Napisanie pamiętnika i zgłoszenie go do ogólnopolskiego konkursu to akt uznania własnych doświadczeń za warte uwagi. Wśród mieszkanek wsi w pierwszej połowie XX wieku takie przekonanie było jednak rzadkością – w wyniku systemowej przemocy i dyskryminacji kobietom przypisywano niezmiennie niskie miejsce w społecznej hierarchii.
Julianna, Danka i Teresa pisały pamiętniki w tajemnicy przed mężami. Julianna nocą, Danka rano, czekając, aż wystarczająco rozpali się pod piecem, a Teresa w PKS-ie wiozącym ją do pracy w pobliskiej masarni i z powrotem. Julianna w roku 1936, Danka w 1962, Teresa w 1983.
Bały się. Raz – gniewu za marnowanie czasu albo pieniędzy na materiały do pisania, znaczek i kopertę. Dwa – bo dobrze wiedziały, że męża z równowagi wyprowadzić może najmniejsza rzecz, a co dopiero wypisywanie do obcych, do Warszawy. Lepiej dmuchać na zimne, zapobiegać, zamiast później leczyć. Julianna – okładem z roztartych liści babki lancetowatej, Danka – maścią nagietkową z apteki w Brzesku, a Teresa – świńskim żebrem prosto z własnej zamrażarki. Przede wszystkim jednak bały się wstydu. Co, jeśli zdobędą się na odwagę, opowiedzą w pamiętniku całe swoje dotychczasowe życie, a ktoś uzna je za błahe albo nieciekawe? Takie upokorzenie lepiej znosić w pojedynkę.
Honoracie z Bliznego trafił się za to dobry mąż. Wszystkie koleżanki z koła gospodyń wiejskich radziły jej, żeby się za długo nad ślubem nie zastanawiała, bo taki, co zagląda do kieliszka tylko od święta, to się jej może drugi raz nie przydarzyć. Mąż Honoratę podobno bardzo kochał. Zabierał ją na zabawy do remizy, siedział pod drzwiami, kiedy rodziła mu kolejnych synów, a 19 stycznia 1946 roku kupił jej w prezencie poniemiecką maszynę do szycia. Jednak w kwietniu 1962, kończąc pamiętnik, bała się, że to on, nie ona, będzie miał rację w sprawie konkursu: „Mąż się ze mnie śmieje. Po co ty siedzisz w nocy i piszesz i tak tego babskiego pisania nikt czytać nie będzie. On jest przecież chłop mądry, do tego jeszcze radny w G.R.N.”.
Rozwód, emigracja, egzorcyzmy: strategie polskiej wsi w walce z patriarchatem
czytaj także
Napisanie pamiętnika i zgłoszenie go do ogólnopolskiego konkursu to akt uznania własnych doświadczeń za warte uwagi. Wyraz postrzegania siebie samej jako współuczestniczki historii. Wśród mieszkanek wsi w pierwszej połowie XX wieku takie przekonanie było jednak rzadkością – w wyniku systemowej przemocy i dyskryminacji, wynikających zarówno z przynależności klasowej, jak i płci, kobietom przypisywano niezmiennie niskie miejsce w społecznej hierarchii. Jak pisał Józef Chałasiński, jeden z najważniejszych inicjatorów i badaczy pamiętnikarstwa konkursowego: „Jeśli wieś w ogóle w dawnej stanowo-klasowej strukturze miała miejsce z założenia służebne […], to kobietę wiejską bardziej jeszcze niż mężczyznę tradycja historyczna i ludowa określała jako istotę nieautonomiczną, istotę domową, której życie miało się toczyć na ślepej uliczce, […] daleko od wielkiego szlaku historii narodu”.
czytaj także
Dlatego dla wielu pamiętnikarek uczestniczących w konkursach z pierwszych dekad PRL-u istotny punkt odniesienia stanowiły zapiski ich poprzedniczek, które ukazywały się na łamach prasy i w monografiach pokonkursowych. Autorki pamiętników z lat trzydziestych przetarły drogę i ośmieliły do spisywania swoich opowieści kolejne pokolenia kobiet.
Powojenna rewolucja emancypacyjna
Po wojnie najczęściej cytowano Pamiętniki chłopów, których dwa tomy ukazały się odpowiednio w roku 1935 i 1936. W połowie lat pięćdziesiątych, na fali deklarowanej przez Polskę Ludową polityki prochłopskiej, opublikowano okrojone fragmenty czterdziestu czterech z tych pamiętników, w wyborze oraz opracowaniu Leonory Stróżeckiej. Z okazji planowanego wznowienia Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych zleciła Andrzejowi Munkowi zrealizowanie krótkiego materiału, którego bohaterami zostali autorzy oryginalnych pamiętników z lat trzydziestych.
czytaj także
Obie inicjatywy miały się przysłużyć propagandzie rządzących, która ukazując kontrast pomiędzy nędzą chłopstwa za czasów sanacji a sukcesami powojennej odbudowy wsi, próbowała odwrócić uwagę opinii publicznej od klęski polityki rolnej PZPR: forsowany po 1948 roku projekt kolektywizacji wsi napotkał silny opór chłopów, co skutkowało obniżeniem efektywności produkcji rolnej i pogłębiającym się niezadowoleniem społecznym. Wybór Stróżeckiej rozesłano do wiejskich oddziałów Związku Młodzieży Polskiej, spółdzielni i lokalnych bibliotek, a film Munka puszczano zamiast produkcji Polskiej Kroniki Filmowej w wiejskich kinach objazdowych.
W zbiorze Stróżeckiej znalazł się między innymi fragment Pamiętnika nr 3, jednego z dwóch opublikowanych w roku 1935 tekstów kobiet. Zanonimizowana przez redaktorów autorka pisała: „Bo doprawdy niema chyba na świecie więcej zapomnianej i niedocenianej istoty, jak wieśniaczka, a najbardziej u nas w Polsce. A przecież my wszystko składamy w ofierze ojczyźnie i społeczeństwu, a w zamian nie dostajemy nic. Wszystko co napisałam jest najszczerszą prawdą, a są to tylko wyjątki, bo gdybym miała napisać cały ogrom niedoli i nędzy musiałabym pisać nie parę tygodni, ale parę lat i być uczoną. Nie dziwcie się, że są błędy i niedokładności, bo przecież jestem samoukiem, a pisałam to zmęczona codzienną pracą, chorą ręką, często długo w noc, gdy oczy ze zmęczenia kleiły się do snu i przy nikłem świetle przykręconej naftowej lampki, a w dodatku po kryjomu przed mężem, żeby się nie wyśmiał ze mnie, że bawię się w uczoną osobę”.
Smar oliwiący gospodarkę, czyli jakiej historii potrzebują Polacy [rozmowa]
czytaj także
W późniejszych konkursach, zwłaszcza tych z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, największą grupę stanowiły autorki urodzone jeszcze w XIX lub na początku XX wieku, a więc równolatki tych pierwszych, nielicznych pamiętnikarek. Z ich perspektywy powojenna rewolucja emancypacyjna otworzyła kobietom drzwi do uczestnictwa w życiu społecznym na zupełnie nowych zasadach. Jako dwudziesto- czy trzydziestolatki nie odważyłyby się zabrać głosu – od kobiet oczekiwano wówczas przede wszystkim wypełniania obowiązków domowych, rezygnacji z własnych ambicji zawodowych czy edukacyjnych oraz posłuszeństwa wobec męskiego autorytetu.
Uważała tak na przykład Maria spod Wielkiego Leźna na Kujawach, która na początku lat sześćdziesiątych zapisała: „Również i kobiety ileż musiały kiedyś znieść upokożenia tylko dlatego, że były innej płci (kobiety). Dziś jest inaczej. My kobiety mamy równe prawa jak i mężczyźni. W obecnej żeczywistości nikogo już nie dziwi gdy spodka kobietę architekta, inżyniera, górnika czy też ministra. To wszystko wydaje się bardzo naturalne”.
„Nic się nie działo” – na wsi to oznaczało egzystencjalne bezpieczeństwo
czytaj także
Na konkurs z roku 1970 ponad połowę tekstów nadesłały kobiety po czterdziestym piątym roku życia, co tłumaczy, dlaczego spośród tysiąca dwustu uczestniczek aż siedemdziesiąt pięć procent dysponowało jedynie wykształceniem Dominika S. z Zamojszczyzny, urodzona na kilka lat przed wybuchem I wojny światowej, najpierw ukończyła cztery klasy szkoły podstawowej, a w latach trzydziestych – kilkunastomiesięczny kurs rolniczy w Marysinie, o którym dowiedziała się z prasy. Z gazet rolniczych znała także fragmenty już powojennych pamiętników. Własny tekst nadesłała dopiero, kiedy zorganizowano pierwszy konkurs skupiony wyłącznie na opowieściach wiejskich kobiet. Pisała w nim: „Ktoś pomyślał o nas, zwykłych kobietach wiejskich, takich co to nieraz określane są pogardliwym, graniczącym z litością określeniem »kobiecina«. Ktoś, chce jakby porozmawiać z nami i wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski. To będzie już kawałek historii”.
Przepraszam za brzydkie pismo
Zbłaźnić się przed mężem czy rodzicami to jeszcze pół biedy. Dla pamiętnikarek najtrudniejsze było wystawienie swoich opowieści na ocenę ludzi pochodzących z mitycznej elity: inteligencji, literatów, „państwa profesorstwa”.
Zarówno w pamiętnikach autorstwa mężczyzn, jak i kobiet pochodzenia chłopskiego silnie obecny jest wątek podległości wobec środowisk miejskich. Jedni je kontestują, inni pokornie przyznają im rację. Nawet jeśli autor czy autorka podnoszą kwestię klasowej godności i solidarności, dokonują tego najczęściej poprzez podkreślanie analogii pomiędzy życiem na wsi i w mieście. Może i na wsiach nie ma betonowych dróg, więc tonie się w błocie po kolana, ale młodzież też jeździ komarami na potańcówki. Może chłopskie córki i chłopscy synowie mają utrudniony dostęp do szkół średnich, ale prenumerują prasę i słuchają radia. Może i kobiety z miasta uchodzą za większe elegantki, bo mogą wystać sobie w kolejce rajstopy ze szwem albo materiał na spódnicę, ale na wsi dziewczyny też robią sobie trwałą ondulację i malują powieki błękitnymi cieniami.
czytaj także
Przede wszystkim chodzi więc o wpisanie samych siebie w pewną „normę”: standard wychowania, edukacji czy ubioru kojarzone jako atrybuty awansu i modernizacji. Za zinternalizowane przeświadczenie o własnym niedopasowaniu do „normy” autorzy nieustannie przepraszają. I mężczyźni, i kobiety, chociaż one znacznie częściej i za więcej „przewin”.
Jedna z członkiń Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży z Rusinowa nadesłała w roku 1936 naddarty rękopis. Nie miała pieniędzy na zakup nowego papieru i dodatkowego atramentu, nie było więc innej rady, jak tylko się zawstydzić i napisać: „Przepraszam bardzo Szanownego Państwa gdyż mi gęś zrobiła szczerbę”. Niemal cztery dekady później sześćdziesięcioletnia Katarzyna C. z okolic Jasła czuła, że przed jury konkursowym należy się wytłumaczyć nie tylko z formy nadesłanego tekstu, kroju pisma, ale i języka, a właściwie całej swojej opowieści: „Przepraszam za brzydkie pismo za błędy nieodpowiednie wyrażenia i nazwy. Pisze to ręka prawdziwie wiejskiej kobiety spracowana trzęsąca i nieuczona. Ale wiem że to moja pismo pujdzie do ludzi mądrych, więc jak tylko będą chcieli to przeczytają i zrozumieją”.
*
Fragment książki Przepraszam za brzydkie pismo, która 30 lipca ukaże się w wydawnictwie Czarne. Dziękujemy wydawnictwu za zgodę na przedruk.
**
Antonina Tosiek (ur. 1996) – badaczka dwudziestowiecznej diarystyki ludowej, poetka i krytyczka. Doktorantka Szkoły Doktorskiej Nauk o Języku i Literaturze UAM. Laureatka Studenckiego Nobla w kategorii literatura i dziennikarstwo. Członkini redakcji naukowej kwartalnika „Czas Kultury”. Autorka książek poetyckich storytelling oraz żertwy – za tę drugą otrzymała Nagrodę im. Wisławy Szymborskiej oraz Nagrodę Literacką m.st. Warszawy.