Jeśli uważamy, że w gospodarce najważniejsza jest solidność i stabilność, Elon Musk wygląda jak postać tyleż niepoważna, ile niebezpieczna: apostoł jutra, którego nie będzie. Jeśli jednak uznamy, że porządek globalnego kapitalizmu potrzebuje przyśpieszonego upadku, Musk może jawić się jako wybawiciel.
Sytuację na szczycie listy najbardziej „wartościowych” ludzi na Ziemi w ostatnich dniach ogląda się jak zaciętą rywalizację bolidów Formuły 1. W ciągu kilku zaledwie dni na pierwszym miejscu Jeffa Bezosa zastąpił Elon Musk, którego po kilkudziesięciu godzinach wyprzedził Bezos tylko po to, aby krótko potem znów ustąpić miejsca Muskowi, którego po kilku dniach znów wyprzedził założyciel Amazona. Cytując klasyka: sytuacja jest piwotalna.
W rankingach „najbogatszych” podaje się aktualną, szacowaną rynkowo wartość akcji i udziałów posiadanych przez konkretne osoby. Im większa kontrola nad wysoko wycenianymi firmami, tym wyżej jest się w rankingu. W przypadku Muska bezpośrednią przyczyną tego, że wyprzedził Bezosa, jest… rozwód tego drugiego. W ramach porozumienia przy okazji rozstania z niejaką MacKenzie Scott twórca Amazona przekazał jej wart ok. 60 mld dolarów pakiet 4 proc. udziałów firmy. Warto przy tej okazji uświadomić sobie, jak bardzo patriarchalny jest klub najbogatszych – Scott w wyniku małżeńskiego kryzysu od razu wskoczyła na pierwsze miejsce wśród najzamożniejszych kobiet na świecie.
czytaj także
Roszadę na szczycie piramidy krezusów rozumieć można oczywiście jako starcie konkretnych miliarderów. Warto jednak spojrzeć na te zmiany pod innym kątem: co mówią one o dominujących modelach gospodarczych, wzorach sukcesu czy zmianach kulturowych. I do tego zapytać: jaka jest gospodarka, w której Elon Musk może być najbogatszym człowiekiem?
Oficjalne success story
Urodzony w Południowej Afryce, edukację kontynuował w Kanadzie i USA. Po ukończeniu studiów na wydziałach fizyki i ekonomii na Uniwersytecie Pensylwanii zrezygnował z kariery akademickiej na Uniwersytecie Stanforda i założył w 1995 roku firmę Zip2 oferującą tworzenie online’owych map miast. Pierwsze duże pieniądze zarobił już trzy lata później, zostając – wraz z m.in. Peterem Thielem – jednym z twórców PayPala.
Powstanie firmy umożliwiło wstrzelenie się w pierwszą falę globalnego umasowienia internetu, co przy równoczesnym poluzowaniu regulacji sektora finansowego przez prezydenta Billa Clintona i demokratów przełożyło się na ogromne i szybkie zyski. PayPal przetrwał dewaluację i krach tzw. bańki internetowej w 2001 roku i kiedy rok później został sprzedany eBayowi, Musk wzbogacił się o ponad 160 mln dolarów. Z uzyskanych w ten sposób pieniędzy rozpoczął działalność jako inwestor, anioł biznesu, doradca i okazjonalny prezes w spółkach technologicznych.
W 2002 roku ufundował SpaceX, od początku zapowiadając uruchomienie programu kosmicznego oraz kolonizację m.in. Marsa. W 2004 roku wydał 6,5 mln dolarów na zakup akcji powstałej rok wcześniej firmy zajmującej się samochodami elektrycznymi – Tesla. Kolejne inwestycje obejmowały m.in. (w 2010 roku) DeepMind Technologies tworzący algorytmy oparte na sztucznej inteligencji, sprzedany cztery lata później Google’owi za 600 mln dolarów, kupno działającej w obszarze fotowoltaiki Solar City (za 2,6 mld dolarów), stworzenie mającej być podziemną konkurencją dla metra i autostrad Boring Company czy wreszcie Neuralink implantujący radioodbiorniki w czaszkach ssaków. To właśnie dzięki takiemu bogatemu portfelowi spółek wartość majątku Elona Muska przekroczyła w styczniu 2021 roku okrągłe 200 mld dolarów.
Elon Musk. O miliarderze, który brzydził się transportu miejskiego
czytaj także
Pisząc o Musku, nie sposób pominąć także jego przymiotów osobistych. Zarówno on sam, jak i jego współpracownicy podkreślają, że cechuje go etyka pracy godna komsomolców czy wprost stachanowców. Kierowanie tak wieloma biznesami naraz wymaga co najmniej 80 godzin pracy tygodniowo, co jednak nie zniechęca naśladowców czy autorów poradników w stylu „jak odnieść sukces”. Niejako na marginesie niezwykle jak na 46-latka bogatej biografii Musk został też ojcem szóstki dzieci, z których ostatnie wraz z matką, gwiazdą elektronicznego alt-popu Grimes, nazwali X Æ A-12 – na cześć szpiegowskiego samolotu wyprodukowanego przez Lockheed Martin dla CIA.
Kapitalizm jest dla frajerów
Wszystkie inicjatywy, w które w ciągu ostatnich 20 lat angażował się Musk, łączy jedno: były zorientowane na przyszłość. I chodzi nie tylko o to, że towarzyszą im futurystyczne plany i estetyka rodem z science-fiction. Ich „przyszłościowość” ma charakter zupełnie dosłowny także z punktu widzenia biznesowego: akcjonariusze pytający o to, kiedy będą mogli wypłacić sobie dywidendę z zysków, najczęściej mogą usłyszeć co najwyżej „w przyszłości”.
W lipcu zeszłego roku Tesla stała się najwyżej wycenianą (na ok. 1 bln dolarów) marką w historii motoryzacji. Stało się tak m.in. dlatego, że rok 2020 był pierwszym, który firma zakończyła na plusie. Zabawnie wygląda także porównanie zysków firmy z głośną transakcją zakupu w styczniu tego roku bitcoinów wartych 1,5 mld dolarów. Zaledwie kilka tygodni później okazało się, że na różnicy kursu BTC zarobiła od czasu ich nabycia więcej niż na sprzedaży aut w całym 2020 roku (a kierując się bilansem księgowym: niż w całej historii).
Ten ruch może okazać się wyjątkowo opłacalny w przyszłości: dzięki uznaniu płatności za auta w tej najpopularniejszej kryptowalucie oraz popularności marki wśród zamożnych informatyków Tesla może w ciągu najbliższych lat stać się jednym z największych posiadaczy bitcoinów na świecie. Wygląda więc na to, że na mało dochodową działalność biznesową Musk może pozwolić sobie dzięki sprawnemu poruszaniu się na współczesnych rynkach finansowych.
Status miliardera uzyskał dzięki PayPalowi, a dziś rolę finansowego paliwa w coraz większym stopniu odgrywają kryptowaluty. Miliarder często o nich tweetuje – zachęcając zresztą do kupna nie tylko bitcoinów, ale także ich trollerskiego krewniaka, dogecoina. Zdaniem wielu ekspertów, w tym słynnego od czasów krachu giełdowego z 2008 roku Nouriela Roubiniego, zachowanie Muska kwalifikuje się jako przestępstwo manipulowania rynkiem, którym powinna zająć się amerykańska nadzorująca rynek finansowy Securities Exchange Commission.
Z drugiej strony nie jest pewne, że Musk lepiej rozumie nowy świat finansów społecznościowych niż „starzy” analitycy przyzwyczajeni do spekulacji w ramach systemu giełdowego. Wartość bitcoina nie jest oparta na niczym poza wiarą jego posiadaczy. Za pomocą prawie 50 milionów obserwujących właściciel Tesli może błyskawicznie wpływać na wycenę kryptowaluty przy jednoczesnym braku odpowiedzialności za ewentualne naruszenia obecnych przepisów. W końcu jak można karać za to, że publikuje się tweeta o treści „ceny bitcoina wydają się wysokie”?
Brak koncentracji na krótkotrwałych zyskach sprawia, że na tle tradycyjnych miliarderów i oligarchów Musk wypada nietypowo. Nie tyle dlatego, że jego biznesy nie generują dużych (na tle konkurencji) dochodów. Podobnie jest bowiem w przypadku takich potentatów jak Uber czy przez większość okresu swojego istnienia Amazon. Sęk w tym, że w przeciwieństwie do wspomnianej dwójki wiele aktywności Muska sprawia wrażenie, jakby w ogóle nie były nastawione na cele komercyjne.
Tak było m.in. z patentami, które Tesla uwolniła w 2014 roku, pozwalając wszystkim zainteresowanym na kopiowanie lub modyfikowanie technologii używanych przez firmę. Powód? Jak mówił CEO firmy, chodzi o to, aby zachęcić konkurencję do większych inwestycji w elektromobilność. Dzięki możliwości „kserowania” działających rozwiązań więcej firm będzie zainteresowanych sukcesem samochodów elektrycznych, co przełoży się na szybszy rozwój całej branży. Ma to sens, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że aby ta technologia mogła być masowa, konieczne są inwestycje m.in. w stacje do ładowania, serwisy samochodowe czy innowacje w zakresie baterii. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu ta polityka Tesli realnie wpłynęła na tempo rozwoju całej branży, niewątpliwie jednak nawet w fatalnym dla sektora motoryzacyjnego roku 2020 to właśnie sektor aut na prąd rósł najszybciej.
czytaj także
Z kolei w roku 2015 Musk przekazał 10 mln dolarów Maxowi Tegmarkowi na wsparcie Future of Life Institute, który zajmuje się m.in. filozoficznymi badaniami nad powstrzymaniem zgubnych dla ludzkości skutków ewentualnego usamodzielnienia się sztucznej inteligencji. Jako nienastawioną na zysk oceniać można także niedawną zapowiedź Muska, że przekaże 100 mln dolarów jako nagrodę dla osoby lub zespołu, które opracują najskuteczniejszą technikę wyłapywania CO2 z atmosfery. Podobnie jest z podbojem kosmosu i kolonizacją Marsa – choć można wyobrazić sobie opłacalne modele eksploracji Układu Słonecznego, to osiągnięcie tego etapu nie będzie możliwe w ciągu najbliższych dekad.
Mesjasz czy patoinfluencer?
Co motywuje Muska? Jego fani powiedzieliby, że ciekawość, odwaga i niecierpliwy pęd do przyspieszenia rozwoju cywilizacji. Krytycy z kolei, że przede wszystkim narcystycznie rozumiany wizerunek. Obie interpretacje nie muszą się zresztą wykluczać. Podcastowa rewolucja ostatnich lat pozbawiła jego personę nimbu tajemnicy. Wiele o poglądach Muska na świat wiemy z jego rozmów z popularnymi „krzemowymi” podcasterami: Joe Roganem i Lexem Fridmanem. Musk chętnie dzieli się swoimi opiniami i prognozami na niemal każdy modny temat: jaka będzie przyszłość pracy, skąd pochodzi wszechświat i czemu jest symulacją, czy istnieje życie pozaziemskie albo dlaczego powinniśmy bać się sztucznej inteligencji.
Jak rozwój sztucznej inteligencji zmieni świat w latach dwudziestych
czytaj także
Tempo, w jakim porusza się po wymagających wysokiej specjalizacji i lat nauki dziedzinach wiedzy, wprawia w zdumienie i każe uznać, że Musk jest zarówno wszechstronnie uzdolnionym geniuszem, jak i ciągle rozpraszającym się dyletantem. Tak jak sukces Amazona był bowiem wynikiem naszej skłonności do niepohamowanej konsumpcji dużej liczby tanich produktów, tak Tesla czy SpaceX są wyrazem naszych cywilizacyjnych aspiracji i marzeń. Oddając się z zasady nieuprawnionej psychologizacji, można powiedzieć, że o ile pozycja rynkowa Bezosa urosła na naszym zbiorowym „Id” i „Ja”, o tyle Musk reprezentuje sukces naszego „zbiorowego Superego”.
Zarówno image, jak i podejście do sukcesu finansowego Muska są także symptomem tego, jak daleko odeszliśmy od tradycyjnie rozumianego kapitalizmu. Sto lat temu najbogatszy człowiek na świecie – John D. Rockefeller – zbudował swój wart 2 proc. ówczesnego amerykańskiego PKB majątek, stając się monopolistą na rynku ropy. W szczytowych latach nawet 80 proc. konsumpcji „czarnego złota” w USA pochodziło od należącej do niego i zatrudniającej ponad 100 tysięcy pracowników korporacji Standard Oil. Na tym tle niskodochodowe i opierające się na małych zespołach inicjatywy Muska wypadają wyjątkowo blado.
czytaj także
To, co łączy natomiast obie postacie, to bardzo świadome podejście do PR-u. W przypadku Rockefellera chodziło m.in. o wymyślone na użytek ocieplenia wizerunku przez Ivy’ego Lee rozdawanie napotkanym dzieciom drobnych monet. Sto kilkadziesiąt lat później metody budowania marki osobistej się co prawda zmieniły (polegają m.in. na wystrzeliwaniu samochodu w kosmos), ale ich rola w sukcesie wciąż pozostaje ogromna.
Marka „Elon” mało kogo pozostawia obojętnym i nie dlatego bynajmniej, żeby Musk nie zaliczał wpadek. Mimo „drobnych” problemów z prawem (w 2018 roku musiał zapłacić wspomnianemu już SEC karę w wysokości 40 mln dolarów), częstych wad technicznych aut czy PR-owych nieścisłości (np. dotyczących prawdziwych początków Tesla Motors) wszystkie dotychczasowe zawirowania wydają się jednak uchodzić Muskowi na sucho. Jak to możliwe? Jego image nerda pasjonata daje ogromne korzyści. Na przykład kiedy w 2018 roku zapalił skręta podczas podcastu u wspomnianego Rogana, akcje Tesli w kilka godzin spadły o prawie 5,5 mld dolarów. Jednocześnie wartość marki Musk paradoksalnie wzrosła: miliarder potwierdził image nieprzejmującego się konwenansami geniusza ekscentryka. W efekcie nawet kolejne narkotykowe skandale tylko potwierdzały, że Musk ma immunitet na wpadki.
Biznesowa realpolitik
Problem w tym, że taki sposób działania przy zarządzaniu dużymi projektami powoduje nieuniknione tarcia. Mimo futurystycznej filozofii warunki pracy w kontrolowanych przez miliardera fabrykach i biurach mają – według jego krytyków – więcej wspólnego z XIX-wiecznym kapitalizmem z jego długimi godzinami pracy, niechęcią do płacenia podatków, praw pracowniczych czy zasad bezpieczeństwa i higieny pracy niż z przyszłością.
Dodatkowo to, co uchodzi za normalne na amerykańskim rynku pracy, wraz z ekspansją w Europie oznacza poważne kłopoty. Niedawna decyzja o budowie pierwszej fabryki Tesli w okolicach Berlina wywołała konflikt ze zorganizowanym światem pracy jeszcze przed zjechaniem pierwszego auta z taśmy produkcyjnej. Firma Muska nie zgodziła się do tej pory na podpisanie porozumienia zbiorowego ze związkami zawodowymi – standardu, który wciąż jest jedną z podstaw niemieckiego rynku pracy. Wynik starcia, w którym po jednej stronie jest Musk i wspierający go politycy CDU/CSU oraz m.in. tabloid „Bild”, a po drugiej liczący ponad 2,3 miliona członków związek IG Metall, może przesądzić nie tylko o sukcesie bądź porażce elektromobilności w Niemczech, ale także o przyszłości standardów europejskiego rynku pracy.
W trakcie swojej kariery Musk udowodnił, że nie stroni od ciepłych relacji z nikim, kto tylko może mu pomóc w osiągnięciu celów. W ramach rozwijania swych inicjatyw wielokrotnie spotykał się np. ze znanymi autokratami. Tylko w ostatnim czasie zacieśniał dyplomatyczne stosunki m.in. z tureckim „Sułtanem” Recepem Tayyipem Erdoğanem (tutaj pamiątkowe zdjęcie z 2017 roku), „Cesarzem” Xi Jinpingiem, a zupełnie niedawno entuzjastycznie zapraszał do rozmowy w aplikacji Clubhouse „Cara” Władimira Putina. Na tym tle jego bromance z Donaldem Trumpem z czasów początku prezydentury jawi się co najwyżej jako niewinna igraszka.
Mimo niezwykle bogatej i pełnej osiągnięć biografii Muska trudno nie odnieść wrażenia, że jego obecność na szczycie światowej piramidy bogactwa to tymczasowy kaprys losu. Front, który zbudował Musk w ramach swojej bitwy o przyszłość, ma wiele potencjalnych słabych punktów. Niekiedy nawet duże inwestycje okazują się (jak w przypadku Solar City) finansową klapą.
Z kolei w przypadku flagowego produktu motoryzacyjnego piętą achillesową mogą okazać się np. zasoby litu, czyli surowca koniecznego do budowy wykorzystywanych w teslach baterii. Kiedy w październiku w Boliwii wybory prezydenckie wygrał Luis Arce, lewicowy kandydat z Ruchu na rzecz Socjalizmu, który zapowiedział nacjonalizację kopalń tego surowca, ceny akcji Tesli błyskawicznie spadły. Podobnie wysokie ryzyko wiąże się z uzależnieniem finansowej sytuacji imperium Muska od wartości bitcoinów czy jakości współpracy między USA, Rosją, Chinami, Turcją czy Indiami w zakresie prawa kosmicznego.
Morozov: Socjalizm cyfrowy, czyli nowa socjaldemokracja na XXI wiek
czytaj także
Jak zatem świadczy o naszych społeczeństwach to, że symbolem największego sukcesu stał się ktoś taki jak Musk? Wiele zależy od tego, jak traktujemy funkcję gospodarki. Jeśli uznamy, że najważniejsze w niej są odpowiedzialność, solidność czy szacunek dla zasad społecznych, to założyciel SpaceX wygląda jak postać tyleż niepoważna, ile niebezpieczna: apostoł jutra, którego nie będzie, marketer tanich marzeń, prestidigitator ery rosnących nierówności i nieuniknionej katastrofy ekologicznej globu.
Jeśli jednak uznamy, że dotychczasowy porządek globalnego sfinansjalizowanego kapitalizmu bardziej niż odnowy potrzebuje upadku przez przyspieszenie jego destrukcyjnych tendencji, Musk jawić się może jako wybawiciel. Zgrywus harcownik, który wykorzystuje dostępne narzędzia, aby zdestabilizować dawne hierarchie władzy i pieniądza i zastąpić je porządkiem opartym na odrzuceniu imposybilizmu, kulcie kreatywności i nowatorskim podejściu do starych problemów.
Pewne jest jedno: niezależnie od sukcesów bądź porażek biznesowych Elon Musk nadal będzie dostarczał światu emocji. A to w końcu w obecnym, opartym na naszej uwadze modelu społeczno-gospodarczym jest przecież najbardziej opłacalne.