Pytanie: „jak wykryć sztuczną inteligencję w wypracowaniu?” pokazuje, co jest nie tak z naszym myśleniem o szkole.
ChatGPT to bohater naszych niepewnych czasów, w których inteligencja zaczyna się dzielić na prawdziwą i sztuczną, postać idealnie skrojona pod nasze aktualne lęki i frustracje. Niekiedy melancholijnie, i jak na razie dość niestrudzenie, odpowiada na różne ważne i nieważne pytania.
Czat jest w stanie także tworzyć – wiersze, opowiadania czy rozprawki. Czy to kres literatury? Czy to koniec sztuki? Czy zawładną nami maszyny? – troszczą się i ekscytują cieszący się z tematu dziennikarze. Ponieważ status ontologiczny programu i skutki działania wydają się kluczowe zwłaszcza dla branży edukacyjnej, jako jedna z jej aktywnych uczestniczek odpowiadam ostatnio niczym on, ciągle, na gnębiące otoczenie pytania: A co na to nauczyciele? Co zrobicie, jeśli ChatGPT napisze za ucznia, że Wokulski to pozytywista i romantyk?
Królewna Śnieżka w stylu Beksińskiego, czyli kogo zastąpi sztuczna inteligencja
czytaj także
Trzeba jakoś docenić te rzadkie momenty zainteresowania pracą nauczycieli i funkcjonowaniem szkoły: zastanawiając się nie tylko nad rolą sztucznej inteligencji w przyszłości, ale także nad tym, jakie myślenie na temat edukacji zdradzają te pytania.
W przełomowych momentach należy postępować jak ze sztuczną inteligencją: lepiej zdawać się na zadawanie pytań niż na stawianie tez. Nie jesteśmy jeszcze pewni, na ile ten moment okaże się dla szkół i uczelni przełomowy. Czy ChatGPT będzie przypominać postacie z Łowców androidów, czy raczej jak Kopernik z tworzywa sztucznego z Centrum Nauki Kopernik utknie w nieskończoności jak wtedy, kiedy jeden z dowcipnych odwiedzających poprosił o wyrecytowanie liczby pi?
Sytuacja opanowana. Wczoraj robot Kopernik recytował liczbę Pi do 60 cyfr po przecinku, a dziś już elegancko ogranicza się do dwóch – poinformowało 21 lutego Centrum Nauki Kopernik.
Czy jak robot kolejkowy Ewa z serialu Alternatywy 4 nie będzie się biedaczek potrafił odnaleźć w świecie pełnym obchodzenia reguł, brutalnej rywalizacji i omijania porządku i będziemy mu współczuć? Czy będzie panował nad światem i zmusi nas do bycia bateriami jak w Matriksie, czy raczej będzie czymś w rodzaju poczciwego, prostolinijnego spinacza – słynnego asystenta Microsoft, dającego przeróżne porady?
Czy będzie dla szkoły kolejnym narzędziem – jak kalkulator, ksero, rzutnik, wyszukiwarka Google’a, które ułatwiają pewne rzeczy, ale jak przez lata zdążyliśmy się przekonać, nie są w stanie rozwiązać za nas zadań, magicznie wtłoczyć do głowy rozwiązań. No i niestety, same w sobie pozbawione woli, chęci, wytrwałości czy ludzkiej skóry – nie potrafią nas za bardzo niczego nauczyć.
czytaj także
Wreszcie – co z tą słynną sytuacją, w której ChatGPT pisze za dzieciaki prace „o bohaterze literackim, który wykazał się odwagą”? Albo rozstrzygnie za ósmoklasistkę problem, „czy literatura pozwala lepiej poznać minione wieki”? Czy biedni nauczyciele zaczną wyrywać z głowy włosy z tej rozpaczy, że już po nich, a może po prostu naśladując kolegów z Nowego Jorku, będą musieli się uciekać do zakazów? A w niedalekiej przyszłości: do kibicowania nowym technologiom, które coraz doskonalej będą w stanie wykrywać obecność udziału sztucznej inteligencji w pracach pisemnych i kreatywnych analizach?
Piszę ten tekst w Polsce. Powiedzmy sobie szczerze: jeśli naszym głównym problemem faktycznie byłoby to, na ile uczennica pisze samodzielnie porywającą pracę o meandrach Wokulskiego jako romantyka – musiałabym przyznać, że nie jest źle. Trudno jednak, pisząc o sztucznej inteligencji w edukacji, pominąć lokalny kontekst – publicznej szkoły znajdującej się w ogromnym kryzysie: niedofinansowanej, niedoinwestowanej, z której wszyscy mogący sobie na to pozwolić uciekają do sprywatyzowanych baniek. Przepaść jakościowa się powiększa, nauczycielskie pensje – nie rosną, tylko obniżają swoją wartość.
Obok tego wszystkiego migają nam banery z pilnymi sprawami, wcale nie prostymi do rozwiązania: co z kryzysem psychicznym młodzieży? Co z edukacją klimatyczną? Co ze starzeniem się nauczycieli? I to główne, które jakoś każdy niemal rządzący edukacją pomija: pytanie o cel. Po co nam szkoła w takim kraju jak Polska – czego chcemy nauczyć przyszłe pokolenia?
Model pruski i szkoła Montessori, czyli kto się boi nowinek w nauczaniu
czytaj także
Podczas kiedy grzęźniemy w kompletnie nieadekwatnych wobec przyszłości, ale i teraźniejszości sporach o podręcznik do HiT-u czy cnoty niewieście, pytanie o ChatGPT zdradza, że szkoła jest dla nas po prostu dziwną instytucją, w której dzieci przebywają w określonym czasie i co jakiś czas są odpytywane.
W naszym myśleniu o szkole, mimo iż klasa średnia coraz chętniej stawia podejrzenia wobec „przestarzałego systemu” i nauczyła się określenia „model pruski”, przeważa przyzwyczajenie: szkoła to takie miejsce, w którym uczymy się, na ile sposobów oszukać, wykręcić, zdać, zapomnieć, uniknąć, w którym wszyscy uczymy się udawać i przymykać oko. Czat, który odpowiada na nasze pytania, może za nas rozstrzygnąć, jakie argumenty przeważają za tym, że Wokulski był pozytywistą, ale nie odpowie za nas na pytanie: po co i czego chcę się uczyć? Kim i jaki chcę być w przyszłości? Co mnie interesuje? Które umiejętności jestem w stanie szlifować w nieskończoność, a które mogę pominąć i pójść na skróty?
Nasz świat opiera się na patoposłuszeństwie. Ale możemy to zmienić [rozmowa z Mikołajem Marcelą]
czytaj także
Oczywiście, ChatGPT nie radzi sobie nie tylko z tymi fundamentalnymi kwestiami. Można go przyłapać na niewiedzy dotyczącej podstawowych rzeczy związanych z polską kulturą. Nadal się myli w podstawowych faktach, nie wie, kto napisał Noc Listopadową i co się działo w Polsce w 1968 roku – czym nie różni się specjalnie od uczniów. Nie potrafi odczytywać niuansów, emocji i intencji, być może daje radę po angielsku, ale w polskim kontekście jest w stanie zdawać najwyżej na trójki.
Możliwe, że będzie się szybko uczył i rozwijał, możliwe, że stając się programem płatnym, jeszcze bardziej przyczyni się do komercjalizacji branży edukacyjnej, wciąż, zwłaszcza w Polsce, bazującej na uprzywilejowaniu ekonomicznym, technologicznym i kulturowym. Z jednej strony wydaje się doskonale przystosowany do piekielnych pytań Centralnej Komisji Egzaminacyjnej z kategorii „czytanie ze zrozumieniem” i ogólnej miałkości podstawy programowej, z drugiej – nie daje rady przy wszystkim, co wymaga chociaż odrobiny kreatywności i myślenia.
czytaj także
W tym morzu niepewności jest na pewno kilka rzeczy, na które warto stawiać. Gdybym przyparta do muru miała definiować konkretną rolę sztucznej inteligencji w szkole, kluczowym celem byłoby zaprzestanie udawania. Portal The Conversation wskazuje na trzy sensowne kierunki:
- zamiast zakazywania – włączanie GPT do szkolnych sal;
- uczenie krytycznego myślenia;
- stawianie na umiejętności, które będą uczniom naprawdę przydatne w przyszłości.
Jedną z nich może stać się również kreatywne, świadome i etyczne korzystanie z programu ChatGPT i podobnych. Tylko czy polską szkołę stać na takie postawienie sprawy?
Zapytany o cele polskiej edukacji, sam bohater mojego tekstu odpowiada: „Głównym celem edukacji w Polsce jest zapewnienie każdemu dziecku i młodemu człowiekowi umiejętności, wiedzy i kompetencji niezbędnych do życia w wolnym i demokratycznym społeczeństwie”. To oczywiście miłe, że tak sądzi. Ciekawe, czy ktoś w ministerstwie ostatnio się tym bawił.