopoły produkuje rządząca partia – czego dowodem zakończona w zeszłym tygodniu doroczna konferencja Partii Konserwatywnej. NHS leży na łopatkach, szkoły się sypią, i to wcale nie w przenośni, ludność nadal korzysta z banków żywności, za to na konferencji nieprzerwanie od 13 lat rządzącej partii uwaga skupiona była na potencjalnych kandydatach na kolejną liderkę lub lidera, spiskowych teoriach dziejów i na wyssanych z palca planach politycznych opozycji.

Z mównic padły myśli tak olśniewające, jak „mężczyzna to mężczyzna, a kobieta to kobieta” (premier Sunak), „chcę australijskiej wołowiny z zastrzykami hormonalnymi” (minister handlu i przemysłu Rees-Mogg) czy też „nie każdy najemca to gangster i ćpun” (ministra mieszkalnictwa Rachel Maclean).

Publiczna ochrona zdrowia: zganić, zagłodzić, sprywatyzować

Wisienka na torcie? Nigel Farage tańczący z Priti Patel osławioną wprowadzeniem w życie ustawy, na mocy której rząd nadal próbuje wysyłać uchodźców do Rwandy. (Gdy to piszę, w Sądzie Najwyższym trwa rozprawa mająca na celu ustalenie legalności tej polityki. Podczas rozprawy przedstawiony został raport Human Rights Watch wymieniający zarzuty m.in. porywania, zastraszania i eksterytorialnych zabójstw popełnianych w imieniu władz Rwandy).

Brylujący na konferencji Farage uczestniczył w niej jako wysłannik stacji telewizyjnej GB News, przeciwko której po raz kolejny toczą się dochodzenia o łamanie zasad bezstronności. Przez dzień czy dwa media miały używanie, pytając Sunaka i innych dygnitarzy partyjnych, czy przyjęliby byłego europarlamentarzystę do partii, a nawet spekulując, czy Farage, który zerwał z Partią Konserwatywną 31 lat temu, zostanie teraz jej nowym liderem. Na szczęście Farage położył wrzawie kres, ogłaszając, że nie ma zamiaru zostać torysem, mimo że połowa partii przyjęłaby go z otwartymi ramionami. W końcu, jak przyznał, wiele idei, które głosił przez długie lata, a które kiedyś uchodziły za ekstremistyczne, mieści się teraz w głównym nurcie Partii Konserwatywnej.

Nic to, bo chętnych i szykujących się do zastąpienia Sunaka nie brakuje. Wydarzenia towarzyszące konferencji były paradą piękności przyszłych konkurentów na następcę lidera partii. Rok po ostatnich wyborach wielu z tych, którzy startowali w wyścigu, najwyraźniej szykuje się już na kolejny konkurs – tym razem na lidera opozycji, bo prawie nikt nie wierzy, że torysi będą tworzyć kolejny rząd.

Tuż przed konferencją Bloomberg wymieniał aż trzynaścioro możliwych kandydatów i kandydatek, łącznie z Liz Truss, która jako premierka przegrała z sałatą lodową w ogłoszonym przez tabloid „Daily Star” zakładzie o to, kto przetrwa dłużej. Jako premierka wytrwała 49 dni, czyli mimo wszystko nieco dłużej niż Jezus na pustyni – i to może tłumaczy tłumy walące, by jej posłuchać w Manchesterze.

Podczas spotkania zatytułowanego Make Britain Grow Again (bez nagrody za prawidłowe odgadnięcie inspiracji) nawoływała do szczelinowania hydraulicznego i drastycznego obcięcia podatków jako drogi do sukcesu i dobrobytu – czyli do tego samego, co wprowadzała podczas urzędowania zakończonego katastrofą. Ciężko powiedzieć, czy to naród, czy Truss wali głową w mur.

Sałata wygrała [*]

Penny Mordaunt, inna zeszłoroczna kandydatka na liderkę partii, najwyraźniej doszła do wniosku, że nieważne, co się mówi, ważne, żeby to często powtarzać. Jej przemówienie zawierało zdanie „wstań i walcz” ponad 20 razy. Temu nieco hipnotycznemu crescendo towarzyszyła specyficzna gestykulacja: co raz prawy i lewy palec wskazujący unosił się do niebios. Mordaunt wyglądała na scenie niezręcznie. Być może jakaś część jej umysłu pamiętała, że to jej partia zmieniła legislację, by utrudnić pokojowy protest, a teraz zamierza się na prawa strajkujących, tak aby „wstać i walczyć” było możliwie jak najtrudniej.

Mordaunt stwierdziła ponadto, że to właśnie Partia Konserwatywna wywalczyła wolność słowa. Swoje szczególne rozumienie tej koncepcji torysi zademonstrowali dwa dni później podczas przemówienia Suelli Braverman, ministry spraw wewnętrznych w rządzie Sunaka, kiedy to uczestnik konferencji Andrew Boff został wyprowadzony przez policję po tym, jak skomentował pod nosem: „nie ma czegoś takiego jak »ideologia gender«”. Boff jest nie tylko, jak sam to powiedział, „lojalnym członkiem partii od 50 lat”, ale i przewodniczącym Zgromadzenia Miasta Londyn. Sprawa tym bardziej przerażająca, bo Boffa wyprowadziła z hali konferencyjnej policja, a nie, jak pisze „Guardian”, „ochrona”. Komentarz Boffa, który miał pełne prawo być na konferencji własnej partii, trudno nawet nazwać zakłóceniem przemówienia, bo według współwydawców konferencji, nie słyszał go nikt dwa rządy niżej.

Suella Braverman, kolejna zeszłoroczna kandydatka na liderkę, która po wypadnięciu z wyścigu poparła Liz Truss, stwierdziła w swoim przemówieniu, że Partia Tory za bardzo się boi oczernienia jako partia rasistowska. Najwyraźniej wzorowała się na niesławnej przemowie Enocha Powella z 1968 roku, w której ów konserwatysta wieszczył, że krajem spłyną „rzeki krwi” za sprawą, ma się rozumieć, napływu imigrantów. Jak Powell, ministra Braverman również sięgnęła po metaforę żywiołu. Roztoczyła wizję „huraganu imigrantów” stanowiących zagrożenie dla „naszej” cywilizacji. Nie zapominając jednak, że jest pierwszym urodzonym w Wielkiej Brytanii pokoleniem w swojej rodzinie, Braverman dodała, że jej rodziców na brzeg wyspy przyniósł „zaledwie podmuch wiatru”.

Prawo do azylu, czyli paragraf 22

Inni występujący na konferencji, choć niekoniecznie kandydaci na lidera, też się popisali. Sekretarzyni energii Claire Coutinho zadeklarowała zdecydowany sprzeciw wobec podatku od mięsa, jakie rzekomo proponuje Partia Pracy. Tymczasem Partia Pracy ani nie jest u władzy, ani nigdy nie zaproponowała takiego rozwiązania i nie ma go w planach. Sekretarz transportu Mark Harper wygłosił tyradę przeciwko Radom Miast decydującym o użytkowaniu dróg, przedstawiając koncepcje 15-minutowych miast jako narzędzia ucisku i kontroli. „To, co złowrogie i czego tolerować nie możemy – wygrażał Harper – to władze lokalne, które mają decydować o tym, ile razy możemy chodzić do sklepu albo kto i kiedy może korzystać z dróg”.

Wbrew temu, co sekretarz stanu trąbił z mównicy, nikt – ani Partia Pracy, ani Rady Miasta – nie wprowadza i nie ma planów dyktowania, kto kiedy i gdzie chodzi do sklepu. Jak widać, nawet urbanistyczną ideę, która ma ułatwić i uprzyjemnić życie w mieście, można odwrócić jak kota ogonem i użyć jej do podkręcenia retoryki mizernych polityków. (Koncepcja 15-minutowych miast została zawłaszczona już wcześniej przez brygadę zwolenników spiskowych teorii dziejów podczas pandemii).

Parada piękności oszołomów wypełniała po brzegi sale imprez towarzyszących, ale ostatnie słowo należało do premiera, którego w stylu amerykańskim (czyżby już myślał o powrocie do Kalifornii?) przedstawiła żona. „Mój najlepszy przyjaciel, a wasz premier” – powiedziała Akshata Murty, sugerując również, że mąż nic o jej wystąpieniu nie wie. Przypuszczalnie Sunak nie ma w partii przyjaciół, którzy chcieliby go przedstawić, natomiast w to, że obecność żony na scenie była niespodzianką, chyba nikt nie uwierzył.

Zza pulpitu z hasłem „Długoterminowe decyzje na rzecz lepszej przyszłości” premier ogłosił, że kładzie kres największemu w kraju projektowi infrastrukturalnemu HS2, nad którym pracowano od 15 lat i który miał ponadpartyjne wsparcie. Projekt HS2 miał zwiększyć przepustowość kolei między głównymi aglomeracjami, które, co więcej, miały zostać połączone koleją wysokich szybkości o zerowej emisji dwutlenku węgla. Linie HS2 miały ponadto łączyć się z istniejącą już siecią połączeń do Szkocji i innych rejonów kraju.

Sunak ogłosił, że w zamian są inne, lepsze, warte 36 miliardów funtów plany i projekty na rozwój transportu na północy kraju. Niestety, szybko się okazało, że kluczowa część tych projektów – rozbudowa stacji docelowej Euston w Londynie – będzie zależna od prywatnych inwestycji, których rząd jeszcze nie zabezpieczył. Inwestorzy zaangażowani w HS2 raczej nie wystawią rządowi pięciogwiazdkowych recenzji, a liderzy biznesu w tym roku wybrali się na konferencje Partii Pracy.

Inne wspomniane przez Sunaka jako nowe projekty okazały się już dawno ogłoszone. Dwa z nich (w Manchesterze i w Birmingham) zostały nawet ukończone… dziewięć lat temu. Kolejnym nowatorskim rozwiązaniem było umieszczenie Manchesteru na mapie-okładce prospektu emisyjnego w miejscu, gdzie leży Preston. Ale kto by się przejmował geografią czy kartografią. Jeden ze sloganów na plakatach konferencyjnych to „wykopiemy ideologię woke z nauki”.

A przecież byliśmy, aczkolwiek dawno, liderami linii kolejowych w Europie – tak do lat 60. W 2023 roku mieliśmy zaledwie 108 km torów szybkobieżnych, podczas gdy Niemcy 1,5 tys. kilometrów, Francja 3 tys., a Hiszpania, gdzie zaczęto budować dopiero w 1992, prawie 4 tys. Mimo wszystko brytyjski projekt wygrywa z innymi w Europie przynajmniej pod jednym względem – jest najdroższy w budowie na kilometr kwadratowy. Brawo my!

Inkluzywne dla ludzi, wykluczające dla aut. Takie mają być miasta

Linia HS2 miała łączyć Manchester, Birmingham i Londyn – gdzie można wsiąść w Eurostar i wysiąść w Paryżu. Ale czemu mieszkańcy z północy kraju mieliby cieszyć się łatwym i szybkim dostępem do kultury i sztuki w Europie? Albo chociaż do własnej stolicy? A konferencja, dla przypomnienia, odbywała się w Manchesterze. Afront pierwszej klasy. Brawo premier!

Wyrównywanie poziomu życia w regionach północy było obietnicą, dzięki której torysi zdobyli mandat. Ale czy kogoś w stolicy obchodzi obszar na północ od Londynu? Okazuje się, o dziwo, że obchodzi Camerona, Johnsona i Osborne’a, którzy w nietypowym unisono potępili decyzje Sunaka na platformie uprzednio zwanej Twitterem. Ale nie obwiniajmy premiera! Przecież to wszystko wina… rządu światowego. Nie, to nie moja konkluzja – to słowa posła Partii Konserwatywnej Marka Krugera, który na imprezie towarzyszącej konferencji w Manchesterze stwierdził, że „Rząd nie kieruje rządem”. I nie chodziło mu o bezładną i krótkowzroczną politykę gabinetu Sunaka. Kruger najwyraźniej całkowicie na poważnie przytoczył jedną z najstarszych teorii spiskowych: za wszystko odpowiedzialny jest, proszę państwa, rząd światowy.

Sunak ani nie ustosunkował się do tych bzdur, ani nie wykluczył z partii Krugera ani innych fantastów. Czy to znak, że podziela jego zdanie?

Jeszcze dzień przed swoim wystąpieniem Sunak twierdził, że nie podjął decyzji w sprawie HS2 i że nie będzie się spieszył z decyzją dotyczącą miliardowego przedsięwzięcia, a mającą długofalowe skutki dla kraju. Być może natchnęła go atmosfera miasta, bo decyzję najwyraźniej podjął w hotelu w Manchesterze. „Move fast and break things” to slogan, którym być może można zaimponować młodym techbros, ale jest to kiepska rada dla polityka.

Cóż, nasz premier, któremu pasuje wizerunek technokraty, ledwo liznął polityki. Parlamentarzystą został w 2015 po spędzeniu paru ładnych lat w Kalifornii (a zieloną kartę trzymał, nawet będąc już ministrem skarbu). Krążą pogłoski, że zdumiewająca decyzja została przez Sunaka podjęta za radą niesławnego byłego doradcy Borisa Johnsona i samozwańczego antysystemowca Dominica Cummingsa. W przemówieniu Sunaka padło tyle bzdur, że można w to uwierzyć. Sunak twierdził na przykład, że ostatnie 30 lat pokazało dysfunkcję brytyjskiej polityki – ignorując fakt, że przez 17 z tych 30 lat rządzili torysi. Zapowiedział, że konserwatyści będą „odważni i radykalni”. Kreował się na agenta zmiany, który „zakończy polityczne status quo”. Wszystko to po 13 latach rządów jego partii, po dwóch latach pełnienia funkcji ministra skarbu w rządzie Johnsona i po roku własnego premierostwa. Czas na zmianę, powiedział premier. Brzmi znajomo?

Po chaosie Johnsona i Truss Sunak miał być kompetentnym premierem u steru. Okazał się, oczywiście, nieudolnym politykiem z wątpliwymi doradcami. Miał być technokratą, okazał się zdesperowanym despotą – nie dla niego umowa społeczna i trzymanie się obietnic wyborczych.

Między faszyzmem a załamaniem klimatu

czytaj także

Pozostaje pytanie: kiedy wybory? Skoro Sunak, jeśli tak pragnie zmiany, mógł ogłosić wybory podczas konferencji. Nie tylko nabruździłby Partii Pracy (która miała własną doroczną konferencję wkrótce po torysach), ale mógłby się przekonać, ilu kupiło jego obraz radykalnego przywódcy walczącego o szarego człowieka (śmiech na sali).

Jeśli wierzyć w to, co minister skarbu Jeremy Hunt mówił wolontariuszom Partii Konserwatywnej (a wiemy to z wykonanego potajemnie nagrania), wybory odbędą się na jesieni przyszłego roku, bo według przewidywań inflacja ma do tej pory spaść poniżej 3 proc. Ale ile partia rządząca może ugrać przez kolejny rok po 13 latach brutalnej polityki? A stopa procentowa Banku Anglii osiągnęła już najwyższy poziom od czasu kryzysu w 2008 roku, według IMF gospodarka Wielkiej Brytanii będzie rosnąć najwolniej wśród krajów G7.

Może więc wiosna 2024? Najlepiej dla Sunaka będzie wtedy, gdy się już na tyle ociepli, że zapomnimy o zimie, niedogrzanych mieszkaniach i rachunkach za prąd.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Johanna Kwiat
Johanna Kwiat
Korespondentka Krytyki Politycznej z Londynu
Artystka, tłumaczka symultaniczna, amatorka kwaśnych jabłek. Absolwentka Wydziału Antropologii Kultury Goldsmith College, University of London. Korespondentka Krytyki Politycznej z Londynu.
Zamknij