Pandemia i kolejne lockdowny uderzają nie tylko w pracowników i przedsiębiorców, ale również w kształcącą się młodzież, w tym tę uniwersytecką. Coraz powszechniejsze stają się problemy psychiczne oraz trudności w znalezieniu środków do życia. We Francji studenci wzięli sprawy w swoje ręce, rozpoczynając protesty, które skłoniły rząd do realizacji części ich postulatów.
Od czasu wprowadzenia antycovidowych obostrzeń wiosną zeszłego roku normą dla studentów większości państw europejskich stało się studiowanie bez odwiedzania kampusów uniwersyteckich. Co prawda w niektórych krajach jesienią czasowo przywrócono nauczanie stacjonarne, ale wraz z uderzeniem kolejnej fali pandemii wrócono do zajęć zdalnych, które w innych państwach (w tym w Polsce) trwają nieprzerwanie już od niemal roku.
O ile zamykanie uniwersytetów wydaje się koniecznym środkiem dla ograniczenia rozprzestrzeniania się koronawirusa, o tyle pociąga to za sobą także negatywne skutki. Właśnie z tego powodu w zeszłym tygodniu francuscy studenci wyszli na ulice, aby zawalczyć o przynajmniej częściowy powrót studiów stacjonarnych oraz pomoc państwa w radzeniu sobie ze skutkami lockdownu.
czytaj także
Stracone pokolenie ma wykład na Zoomie
„Mam 19 lat i czuję się, jakbym była martwa. Nie mam już marzeń. Jeśli jako 19-latkowie nie mamy ani nadziei, ani planów na przyszłość, to co nam pozostało?” – tymi słowami zaczął się list studentki ze Strasburga, kierowany do prezydenta Macrona. Obiegł on francuskie media jako głos wyrażający odczucia wielu jej rówieśników. Doczekał się odpowiedzi od adresata.
Do tak ponurego nastawienia popychają studentów ciągła izolacja i pogarszające się warunki życia. Lockdowny oznaczają nie tylko odbywanie się zajęć zdalnie, za pośrednictwem kamerek internetowych, co często prowadzi do obniżenia poziomu otrzymywanej edukacji. Wielu młodych ludzi zostało zamkniętych w ciasnych mieszkaniach, a dla innych nawet sam dach nad głową bywa trudnym do zdobycia luksusem, bowiem zamknięcie wielu sektorów gospodarki uderzyło najbardziej właśnie w pracujących dorywczo studentów.
czytaj także
Prawdopodobnie jeszcze bardziej niż portfele ucierpiało zdrowie psychiczne młodzieży. Badania przeprowadzone w czasie pierwszego lockdownu przez francuskie instytucje publiczne wykazały, że o 50 proc. wzrosła liczba studentów doświadczających problemów psychicznych, a teraz sytuacja jest oceniana jako jeszcze gorsza. W szczególnie złym położeniu są osoby, które rozpoczęły naukę w tym roku akademickim i nie dostały szansy na normalne „zadomowienie się” w realiach uniwersyteckich.
Tylko w ostatnich tygodniach media we Francji obiegły informacje o fali prób samobójczych wśród młodych ludzi, a ogólny wzrost liczby samobójstw to kolejny skutek trwającej pandemii. Odizolowana, pozbawiona kontaktu z rówieśnikami, znajdująca się w coraz gorszej kondycji psychicznej i materialnej młodzież bywa już nazywana „straconym pokoleniem”, co jedynie pokazuje skalę problemu. Jednak francuscy studenci, zamiast znosić tę sytuację, postanowili rozpocząć protesty w obronie własnych interesów.
„Czujemy się porzuceni”
Tysiące studentów wzięło udział w zeszłotygodniowych demonstracjach zorganizowanych w różnych francuskich miastach pod hasłami w rodzaju „niekompetentna polityka, umierająca młodzież”. Odpowiadały za nie związki studenckie oraz lewicowe organizacje młodzieżowe, których głównymi postulatami były powrót do zajęć stacjonarnych (w małych grupach i z zachowaniem środków ostrożności sanitarnej), wsparcie socjalne dla studentów oraz zagwarantowanie im niezbędnej pomocy psychologicznej.
Jedna z przemawiających w Lille studentek wytknęła francuskim władzom, że obecnie na 30 tysięcy osób studiujących przypada zaledwie jeden psycholog. Wyraziła pogląd znacznej części studiującej młodzieży, mówiąc „czujemy się porzuceni” i domagając się prawdziwej pomocy ze strony państwa.
Czy Francuzi zakochali się w multikulturalizmie, a zaraz potem odkochali?
czytaj także
Protesty studentów odniosły skutek. Rząd zapowiedział większe wsparcie dla studentów i częściowe otwarcie uniwersytetów. Prezydent Macron uznał postulaty protestujących. Choć zastrzegł, że na normalne funkcjonowanie uniwersytetów na razie nie ma co liczyć, to wydano już rozporządzenia zakładające powrót na uczelnie w małych grupach i w ograniczonym wymiarze czasowym (obecnie dzień w tygodniu). Zapowiedziano również, że studenci będą mogli korzystać z kosztujących jeden euro posiłków w stołówkach uniwersyteckich (dwa dziennie), udostępnianych także na wynos. Do tego ma zostać rozszerzona dostępność bezpłatnej pomocy psychologicznej, co wraz z tanimi obiadami powinno wpłynąć korzystnie zwłaszcza na mniej zamożną młodzież, dla której z powodów finansowych alternatywa w postaci prywatnych psychologów nie istnieje.
Posunięcia administracji Macrona są odbierane pozytywnie i uważa się je za krok w dobrym kierunku, chociaż krytycy wytykają, że jest to za mało i za późno. W końcu o szkodliwym wpływie pandemii na zdrowie psychiczne wiadomo było od wielu miesięcy i można było się tym problemem zająć wcześniej, a niektórych już wyrządzonych szkód nie da się naprawić. Przedstawiciele organizacji studenckich domagają się również programu pomocy wycenianego na półtora miliarda euro, który zapewniłby wsparcie przede wszystkim studentom w złej sytuacji mieszkaniowej. Na razie nie słychać, żeby rząd Macrona zamierzał zrealizować i te postulaty.
Mimo zastrzeżeń zgłaszanych do zakresu państwowej pomocy jest ona niewątpliwie zmianą na plus, która poprawi warunki życia wielu studentów. Większa dostępność pomocy psychologicznej, tanie posiłki i częściowy powrót zajęć stacjonarnych to głównie zasługa protestów samych zainteresowanych, którzy skutecznie nagłośnili problemy dotykające młodzież studencką i popchnęli władze do działania.
Wydarzenia we Francji mogą służyć za przykład rządzącym w innych państwach, żeby rozważyli wprowadzenie podobnych rozwiązań, ale i dla studentów stanowią ważną lekcję – pokazując wartość oddolnego, społecznego nacisku na polityków.