Unia Europejska

Przełomowe porozumienie w Brukseli

To pierwszy tak daleko idący krok w walce z autokratyzacją państwa członkowskiego UE. Korespondencja Doroty Kolarskiej z Brukseli.

Jak poinformowała czeska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej, ambasadorowie państw członkowskich zgodzili się na zamrożenie około 6,3 mld euro środków unijnych, które miały trafić do Węgier w latach 2021–2027. Jednocześnie zaakceptowano węgierski Krajowy Plan Odbudowy. Jednak wypłata 5,3 mld euro nie będzie możliwa, dopóki rząd Orbána nie wdrożyć kluczowych reform instytucjonalnych – 27 kamieni milowych.

Zawarte porozumienie dotyczy również dwóch innych ważnych kwestii, które do tej pory były blokowane przez Węgry. Oznacza to, że 18 mld unijnego wsparcia trafi do Ukrainy. Państwa członkowskie wstępnie poparły też globalny podatek minimalny dla międzynarodowych korporacji. Porozumienie czeka jeszcze na potwierdzenie w procedurze pisemnej.

Czy Unia odbierze pieniądze Węgrom (i dlaczego nie powinniśmy cieszyć się zbyt wcześnie)

Miesiące walki o zamrożenie środków

Poniedziałkowe porozumienie to wynik trwającego od dawna sporu między Brukselą a Budapesztem. Unijne instytucje od lat krytykowały rząd Orbána za naruszenia podstawowych standardów praworządności. Dzięki tzw. mechanizmowi warunkowości, który pozwala na odcięcie państwa członkowskiego UE od otrzymywania funduszy unijnych w przypadku znaczących naruszeń zasad praworządności, krytyka ta może w końcu mieć bardzo konkretne konsekwencje.

Procedura zamrożenia środków dla Węgier została oficjalnie uruchomiona w kwietniu 2022 roku. We wrześniu, po kilkumiesięcznym dialogu z Budapesztem, Komisja Europejska zarekomendowała zawieszenie 65 proc. środków, które miały trafić do Węgier w ramach trzech programów operacyjnych polityki spójności. Oznaczałoby to zamrożenie około 7,5 mld euro.

Rekomendacja Komisji tłumaczona była koniecznością „ochrony budżetu i interesów finansowych UE”. Wobec wielu dowodów na systemowy charakter korupcji i wykorzystywania funduszy unijnych jako narzędzia wpływu politycznego ciężko uznać tego typu obawy za nieuzasadnione. Aby blokada środków stała się faktem, konieczna była jednak decyzja Rady Unii Europejskiej. Ta wymagała większości kwalifikowanej Rady, czyli głosów co najmniej 15 państw członkowskich reprezentujących co najmniej 65 proc. populacji Unii Europejskiej.

Mimo wstępnego sprzeciwu Polski i Węgier podobne poparcie wydawało się prawdopodobne. Propozycja Komisji zostawiała jednak furtkę dla kompromisu. Węgry miały czas do listopada, aby wprowadzić 17 środków zaradczych, które, jak wskazywał unijny komisarz ds. budżetu i administracji Johannes Hahn, „w teorii mogłyby umożliwić rozwiązanie problemów”. Rząd Orbána miał między innymi utworzyć nowy zespół ds. korupcji, wprowadzić zmiany w kodeksie karnym czy zwiększyć współpracę z Europejskim Urzędem ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF).

Taka postawa spotkała się z krytyką ze strony zarówno aktywistów, jak i Parlamentu Europejskiego. Wskazywano, że przewidziane środki zaradcze są niewystarczające w kontekście sedna problemu – zawłaszczenia państwa przez Orbána i jego świtę oraz braku niezależnego sądownictwa. Istniało niebezpieczeństwo, że przewidziane środki zaradcze zamiast systemowych reform mogą przynieść utworzenie nowych fasadowych instytucji, a Komisja, chcąc załagodzić wewnątrzunijny konflikt, uzna te zmiany za wystarczające.

Jednak ten czarny scenariusz się nie zmaterializował. Pod koniec listopada Komisja ogłosiła, że w jej ocenie „Węgry nie zdołały odpowiednio wdrożyć w terminie do dnia 19 listopada głównych aspektów niezbędnych 17 środków zaradczych”. Tym samym utrzymała wcześniejszą rekomendację zamrożenia środków.

Węgierska opozycja zapomniała, że wyborcy chcą lepszego życia

Węgierski szantaż

Pierwotnie decyzja w tej sprawie miała zapaść 6 grudnia podczas spotkania unijnych ministrów finansów. Węgierski rząd zdecydował się jednak zaszantażować pozostałe państwa członkowskie, blokując wcześniej porozumienie w sprawie pakietu pomocy dla Ukrainy o wartości 18 mld euro, którego przyjęcie wymagało jednogłośności.

Teoretycznie pozostałe 26 państw mogłoby dojść do porozumienia we własnym gronie. Rozwiązaniem mogłoby być działanie w ramach tzw. wzmocnionej współpracy, czyli procedury, która umożliwia grupie państw członkowskich reakcję w sytuacji, gdy jasnym jest, że UE jako całość nie jest w stanie osiągnąć pewnych celów w racjonalnym terminie.

Problem w tym, że tego typu rozwiązanie nieuchronnie wymagałoby czasu i prawdopodobnie zatwierdzenia przez krajowe parlamenty. Natomiast w tym przypadku tego czasu po prostu nie ma. Zgodnie z planem pierwsze pieniądze miały do Kijowa popłynąć z początkiem stycznia. Jakiekolwiek opóźnienia wiązałyby się z wielką porażką wizerunkową Brukseli oraz jeszcze większymi problemami finansowymi Brukseli.

Dodatkowo węgierskie weto dla ogólnounijnego pakietu pomocy oznaczałoby ostateczny koniec wizerunku, który starano się budować od początku rosyjskiej inwazji w lutym tego roku – Europy zjednoczonej we wsparciu Ukrainy. Dlatego zdecydowano się odłożyć decyzje w innych sprawach, które znajdowały się na agendzie spotkania ministrów finansów – globalnego podatku minimalnego dla międzynarodowych korporacji, który również był blokowany przez Budapeszt, węgierskiego Krajowego Planu Odbudowy oraz decyzji o zamrożeniu funduszy UE dla Węgier.

Państwa członkowskie zwróciły się również z prośbą do Komisji o wydanie kolejnej opinii, licząc, że tym razem będzie łagodniejsza wobec Budapesztu.

Demografia, migracja i gender to zdaniem Orbána główne wyzwania stojące przed Węgrami

Słodko-gorzkie porozumienie

To właśnie w tym kontekście należy interpretować poniedziałkowe decyzje. Z jednej strony dobrze, że udało się wywalczyć zgodę na zamrożenie miliardów euro dla Węgier. To miliardy euro mniej dla kleptokratycznego reżimu, który systematycznie defrauduje fundusze unijne i wykorzystuje je jako instrument utrzymania władzy. Kryzys trawiący obecnie węgierską gospodarkę sprawia, że brak tych pieniędzy jest tym bardziej odczuwalny dla obozu Orbána.

Równie mocno powinien cieszyć progres w dwóch pozostałych kwestiach, które do tej pory były blokowane przez Węgry. Oprócz akceptacji pakietu pomocy dla Ukrainy, państwa członkowskie osiągnęły wstępne porozumienie w sprawie wdrożenia minimalnego opodatkowania w ramach reformy podatków międzynarodowych OECD.

Potencjalnie pozwoli to Unii na uniknięcie kolejnej porażki wizerunkowej, jaką byłaby niemożność ratyfikowania swojej części umowy podatkowej mającej na celu powstrzymanie międzynarodowych korporacji przed unikaniem płacenia podatków. Potencjalnie, bo swoje zastrzeżenia zgłaszała też Polska, która może jeszcze zablokować ratyfikację w procedurze pisemnej.

Jednocześnie zwycięstwa te mają swoja cenę. W zamian za wycofania weta węgierski rząd wywalczył obniżenie kwoty, której dotyczy blokada. Zamrożonych zostanie około 6,3 mld euro, a nie 7,5 mld, jak rekomendowała Komisja. Co jeszcze ważniejsze, zaakceptowany został węgierski Krajowy Plan Odbudowy, co było największym zmartwieniem Budapesztu.

Jeśli plan nie uzyskałby aprobaty, 5,8 mld euro dla Węgier przepadłoby bezpowrotnie. Chociaż podobnie jak w polskim przypadku dostęp do tych pieniędzy jest wciąż zablokowany, dopóki węgierski rząd nie wprowadzi kluczowych reform instytucjonalnych, Orbán może na ten moment odtrąbić sukces.

Dlatego poniedziałkowe porozumienie ma bez wątpienia słodko-gorzki posmak. Znacząco za wiele środków unijnych wciąż będzie trafiać na Węgry i pomagać Orbánowi utrzymywać się przy władzy. Niższa niż kilkukrotnie rekomendowana przez Komisję kwota zamrożonych środków to również sygnał, że szantaż może przynieść rezultaty.

Mimo tych zastrzeżeń poniedziałkowa decyzja jest niewątpliwie przełomem. To pierwszy tak daleko idący krok w walce z autokratyzacją Węgier. Oby nie był ostatnim.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij