Turyści, do domu! Czyli jak masowa turystyka zmienia Barcelonę

Szacuje się, że statki wycieczkowe wyemitowały w Barcelonie trzy razy więcej dwutlenku siarki niż wszystkie samochody osobowe łącznie.
Katarzyna Górska
„Turyści do domu” – transparent w Barcelonie. Fot. Amy/flickr.com

Pięć lat po pandemii wszystko wróciło do normy, a w mieście padają kolejne „rekordy” pod względem liczby przyjeżdżających – czy też przypływających – do miasta turystów. Aż ciśnie się na usta, że Barcelona spadła z deszczu pod rynnę.

Masową turystykę można porównać do wybuchu bomby. Choć ładunek spada w jedno konkretne miejsce, jego siła pociąga za sobą reakcję łańcuchową, która sieje spustoszenie nawet z dala od centrum eksplozji. W Barcelonie bomby są zrzucane w trzech miejscach: w centrum miasta, czyli w okolicy deptaku La Rambla, przy Sagradzie Familii oraz Parku Güell (ostatnio również przy Bunkrach del Carmel). Pierścienie radioaktywnego promieniowania z każdym rokiem zagarniają coraz większe połacie miasta.

Gdzie są te dzieci, Hiszpanio?

czytaj także

Zaczyna się niewinnie. Na osiedlu, które w przeszłości nie miało problemów z masową turystyką, nagle, w połowie lutego, na chodnikach zaczynają gościć japonki i krótkie spodenki, choć mieszkańcy kryją się jeszcze w połach płaszcza i okrywają szalikami. W barach, oprócz oferowanego menu w języku angielskim, wykluwają się na stolikach dzbany z sangríą (napojem uwielbianym przez turystów i pogardzanym przez rodowitych Hiszpanów) i talerze z odgrzewaną w mikrofali paellą. Pojawiają się kawiarnie z kawą na wynos, drogie piekarnie z wypiekami bez glutenu i knajpy oferujące jajka po benedyktyńsku, pudding chia czy inne poke bowle. Coraz częściej słychać obijanie się kółek walizek o chodnik. To tylko niektóre z pierwszych oznak nadciągającej wielkimi krokami – i nieuchronnej, jak się zdaje – katastrofy, niosącej za sobą szybujące w nieskończoność ceny, hałas, ogromny tłok w środkach transportu publicznego i zamknięcie lokalnych sklepików.

Gdzie ci mieszkańcy, prawdziwi tacy

Obserwatorium Turystyki w Barcelonie podaje, że w 2023 roku samą katalońską stolicę, wyłączając jej okolice, odwiedziło 15,6 miliona turystów, z czego ponad 12,2 miliona nocowało w mieście. To niemal osiem razy więcej, niż wynosi populacja miasta: 1,6 miliona. Pozostałe 3,5 miliona to jednodniowi pasażerowie statków wycieczkowych. W 2022 roku – a więc pierwszym popandemicznym roku – liczba odwiedzających Barcelonę wynosiła „tylko” 9,7 miliona osób. W rekordowym 2019 roku, ostatnim roku przed niespodziewaną cezurą, jaką stanowiła pandemia COVID-19, było to niemal 14 milionów nocujących w mieście i ponad 3,1 miliona pasażerów statków wycieczkowych. Szacuje się, że w 2024 roku turystów będzie jeszcze więcej.

Słabość rządu Sáncheza obnażona. Hiszpański parlament odrzucił amnestię dla katalońskich separatystów

Barcelona to najczęściej odwiedzane miasto w całej Hiszpanii, zaraz przed Madrytem, który w 2023 odwiedziło 10,5 miliona osób. Stolica Katalonii cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem od czasów igrzysk olimpijskich w 1992 roku. Ogromny napór turystów i rosnąca ich dysproporcja względem mieszkańców sprawia jednak, że Barcelona boryka się z coraz liczniejszymi problemami. Ciężar związany z masową turystyką spoczywa głównie na kilku określonych dzielnicach, w których rodowici barcelończycy są lub będą w niedalekiej przyszłości zdecydowaną mniejszością. Przykładem może być prawa część dzielnicy Eixample – Dreta de l’Eixample, czyli obszar od ulicy Balmes, poprzez najdroższą i najbardziej luksusową ulicę Passeig de Gracia, niemal do samej Sagrady Familii – gdzie na 44 tys. mieszkańców przypada aż 29 tys. miejsc noclegowych dla turystów (wliczając hotele, pensjonaty, hostele i apartamenty turystyczne).

Na Półwyspie Iberyjskim jeden lewicowy rząd upada, inny powstaje

Pojawianie się kolejnych oferujących tymczasowe zakwaterowanie nie wynika bynajmniej z tego, że budownictwo działa prężnie, a miasto jest w stanie pomieścić wszystkich – i odwiedzających, i mieszkańców. Specyficzne położenie Barcelony, „wciśniętej” między Morze Śródziemne a siedem otaczających ją wzgórz, sprawia, że każdy metr kwadratowy jest na wagę złota. Każdy nowy hotel oznacza jeden niewybudowany blok mieszkalny. Każde mieszkanie turystyczne równa się jednemu mieszkaniu na wynajem mniej. Masowa turystyka odbywa się więc kosztem „lokalsów”, i to na coraz większym obszarze miasta.

Z danych Obserwatorium Turystyki wynika, że w roku 2023 w mieście znajdowało się łącznie 745 hoteli, hosteli i pensjonatów. W 2020 roku liczba ta wynosiła 734. Rosnącą tendencję widać również w przypadku apartamentów turystycznych: w 2023 roku było ich 9818, a jeszcze w 2020 roku 9536. Aż 57 proc. wszystkich miejsc noclegowych znajduje się w dwóch dzielnicach: Ciutat Vella (27 proc.) i Eixample (30 proc.). Choć miasto ma powierzchnię ponad 100 km2, turyści gromadzą się na 15–20 km2. Władze Barcelony starają się to zmienić i złagodzić sytuację w najbardziej newralgicznych punktach miasta, jednak z różnym skutkiem.

Wybrana w 2015 roku w wyborach samorządowych burmistrzyni Ada Colau postanowiła wypowiedzieć wojnę masowej turystyce w centrum miasta. Już na początku swojego mandatu wstrzymała przyznawanie licencji turystycznych dla nowych hoteli i apartamentów turystycznych. 27 stycznia 2017 roku Posiedzenie Plenarne Rady Miejskiej uchwaliło pierwszy Specjalny Plan Urbanistyczny dla Obiektów Noclegowych, zwany w skrócie PEUAT (Plan Especial Urbanístico de Alojamientos Turísticos). Kolejny PEUAT, utrzymujący postanowienia pierwszego, został uchwalony 23 grudnia 2021 roku, w trakcie drugiego mandatu Ady Colau.

Czemu prezes hiszpańskiej federacji całuje w usta piłkarkę? Bo może

Zgodnie z postanowieniami PEUAT przewiduje się zerowy wzrost apartamentów turystycznych w całym mieście. Przyznanie licencji dla nowego apartamentu jest możliwe jedynie w wypadku wygaśnięcia starej, i to nie zawsze w tej samej okolicy. Miasto podzielono bowiem na cztery strefy. Centralne dzielnice miasta, głównie Ciutat Vella i Eixample, oraz dzielnice do nich przylegające, uznane są za Strefę 1. Proporcja turystów w stosunku do mieszkańców dzielnic wchodzących w skład Strefy 1 wynosi obecnie 25 proc. do 75 proc., choć w przypadku prawej części dzielnicy Eixample, czyli wspominanej wcześniej Dreta de l’Eixample, ilość turystów wzrasta aż do 68 proc.

Otwarcie nowego obiektu turystycznego lub zwiększenie liczby miejsc noclegowych w obiektach już istniejących jest w Strefie 1 niemożliwe. W przypadku wygaśnięcia licencji turystycznej w tej strefie przyznaje się licencję w Strefie 3. W Strefie 2 utrzymuje się liczbę istniejących obiektów i nie przewiduje się ich wzrostu. Otwieranie nowych obiektów noclegowych jest więc możliwe wyłącznie w Strefie 3 i tylko, jeśli proporcja między apartamentami turystycznymi a mieszkaniami dla mieszkańców nie przekroczy 1,48 proc. W Strefie 4, czyli strefie specjalnej, wyróżnionej ze względu na swoją charakterystykę, również nie pozwala się na otwarcie nowych obiektów noclegowych.

„Czerwona dama” kieruje rebrandingiem hiszpańskiej lewicy

Warto się jednak zastanowić, czy chęć rozłożenia kosztów masowej turystyki na te dzielnice miasta, w których do tej pory było mniej turystów, nie będzie wylaniem dziecka z kąpielą i nie doprowadzi do tego, że tłumy i wzrosty cen staną się jeszcze bardziej doskwierające na całym obszarze miasta.

Wojna z Airbnb

Pomimo teoretycznego zakazu przyznawania nowych licencji dla apartamentów turystycznych i starań ratusza, by kontrolować i zmniejszyć liczbę nielegalnych ogłoszeń na Airbnb, z otwartych danych dostępnych na platformie Inside Airbnb wynika, że w kwietniu 2024 roku pod hasłem „Barcelona” dostępnych było aż 18321 ogłoszeń. 58,7 proc. z nich to mieszkania do wynajęcia w całości, 39,7 proc. stanowiły pojedyncze pokoje, 0,9 proc. dzielone pokoje i 0,7 proc. pokoje hotelowe. Najbardziej uderzające wydaje się to, że aż 32,3 proc. lokali na wynajem nie posiadało licencji turystycznej. To przekłada się na 2999 mieszkań przeznaczonych dla turystów, a nie dla mieszkańców miasta.

Naukowcy z Universitat Autònoma de Barcelona i Universitat de Barcelona opublikowali w 2019 roku wyniki badania, w którym analizowali to, w jaki sposób pojawianie się mieszkań dla turystów na platformie Airbnb wpływa na ceny mieszkań do wynajęcia i kupienia w Barcelonie. Obliczenia objęły okres 2007–2017. Z badania jasno wynika, że istnieje silny związek między liczbą mieszkań wystawianych na platformie a wzrostem cen na rynku kupna i wynajmu. Na każde 100 ogłoszeń cena wynajmu rosła o 3,5 proc., zaś cena mieszkania do kupienia o 8,5 proc. Jeśli weźmiemy pod uwagę średni wzrost aktywności Airbnb, liczby te wynoszą odpowiednio 4 proc. i 20 proc. W najbardziej turystycznych dzielnicach Barcelony cena wynajmu skoczyła jednak o 7 proc., a cena mieszkania do kupienia o 20 proc. Widać więc, że działalność platformy Airbnb nie pozostaje obojętna dla lokalnego rynku nieruchomości. Nie tylko przekłada się ona na mniejszą dostępność mieszkań do kupna czy na wynajem, ale również wpływa na znaczący wzrost ich cen.

Barcelona nie jest jedynym miastem borykającym się z problemem masowej turystyki i nielegalnymi ogłoszeniami pojawiającymi się na platformie Airbnb. Z podobnymi wyzwaniami mierzą się takie miasta jak Florencja, Lizbona, Dubrownik, Amsterdam, Nowy Jork czy Paryż. Jednym z rozwiązań przyjętych w Barcelonie były kary finansowe. Za oferowanie na wynajem mieszkań turystycznych bez licencji władze miasta w 2016 roku nałożyły na platformy Airbnb oraz Homeaway najwyższą przewidzianą prawnie karę w wysokości 600 tys. euro. Nakazały również usunięcie tysięcy nielegalnych ogłoszeń, a na osoby wynajmujące mieszkania bez licencji spadły kary wynoszące nawet 60 tys. euro.

Kibice wypierają faworyzowanie Barcelony: skąd my to znamy?

Przypomnijmy jednak, że Ada Colau była burmistrzynią tylko do 2023 roku. Wybory w maju 2023 wygrał Xavier Trias z centroprawicowej partii Junts, jednak burmistrzem miasta, dzięki głosom partii lewicowych, został Jaume Collboni z PSC, czyli Partii Socjalistów Katalonii. Collboni ma inne podejście do masowej turystyki i nie zamierza jej ograniczać, tylko zmieniać model. Można wątpić, czy chęć przyciągnięcia innego rodzaju turystów zamiast ograniczenia ich liczby wpłynie na poprawę jakości życia mieszkańców miasta i pozwoli uniknąć istniejących obecnie problemów związanych z rynkiem nieruchomości, zhakowanym przez masową turystykę.

Magnesy, breloczki i autobus widmo

Problemy związane z masową turystyką w mieście nie wynikają jedynie z obecności turystów, którzy nocują w Barcelonie, ale również pasażerów ze statków wycieczkowych. W 2023 roku ich liczba była rekordowa: ponad 3,5 mln. To oznacza, że każdego dnia z pokładu zeszło średnio niemal 10 tys. zwiedzających, mających zaledwie kilka godzin na zobaczenie miasta. Statki wycieczkowe przyczyniają się nie tylko do przeludnienia w mieście, ale również do wzrostu zanieczyszczenia. Z badania opublikowanego w 2022 roku przez ONG Transports and Environment wynikało, że Barcelona jest najbardziej zanieczyszczonym przez statki wycieczkowe miastem w całej Europie. Szacuje się, że statki wycieczkowe wyemitowały w Barcelonie trzy razy więcej dwutlenku siarki niż wszystkie samochody osobowe łącznie.

Hiszpania wprowadza pociągi za friko, zapłacą banki i firmy energetyczne

Duży napływ turystów odbija się również na ofercie handlowej i restauracyjnej w najczęściej odwiedzanych przez nich miejscach. Najlepszym przykładem słynny deptak w centrum miasta: La Rambla. Od wielu lat ze świecą szukać tam mieszkańców miasta. Nie wynika to wyłącznie ze sztucznie zawyżanych cen (jak cena przekraczająca 15, a nawet 20 euro, za pół litra piwa). Jak podawał we wrześniu 2023 roku dziennik „La Vanguardia”, najczęściej kupowanymi przedmiotami na Rambli były odpowiednio: magnesy na lodówkę, breloczki do kluczy, podrabiane koszulki FC Barcelony, a także T-shirty z obraźliwym nadrukiem. We wrześniu 2023 roku znajdowało się tam aż 38 sklepów z pamiątkami. Nie wspominając o pojawiających się jak grzyby po deszczu sklepach z produktami zawierającymi modny obecnie olej CBD (w 2020 roku istniał tylko jeden taki sklep, w 2023 już sześć).

Kryzys ukraiński dzieli też hiszpańską lewicę

czytaj także

Choć Rambla położona jest blisko morza, masowa turystyka ma również negatywny wpływ na dzielnice znajdujące się po drugiej stronie miasta. Znamienny jest los tzw. Bunkrów del Carmel, położonych na wzgórzu Turó de la Rovira, gdzie w czasie hiszpańskiej wojny domowej (1936–1939) znajdowały się działa przeciwlotnicze. To nieznane nikomu jeszcze kilkanaście lat temu miejsce jest obecnie jedną z największych atrakcji turystycznych miasta ze względu na swoje panoramiczne widoki. Tłumy na wzgórzu stały się jednak tak liczne i uciążliwe (imprezy na świeżym powietrzu ciągnęły się do białego rana), że mieszkańcy zaczęli organizować protesty, a ratusz musiał podjąć odpowiednie kroki, by zapobiec eskalacji problemu.

Od maja 2023 roku Bunkry są zamykane o 19:30, otoczono je wysokim na dwa metry płotem, są strzeżone przez policję. Dodatkowo władze postanowiły w kwietniu 2024 roku wyeliminować z Google Maps informacje o autobusie jadącym w kierunku Bunkrów. Liczba turystów, która się nim przemieszczała (często bez biletu), była tak duża, że z linii nie mogli korzystać zwykli mieszkańcy miasta. Problem z niewydolnością transportu publicznego w okolicach atrakcji turystycznych jeszcze kilka lat temu nie był aż tak poważny, gdyż turyści przemieszczali się po mieście głównie autobusem turystycznym. Jednak od czasu pojawienia się smartphone’ów i internetu bez roamingu turyści wolą korzystać z Google Maps, przez co dla mieszkańców miasta w autobusach często nie ma już miejsca.

Tourists go home

Wszystkie te niedogodności – te większe, jak rosnące ceny mieszkań na kupno czy wynajem, jak i mniejsze, jak niemożność przemieszczania się niektórymi środkami transportu ze względu na ich turystyczne oblężenie – sprawiają, że coraz więcej mieszkańców, zwłaszcza w najbardziej newralgicznych punktach miasta, postanawia się z niego wyprowadzić. Ciutat Vella jest tego najlepszym przykładem. W 2022 roku dzielnica utraciła 3,3 proc. mieszkańców, czyli aż 5,5 razy więcej niż nieturystyczna dzielnica, jaką jest Les Corts, którą w 2022 roku opuściło 0,6 proc. mieszkańców.

Obwarzankiem w kryzys. Barcelona gotowa na nową ekonomię

Widać również rosnące niezadowolenie społeczne. Choć zgodnie z danymi dostępnymi na stronie Miejskiego Biura Danych (Oficina Municipal de Datos), dotyczącymi postrzegania turystyki przez mieszkańców Barcelony, 70,9 proc. ankietowanych nadal uważa, że turystyka jest raczej korzystna dla miasta, to w dzielnicach turystycznych wartość ta spada do 66,7 proc. Co jednak ważne, 23 proc. mieszkańców (czyli niemal 6 proc. więcej niż w roku poprzednim) uważa, że turystyka jest raczej szkodliwa dla miasta, z czego mieszkańcy dzielnic turystycznych wyrazili taką opinię w 28,2 proc. Kiedy zapytano ankietowanych o to, czy turystyka jest korzystna dla ich dzielnicy, liczba pozytywnych odpowiedzi spadła do 57,5 proc. (26,5 proc. uznało, że jest raczej niekorzystna), a na pytanie o to, czy turystyka jest korzystna dla nich samych, liczba spadła do 51 proc. (30,3 proc. ankietowanych uznało, że turystyka jest dla nich raczej niekorzystna).

Co roku przyjeżdża tu 2 mln turystów, a oni czują, że świat o nich zapomniał

Jeśli przyjrzeć się danym z ostatnich kilkunastu lat, widać jak na dłoni, że poparcie dla masowej turystyki wyraźnie spada (jeszcze w 2012 roku ponad 90 proc. ankietowanych uważało, że turystyka ma raczej pozytywny wpływ na miasto). Aż 81,6 proc. mieszkańców uznało, że turystyka wpływa na wzrost cen, w przeciwieństwie do 16,5 proc. uważających, że ceny pozostają na takim samym poziomie. 61,5 proc. mieszkańców miasta doszło również do wniosku, że Barcelona osiągnęła kres swoich możliwości w przyjmowaniu turystów, w stosunku do 36,4 proc. uważających, że miasto powinno przyciągać więcej odwiedzających.

Hiszpania rozdrapuje rany

Ankietowani wyrazili również swoje zdanie co do profilu turysty, którego by sobie życzyli. Aż 91,6 proc. uznało, że należy przyciągać więcej turystów wybierających miasto, by się w nim kształcić. 83,1 proc. wspomina z kolei o powodach zawodowych. Opinie co do przyjeżdżających do Barcelony na wakacje są podzielone: 44,7 proc. ankietowanych uważa, że należy ich zachęcać, zaś 42,6 proc. ma odmienne zdanie. Szczególnie surowo mieszkańcy oceniają pasażerów statków wycieczkowych. 55,8 proc. opowiada się za ograniczeniem ich obecności w mieście.

Znamienna wydaje się również liczba mieszkańców, którzy ze względu na ogromne natężenie turystyczne przestali odwiedzać określone miejsca. Ich liczba wyniosła 49,5 proc. Niemal połowa ankietowanych omija więc określone punkty w mieście, z Ramblą na czele. 30,9 proc. ankietowanych przyznało, że omija Ramblę szerokim łukiem.

Narastającą atmosferę niezadowolenia w Barcelonie z powodu masowej turystyki widać choćby po coraz częstszych protestach mieszkańców dzielnic leżących przy największych atrakcjach turystycznych czy pojawiających się graffiti „Tourists go home” (ewentualnie „Guiris go home”. Słowo „guiri” pochodzi z języka baskijskiego i jest pejoratywnym określeniem zagranicznego turysty) czy „Tourism kills the city”.

Turyści zdają się jednak nie brać tego do siebie i traktują to raczej jako kolejną atrakcję – w sieci znaleźć można zdjęcia turystów pozujących przy graffiti „Tourists go home”, co wydaje się istnym chichotem losu. Wielu mieszkańców uważa, że czara goryczy się przelała, a Barcelona zamieniła się w park rozrywki. Wielu miało nadzieję, że pandemia COVID-19 z 2020 roku, kiedy przypływ turystów drastycznie spadł, będzie okazją do przemyślenia turystycznego modelu w mieście, ale tak się nie stało. Pięć lat po pandemii wszystko wróciło do normy, a w mieście padają kolejne „rekordy” pod względem liczby przyjeżdżających – czy też przypływających – do miasta turystów. Aż ciśnie się na usta, że Barcelona spadła z deszczu pod rynnę.

Należałoby więc zastanowić się, czy masowa turystyka w jej obecnej postaci jest kolejną epidemią, której można zaradzić, podejmując odpowiednie środki zapobiegawcze, czy też prawdziwym atakiem nuklearnym, który niedługo zmiecie miasto – a raczej jego mieszkańców – z powierzchni Ziemi.

**

Katarzyna Górska – z wykształcenia filolożka i prawniczka, z zawodu tłumaczka literatury. Ukończyła studia podyplomowe z przekładu literackiego i audiowizualnego na Uniwersytecie Pompeu Fabra w Barcelonie. Tłumaczy z języka hiszpańskiego i katalońskiego na polski oraz na odwrót. Od 2018 roku jest związana zawodowo z polską firmą Audioteka. Stypendystka europejskiego programu dla pisarzy i tłumaczy CELA oraz programu dla tłumaczy literatury z ramienia katalońskiego rządu Generalitat. Od 2009 roku mieszka w Barcelonie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij