Świat

Rosja po sankcjach, czyli nawet burak potrzebuje technologii

Rosyjski atak na Ukrainę spowodował sankcje na właściwie wszystkie technologie, od których Rosja jest zależna. Ich niedostępność cofnie rosyjską gospodarkę o kilkadziesiąt lat – a sytuację jeszcze pogorszy odpływ specjalistów.

Brazylia plus rakiety

Zanim jednak przejdziemy do opisu sankcji technologicznych i ich konsekwencji, popatrzmy, gdzie na światowej mapie technologicznej i gospodarczej znajduje się Rosja.

Serwis Observatory of Economic Complexity, stworzony na bostońskim MIT, pokazuje nam eksport i import Rosji. To bardzo pouczająca lektura (wystarczy darmowa rejestracja, aby mieć dostęp do wykresów), ale omówmy tutaj kluczowe wnioski.

Rosja to kraj typowo surowcowy. Około 70 proc. jej eksportu stanowią ropa, gaz, rudy metali, złoto, drewno. Kolejna grupa, około 20 proc., to towary nisko przetworzone – żywność, metale, nawozy sztuczne, tworzywa, guma, paliwa rafinowane. Mniej niż 5 proc. to towary wysoko przetworzone – przede wszystkim komponenty elektryczne, chemia, pojazdy. W Polsce można było do niedawna kupić całkiem dobre opony produkowane w Rosji przez fabryki Nokian, Michelin i Bridgestone.

Sława Ukrajini! Ale nie wtedy, gdy trzeba zabrać parę rubli oligarchom i zatrzymać rosyjskie TIR-y

Równie ciekawy, choć zasadniczo odwrotny obraz pokazuje analiza importu. Rosja importuje produkty wysoko przetworzone. Przede wszystkim maszyny, urządzenia elektryczne i elektroniczne, pojazdy i części do nich – a także produkty farmaceutyczne, żywność, zaawansowane produkty chemiczne i artykuły konsumpcyjne (odzież czy meble).

Gdyby chcieć znaleźć właściwe porównanie i punkt odniesienia Rosji na światowej mapie gospodarczej, to byłby gdzieś między Brazylią a Nigerią. To kraje podobne ludnościowo, Brazylia ma niemal takie samo PKB, ale nowocześniejszą gospodarkę – około 20 proc. w jej eksporcie stanowią produkty wysoko przetworzone, na przykład pojazdy czy komponenty. Nigeria ma podobny poziom uzależnienia od surowców, ale przeciwne trendy demograficzne – podczas gdy Rosja wymiera, Nigeria szybko rośnie i za dwie dekady będzie prawdopodobnie trzecim co do wielkości krajem świata.

Określenie „Rosja to Nigeria, tylko ze śniegiem”, którego użył kiedyś współzałożyciel Google, Sergey Brin (Rosjanin z pochodzenia), nie jest więc całkiem od rzeczy. Fakt, że Rosja jest członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, wynika wyłącznie z uwarunkowań historycznych oraz posiadania przez ten kraj strategicznej broni jądrowej.

Technologia, czyli jak przetworzyć jedno w drugie

Dlaczego Rosja, posiadając największe terytorium na świecie oraz istotny potencjał demograficzny, musi eksportować surowce i produkty nisko przetworzone, a importować wszystkie produkty wysoko przetworzone, w tym tak podstawowego znaczenia jak leki czy komponenty elektroniczne?

Bo ma niewydolną gospodarkę, której piętą achillesową jest poziom rozwoju technologicznego oraz niska wydajność, spowodowana przede wszystkim oligarchizacją, anachronicznym zarządzaniem oraz wszechobecną korupcją.

Dotychczasowe próby przełamania tego impasu i modernizacji rosyjskiej gospodarki zakończyły się porażką. Jak w soczewce widać to na trzech rzeczach: technologiach mikroprocesorowych, technologiach łączności oraz losach „rosyjskiej Krzemowej Doliny”.

W grudniu 2021 pojawiły się pierwsze testy mikroprocesora Elbrus, który miał być rodzimą (rosyjską) konkurencją dla chipów Intela, Nvidii i AMD. Platforma była przygotowywana od roku 2014, kiedy Władimir Putin podjął decyzję o uniezależnieniu rosyjskiej elektroniki od amerykańskich i tajwańskich dostawców.

Rezultaty testów okazały się wielce rozczarowujące – procesor zgodny na poziomie kodu maszynowego (czyli z możliwością uruchamiania popularnych systemów i aplikacji), wykonany w technologii 28 nm (dostarczonej przez tajwańskiego giganta TSMC), taktowany zegarem 1,5 GHz, okazał się kilka lub kilkanaście razy (w zależności od zastosowań) wolniejszy od tych procesorów, które miał zastąpić. Jeśli dodamy do tego nieznaną cenę i niską wydajność procesu wytwórczego (czyli ile sztuk schodzących z linii nadaje się do wykorzystania) oraz fakt, że suchej nitki na Elbrusie nie zostawili nawet specjaliści z zależnego od władzy Sbierbanku, pokazuje to całkowitą klęskę projektu.

Gaz, czyli katastrofa na nasze własne życzenie

Brak własnych komponentów elektronicznych to brak zaawansowanych urządzeń, także militarnych. Pokazują to znaleziska z frontu rosyjsko-ukraińskiego. Rosyjskie systemy dowodzenia, kierowania ogniem i łączności, wykonane bez udziału zachodnich części, są na poziomie ośmio- i szesnastobitowych komputerów z lat 90. Rosyjskie wojska komunikują się za pomocą archaicznych systemów łączności analogowej – prostych do podsłuchania nie tylko przez profesjonalne służby wywiadowcze, ale nawet przez radioamatorów. Zanim w Ukrainie wyłączono roaming dla rosyjskich numerów, wojska komunikowały się przez zwykłe telefony komórkowe.

Wreszcie Skołkowo, czyli inicjatywa „rosyjskiej Krzemowej Doliny”. Otwarte w 2010 roku pod Moskwą przez ówczesnego prezydenta Miedwiediewa, miało być rosyjskim centrum innowacji, takim jak Bay Area w USA. Utworzono kilka klastrów: informatyczny, biotechnologiczny, zielonych energii, kosmiczny, jądrowy. Stworzono preferencje wizowe dla imigrantów, przede wszystkim kierując je do mieszkańców WNP, zwłaszcza z dynamicznych demograficznie krajów Azji Środkowej (Kazachstan czy Uzbekistan). Utworzono bazę akademicką i nawiązano partnerstwo z wiodącymi uczelniami świata; przygotowano budynki biurowe i laboratoria. Nawiązano współpracę ze światowymi gigantami technologii, z których część (IBM, Nokia, Siemens) zlokalizowała tam nawet swoje centra badawczo-rozwojowe.

Pomysł był dobry, ale w sumie góra urodziła mysz. Skołkowo nie stało się słynne ze swoich technologii – pokazując jeszcze raz, że innowacyjności nie da się zadekretować ani zakupić za największe nawet pieniądze.

Sierakowski: Jeszcze nigdy trzecia wojna światowa nie była tak blisko

Po pierwszej inwazji na Ukrainę w 2014 roku złudzenia co do „pokojowej modernizacji” Rosji zaczęły się rozwiewać, początkowe pieniądze kończyć, a „rosyjskiej Krzemowej Doliny” nadal nie było. Atak na Ukrainę dobił centrum Skołkowo – światowe koncerny się wycofały, uczelnie zerwały współpracę, a Arkadij Dworkowicz, dyrektor kompleksu, który miał czelność skrytykować wojnę, musiał pożegnać się ze stanowiskiem, zaś jego telefon przestał odpowiadać.

Sankcje więcej niż finansowe

Po ataku Rosji na Ukrainę jedną z pierwszych decyzji Zachodu były sankcje. O finansowych, sportowych, politycznych napisano już dużo – pochylmy się więc nad technologicznymi.

Bezpośrednie rezultaty pierwszej fali były krótkofalowo dotkliwe dla konsumentów – przestały działać serwisy płatnicze Apple Pay i Google Pay, platformy streamingowe i gamingowe. Swoje dorzucił rosyjskie regulator i cenzor internetu – Roskomnadzor – wyłączając dostęp do serwisów społecznościowych (Facebook, Instagram, YouTube). Z inwestycji wycofały się między innymi Oracle, LG, Nvidia i Fujitsu. Trzej główni dostawcy usług chmurowych (Google, Amazon, Microsoft) nie sprzedają nowych licencji.

Dlaczego Rosja jeszcze nie zbankrutowała (i jak się przed tym broni)

Warto dodać, że zachodnie sankcje są przechodnie. Dotyczą nie tylko tych, którzy świadczą usługi bezpośrednio rosyjskim obywatelom i firmom, ale także tych, którzy świadczą je pośrednio. W ten sposób, nawet jeśli firma nie sprzedaje technologii bezpośrednio rosyjskiemu obywatelowi lub dostawcy, za każdym razem sprzedając technologię komuś innemu, na przykład z Indonezji, musi upewnić się, że nie trafi ona do Rosji. W przeciwnym razie sama ryzykuje objęcie takimi samymi sankcjami, jakby sprzedawała je bezpośrednio.

Szybko i bezpośrednio w Rosjan uderzą sankcje na rzeczy teoretycznie proste, a w praktyce – niezbędne. Na przykład papier do drukarek termicznych, którego Rosja nie produkuje. Na dodatek jego zapasy zostały w przyspieszonym tempie zadrukowywane – zhakowane zapisywały go antywojennymi albo po prostu wulgarnymi wiadomościami.

Realnym problemem jest brak leków – większość koncernów wstrzymała dostawy leków innych niż ratujące życie, częściowo w konsekwencji sankcji, częściowo z powodu niepewnych płatności. Na przykład szybko wyczerpują się zapasy insuliny.

Nawet buraki potrzebują technologii

Ale to nie wszystko. Nawet przemysły średnio- i niskotechnologiczne wymagają wysokich technologii. Pokażmy to na przykładzie samochodu.

Auto to wynalazek sprzed ponad 100 lat, obecny na długo przed wynalezieniem półprzewodników. Rosjanie produkują łady w fabrykach AwtoWAZ w Togliatti i Iżewsku. Od 2016 roku zakłady pozostają własnością koncernu Renault-Nissan. Wszystkie wysokotechnologiczne urządzenia (sterowanie silnikiem, deska rozdzielcza, układ spalania, systemy bezpieczeństwa czy układ jezdny) budowane są na komponentach francuskich i japońskich. Fabryki AwtoWAZ dostarczają około 60 tys. pojazdów rocznie, zaspokajając (niewielką) część krajowego popytu.

Kilka dni po inwazji na Ukrainę AwtoWAZ wstrzymał produkcję z powodu braku komponentów, potem ją wznowił, a później znowu wstrzymał. Obok nacisków na Macrona powodem jest właśnie brak komponentów i technologii. Produkowanie czegokolwiek, co może być konkurencyjne w dzisiejszym świecie, odbywa się przy użyciu wysokich technologii. Nie tylko robotów, kamer i laserów, ale także precyzyjnych urządzeń mechatronicznych, jak sprzęgła czy przekładnie. I wymaga całego zaplecza logistyczno-zarządczego: w tym dostaw, magazynów, zarządzania zamówieniami, rozliczeń. To „zaplecze produkcji” dostarcza dosłownie kilka firm na świecie. W zdecydowanej większości są to firmy z Zachodu.

W konsekwencji więc ograniczona zostanie też produkcja znacznie prostszych od samochodów produktów, na przykład jedzenia. Rosja i Białoruś są, teoretycznie, żywnościowo samowystarczalne, czyli produkują mniej więcej tyle samo żywności, ile konsumują. Ale to, co działa na poziomie makro, niekoniecznie działa na poziomie mikro, na przykład pojedynczego miasta. Żywność wyprodukowaną w rolniczych regionach kraju (południowy zachód) trzeba zebrać, składować, przetworzyć (umyć, obrać, opakować, zakonserwować…) oraz przewieźć i sprzedać w miejscach, gdzie są konsumenci. Dodajmy, że Rosja to kraj dość silnie zurbanizowany – dużo mocniej niż na przykład Polska. Wiele z ośrodków miejskich znajduje się z dala od miejsc upraw – to na przykład syberyjskie miasta, położone zbyt daleko na północ, by mogły się wyżywić z okolicznych terytoriów.

Kluby, jachty i helikoptery, które pomogą odbudować Ukrainę

Przetwórstwo, transport i dystrybucja żywości bez wszystkich współczesnych narzędzi wysokiej technologii (łańcuchów chłodniczych czy zamówień elektronicznych) oznacza niską efektywność – czyli, mówiąc wprost, niedobory zaopatrzenia i wysokie ceny. A to uderza bezpośrednio w spokój społeczny na bezkresnych przestrzeniach Federacji i wystawia kraj na ryzyko lokalnych niepokojów.

Oczywiście przed wynalezieniem wysokich technologii także produkowano żywność, jeżdżono kolejami, prowadzono księgowość i budowano linie energetyczne. Tyle że koszt, nakład pracy i – ogólnie rzecz biorąc – efektywność wszystkiego była radykalnie niższa.

Rosja będzie musiała przypomnieć sobie lata 90. Na przykład zbudować linie produkcyjne sprzętu AGD, które zamiast robotów i szybkowarów produkują nieskomplikowane prodiże i bazują głównie na pracy rąk i prostych maszyn. I przypomnieć sobie, jak robiło się księgowość ręcznie – może nie na płachtach papieru, ale prowadzoną na darmowych arkuszach kalkulacyjnych z OpenOffice, na chińskim sprzęcie kupowanym za trzykrotność ceny nowego komputera z Tajwanu.

Chiny Putina nie powstrzymają, ale wojna NATO–Rosja na pewno nie leży w ich interesie

Tak się na dłuższą metę nie da funkcjonować; takie zarządzanie krajem przypomina trochę sytuację, gdyby chcieć ładą z Iżewska dojechać do Władywostoku, mając po drodze jedynie warsztaty kowalskie i wulkanizatorów. Jako wyczyn jednostkowy i ekstremalny – można próbować, może nawet się udać. Jednak nie da się tak funkcjonować w skali państwa.

Wyjechali – ale czy wrócą?

Na ile kraje objęte sankcjami, Rosja i Białoruś, mogą skompensować te technologie i usługi same? Do pewnego stopnia mogą. Rosja posiada na przykład własny serwis społecznościowy (VK), wyszukiwarkę oraz odpowiednik chmury (rodzina Yandex). I kilka innych produktów, które wyrosły na lokalnym gruncie i które Kreml bezpośrednio albo pośrednio kontroluje.

Ale oprócz utraty czołgów, wozów bojowych, helikopterów i żołnierzy, reputacji i rezerw złota Rosja i Białoruś tracą też coś znacznie, znacznie cenniejszego – kapitał ludzki.

Szacuje się, że od momentu rozpoczęcia inwazji do połowy marca kraj opuściło już ponad 100 tysięcy specjalistów. Kraje, które ich przyjęły, to przede wszystkim Armenia, Gruzja, Turcja i republiki środkowoazjatyckie – czyli wszystkie te, gdzie Rosjanie i Białorusini mogą wjechać bez wiz. Czasami ów exodus przybierał wymiar wręcz paniczny. Przykładowo bilety Mińsk–Taszkient jednego dnia kosztowały 400 euro, a kolejnego 2400 euro. W Erywaniu, Stambule, Izmirze, Ałmatach, Tbilisi powstają „rosyjskie miasteczka”. Często wysokotechnologiczne – bo w dużej mierze wyjechała kadra techniczna i specjalistyczna, czyli ludzie wykształceni, znający języki, pracujący w globalnych firmach. Każde państwo i miasto przyjmie ich z otwartymi ramionami – a szczególnie szeroko otwarte będą ramiona posiadaczy nieruchomości, bo ceny w najpopularniejszych miastach już oszalały.

Dla wielu to tylko przystanki docelowe. Ostatecznie chcą się znaleźć na Zachodzie – tym samym, którego ich władza tak organicznie nienawidzi, i tym samym, którego namiastkę chcieli stworzyć u siebie, poprzez sklepy z importowanym sprzętem, prywatne przedszkola dla dzieci oraz paszport w szufladzie i wakacje. To nie oligarchowie ani nawet milionerzy – to rosyjska i białoruska klasa średnia i wyższa, głównie z wielkich ośrodków (Moskwa, Sankt Petersburg, Mińsk i może jeszcze dwa–trzy miasta), która chce żyć po prostu przyzwoicie.

Utrata tej części kapitału ludzkiego ilościowo nie wygląda może strasznie (choć „The Moscow Times”, koncesjonowana bądź co bądź gazeta biznesu, szacuje ten upływ na mniej niż 200 tys., czyli jakieś 0,1 proc. populacji kraju), to jednak jakościowo jest to praktycznie cała kadra, która mogłaby zbudować konkurencyjne dla zachodnich technologie albo przynajmniej zdolność absorpcji technologii konkurencyjnych, choćby chińskich, i „przestawienia” rosyjskiej gospodarki na tory może nie innowacyjne, ale przynajmniej efektywne.

Wbrew temu, co chcieliby kremlowscy propagandyści, ta część rosyjskiego społeczeństwa doskonale wie, co się dzieje. Dysponują technologią VPN, która pozwala na „obchodzenia” blokad Roskomnadzoru i czytanie mediów społecznościowych oraz portali takich jak Meduza, aktualnie zlokalizowanego na Łotwie i obiektywnie przekazującego wiadomości o Rosji i dla Rosjan.

Motywacje są różne – od strachu przed poborem (młodzi mężczyźni), poprzez niechęć do życia w izolacji (głównie młodzi), aż po przewidywaną drożyznę i braki w zaopatrzeniu (wszyscy). Ale potok ludzi jest silny i jednokierunkowy – i równie silne jest oczekiwanie, że to raczej na dłużej niż krócej, być może na zawsze.

Jak zerwać z rojeniami o „strefach wpływów” i odzyskać lepszy świat

Każdemu krajowi zależy na tych specjalistach – na przykład Polska, mimo namowy do zerwania stosunków gospodarczych z Rosją, nadal utrzymuje program Poland Business Harbor dla obywateli białoruskich i rosyjskich. Pozwala on uzyskać polską wizę i preferencyjne prawo pobytu, czyli niebieską kartę. Jest ona wydawana cudzoziemcowi, który ukończył studia wyższe, ma ekwiwalentne (przynajmniej 5-letnie) doświadczenie zawodowe oraz otrzymał ofertę za więcej niż 150 proc. przeciętnego wynagrodzenia.

Mimo dość napiętych stosunków pomiędzy krajami, a także powtarzających się informacji o niesnaskach ukraińsko-białoruskich czy ukraińsko-rosyjskich w Polsce karty „schodzą” jak ciepłe bułeczki. Należy patrzeć na utrzymanie tych regulacji jako ruch roztropny – młodzi, wysoko wykwalifikowani Rosjanie uciekają przed tym samym reżimem co uchodźcy z Ukrainy, a dodatkowo mogą w Polsce wiele wnieść w postaci podatków, kwalifikacji i demografii.

Scenariusz czarnej dziury

Podsumujmy więc – krótkofalowe skutki wojny to jedno, a długofalowe skutki utrzymywanych sankcji gospodarczych to drugie. Brak dostępu do technologii oznacza „reset” rosyjskiej gospodarki do stanu mniej więcej z lat 90. Problemy dodatkowo pogłębi odpływ wykształconych kadr.

Monetarne konsekwencje działań Władimira Putina

czytaj także

Pomoc zewnętrzna (w praktyce – chińska) nie będzie darmowa i nie zmieni wiele. Chińczycy mają własne interesy w Azji i są wystawieni na ryzyko sankcji przechodnich. Rosja jako junior partner i źródło nacisku politycznego i militarnego była dla Pekinu znacznie cenniejsza niż Rosja, która ma kłopot z wyprodukowaniem czegokolwiek bardziej skomplikowanego od surowców i prostych produktów, a w konsekwencji niezdolna utrzymać poziom życia populacji na rozsądnym poziomie i w konsekwencji trapiona wstrząsami politycznymi.

Dalsze prognozy to domena politologów, historyków i filozofów dziejów – inżynierowi i menedżerowi więc wypada w tym miejscu postawić kropkę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Chabik
Jakub Chabik
Informatyk, menedżer, wykładowca
Jakub Chabik (1971) – informatyk i doktor zarządzania, od ćwierćwiecza zarządza wdrożeniami w sektorze nowoczesnych technologii. Pisuje do „Krytyki Politycznej” i miesięcznika „Wiedza i Życie”; w przeszłości publikował w „Harvard Business Review Polska”. Wykłada na Politechnice Gdańskiej. Mieszka i pracuje w Gdańsku.
Zamknij