Pucz w Nigrze. Tam Europa kojarzy się z opresją, a Rosja – wolnością

Europa przegrywa walkę o Afrykę na wszystkich polach – kulturowym, medialnym, intelektualnym. Nic więc dziwnego, że za tym idą również burzliwe przemiany polityczne.
Christian Kobluk
Fot. youtube/Reuters

W Nigrze od dłuższego czasu panowały antyfrancuskie i antyeuropejskie nastroje. Resentyment związany z kolonializmem trwale naznaczył myślenie nie tylko Nigerczyków, ale Afrykańczyków w ogólności.

Z uwagą i niepokojem śledzę ostatnie wydarzenia w Nigrze, wpisujące się w pewien logiczny (czy też konsekwentny) łańcuch zdarzeń. Już dwa lata temu, gdy prezydent Mohamed Bazoum miał zostać zaprzysiężony, podjęto próbę puczu. Potem, na początku 2022 roku, w Burkina Faso obalono prezydenta Kabore, a osiem miesięcy później odbył się kolejny przewrót zakończony zmianą władzy.

Złoto, wagnerowcy i radykalny islam, czyli o co toczy się walka w Sudanie

Na trzy tygodnie przed wybuchem wojny w Ukrainie nieudaną próbę zamachu stanu podjęto w Gwinei-Bissau. Pod koniec 2023 roku junta wojskowa usiłowała przejąć władzę w Gambii. To, co dzieje się w Nigrze, nie jest „osobne” czy zaskakujące – jego zapowiedź mieliśmy, jeszcze zanim prozachodni Bazoum został zaprzysiężony na głowę państwa. Jest to, co więcej, kolejny znak destabilizacji tego regionu Afryki i można przypuszczać, że nie ostatni.

W Nigrze od dłuższego czasu panowały antyfrancuskie i antyeuropejskie nastroje. Resentyment związany z kolonializmem trwale naznaczył myślenie nie tylko Nigerczyków, ale Afrykańczyków w ogólności. Nawet zabiegi Emmanuela Macrona, który osiemnastokrotnie wizytował ten kontynent, nie przyniosły skutku. Początki rządów wojskowej junty są rezultatem proeuropejskiej polityki prezydenta Bazouma, historycznych resentymentów oraz sentymentów. Te ostatnie dotyczą Rosji jako sukcesorki Związku Radzieckiego. ZSRR, który w naszej części świata dla wielu pozostaje synonimem piekła, aktywnie wspierał kraje afrykańskie w dążeniu do niepodległości.

Chrześcijanie rozpętali w Afryce nienawiść do osób LGBT+ [rozmowa]

Tłumy zebrane na ulicach Niamey krzyczą: „Precz z Francją! Niech żyje Rosja!”. Tak naprawdę oznacza to: „Dość (post)kolonialnego porządku, w którym Europa pasożytniczo żeruje na Afryce! Niech żyje wolność!”. Dla Polaków brzmi to jak niezwykle ponury żart, zwłaszcza w dobie wojny z Ukrainą, ale mieszkańcy Czarnego Lądu upatrywali w ZSRR – a obecnie upatrują w Rosji – swego rodzaju wyzwoliciela.

I to pomimo że Rosjanie – być może jedynie asekuracyjnie – domagają się uwolnienia aresztowanego prezydenta. Nawet Chińczycy, których coraz częściej postrzega się jako nowych kolonizatorów Afryki, wydali swoim obywatelom zalecenie, by jak najszybciej opuścili Niger. Niemniej historyczny sentyment i resentyment są dużo silniejsze niż racjonalne argumenty.

Przestrzeń medialną w Afryce przejmują chińskie i rosyjskie kanały (również te kontrolowane przez Grupę Wagnera), Rosja o 150 proc. zwiększyła budżet na stypendia dla afrykańskich studentów, w Chinach studiuje więcej młodych Afrykańczyków niż we wszystkich krajach zachodnich razem wziętych. Europa przegrywa walkę o Afrykę na wszystkich polach – kulturowym, medialnym, intelektualnym. Nic więc dziwnego, że za tym idą również burzliwe przemiany polityczne.

Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w tym regionie aktywni są również dżihadyści. Do tej pory połączone siły armii Nigru oraz oddziały francuskie, stacjonujące na co dzień w Niamey, stawiały im opór. Teraz nie dość, że Francuzi opuścili kraj, to jeszcze pucz wiąże się z ogólną destabilizacją sytuacji – co może doprowadzić do poszerzenia wpływu bojówek islamskich fundamentalistów.

No dobrze, ale jak to się ma do Europy?

Często zapominamy, jaki potencjał tkwi w Afryce. To drugi co do wielkości kontynent, blisko trzykrotnie większy od Europy. Ma obecnie najwyższy przyrost naturalny – dzieci poniżej 14. roku życia stanowią 44 proc. populacji. Mamy więc do czynienia z młodym, rozwijającym się dynamicznie społeczeństwem, liczącym ponad miliard osób. Tam rozgrywać się będzie przyszłość – polityczna, ekonomiczna i kulturowa – ludzkości. Europa zaś wciąż tkwi w dziewiętnastowiecznym przekonaniu, że stanowi centrum świata. Prawda jest taka, że ma coraz mniejsze znaczenie, zwłaszcza w perspektywie starcia globalnych potęg: Stanów Zjednoczonych i Chińskiej Republiki Ludowej. W tym klinczu Afryka mogłaby stać się partnerem naszego kontynentu. Na razie zaś pozostaje w najlepszym wypadku obiektem protekcjonalnej troski.

Unia Europejska w ramach południowego sąsiedztwa współpracuje wprawdzie z krajami północnoafrykańskimi (i bliskowschodnimi), a beneficjentami programu „wszystko oprócz broni”, który znosi cła i kontyngenty na przywóz towarów z najsłabiej rozwiniętych państw, są m.in. prorosyjskie Mali i Burkina Faso. Byłe kolonie nie zawsze są entuzjastycznie nastawione względem kooperacji z niegdysiejszymi oprawcami. Trudno utrzymywać, że Unia nie jest zainteresowana współpracą z Afryką. Niemniej współpraca ta jest głównie ekonomiczna – a potrzebujemy dużo szerszego partnerstwa: kulturowego, intelektualnego, politycznego.

Oczywiście, partnerstwo to nie byłoby łatwe. Wymagałoby zmierzenia się ze wspólną historią, z pokajaniem się Europy i wybaczeniem ze strony Czarnego Lądu. Musielibyśmy, jako Europejczycy, przyznać się do naszych win i starać się im zadośćuczynić. Jako Afrykańczycy natomiast – wyzwolić się z programowej antyeuropejskości. Musimy przejść do porządku dziennego i nad sienkiewiczowskim Kalim, i nad białym oprawcą. Ten afrykańsko-europejski sojusz domaga się odrzucenia neokolonialnych ambicji i historycznie motywowanego resentymentu. Pytanie brzmi: czy jesteśmy w stanie się na to zdobyć?

**

Christian Kobluk – Polak pochodzenia burundyjskiego, autor Zapisków czarnego Polaka. Zajmuje się tematami związanymi z rasizmem, kryzysem uchodźczym i katastrofą ekologiczną.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij