Świat

Czy ukraińskie służby inwigilują ukraińskich dziennikarzy?

Dziennikarze śledczy nagrani podczas imprezy firmowej pod Kijowem przeprowadzili dochodzenie we własnej sprawie. Potwierdziło ono, że z wolnością mediów w zaatakowanej przez Rosję Ukrainie jest problem. Dla Krytyki Politycznej o mediach pisze Olga Worożbyt z „Tygodnika Ukraińskiego”.

Wiosną 2022 roku, wkrótce po tym, jak armia ukraińska zaczęła odnosić pierwsze sukcesy, wyzwalając tereny wokół Kijowa spod rosyjskiej okupacji, dziennikarka estońskiej telewizji robiła ze mną wywiad. Zapytała, czy odczuwam cenzurę w związku z wojną i wprowadzeniem stanu wojennego na Ukrainie. Odpowiedziałam szczerze, że nie.

Były i nadal są rzeczy, których prawo zabrania, takie jak publikowanie informacji o ruchach ukraińskich wojsk czy lokalizacji obiektów wojskowych. To zrozumiałe ograniczenia w czasie wojny, które nie mają przecież wpływu na wolność słowa. Działalność tak zwanego „telemaratonu”, czyli połączonego programu informacyjnego kilku stacji telewizyjnych, również wydawała się wówczas uzasadniona. Chociaż nie tylko ja zauważyłam, że z jakichś przyczyn kanały, których właściciele byli związani z opozycją polityczną, nie zostały do niego włączone. To nie wyglądało być może zbyt demokratycznie, ale wtedy (zresztą teraz też) zagrożenie zewnętrzne stanowiło poważniejszy argument niż nasze wewnętrzne spory.

Znikająca Ukraina

czytaj także

Znikająca Ukraina

Jan Wysocki

W ciągu niespełna dwóch lat, które minęły od tego czasu, sytuacja w ukraińskiej przestrzeni informacyjnej uległa zmianie, a niepokojące doniesienia minionych tygodni świadczą wyjątkowo niekorzystnie o rozwoju wolności słowa w Ukrainie.

Dziennikarze śledczy w ukrytej kamerze

Dokładnie 27 grudnia 2023 roku, czyli w okresie bożonarodzeniowo-noworocznym, zespół redakcyjny projektu dziennikarstwa śledczego Bihus Info zebrał się na czymś, co można nazwać imprezą firmową. Jak wyjaśnił później kierownik projektu, Denys Bihus, on i jego współpracownicy odbyli długą sesję szkoleniową, po której wspólnie zjedli kolację.

Po niej część zespołu redakcyjnego udała się na relaks do sauny, część rozeszła po domkach, wynajętych z tej okazji w ośrodku wypoczynkowym pod Kijowem. Po spędzeniu tam nocy wszyscy wrócili do domu. Denys Bihus, który został zmobilizowany do wojska na początku pełnoskalowej inwazji i przebywał przez tych kilka grudniowych dni na przepustce, powiedział, że do domu w Kijowie wrócił od razu po kolacji.

Nieco ponad dwa tygodnie później na YouTubie pojawiło się wideo. Opublikował je profil o nazwie Narodna Prawda, małe znane medium o wątpliwej reputacji. Na opublikowanym nagraniu widać siedzących przy stole pracowników bihus.info zażywających coś, co wyglądało jak narkotyki. Film został później usunięty, ale okazało się, że na nagraniu rzeczywiście byli operatorzy pracujący dla Bihus Info. Redaktor naczelny Denys Bihus zapowiedział w związku z tym „ostre zmiany personalne”, a widoczne na nagraniach osoby zostały zwolnione.

Zwolnienia w mediach? A co z wojną?

Redakcja Bihus Info jednocześnie wszczęła własne dochodzenie w sprawie publikacji tajemniczych nagrań, żeby ustalić, kto i dlaczego ich szpiegował. Jak udało się ustalić dziennikarzom, dzień przed ich przyjazdem do podkijowskiego ośrodka dokładnie te same pokoje, które wynajęła redakcja oraz sauna zostały wynajęte przez grupę podejrzanie zachowujących się osób. W trakcie dziennikarskiego śledztwa okazało się, że w każdym z tych pomieszczeń została zainstalowana ukryta kamera. Po tym, jak członkowie zespołu Bihus Info rozjechali się do domów, ci sami ludzie ponownie wynajęli te same pokoje, żeby zdemontować sprzęt. Niektóre z nich były w tym terminie zarezerwowane już wcześniej przez innych gości, tam kamery pozostały na miejscu i nagrywały bez ich wiedzy i zgody zupełnie przypadkowe osoby.

Ale kto za tym stoi?

Wyniki śledztwa dziennikarskiego we własnej sprawie redakcja Bihus Info opublikowała 5 lutego. Ustalili, że byli monitorowani przez jeden z wydziałów SBU, czyli ukraińskich służb specjalnych. Sama operacja była przeprowadzona na tyle nieudolnie, że dziennikarzom śledczym dość łatwo udało się zidentyfikować i odnaleźć, a nawet spróbować porozmawiać z agentami SBU, którzy ją zorganizowali. Jednak zaczepiani na ulicy agenci unikali rozmowy i przyspieszali kroku.

Słuchaj podcastu „Blok Wschodni”:

Spreaker
Apple Podcasts

Niemal natychmiast na te rewelacje zareagował minister sprawiedliwości Denys Maluśka, mówiąc, że „wstydzi się” za pracę ukraińskich służb specjalnych. Na początku filmu, prezentując wyniki śledztwa, Denys Bihus, czyli naczelny Bihus Info, mówił o podobnych odczuciach. W ciągu dwóch lat od momentu pełnoskalowej rosyjskiej inwazji miał szansę obserwować wysoki poziom pracy ukraińskich służb, tym bardziej przykro zaskoczyły go odkrycia, poczynione przez redakcję w sprawie inwigilacji, której była obiektem.

Przestraszyć człowieka, który za dużo gada

Dwa dni przed publikacją „kompromatu” – tak nazywa się materiały, których celem jest kompromitacja danej osoby lub organizacji – który miał najwyraźniej zniszczyć reputację cenionej za walkę z korupcją redakcji Bihus Info, doszło do incydentu wymierzonego w innego znanego dziennikarza śledczego Jurija Nikołowa, pracującego dla innego popularnego projektu dziennikarstwa śledczego – Nasi Hroshi. Grupa nieznanych mężczyzn próbowała włamać się do jego mieszkania. Dziennikarza w tym czasie nie było w domu. Była za to jego matka, która wystraszyła się tym najściem, podobnie jak sąsiedzi.

Mężczyźni na drzwiach wejściowych do mieszkania Nikołowa zostawili obraźliwe karteczki, które nazywały go tchórzem i „uchylantem”, czyli osobą, która unika służby w armii. Potem niektóre anonimowe kanały na Telegramie, których działalność wiąże się w Ukrainie z biurem prezydenta, opublikowały informację, że to przedstawiciele komisji wojskowej próbowali doręczyć dziennikarzowi wezwanie do służby. Jednak policja szybko zatrzymała napastników i okazało się, że nie mieli oni nic wspólnego z armią. Według ich własnej relacji zostali wynajęci przez mężczyznę o imieniu Ołeksij, aby „przestraszyć człowieka, który za dużo gada”. Tajemniczy Ołeksij miał ich przekonać, że te działania były „uzgodnione z SBU”.

Na oba incydenty – z redakcją Bihus Info i dziennikarzem Jurijem Nikołowem – ostro zareagowały środowiska dziennikarskie w Ukrainie, ale i międzynarodowi partnerzy naszego kraju. Dyrektorka Instytutu Informacji Masowej, ukraińskiej organizacji pozarządowej, która od prawie 30 lat monitoruje wolność słowa w Ukrainie, wezwała władze do natychmiastowej reakcji. Ambasadorowie krajów G7 zaprosili redaktorów kluczowych ukraińskich mediów, w tym Denysa Bihusa, na zamknięte spotkanie.

Ale te dwa głośne przypadki z ostatnich tygodni to tylko wierzchołek góry lodowej. W 2023 roku wywierano również presję na inne niezależne media i dziennikarzy, m.in. redaktorkę naczelną Ukraińskiej Prawdy Sewgil Musajewą, redakcje Detector Media i Babel. „Jest mi bardzo przykro widzieć działania, które przypominają czasy Janukowycza. I zdecydowanie nie ma dla nich miejsca w 2024 roku” – skomentowała te wydarzenia dyrektorka Instytutu Informacji Masowej Oksana Romaniuk.

Dwa lata wojny w Ukrainie zdewastowały psychicznie całe pokolenia

Prezydent zareagował na skandal wokół szpiegowania dziennikarzy 17 stycznia, niemal natychmiast po opublikowaniu wideo, które miało na celu skompromitowanie redakcji Bihus Info. Odniósł się do sprawy w swoim codziennym przemówieniu, stwierdzając, że „jakakolwiek presja na dziennikarzy jest niedopuszczalna”.

Nie wszyscy przedstawiciele ukraińskiej społeczności dziennikarskiej uznali to oświadczenie za szczere. Teraz, po opublikowaniu wyników śledztwa, które dowodzą, że dziennikarze Bihus Info byli śledzeni przez przedstawicieli służb specjalnych, szczerość słów prezydenta Zełenskiego mogłoby potwierdzić tylko transparentne śledztwo, które pozwoliłoby ustalić, kto konkretnie zlecił tę operację.

Telegram i komunikacja między rządem a obywatelami

Presja na niezależne redakcje to tylko jeden z problemów ukraińskiej przestrzeni medialnej w ostatnich miesiącach. Inną problematyczną kwestią jest nieprzejrzysta komunikacja za pomocą sieci społecznościowych i internetowych komunikatorów. Prym wiedzie tu Telegram, który zarówno jako komunikator, jak i medium przekazujące bieżące informacje zyskiwał w Ukrainie popularność jeszcze przed rozpoczęciem przez Rosję inwazji na pełną skalę.

Według badania przeprowadzonego przez Kantar w styczniu 2022 roku ponad 88 proc. Ukraińców i Ukrainek korzystało z Telegramu. Na podstawie badania tej samej agencji, opublikowanego jesienią 2023, 70 proc. użytkowników Telegramu używa go w celu pozyskiwania wiadomości.

Ten nawyk nie wynika jedynie z wygody. Na Telegramie swoje oficjalne kanały prowadzą ukraińskie władze i wielu polityków. Szef Biura Prezydenta Ukrainy Andrij Jermak często intryguje swoich zwolenników na Telegramie „zagadkami emoji” w przeddzień ważnych decyzji.

Telegram anonimowy

Jednak od początku pełnoskalowej wojny na znaczeniu zyskały również anonimowe kanały na Telegramie, często publikujące rzekomo ekskluzywne, insajderskie informacje. Ukraińcy są szczególnie aktywni w czytaniu tych anonimowych kanałów podczas alarmów lotniczych, bo to właśnie tam pojawiają się pierwsze wiadomości o kierunku uderzenia rosyjskich pocisków rakietowych lub o tym, czy alarm został wywołany przez start MiG-31K w Białorusi, co w praktyce oznacza, że nie ma wielkiego zagrożenia.

Wiele anonimowych kanałów telegramowych przekazuje newsy polityczne, często są to zwykłe plotki, za to przedstawiane jako ekskluzywne informacje. Część z tych kanałów kojarzona jest z Biurem Prezydenta, choć brak twardych dowodów na te związki. Miękkim dowodem jest entuzjastyczny stosunek ich autorów do wszelkich decyzji rządu i samego prezydenta oraz skłonność do nękania tych, którzy krytykują te decyzje. Warto jeszcze raz podkreślić, że to właśnie anonimowe kanały telegramowe powiązane z władzami są często zaangażowane w nękanie konkretnych dziennikarzy i całych redakcji.

Wojna w Ukrainie. Co możemy zrobić jako lewica?

czytaj także

W czasie przygotowań do konferencji prasowej prezydenta Wołodymyra Zełenskiego 19 grudnia 2023 roku, kilka anonimowych kanałów telegramowych, w tym „Trucha Ukraina”, „Vertikal” i „Ukraina Sejczas”, oznajmiło, że otrzymało akredytację na to wydarzenie. Wywołało to oburzenie wśród profesjonalnych dziennikarzy i redakcji, ponieważ legitymizowało anonimowe źródła jako pełnoprawne media. W kontekście rosyjskiej agresji na Ukrainę, której istotnym wymiarem jest wojna informacyjna, to jak zapałka wrzucona do beczki prochu.

„Fakt, że Kancelaria Prezydenta legitymizuje »Truchę« oraz inne anonimowe kanały telegramowe i to, że zrównuje je z profesjonalnymi mediami, jest ciosem dla wszystkich kampanii na rzecz umiejętnego korzystania z mediów, które są prowadzone na Ukrainie” – skomentowała wówczas dyrektorka Instytutu Informacji Masowej Oksana Romaniuk.

Wolność słowa na wojnie

Napięć między ukraińskimi mediami i władzami politycznymi jest oczywiście więcej. Opisane wyżej przypadki jedynie ilustrują powagę i skalę problemu. Rząd często ignoruje ukraińskie media, preferując „bezpośrednią komunikację” za pośrednictwem mediów społecznościowych. Ma do tego prawo, ale najwyraźniej nie rozumie, że lekceważąc czwartą władzę, podcina gałąź, na której siedzi. Tymczasem lekceważący stosunek kluczowych ukraińskich polityków do mediów mógł stać się katalizatorem działań służby bezpieczeństwa, wymierzonych w konkretne osoby i redakcje.

Denys Bihus niestety trafnie zauważył, że te działania są bardzo podobne do rosyjskich praktyk, kiedy służby nie tylko obserwują działalność mediów czy próbują ingerować w proces powstawania materiałów dziennikarskich, ale „włażą do sypialni”, inwigilują życie prywatne i tam szukają kompromitujących dziennikarzy zdarzeń i faktów. „To zgniła rosyjska tradycja” – mocno skomentował sprawę redaktor naczelny Bihus Info.

Jak to się stało, że ukraińska służba bezpieczeństwa, która ma na swoim koncie naprawdę wiele osiągnięć na wysokim poziomie i stanowi jeden z filarów obrony kraju przed rosyjską agresją, zajęła się szpiegowaniem dziennikarzy?

Z punktu widzenia bezpieczeństwa i przyszłości Ukrainy to bardzo negatywny i niepokojący trend. Możemy mieć tylko nadzieję, że zostanie on jak najszybciej wyeliminowany. Liczymy na uczciwe dochodzenia i zmiany personalne w odpowiednich strukturach. Ukraińscy dziennikarze i dziennikarki nie odpuszczą wolności słowa.

**

Olga Worożbyt – zastępczyni redaktora naczelnego „Tygodnika Ukraińskiego”.

*

Z ukraińskiego przetłumaczyła Paulina Siegień.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij