Unia Europejska

Warufakis: Skrajna prawica dziękuje Europejskiemu Bankowi Centralnemu

Premierka Włoch Giorgia Meloni, hiszpański Vox i niemiecka AfD mają duży dług wdzięczności u prezeski Europejskiego Banku Centralnego. Bo to jej arogancja i błędne decyzje od kilku lat napędzają wyborców skrajnej prawicy.

ATENY – Trzy błędy, które popełniła Christine Lagarde jako prezeska Europejskiego Banku Centralnego, co prawda nie wywołały odrodzenia prawicowego populizmu w całej Europie, ale walnie się do tego przyczyniły.

Pierwsza gafa przyniosła Włochom miliardowe straty, a Europejskiemu Bankowi Centralnemu utratę tej części reputacji, którą mozolnie odbudowywał poprzednik Lagarde, Mario Draghi. Przypomnijmy sobie, jak wyglądał świat w marcu 2020 roku. Wszyscy obawiali się pandemii, a rynki panikowały – zwłaszcza z powodu możliwej niewypłacalności potężnie zadłużonych Włoch, które nie mając własnego banku centralnego, nie mogą w razie potrzeby drukować pieniędzy, jak amerykańska Rezerwa Federalna, Bank Japonii czy nawet Bank Anglii.

Prowizorka po włosku, czyli chaos w podatkach i zaciskanie pasa

Zapytana na konferencji prasowej, czy EBC będzie wspierać papiery wartościowe emitowane przez Włochy, by powstrzymać wzrost spreadów (różnic kosztów długu między państwami strefy euro), Lagarde nie uspokoiła wcale rynków i opinii publicznej. Powtarzała jedynie słynną obietnicę Draghiego, że bank zrobi „wszystko, co będzie trzeba”. Złożyła za to dokładnie przeciwną deklarację, oświadczając w imieniu EBC: „nie jesteśmy tu po to, by obniżać spready”.

W kilka chwil po tej wypowiedzi koszt obsługi włoskiego długu wystrzelił w górę niczym rakieta. Chociaż rząd w Rzymie dostał z tego powodu apopleksji, to Georgia Meloni – wówczas szefowa populistycznej opozycji, dziś premierka – musiała być tym rozwojem wypadków zachwycona.

Drugi poważny błąd Lagarde nie jest tak widoczny, ale przynosi głębsze, dłużej utrzymujące się konsekwencje. Począwszy od krachu z 2008 roku, EBC bezustannie zalewał borykające się z wiecznymi kłopotami banki komercyjne strumieniem pieniędzy – w nadziei, że będą udzielać pożyczek firmom i w ten sposób ożywią słabnącą europejską gospodarkę. Od 2014 roku, kiedy oficjalne stopy procentowe zeszły poniżej zera, EBC de facto płacił bankierom, żeby przyjmowali miliardy euro na swoje konta EBC. Jednak zamiast pożyczać pieniądze przedsiębiorcom, bankierzy po prostu trzymali te środki na kontach i wciąż pobierali łapówki, które EBC wypłacał im w postaci ujemnych stóp procentowych.

Warufakis: Jak Unia wzmacnia włoskich populistów

Teraz kiedy z hukiem powróciła inflacja, ci sami bankierzy wciąż trzymają miliardy na kontach EBC, żeby zarabiać na wyższych stopach procentowych, a swoim klientom wciąż wypłacają mikroskopijne procenty z depozytów. Lagarde ma sposoby, żeby przywrócić bankierów do pionu, a mimo to pozwala im robić EBC w konia kosztem drobnych przedsiębiorców i deponentów.

To znowu woda na młyn dla populistów pokroju Meloni, którzy zbijają kapitał polityczny na wzywaniu do wprowadzenia podatku od nadzwyczajnych zysków banków. Jakby tego było mało, Lagarde odniosła się do tej propozycji, biorąc stronę bankierów. Nie potrafię sobie wyobrazić skuteczniejszego sposobu na zwiększenie zainteresowania postulatami prawicowych populistów – we Włoszech i nie tylko.

Trzeci katastrofalny błąd Lagarde polegał na zbyt wolnej reakcji na wzrost inflacji, co odzwierciedlało długą serię projekcji makroekonomicznych EBC, które okazały się spektakularnie chybione. Wprawdzie pod kierownictwem Draghiego bank też dokonywał mylnych projekcji oraz konsekwentnie rozmijał się z celem inflacyjnym wielkości 2 proc. Jednak Draghi walczył z potworem o nazwie deflacja (ujemna lub bardzo niska inflacja), którego pokonać nie mógł, przez co był zmuszony do obniżania stóp procentowych najpierw do zera, a potem do minus 0,5 proc.

Taka ultraekspansywna polityka pieniężna sprawiła, że Draghi stał się największym wrogiem Niemców trzymających swoje oszczędności w bankach, a zwłaszcza przysłowiowych „szwabskich gospodyń domowych” (pojęcie „schwäbische Hausfrau” często pojawiało się w przemówieniach Angeli Merkel – przyp. tłum.). Jednak większość pracowników w Niemczech i innych krajach strefy euro nie dostrzegała działań EBC, bo ich płace realne, czyli wynagrodzenia skorygowane o wzrost cen, nie cierpiały z powodu deflacji, a oszczędności mieli tyle co kot napłakał.

To wszystko zmieniło się, kiedy kierownictwo w EBC przejęła Lagarde, a wskaźnik inflacji przekroczył zero – i to bardzo mocno. W przeciwieństwie do deflacji inflację odczuwają wszyscy mieszkańcy, szczególnie robotnicy, pracownicy i gospodarstwa domowe klasy średniej, które z trudem wiążą koniec z końcem. Szefowie banków centralnych, którzy nie zdołają przewidzieć nadchodzącej drożyzny, mogą być pewni, że pomstować będą na nich zgodnie wszyscy obywatele. Widzieliśmy to w latach 70. ubiegłego wieku i widzimy to teraz. Tylko że dziś sytuacja jest gorsza.

Jak partia prawicowych ekstremistów uwiodła liberalnych wyborców

W latach 70. związki zawodowe były na tyle silne, że mogły wyszarpać zgodę na wzrosty wynagrodzeń, które pokryły pracownikom straty wynikające z inflacji. Ponadto, ponieważ udział kobiet w rynku pracy był ciągle jeszcze dość niski, gospodarstwa domowe mogły utrzymać standard życia dzięki włączeniu ich do siły roboczej.

Dziś związki zawodowe są cieniem samych siebie, a większość kobiet pracuje już zawodowo. Bezrobocie może i jest niskie, ale po dwóch latach nieustannie rosnących cen siła nabywcza przeciętnego gospodarstwa domowego spadła znacznie bardziej niż w latach 70.

Draghi miał w takim sensie szczęście – przynajmniej w porównaniu z Lagarde. Jego narzędzia polityki w warunkach deflacyjnych sprawdzały się stosunkowo dobrze, bo EBC mógł przynajmniej udawać, że celem drukowania pieniędzy nie jest ratowanie Włochów (czego statut EBC wprost zabrania), tylko zadbanie o to, by niskie stopy procentowe (często ujemne) oddziaływały na wszystkie kraje strefy euro.

Szczęście opuściło Lagarde już na początku jej kadencji, kiedy zaburzenia łańcuchów dostaw związane z pandemią uruchomiły inflację, a później prezydent Rosji Władimir Putin zrobił z tego jeszcze większy problem, najeżdżając na Ukrainę i wywołując koszmarny kryzys energetyczny.

Nim Lagarde się obejrzała, już stała przed okrutnym dylematem: mogła utrzymywać stopy procentowe poniżej 5 proc., pozwolić inflacji rosnąć bez ograniczeń i mimowolnie zagrać tak, jak chciała niemiecka eurosceptyczna partia opozycyjna Alternative für Deutschland (AfD). Albo też mogła podnieść stopy do poziomów, które zdusiłyby inflację, ale jednocześnie doprowadziły do bankructwa Włoch i wielu europejskich banków oraz firm. W tej sytuacji zaczęła odwlekać decyzję – i na obu frontach przegrała.

Warufakis: Niech banki płoną

Czy mogła zrobić coś inaczej? Owszem – jak przekonywałem w tamtym czasie. Mogła podnieść stopy procentowe, żeby przebić bańkę na rynku nieruchomości, a jednocześnie skupować obligacje emitowane przez rządy, Komisję Europejską i Europejski Bank Inwestycyjny, a nawet firmy prywatne (lub choćby złożyć obietnicę, że zrobi to w przyszłości), o ile kapitał z takich inwestycji szedłby na finansowanie zielonej transformacji gospodarczej.

Zamiast tego zmarnowała całą swoją energię i kapitał polityczny, próbując dostosować zasady przyjmowania zabezpieczenia udzielanych kredytów, tak by uwzględniały lipne zobowiązania ESG (środowisko naturalne, społeczeństwo i ład korporacyjny), co w ogóle nie przyniosło zwiększenia podaży czystej energii wtedy, kiedy była najbardziej potrzebna.

Ponadto, zamiast zabiegać o taką zmianę traktatów Unii Europejskiej, by EBC nie musiał już wiecznie pilnować wypłacalności rządów państw członkowskich, wygłasza nieprzemyślane przemówienia, wieszcząc rychłe odejście od dolara jako waluty rezerwowej świata.

Sadura i Sierakowski opowiadają o społeczeństwie populistów, czyli o nas wszystkich [wideo]

Dokąd to nas zaprowadziło? Lagarde, z jej rzadkim połączeniem nieudolności i arogancji, pomogła odwrócić polityczne losy AfD w Niemczech, Meloni we Włoszech, prawicowej partii Vox w Hiszpanii i tak dalej. Teraz możemy już liczyć tylko na to, że przed przyszłorocznymi wyborami do europarlamentu partie te same zmarnują swoje nowe, rosnące poparcie własną niekompetencją.

**
Copyright: Project Syndicate, 2023. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Janis Warufakis
Janis Warufakis
Ekonomista, współzałożyciel DiEM25
Ekonomista, od stycznia od lipca 2015 roku minister finansów Grecji, współzałożyciel ruchu DiEM25 (Democracy in Europe Movement 2025). Autor książek „Globalny Minotaur” (2016) i „A słabi muszą ulegać?” (2017), „Porozmawiajmy jak dorośli” (2019).
Zamknij