Unia Europejska

Wybory parlamentarne we Francji: Macron i lewica łeb w łeb

12 czerwca odbyła się pierwsza tura francuskich wyborów parlamentarnych. Wynik partii prezydenta Macrona jest znacznie słabszy niż pięć lat temu. Na drugą siłę polityczną w kraju rośnie lewica, która poszła do wyborów zjednoczona i przysporzy blokowi prezydenckiemu sporo trudności w drugiej turze.

Według wstępnych wyników lewicowa koalicja NUPES otrzymała ok. 26 proc. głosów, podobnie jak centroprawicowa koalicja prezydencka. Na trzecim miejscu ze sporą stratą uplasowali się narodowcy Le Pen, za nimi tradycyjna prawica.

Francuskie wybory parlamentarne od przynajmniej dwudziestu lat były nudne. W 2002 roku po raz pierwszy wybrano prezydenta na pięcioletnią kadencję (wcześniej były siedmioletnie), przez co oba głosowania zaczęły się ze sobą pokrywać i deputowanych wyłaniano w ciągu dwóch miesięcy od wyboru prezydenta. W ten sposób wybory do Zgromadzenia Narodowego stały się formalnością – nie zdarzyło się jeszcze, żeby lokator Pałacu Elizejskiego nie miał bezpiecznej większości parlamentarnej. Aż dotąd.

W wyborach prezydenckich Emmanuel Macron po raz kolejny pokonał Marine Le Pen i z pewnością liczył, że czeka go ponowna kadencja z posłusznym mu parlamentem, a więc i wolną ręką w rządzeniu krajem. Sprzyjać mu miała ordynacja wyborcza, jednomandatowe okręgi premiują bowiem centrowych kandydatów, zwłaszcza jeśli naprzeciwko większości prezydenckiej staje rozdrobniona opozycja.

Plany Macronowi pokrzyżowała jednak lewica, która wyciągnąwszy lekcję z pasma porażek wyborczych, w końcu postanowiła się zjednoczyć. Tak powstała Nowa Unia Ludowa (NUPES), łącząca socjalistów, ekologów, niepokornych i komunistów.

Żółta kartka dla Macrona

Na czele lewicy stanął weteran Jean-Luc Mélenchon, któremu bardzo niewiele zabrakło do wyprzedzenia Le Pen w wyborach prezydenckich.

Lider lewicowej Francji Niepokornej stwierdził, że skoro nie udało mu się wprowadzić do Pałacu Elizejskiego, to zadowoli się Matignon, czyli siedzibą premiera. Pojawienie się lewicowej koalicji wstrząsnęło układem politycznym we Francji. Dotychczas to prawica lub centryści wykorzystywali podziały na lewicy, ale tym razem miało być na odwrót.

Kim jest „niepokorny” Jean-Luc Mélenchon?

Jeszcze niedawno wydawało się, że blok prezydencki może być pewny parlamentarnej większości w następnej kadencji, ale w pierwszej turze wygrał tylko w 203 z 577 okręgów wyborczych (NUPES w 194). To ostrzeżenie dla Macrona i jego ministrów, z których nie wszyscy utrzymają swoje mandaty poselskie. To zresztą najgorsze wyniki dla ugrupowania urzędującego prezydenta w historii V Republiki, o ile weźmie się pod uwagę jedynie wybory parlamentarne odbywające się krótko po prezydenckich.

Dodatkowo cieniem na rezultaty kładzie się rekordowo mała frekwencja, która spada nieprzerwanie od lat 90. Tym razem do urn poszło niecałe 48 proc. uprawnionych do głosowania Francuzów, podczas gdy w wyborach prezydenckich wzięło udział 74 proc., co i tak było stosunkowo słabym wynikiem.

Pokazuje to rosnące rozczarowanie instytucjami demokratycznymi oraz niechęć do ordynacji większościowej, przez którą parlament w niewielkim stopniu odzwierciedla rzeczywiste nastroje społeczne. Ignorowanie tego problemu przez rządzących nie tylko zaszkodzi ich poparciu, ale też doprowadzi do kolejnych wybuchów gniewu w rodzaju „żółtych kamizelek”.

Rok żółtych kamizelek

Lekki niedosyt lewicy i klęska skrajnej prawicy

Ambitnym celem NUPES było usadowienie Mélenchona na stanowisku premiera w Matignon. I choć raczej nic z tego nie wyjdzie, to i tak lewica może być zadowolona.

W poprzedniej kadencji miała 68 mandatów, teraz wygląda na to, że zdobędzie ponad dwa razy tyle. Bez zjednoczenia nie byłoby mowy o takim wyniku, co nie znaczy, że nie mogło być lepiej.

Unię Ludową osłabiła rywalizacja ze strony dysydentów z Partii Socjalistycznej, dla których koalicja z radykałami była nie do zaakceptowania. Z drugiej strony skrajna lewica uznała NUPES za zbyt umiarkowaną i również wystawiła własnych kandydatów, więc zjednoczona lewica w pełni zjednoczona nie była.

Niedosyt lewicy to jednak nic przy zawodzie nacjonalistów. Le Pen w drugiej turze wyborów prezydenckich dostała 41 proc. głosów, ale w parlamentarnych wyląduje daleko w tyle za NUPES i będzie musiała zadowolić się kilkudziesięcioma deputowanymi. Sondaże przewidują nie więcej niż 45 na 577 miejsc w parlamencie. I choć zapowiada to rekordowy wynik dla Zjednoczenia Narodowego, to daleko mu do ponad setki mandatów, które planowała zdobyć Marine. Przywódczyni RN po raz pierwszy będzie miała własną grupę parlamentarną (potrzeba do tego 15 deputowanych), ale jej apetyt był znacznie większy.

Ze smakiem musi się na pewno obejść również Éric Zemmour i jego jeszcze bardziej radykalna prawica. Publicysta, który swego czasu poważnie walczył o drugą turę wyborów prezydenckich, ale ostatecznie otrzymał niecałe 7 proc. głosów, teraz poniósł kolejną porażkę. Ani on, ani nikt z jego partii nie dostanie się do parlamentu, wszyscy kandydaci skrajnie prawicowej Reconquéte odpadli bowiem w pierwszej turze.

Dogrywka za tydzień, ale wynik niemal znany

W drugiej turze dominować będą pojedynki kandydatów bloku prezydenckiego i NUPES, w rzadkich przypadkach reprezentanci centrum lub lewicy staną naprzeciw nacjonalistów. Zobaczymy bardzo niewiele starć trójstronnych. Francuski system wyborczy przewiduje taką możliwość, jeśli więcej niż dwóch kandydatów otrzyma przynajmniej 12,5 proc. wszystkich możliwych głosów, ale mała frekwencja sprawiła, że takie sytuacje należą tym razem do rzadkości.

Dla Macrona i jego obozu najgroźniejszym przeciwnikiem jest niewątpliwie lewica i potwierdzają to pierwsze reakcje powyborcze. Politycy prezydenckiej centroprawicy najmocniej atakują właśnie Unię Ludową, a rekordowym wynikiem nacjonalistów są mniej zainteresowani. Odmówili również udzielenia poparcia NUPES w starciach z nacjonalistami, przynajmniej na szczeblu krajowym.

W poszczególnych okręgach wielu kandydatów lewicy otrzyma wsparcie pokonanych macronistów, ale brak odgórnych wytycznych pokazuje rozpad frontu republikańskiego, który od dekad powstrzymywał nacjonalistów przed większymi sukcesami wyborczymi.

Najważniejsza dla bloku prezydenckiego jest teraz walka o większość parlamentarną, do której potrzeba 289 mandatów. Prawdopodobnie nie uda się tyle zdobyć i Macron w następnej kadencji będzie musiał polegać na koalicji z republikanami.

Ta konserwatywna partia przeżywa kolejną porażkę wyborczą, ale nie tak dramatyczną jak w wyborach prezydenckich i zachowa kilkadziesiąt miejsc w Zgromadzeniu Narodowym. W ten sposób złożony z macronistów i konserwatystów blok centroprawicowy będzie miał prawdopodobnie bezpieczną większość. Dla Macrona oznacza to mniejszą swobodę w następnej kadencji, konieczne stanie się balansowanie między różnymi partiami i frakcjami.

Na dodatek w parlamencie znajdzie się silna i głośna lewicowa opozycja, która będzie rozliczać rząd z każdego antyspołecznego ruchu. Mimo dobrego wyniku Le Pen w wyborach prezydenckich, to lewica stanie się główną przeciwwagą dla prezydenta. Mélenchon i inni liderzy NUPES zapowiadają walkę przeciwko planowanej podwyżce wieku emerytalnego, kolejnym cięciom wydatków socjalnych i ulgom dla bogatych.

Być może na bok zejdą tak lubiane przez prawicę kwestie kulturowe i tożsamościowe, dominujące przez ostatnie lata we francuskiej debacie publicznej. To zła wiadomość dla Marine, ale i dla Macrona, który swoją pozycję opierał w dużej mierze na byciu anty-Le Pen. Więc nawet jeśli jego partia ostatecznie uzyska samodzielną większość, to będzie to pyrrusowe zwycięstwo i słaby prognostyk na drugą kadencję prezydenta Macrona.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Doktorant UW, publicysta Krytyki Politycznej
Doktorant na Uniwersytecie Warszawskim, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij