Świat

Twitter walczy z propagandą, ale jakoś bez przekonania

Fot. Brett Jordan/Unsplash. Edycja KP.

Twitter wdraża działania, które być może okażą się przyszłością wszystkich mediów społecznościowych. Chcąc odciąć się od fake newsów i mowy nienawiści, nie będzie promował wpisów mediów państwowych, a nawet zaczął specjalnie je oznaczać. Problem w tym, że w służbie populistów działa także wiele mediów prywatnych, a nie wszystkie publiczne bezkrytycznie chwalą rządzących. Jak to zrobić z głową?

Na razie oznaczenia stosowane są wobec kont mediów państwowych z krajów, które są stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ (USA, Chiny, Rosja, Wielka Brytania i Francja). Pozostałym Twitter będzie się przyglądał. Ograniczenia dotknęły więc rosyjską agencję Sputnik, chińską telewizję CCTV czy anglojęzyczny dziennik „Global Times”, również z Państwa Środka. Ich tweety oznaczone są etykietą „Media powiązane z państwem”.

Facebook na tle konkurencji jest jak konserwatywny wujek

Dlaczego w podobny sposób nie potraktowano brytyjskiego BBC, amerykańskiego radia publicznego NPR czy francuskiej telewizji France24? Ponieważ – jak tłumaczą administratorzy – kryterium była kontrola państwa nad „treściami redakcyjnymi poprzez środki finansowe, bezpośrednią lub pośrednią presję polityczną i/lub kontrolę nad produkcją i dystrybucją”. Nie będzie więc żadnych dodatkowych etykiet dla mediów, których właścicielem lub większościowym udziałowcem jest państwo – ale ich przekaz jest bezstronny.

Jak dużo państwa w państwie

Pytanie, kto tę bezstronność ocenia. Głosy krytyki posypały się na kierownictwo Twittera w związku z etykietą dla chińskiego portalu Caixin. Publikuje on także treści krytyczne wobec władz, choć w 30 proc. finansuje go China Media Capital – państwowy podmiot venture capital, który wspiera przede wszystkim przedsięwzięcia z dziedziny mediów i nowych technologii.

Co więcej, od medium społecznościowego należałoby oczekiwać szybkiej reakcji na wydarzenia ze świata. W dniu wyborów prezydenckich w Białorusi został odłączony internet, ale czy nadawcy z innych krajów nie publikowali tweetów sprzyjających reżimowi Aleksandra Łukaszenki? Takie treści na pewno zresztą trendowały, jeśli były oznaczone jednymi z najbardziej obecnie popularnych hasztagów nawiązujących do głosowania w Białorusi. Jeśli więc Twitter – jak sam napisał w oświadczeniu o wprowadzeniu etykiet – nie chce promować treści będących „środkiem do realizacji politycznej agendy” władz państwowych – na razie poszedł po linii najmniejszego oporu. Mimo szlachetnych intencji wychodzi na boomera, który nie umie we współczesną propagandę, uprawianą nieraz rękoma opłaconych trolli setki czy tysiące kilometrów od państwa, w którego interesie publikują treści w sieci.

Ponadto zastanawiające jest skupienie Twittera na mocarstwach, nawet jeśli oznaczenie krajów z Rady Bezpieczeństwa ONZ jest pierwszym krokiem, na którym kierownictwo portalu nie zamierza poprzestać. Nie dziwi chęć utemperowania prezydenta USA Donalda Trumpa, który używa Twittera jako głównego kanału komunikacji i zdarzyły mu się zarówno wpisy o charakterze mowy nienawiści, jak i rozpowszechnianie fake newsów. Zawsze warto też mieć na oku Rosję i Chiny. Skoro jednak Francja czy Wielka Brytania uniknęły etykiet, widać jak na dłoni, że członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ tylko oficjalnie jest tu jakimś kryterium wyboru. Wszystko wskazuje na to, że w rzeczywistości chodzi o kontrolowanie oficjalnego przekazu populistów i satrapów. Dlaczego więc w oświadczeniu o wprowadzeniu etykiet nie mówi się wprost o krajach, które nie przestrzegają międzynarodowych standardów praworządności, a ich media wspierają politykę rządu? Może dlatego, że sprawa znów rozbija się o Trumpa.

Polityk po godzinach to nie polityk?

Za państwowe media Twitter uznał również oficjalne konta polityków, dlatego prezydencki profil przywódcy USA @Potus doczekał się oznaczenia. Nie zobaczymy go jednak w opisie znacznie bardziej popularnego konta prywatnego Trumpa, @realDonaldTrump.

Takie rozróżnienie miałoby sens, gdyby politycy po pracy pisali w mediach społecznościowych już tylko o sprawach prywatnych, ale tak na ogół nie jest. A już na pewno nie w tym wypadku – to właśnie na prywatnym profilu Trumpa pojawiały się jego najbardziej kontrowersyjne wpisy. Cytowała je prasa na całym świecie, odnosiły się do nich media, odpowiadali na nie inni politycy. I tym też Twitter tłumaczy swoją decyzję o braku oznaczeń dla kont prywatnych: „Cieszą się one rozpoznawalnością i uwagą mediów oraz podnoszą świadomość opinii publicznej”.

Może i tak, ale z punktu widzenia propagandy politycznej czy dezinformacji bywają bardziej szkodliwe od kont oficjalnych czy w wielu przypadkach również od państwowych mediów. Wydaje się zatem, że w tej zagrywce chodzi już wyłącznie o pieniądze – każdy pełen oburzenia komentarz dotyczący wypocin Trumpa na Twitterze to w końcu… wzmianka o samym Twitterze. Co znowu pozwala mu ominąć własne kryteria wyboru mediów opatrzonych etykietą i czyni je co najmniej mglistymi dla odbiorców. A wydawałoby się, że to w trosce o ich dobro kierownictwo serwisu wprowadza nowe zasady.

Dziwny to ruch jak na portal stawiany innym social mediom za wzór walki z mową nienawiści poprzez „etykietowanie” wypowiedzi Donalda Trumpa o takim charakterze. Rodzi to podejrzenia, że tamte decyzje były podyktowane chwilową koniunkturą (wtedy akurat chodziło o solidarność z Afroamerykanami po śmierci George’a Floyda). Co stoi za tymi obecnymi? Bo jeśli autentyczna chęć uchronienia użytkowników przed propagandą i fake newsami, Twitter potrzebuje lepszego researchu w krajach, które mocarstwami nie są (nasze TVP Info nie doczekało się żadnych ograniczeń, a choćby o nakręcanej przez obecne władze dyskryminacji w Polsce osób LGBT jest głośno również za granicą), i decyzji, czemu właściwie mają służyć etykiety.

Rasizm sztucznej inteligencji

Skoro nie są narzędziem cenzury – wszelkie treści na oznaczonych nimi kontach nadal są dostępne – a ich przekaz nie jest obraźliwy czy w ogóle oceniający, informuje po prostu o sposobie finansowania danego medium – to dlaczego prywatne konta polityków „udają”, że mają prywatny charakter? A media państwowe Francji czy Wielkiej Brytanii, oceniane przez administratorów jako wolne od propagandy, mogą równie dobrze uchodzić za niepaństwowe – bo informacji o ich afiliacji na stronie nie ma?

Pokazuje to tylko trudności, jakie napotykają i zapewne będą coraz częściej napotykać social media, które nie chcą stać się bronią masowego rażenia w rękach populistów, a zarazem próbują zachować neutralny charakter. Mimo tych wątpliwości warto mieć na uwadze, że Twitter dopiero wprowadził nowe ograniczenia i planuje jeszcze rozszerzyć ich zasięg – może przy okazji zastanowi się nad tym, co chce poprzez ich zastosowanie przekazać użytkownikom.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Karolina Wasielewska
Karolina Wasielewska
Autorka książki „Cyfrodziewczyny”
Autorka tech-feministycznego bloga Girls Gone Tech.pl i reportażu o pionierkach polskiej informatyki „Cyfrodziewczyny”, który ukazał się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij