Świat

Trump zrobił sobie test na wirusa. Amerykanie jeszcze nie

W środę wieczorem, w połowie meczu między Dallas Mavericks i Denver Nuggets, NBA odwołała sezon koszykarski. W czwartek zamknięto Disney World i Disneyland. W piątek, 13 marca, nawet Donald spuścił z tonu i ogłosił narodowe „emergency”.

Dwa lata temu Donald Trump zwolnił jedynego oficjela wysokiej rangi odpowiedzialnego za globalne bezpieczeństwo zdrowotne w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. To jeden z przykładów demontażu państwa w wykonaniu tej administracji. Dzisiaj ani Trump, ani amerykańska służba zdrowia nie są gotowi na to, co mogą przynieść następne tygodnie.

Amerykański system zdrowia jest do dupy, stać na niego tylko kastę amerykańskich bogaczy. Według Trumpa to oczywiście najlepszy system opieki medycznej na świecie, który radzi sobie z koronawirusem jak winner, nigdy jak loser. Prezydent gratuluje sobie szybkości reakcji – że zyskał na czasie, wprowadzając restrykcje na podróże z Chin, a ostatnio także z Europy. Tylko, że nic z tym czasem nie zrobił, zamiast tego rozprzestrzeniając nieprawdziwe informacje. Jeszcze tydzień temu pisał na Twitterze, że demokraci sieją panikę, a wirus jest pod kontrolą, przynajmniej w USA. Banda tchórzy, którzy zawiadują jego rządem, nie miała odwagi protestować.

Jak na razie są dwa modele postępowania z koronawirusem. Jeden zostały wypracowany w Chinach, które już teraz mają rękę na pulsie (np. większym zagrożeniem jest dla nich w tym momencie sytuacja poza Chinami). Ten model został przejęty przez Koreę Południową, która też zaczyna sobie dobrze radzić – liczba nowych przypadków spada. W Stanach sytuacja będzie wyglądała raczej jak we Włoszech lub w Iranie – wirus jest obecny już od tygodni, tylko w Wirginii Zachodniej nie zanotowano dotąd ani jednego przypadku zakażenia. Wraz z końcem weekendu Ameryka miała ponad trzy tysiące przypadków koronawirusa i ponad 60 zgonów. W sobotę 14 marca Nowy Jork potwierdził pierwszą ofiarę śmiertelną – zmarła 82-letnia kobieta na Brooklynie.

Koronawirus w USA i plaga trumpizmu

Przede wszystkim, wbrew zapewnieniom Trumpa, Amerykanie nie mają dostępu do testów, i to nawet ci, którzy faktycznie mogą być zakażeni. Gdy Światowa Organizacja Zdrowia zaproponowała rządowi USA gotowy test, Amerykanie odpowiedzieli, że wyprodukują własne. Wyprodukowali, ale gdy Centrum Kontroli Chorób (CDC) w końcu wypuściło je na rynek, okazało się, że nie działają. W rezultacie do 14 marca tylko dziesięć tysięcy Amerykanów zrobiło test, podczas gdy Korea Południowa – z sześciokrotnie mniejszą populacją – robi takich testów dziesięć tysięcy dziennie. Skąd wiemy, że Tom Hanks i jego żona mają koronawirusa? Ano stąd, że badano ich w Australii, gdzie testy są ogólnodostępne.

Wraz z końcem weekendu Ameryka miała ponad trzy tysiące przypadków koronawirusa i ponad 60 zgonów.

Jak na razie, w praktyce wygląda to w Stanach tak: Pacjent przychodzi do lekarza albo szpitala. Najpierw robi mu się test na grypę. Dopiero potem, i to zazwyczaj tylko gdy wymagana jest hospitalizacja i tylko wtedy, gdy powie, że podróżował, robi się test na koronawirusa. Na dzień dzisiejszy testu nie mogą wykonać ani lekarze, ani szpitale: pohbrane próbki wysyła się do stanowych laboratoriów. Najłatwiej zainicjować proces przez lokalne władze, które pozostają w kontakcie z laboratoriami. Np. według „Washington Post” lekarz rodzinny w Północnej Karolinie, który jest potencjalnie pierwszym „lokalnym” przypadkiem koronawirusa w tym stanie, czyli zakażonym bez jakichkolwiek zagranicznych wojaży czy kontaktów, musiał całymi dniami walczyć o test. Testy mają się wkrótce pojawić – rząd zrezygnował z monopolu i pozwala na inicjatywę w sektorze prywatnym.

W sobotę, 15 marca, lekarz Trumpa w Białym Domu potwierdził, że test prezydenta wypadł negatywnie. Test zrobiono po tym gdy prezydenta spotkał się z brazylijską delegacją w swoim ulubionym kurorcie na Florydzie, Mar-a-Lago. Paradoksalnie, pandemia najbardziej zagraża osobom właśnie w wieku Trumpa. Pierwsze przypadki koronawirusa w Stanach pochodziły ze słynnych wielotygodniowych rejsów all inclusive – gdzie Amerykańscy seniorzy zwiedzają świat, nie przestając zajadać frytek i nie podnosząc się z leżaków. Jak średniowieczne statki szaleńców, te luksusowe wylęgarnie wirusa wciąż pływają po morzach, odsyłane z portu do portu.

Giełda, zgodnie z przewidywaniami, wpadła w histerię. Po tym jak rząd obiecał 50 miliardów dolarów, nieco trochę się uspokoiła, ale nikt nie wie, czego się spodziewać. Recesja jest prawdopodobna, linie lotnicze i pociągi już zaczynają mówić o koniecznej pomocy finansowej. Paraliż sektora usług – turystyka, restauracje – odbiera ludziom pracę. Tymczasem plan pomocy finansowej Trumpa dotyczy głównie biznesu. Demokraci przygotowali własny plan, który Izba Reprezentantów przyjęła w sobotę 14 marca. Dzięki niemu część Amerykanów dostanie płatny urlop zdrowotny – egzotyczny rarytas w tym kraju.

Wielkie aglomeracje zamknęły szkoły – Los Angeles i Nowy Jork. Większość stanów podjęło podobną decyzję. Wiele amerykańskich dzieci, w miastach i na prowincjach, dostaje darmowe posiłki w szkołach każdego dnia – to ich śniadanie i obiad. Miesiące koniecznej społecznej izolacji mogą odznaczać dla nich biedę i głód. W weekend restauracje i bary w Nowym Jorku funkcjonowały na pół gwizdka, nie przekraczając 50 klientów na raz. Koniec z laminowanym menu. Poszczególne stany podejmują tego rodzaju decyzje samodzielnie, bo federalnych wytycznych brak. Potencjalnie może to doprowadzić do masowych ucieczek ze stanu do stanu, ostrzegł gubernator Nowego Jorku Andrew Cuomo w niedzielę wieczorem w wywiadzie dla telewizji CNN. Od poniedziałku 16 marca bary i kina w Nowym Jorku są zamknięte.

W ubiegłą sobotę amerykańskie samoloty lecące do Hiszpanii zawróciły w połowie drogi. W sobotę wieczorem pojawiły się pierwsze raporty o niemożliwych sytuacjach na lotniskach, gdzie trzyma się ludzi godzinami, w kupie, próbując ich przepchnąć przez powolny screening. Brak zabezpieczeń – dla potencjalnych pacjentów i tych którzy próbują im pomóc – woła o pomstę do nieba.

Brytyjczycy idą na czołówkę z koronawirusem

Koronawirus wpływa znacząco i będzie wpływał na demokratyczne prawybory, a być może nawet na wynik wyborów prezydenckich. Georgia i Luizjana postanowiły przełożyć głosowanie, a kolejne stany mogą pójść w ich ślady. Wirus został już odnotowany w populacji więźniów w stanie Waszyngton, więc ludzie w federalnych więzieniach będą przez miesiąc odcięci od wizytacji, także od konsultacji prawnej. Rezerwa Federalna tnie stopy procentowe do zera, „New York Times” i „Washington Post” publikują o koronawirusie za darmo, a i tak biją rekordy prenumeraty.

Już 8 milionów Amerykanów zbiera na leczenie w ramach crowdfundingu

W niedzielę wieczorem odbyła się kolejna demokratyczna debata. Tym razem na scenie, którą przeniesiono z Arizony do zdezynfekowanego studia w D.C., Bernie i Biden przywitali się łokciami. Dyskusja była spokojna, bez widowni w studio. Obaj krytykowali Trumpa, oczywiście w kontekście walki z epidemią. Bernie starał się pokazać, że czekający nas kryzys służby zdrowia jest wynikiem braku publicznej służby zdrowia. Biden argumentował, że jedno nie ma z drugim nic wspólnego; Włochy mają publiczną służbę zdrowia i pandemię.

We wtorek 17 marca mimo pandemii głosują Arizona, Illinois i Floryda. Ohio skapitulowało w ostatniej chwili. Część demokratycznych wyborców, zwłaszcza po 65. roku życia, boi się iść do lokali wyborczych. Punkty wyborcze, przynajmniej w Mohave County w Arizonie, nie stosują żadnych specjalnych zabezpieczeń przez wirusem.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij