50 osób bez jedzenia i namiotów. Białoruś nie chce ich przyjąć z powrotem, a Polska przepuścić, choć chcą tylko skorzystać ze swojego prawa, czyli ubiegać się o ochronę międzynarodową.
1.
„Porusza Was, co się dzieje w Afganistanie? Porusza Was, jak Talibowie zastraszają dzieci i kobiety? Z całego serca życzycie im jak najlepiej? Kochani, od lat na granicach Europy afgańskie kobiety, dzieci i mężczyźni są traktowani długą bronią. Choćby na naszym polskim Podlasiu, ot, parę dni temu. Dochodzi do przemocy, upokorzeń, push backów – ale gdzieś pod przykrywką nocy” – pisze na swoim profilu Anna Alboth, aktywistka i dziennikarka, której akcja Marsz dla Aleppo była nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla.
Jeszcze przed największym kryzysem w Afganistanie reżim Łukaszenki zaczął ściągać obywateli i obywatelki Afganistanu i Iraku, by po kilku dniach odstawić ich pod granicę z Litwą, Łotwą i Polską. W ten sposób chce wymusić na Unii Europejskiej ustępstwa, choćby w sprawie sankcji nałożonych za brutalne tłumienie protestów po sfałszowanych wyborach.
czytaj także
We wtorek, 17 sierpnia, w polskich mediach zaczęły pojawiać się informacje o ok. 50 uchodźcach i uchodźczyniach z Iraku i Afganistanu, również kilkuletnich dzieciach, koczujących od tygodnia między Polską a Białorusią po stronie białoruskiej, w okolicach Usnarza Górnego na Podlasiu. Bez namiotów ani żywności, za to otoczeni strażnikami z ostrą bronią ponad ich głowami.
Białoruś nie chce ich przyjąć z powrotem, a Polska przepuścić, choć chcą tylko ubiegać się o ochronę międzynarodową. Mają do tego prawo, gwarantuje to m.in. konwencja genewska, ale Europa od dawna już niewiele sobie robi z obowiązujących praw. I Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem.
Europa niechętna jest uchodźcom, zwłaszcza z Bliskiego Wschodu, bo boi się powtórki z 2015 roku, co już słychać z ust takich polityków jak Emmanuel Macron. I choć apeluje się o otworzenie korytarzy humanitarnych dla najbardziej zagrożonych, to nie ma co liczyć na to, że ci, którym uda się uciec z Afganistanu przed rządami talibów, będą traktowani inaczej, niż ci, którzy dziś koczują na granicy między Polską, a Białorusią. Zwłaszcza, że ruchy migracyjne z tamtego kierunku będą coraz intensywniejsze. Europa więc będzie pilnie strzec swoich granic, mimo że świat obiegły dramatyczne zdjęcia i nagrania z lotniska w Kabulu pokazujące ludzi desperacko próbujących dostać się do samolotów, zarezerwowanych do celów militarnych i humanitarnych.
czytaj także
2.
„Polskie władze od dłuższego czasu blokują uchodźcom możliwość przekroczenia naszej wschodniej granicy i składania wniosków o ochronę międzynarodową na przejściach granicznych. Z tego powodu część osób – przy cynicznym wsparciu białoruskiego reżimu – jest zmuszona do przekroczenia granicy wbrew przepisom, co naraża je na pozbawienie wolności oraz deportację” – piszą polskie organizacje pozarządowe, w tym Amnesty International Polska i Helsińska Fundacja Praw Człowieka. I apelują do rządu m.in. o umożliwianie uciekającym samodzielnie Afgankom i Afgańczykom składania wniosków o ochronę, przyspieszenie wydawania wiz, zapewnienie relokacji i przesiedleń oraz zawieszenie wszystkich deportacji.
Tymczasem rząd po cichu przygotowuje zmiany prawa migracyjnego, które ma m.in. penalizować przekraczanie tzw. zielonej granicy. To jawne złamanie konwencji genewskiej, a także zasady non-refoulement, które zabraniają Polsce zawracać na granicy osoby chcące ubiegać się o status uchodźcy.
Rząd planuje także odformalizowanie i przyspieszenie procedur powrotowych, czyli deportacji, o czym czytamy w opisie projektowanych zmian. A w odpowiedzi na pytania dziennikarzy o szczegóły, rzecznik MSWiA rozesłał komunikat prasowy o działaniach straży granicznej, w którym czytamy m.in:, że „rząd Prawa i Sprawiedliwości od początku sprzeciwia się nielegalnej i niekontrolowanej migracji. Nie ma zgody Polski na wjazd do naszego kraju osób, które mogą stanowić zagrożenie dla naszych obywateli”.
Projektowane zmiany są odpowiedzią na wzmożony ruch na granicy polsko-białoruskiej i choć nie weszły jeszcze w życie, to rząd robi wszystko, by odgrodzić Polskę od migrantów i uchodźców.
W środę, 18 sierpnia, wiceminister Wąsik zamieścił na Twitterze zdjęcia drutu kolczastego rozciągniętego wzdłuż granicy polsko-białoruskiej z komentarzem, że 100 km już gotowe, a za chwilę dalsze 50 km.
A dzień wcześniej wicepremier i minister kultury Piotr Gliński powiedział, że „Polska obroniła się przed falą uchodźców w 2015 r. i teraz też się obroni. Będziemy postępowali odpowiedzialnie, obronimy Polskę”.
3.
„W grupie uchodźców przetrzymywanych na granicy jeszcze kilka dni temu było kilkanaście kobiet z dziećmi. Były to osoby z Iraku. Białorusini pozwolili osobom z małymi dziećmi na cofnięcie się. Nie wiemy, jaka jest ich aktualna sytuacja” – poinformowali obecni na miejscu pracownicy fundacji Ocalenie. Wiemy, że 32 osoby z grupy, Afgańczycy, chcą złożyć w Polsce wniosek o status uchodźcy. Otoczona kamerami tłumaczka Tahmina Rajabova przekazywała pytania do uchodźców i uchodźczyń. Musiała mówić na tyle głośno, by usłyszano ją kilkadziesiąt metrów dalej, tak, by pytania dotarły do otoczonych przez uzbrojoną straż graniczną osób.
Poseł Lewicy Maciej Konieczny, korzystając z immunitetu, w czwartek przekroczył granicę i przekazał wspomnianym osobom wnioski o azyl, dzięki czemu będą mogli ubiegać się o ochronę. Wręczył im też śpiwory, powerbanki i pełnomocnictwa dla polskich prawników. Jak informuje Ocalenie, uchodźcy i uchodźczynie nie jedli od 24 godzin. Strażnicy nie dopuścili do nich osób z Polski, które chciały przekazać im żywność.
Poseł Maciej Konieczny przekazał uchodźców z Afganistanu spiwory, powerbanki i pełnomocnictwa dla polskich prawników, uchodzcy krzyczą, że chcą w PL ochrony, SG udaje, że nie slyszy@TOKFM_NEWS https://t.co/DDQB2KOkFv pic.twitter.com/HwSGVJYMcW
— Jakub Medek (@JakubMedek) August 19, 2021
4.
Jak cała sytuacja wygląda z prawnego punktu widzenia tłumaczy Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć. Zaznacza jasno, że cudzoziemcy stali się „zakładnikami w politycznej grze” Łukaszenki oraz udowadnia, że działania Polski nie są zgodne z obowiązującym prawem międzynarodowym.
„Cudzoziemcy zatrzymywani w ostatnich miesiącach przez polską straż graniczną przekraczają polsko-białoruską granicę w sposób nieregularny, poza wyznaczonymi przejściami granicznymi, co jest skutkiem działań władz białoruskich i sieci przemytniczych. Fakt, że właśnie w ten sposób przedostają się do Polski nie ma jednak wpływu na zasadność ich obaw przed prześladowaniem i nie może przekreślać ich prawa do ubiegania się o ochronę. Nie powinny również być karane za takie przekroczenie granicy – zgodnie z art. 31 Konwencji z 1951 r., gdyż osoby te były w sytuacji przymusowej, uciekając” – czytamy na stronie Centrum.
Uchodźcy jak powódź albo natarcie wrogich armii. Język w służbie nieludzkiej polityki
czytaj także
Polska nie ma prawa odsyłać tych osób do Białorusi, mimo że tam byli w pierwszej kolejności „Zasada non-refoulement jasno zakazuje nie tylko odesłania cudzoziemca do jego własnego kraju, ale też zakazuje tzw. łańcuchowej deportacji. Oznacza to zakaz odesłania cudzoziemca także do jakiegokolwiek kraju, gdzie jego życiu lub wolności zagrażałoby niebezpieczeństwo, albo jeśli kraj ten prawdopodobnie odesłałby tego cudzoziemca dalej, do kraju pochodzenia, gdzie grozi mu prześladowanie. Ten zakaz w omawianej sytuacji obejmuje więc także Białoruś. Polska powinna przyjąć osoby czekające na granicy i ocenić ich sytuację indywidualnie, w bezpiecznych i humanitarnych warunkach”.
Polska jednak o łamanie prawa oskarża koczujących na granicy. I przedłuża kryzys, narażając ich zdrowie oraz bezpieczeństwo.
**
Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.