Świat

Krzyżowcy z Ameryki szykują się przeciwko Chinom

Przekonanie o wyjątkowości Ameryki i wiara w nadaną jej przez Boga misję popchnęła już USA do niejednej wojny. Jeśli w listopadzie Trump wygra wybory, ryzyko ostrej konfrontacji z Chinami stanie się alarmujące.

NOWY JORK – Wielu białych ewangelików w Stanach Zjednoczonych od dawna wierzy, że Bóg wyznaczył Ameryce misję zbawienia świata. Pod wpływem tej umysłowości, rodem z wypraw krzyżowych, amerykańska polityka zagraniczna często odchodzi od dyplomacji na rzecz wojny. Teraz znów istnieje takie ryzyko.

W ubiegłym miesiącu amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo zainicjował kolejną ewangelicką wyprawę krzyżową, tym razem skierowaną przeciwko Chinom. Jego przemówienie – skrajne, upraszczające i niebezpieczne – może sprawić, że Stany Zjednoczone i Chiny znajdą się na kursie kolizyjnym.

Jak Ameryka wojuje z chińskimi technologiami

Zdaniem Pompeo chiński prezydent Xi Jinping oraz Komunistyczna Partia Chin (KPCh) „od dziesięcioleci pragną ogólnoświatowej hegemonii”. O ironio, Stany Zjednoczone to jedyne państwo na świecie, którego strategia obronna dąży do tego, aby stać się „największą militarną potęgą świata” poprzez „korzystną regionalną równowagę sił w rejonie Indii i Pacyfiku, Europy, Bliskiego Wschodu oraz półkuli zachodniej”. Biała księga polityki obronności Chin z kolei stwierdza, że „Chiny nigdy nie podążą utartą ścieżką wielkich mocarstw dążących do hegemonii” oraz „jako że globalizacja gospodarcza, społeczeństwo informacyjne oraz różnorodność kulturowa prowadzą do wykształcenia coraz bardziej wielobiegunowego świata, pokój, rozwój oraz oparta na zasadzie obopólnego zysku współpraca pozostają tendencjami naszych czasów, których nie da się odwrócić”.

Przywodzi to na myśl słowa Chrystusa: „Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata (Mt 7,5). W 2019 roku amerykańskie wydatki na wojsko wyniosły w sumie 732 mld dolarów, prawie trzykrotnie więcej, niż wydały Chiny – 261 mld dolarów.

Ponadto Stany Zjednoczone posiadają ponad 800 zagranicznych baz wojskowych, a Chiny tylko jedną (niewielką bazę marynarki wojennej w Dżibuti). Stany mają wiele baz wojskowych położonych w pobliżu Chin – te nie mają żadnej bazy w pobliżu Ameryki. Stany mają 5800 głowic atomowych; Chiny mają ich około 320. Stany mają 11 lotniskowców, Chiny mają jeden. Stany wywołały wiele zagranicznych wojen w ciągu 40 minionych lat, Chiny zaś nie wywołały żadnej (choć były krytykowane za graniczące z wojną potyczki na swoich granicach, ostatnio na granicy z Indiami).

W ciągu ostatnich lat Stany Zjednoczone wielokrotnie odrzucały oenzetowskie traktaty lub wycofywały się z organizacji, w tym z UNESCO, paryskiego porozumienia klimatycznego, a ostatnio także Światowej Organizacji Zdrowia, podczas gdy Chiny wspierają procesy i agencje działające w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych. Donald Trump niedawno zagroził nałożeniem sankcji na pracowników Międzynarodowego Trybunału Karnego. Pompeo krytykuje Chiny za represje wobec ludności ujgurskiej, w większości muzułmańskiej, jednak były doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton twierdzi, że Trump prywatnie dał Chinom w tej sprawie zielone światło, a nawet zachęcał do podejmowania takich działań.

Świat stosunkowo mało uwagi poświęcił przemowie Pompeo, w której ten nie przedstawił żadnych dowodów na hegemoniczne ambicje Chin. Odrzucenie przez Państwo Środka amerykańskiej hegemonii nie świadczy o tym, że same Chiny do niej dążą. W rzeczywistości poza granicami USA niewiele osób daje wiarę temu, że Chiny dążą do dominacji nad światem. Te dobitnie oświadczyły, że ich narodowe cele to osiągnięcie do 2021 roku (kiedy to KPCh będzie obchodziła stulecie powstania) „stosunkowo zamożnego społeczeństwa” oraz „w pełni rozwiniętego kraju” do roku 2049, kiedy przypadnie setna rocznica ogłoszenia Chińskiej Republiki Ludowej.

Dodatkowo, chiński PKB na głowę, który w 2019 roku szacowano na 10 098 dolarów, to mniej niż jedna szósta tego wskaźnika w Stanach (65 112 dolarów na głowę) – co żadną miarą nie daje podstaw do dominacji nad światem. Chiny nadal muszą sporo nadrobić, aby osiągnąć choćby podstawowe cele rozwoju gospodarczego.

Chiny rosną po cichu

czytaj także

Chiny rosną po cichu

Rafał Tomański

Zakładając, że Trump przegra listopadowe wybory prezydenckie, na przemówienie Pompeo nikt nie zwróci większej uwagi. Demokraci z pewnością będą krytykować Chiny, jednak nie w bezczelnie groteskowy sposób, w jaki czyni to Pompeo. Jednak w przypadku zwycięstwa Trumpa słowa Pompeo mogą być zwiastunem nadchodzącego chaosu. Ewangelicyzm Pompeo jest rzeczywisty, a biali ewangelicy stanowią obecnie polityczne zaplecze Partii Republikańskiej.

Gorliwość, jaką wykazuje Pompeo, jest głęboko zakorzeniona w amerykańskiej historii. Jak wyjaśniłem w mojej ostatniej książce A New Foreign Policy, przybyli z Anglii protestanccy osadnicy wierzyli, że w nowej ziemi obiecanej zakładają z bożą pomocą Nowy Izrael. W 1845 roku John O’Sullivan ukuł sformułowanie Manifest Destiny („objawione przeznaczenie”), uzasadniając i celebrując brutalne zagarnięcie kontynentu. „W naszej przyszłości leży – pisał w 1839 roku – ustanowienie na ziemi moralnej godności i zbawienia człowieka, niezmiennej bożej prawdy i wspaniałomyślności. Do wypełnienia tej błogosławionej misji wobec narodów tego świata, odciętych od życiodajnego światła prawdy, wybrana została Ameryka”.

Głosząc tak wzniosłe przekonania na temat własnych cnót, Stany Zjednoczone aż do wojny domowej praktykowały masowe niewolnictwo, a po wojnie domowej – masowy apartheid. Przez cały wiek XIX mordowały rdzennych Amerykanów, aby następnie umieścić ich w rezerwatach, a wraz z domknięciem zachodniego pogranicza rozciągnęły swoje objawione przeznaczenie poza własny kontynent. Później zaś, kiedy rozpoczęła się zimna wojna, antykomunistyczny zapał doprowadził Stany Zjednoczone do udziału w katastrofalnych wojnach w Azji Południowo-Wschodniej (Wietnamie, Laosie i Kambodży), a następnie w brutalnych wojnach w Ameryce Środkowej.

Co wolno Jankesowi, to nie Chińczykowi

Po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 roku ewangelicki zapał skierował się przeciwko „radykalnemu islamowi” bądź „islamofaszyzmowi” w ramach aż czterech „wojen z wyboru”: w Afganistanie, Iraku, Syrii i Libii – do dziś nierozwiązanych. Teraz jednak domniemane zagrożenie ze strony radykalnego islamu najwyraźniej popada w niepamięć, a na celownik krzyżowcy biorą Komunistyczną Partię Chin.

Sam Pompeo dosłownie odczytuje Biblię, wierząc, że nadchodzi koniec świata poprzedzony apokaliptycznym zmaganiem dobra ze złem. Opisał swoje przekonania w przemówieniu wygłoszonym w 2015 roku, kiedy zasiadał w Kongresie jako przedstawiciel stanu Kansas: Ameryka to naród judeochrześcijański, najpotężniejszy w historii, którego zadaniem jest toczenie bożych bitew aż do czasu Porwania Kościoła, kiedy zrodzeni na nowo wyznawcy Chrystusa, tacy jak Pompeo, zostaną hurtem wzięci do nieba podczas Sądu Ostatecznego.

Mimo że biali ewangelicy stanowią zaledwie 17 proc. dorosłych Amerykanów, spośród nich rekrutuje się 26 proc. wyborców. Głosują w znakomitej większości na republikanów (w 2016 szacunkowo 81 proc.), co czyni ich najważniejszym segmentem wyborczym tej partii. Daje im to wielki wpływ na forsowaną przez Partię Republikańską politykę, a zwłaszcza na politykę zagraniczną prowadzoną podczas republikańskich rządów w Białym Domu i amerykańskim Senacie (którego uprawnienia obejmują ratyfikowanie traktatów). 99 proc. republikańskich kongresmenów to chrześcijanie, z których 70 proc. to protestanci, z których z kolei nieznana, acz znacząca część to ewangelicy.

Oczywiście w szeregach demokratów także znajdują się politycy, którzy opowiadają się za amerykańską wyjątkowością i wszczynają wojny krzyżowe (przypomnijmy interwencje Baracka Obamy w Syrii i Libii). Ogólnie rzecz biorąc, Partia Demokratyczna jest jednak mniej przywiązana do twierdzeń o hegemonii Stanów Zjednoczonych niż ewangelicka baza Partii Republikańskiej.

Chiny – ostatnie mocarstwo z przyszłością?

czytaj także

Podgrzewająca nastroje antychińska retoryka Pompeo może w najbliższych tygodniach przybrać jeszcze bardziej apokaliptyczne tony, chociażby po to, by pobudzić republikańską bazę przed wyborami. Jeśli Trump przegra, co wydaje się prawdopodobne, ryzyko konfrontacji między Stanami Zjednoczonymi a Chinami minie. Jeśli jednak pozostanie u władzy, czy to w drodze uczciwego zwycięstwa, oszustwa wyborczego, czy nawet zamachu stanu (wszystko jest możliwe), wyprawa krzyżowa Pompeo zapewne nastąpi i może postawić świat na skraju wojny, której Pompeo się spodziewa i do której może nawet dąży.

**
Copyright: Project Syndicate, 2020. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jeffrey D. Sachs
Jeffrey D. Sachs
Ekonomista, Columbia University
Profesor Zrównoważonego Rozwoju oraz profesor Polityki i Zarządzania Zdrowiem Publicznym na Uniwersytecie Columbia. Jest dyrektorem Centrum ds. Zrównoważonego Rozwoju na Columbii oraz Sieci Rozwiązań na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju przy ONZ.
Zamknij