Huti nie dysponują najlepiej uzbrojonym wojskiem na świecie, a państwa zachodnie mogą osłabić ich potencjał, bombardując magazyny czy centra logistycznie. Nie załatwią tego jednak kilkoma nalotami, bo siła Hutich rosła przez lata, wzmacniana doświadczeniem nalotów ze strony Arabii Saudyjskiej – mówi Sara Nowacka, analityczka ds. państw arabskich w programie Bliski Wschód i Afryka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Kaja Puto: Kim są bojownicy Huti?
Sara Nowacka: To organizacja polityczno-militarna, która powstała w latach dziewięćdziesiątych z myślą o odrodzeniu religijnym jemeńskich zajdytów. Reprezentuje zbliżony do szyizmu odłam islamu, który występuje niemal wyłącznie w Jemenie, a dokładniej w jego północnej części. Zajdyci mają swój klanowo-plemienny system rządów, w którym hierarchia budowana jest w oparciu o bliskość spokrewnienia z prorokiem Mahometem.
Huti urośli w siłę podczas wojny domowej, która trwa w Jemenie od 2015 roku. Od tamtego czasu udało im się przejąć kontrolę nad większością kraju, wraz ze stolicą – Saną. Obecnie sprawują tam faktyczną władzę, choć ich rządy nie są uznawane przez społeczność międzynarodową poza Iranem.
czytaj także
Motto Hutich to: „Bóg jest wielki, śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi, przekleństwo Żydom, zwycięstwo islamowi”. Sprawują oni rządy absolutne, niestroniące od przemocy i prześladowań przeciwników. Zbierane przez Huti podatki wydatkowane są niemal wyłącznie na działania wojenne i zbrojne. Lokalna ludność ma problemy z dostępem do wody, żywności i opieki zdrowotnej, a pracownicy sektora publicznego nie otrzymują wynagrodzeń. Huti są ponadto jako zajdyci bardzo konserwatywni – przykładowo kobiety nie mogą poruszać się bez swojego męskiego opiekuna.
Kto oprócz Huti bierze udział w wojnie domowej w Jemenie?
Poza Huti mamy jeszcze dwóch aktorów, których stosunek względem siebie nawzajem ulegał zmianom od początku konfliktu. Są to uznawany międzynarodowo rząd Jemenu oraz separatystyczne siły z południa kraju, które długo walczyły zarówno z Huti, jak i z rządem [w latach 1967-1990 na terenie południowego Jemenu istniała Ludowo-Demokratyczna Republika Jemenu – jedyne komunistyczne państwo arabskie – przyp. aut.]. Te dwie siły od podpisania porozumienia w 2022 roku współtworzą Radę Prezydencką, która zajęła miejsce głowy państwa.
czytaj także
Wszystko zaczęło się od tzw. arabskiej wiosny, w której brały udział zarówno środowiska z południa, jak i Huti. Podobnie jak w wielu innych arabskich krajach, w 2011 roku ludność wyszła na ulicę w proteście przeciwko skorumpowanej władzy. Ali Abdullah Saleh, ówczesny prezydent Jemenu, podał się do dymisji. Przejściowo zastąpił go wiceprezydent Abd Rabbuh Mansur Hadi, który miał po dwóch latach zrezygnować w ramach budowania procesu demokratycznego. Tak się jednak nie stało. To wzbudziło gniew, a w konsekwencji działania zbrojne ze strony opozycji.
Wynegocjowane w 2014 roku porozumienie nie uwzględniało wieloletnich pretensji i żądań Hutich i południowców. Huti zatem wycofali się z porozumienia, co zbiegło się z toczącymi się wówczas walkami klanowymi między nimi a sunnickimi plemionami, które rozprzestrzeniały się na dalsze terytoria państwa.
czytaj także
Huti zostali uznani za zagrożenie przez sąsiadującą z Jemenem i wspieraną militarnie przez Zachód Arabię Saudyjską. Kraj ten zawiązał koalicję państw arabskich, która wspierała prezydenta Hadiego i organizowała naloty na cele Hutich w Jemenie. Jednocześnie Zjednoczone Emiraty Arabskie wsparły siły z południa Jemenu. Szyicki Iran wspierał Hutich w zakresie szkolenia i uzbrojenia, natomiast jego rola w tym konflikcie jest mniejsza niż Arabii Saudyjskiej. Nie jestem jednak zwolenniczką postrzegania tej wojny jako hybrydowej, jako konfliktu Arabii Saudyjskiej z Iranem – jego źródła mają charakter lokalny, ambicje regionalnych mocarstw nie są jej przyczyną.
W 2023 roku sytuacja w Jemenie stała się nieco spokojniejsza. W rozmowy pokojowe zaangażowany był szereg państw arabskich. Zaproszono do nich również Chiny, co należy rozumieć przede wszystkim jako gest przeciwko Stanom Zjednoczonym jako organizatora porozumień w regionie. Arabia Saudyjska wznowiła stosunki z Iranem, w efekcie czego udało jej się wynegocjować z Huti zawieszenie broni. Mimo naruszeń można powiedzieć, że do niedawne mieliśmy w Jemenie najspokojniejszy okres od początku wojny domowej.
Dlaczego Huti zaczęli w listopadzie 2023 roku atakować statki na Morzu Czerwonym?
To reakcja Hutich na eskalację działań Izraela w Strefie Gazy. Już w październiku przeprowadzili kilka ataków rakietowych na Izrael – nieudanych, bo rakiety zostały zestrzelone, jedna najprawdopodobniej przez Arabię Saudyjską. Z kolei w listopadzie zaczęli atakować za pomocą dronów, helikopterów i pocisków manewrujących izraelskie oraz powiązane z Izraelem statki przepływające przez cieśninę Bab Al-Mandab na Morzu Czerwonym. Te działania są z jednej strony włączeniem się Hutich do wojny Izraela z Hamasem, z drugiej mają też podnieść koszt wspierania Izraela przez państwa zachodnie.
Łącznie Huti zaatakowali ok. dwadzieścia statków. W efekcie armatorzy zaczęli stopniowo wycofywać się z żeglugi przez Morze Czerwone i Kanał Sueski, czyli obszar, przez który przechodzi zwykle 10 proc. światowego handlu. Obecnie niemal połowa statków, która pływała tą trasą, wybiera dużo dłuższą podróż wokół Afryki.
Izrael edukuje opinię publiczną. Czy film o 7 października zmieni postrzeganie aktualnych wydarzeń?
czytaj także
Oprócz sprzeciwu wobec działań Izraela Huti mają też swoją agendę wewnętrzną. Nie radzą sobie z zarządzaniem zdobytymi przez siebie terenami, więc próbują odciągnąć uwagę ludności i konsolidować poparcie, grając na antyizraelskich i antyzachodnich nastrojach. Za jakiś sukces w tym zakresie można uznać poparcie członków partii Al-Islah, na ogół wrogiej Hutim, dla ich ataków na Izrael i statki. Delegaci z obu ugrupowań odbyli nawet wspólną wizytę w biurze Hamasu w Sanie.
Jak sytuacja na Morzu Czerwonym wpływa na światową gospodarkę?
Konieczność opływania Afryki w ekstremalny sposób wpłynęła na czas i koszt wymiany handlowej między Azją i Europą. To z kolei wpływa na działalność wielu zachodnich firm, które importują komponenty z Azji. Ograniczenie produkcji zapowiedziała już Tesla – producent samochodów elektrycznych. \Inne firmy prawdopodobnie podejmą podobną decyzję. Ponadto możemy spodziewać się wzrostu cen ropy.
To nie Hamas zaprzepaścił proces pokojowy. Ten od dawna tkwił w martwym punkcie
czytaj także
Ograniczone możliwości żeglugi szkodzą przede wszystkim Europie, jednak cierpią na tym również państwa arabskie – w tym przede wszystkim kraje Zatoki Perskiej i pogrążony w kryzysie zadłużenia Egipt, dla którego dochody z przepływu Kanałem Sueskim stanowiły ok. 10 proc. egipskiego PKB, a także Chiny. Wszystkim tym aktorom zależy, by Kanał Sueski wrócił do normalnego funkcjonowania.
Czy trwająca już ponad tydzień interwencja zbrojna Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii może do tego doprowadzić?
Obawiam się, że nie. W mojej opinii państwa zachodnie po raz kolejny przyjmują strategię, która wcześniej nie przyniosła oczekiwanych skutków, w nadziei, że tym razem będzie inaczej. Przez lata Arabia Saudyjska ze wsparciem Amerykanów i wyposażona w zachodnie uzbrojenie przeprowadzała naloty na Huti, co miało ich osłabić i przywrócić akceptowanemu przez środowisko międzynarodowe rządowi kontrolę nad Jemenem. To się zupełnie nie udało.
Huti nie dysponują najlepiej uzbrojonym wojskiem na świecie, a państwa zachodnie mogą osłabić ich potencjał, bombardując ich magazyny czy centra logistycznie. Nie załatwią tego jednak kilkoma nalotami, bo siła Hutich rosła przez lata, wzmacniana doświadczeniem nalotów ze strony Arabii Saudyjskiej. Nauczyli się także dobrze wykorzystywać górzysty krajobraz Jemenu do ukrywania sprzętu i swoich działań. Obawiam się, że Huti mogą odpowiedzieć atakiem na większą skalę, który z kolei może sprowokować Arabię Saudyjską do powrotu do działań militarnych w Jemenie, a cały konflikt znów się zaogni.
czytaj także
Szczerze wątpię też, czy jakiekolwiek negocjacje z Huti przyniosą trwałe rozwiązanie problemu. Huti nie są aktorem godnym zaufania i nie mają wiele do stracenia. Długofalowo jedynym skutecznym sposobem rozwiązania problemu wydaje mi się zawieszenie broni między Hamasem i Izraelem albo przynajmniej znaczne ograniczenie ofiar cywilnych w Strefie Gazy. Doraźnie widziałabym więcej szans na wstrzymanie ataków na transportowce dzięki zaangażowaniu dyplomatycznemu państw arabskich i Iranu.
Jak na sytuację na Morzu Czerwonym reagują kraje regionu?
Iran krytykuje oczywiście interwencję Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Aktywność Hutich jest dla niego geopolitycznie korzystna, ale nie ma dowodów na to, że był dla niej inspiracją. Tym bardziej że ta eskalacja to zagrożenie dla relacji irańsko-saudyjskich, których restartu chciał sam Iran. Arabia Saudyjska z kolei nie zajmuje wyraźnego stanowiska, zapewne w obawie o dalszą eskalację.
Ostrożnie zachowuje się również Egipt. Spodziewałam się, że potępi działania Hutich – w końcu współpracuje w wielu sprawach ze Stanami Zjednoczonymi i zmaga się z kryzysem zadłużenia, podczas gdy wpływy z Kanału Sueskiego stanowią 10 proc. jego budżetu. A jednak Egipt podkreślił, że w amerykańsko-brytyjskich nalotach widzi zagrożenie regionalną eskalacją. Wydarzenia w Strefie Gazy wzmocniły antyamerykańskie i antyzachodnie przekonania mieszkańców krajów arabskich. Dlatego jakakolwiek pochwała Zachodu jest dla przywódców politycznie niewygodna, podobnie jak krytyka kogokolwiek, kto wspiera Hamas.
Czy zatem konflikt na Morzu Czerwonym to kolejny przejaw polaryzacji między Globalną Północą a Globalnym Południem?
Z pewnością można go w ten sposób odczytywać. Coraz bardziej negatywny stosunek do Zachodu w świecie arabskim wpływa na ocenę działań Hutich, a zatem i potencjalne zaangażowanie w walkę z tą bojówką. Blokada Kanału Sueskiego nie jest nikomu na rękę, a mimo to działania Hutich nie zostają potępione. Ich krytyka stałaby bowiem w sprzeczności z narracją o podwójnych standardach Zachodu, koniecznością emancypacji Globalnego Południa itd. Szczególnie trudno jest się sprzeciwić Hutim dlatego, że ubierają swoje działania w narrację obrony palestyńskich ofiar. I jako jedyni w regionie podejmują w tej sferze konkretne działania.
**
Sara Nowacka – analityczka ds. państw arabskich w programie Bliski Wschód i Afryka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Pisze doktorat w Polskiej Akademii Nauk o społeczno-politycznych aspektach zarządzania wodą na Bliskim Wschodzie. W 2018 r. ukończyła studia na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, uzyskując tytuł magistra arabistyki. Jest starszą członkinią międzynarodowej organizacji Humanity in Action, która zajmuje się promocją wartości demokratycznych i aktywności obywatelskiej.