Park Centralny był zarośnięty, głuchy, ciemny, niebezpieczny i nieodwiedzany przez mieszkańców. Dziś to miejsce tętni życiem. Nie ukrywam więc, że bardzo ubodły mnie zarzuty Jana Mencwela, który sugeruje, że świdnicki park wpisuje się w betonowy krajobraz Polski – mówi nam Beata Moskal-Słaniewska, prezydentka Świdnicy.
„Pas startowy” to główna aleja w parku Centralnym, jednym z kilku parków okalających centrum miasta. Na to miano aleja zasłużyła sobie w 2017 roku, kiedy park Centralny przeszedł wielką przemianę, przez władze miasta nazywaną „rewitalizacją”. W ramach prac wycięto ponad 200 drzew i niemal wszystkie krzewy. Urząd tłumaczył te wycinki „względami kompozycyjnymi”.
Dziś kompozycja wygląda tak, że wzdłuż centralnej alei parku nie rośnie żadne drzewo i latem nie ma tam cienia. Jest za to równy rząd nowych latarni. Postawiono ich tam aż 272, czyli więcej niż drzew usuniętych z parku. Rozmieszczone są co 15 metrów. Ich żarówki świecą silnym, białym światłem, tak że mógłby tu w nocy lądować samolot.
To fragment książki Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Jej autor, Jan Mencwel, przygląda się fatalnemu zamiłowaniu Polaków do betonowego krajobrazu i masowo prowadzonym, głównie przez samorządy, wycinkom drzew. Jako przykład ogołacania miast z zieleni aktywista i współzałożyciel stowarzyszenia Miasto jest Nasze podaje Świdnicę, gdzie w ubiegłym roku zakończyła się warta prawie 20 mln zł odbudowa parku Centralnego.
Z krytyczną opinią Jana Mencwela stanowczo nie zgadza się jednak spora część mieszkańców i mieszkanek miasta, a przede wszystkim jego prezydentka, Beata Moskal-Słaniewska, która – jak sama podkreśla – ochronę przyrody uczyniła jednym z priorytetów swojej prezydentury.
Paulina Januszewska: Na zarzuty autora Betonozy odpowiedziała pani zapewnieniem, że rewitalizacja parku Centralnego była jednym z najlepszych tego typu przedsięwzięć w Polsce. Co może nas przekonać do słuszności tej tezy?
Beata Moskal-Słaniewska: Przede wszystkim reakcje mieszkańców. Park jest nareszcie pełen ludzi, którzy chętnie spędzają tu czas. Przychodzą tu rodziny z dziećmi, osoby starsze, ci, którzy korzystają z szutrowych ścieżek w czasie joggingu. Po prostu wszyscy. Mnóstwo osób robi tu zdjęcia, które zamieszcza później na portalach społecznościowych. Za realizację tego projektu dostaliśmy kilka nagród, m.in. w ramach konkursu na „Modernizację Roku 2018”. To wyróżnienie przyznawane i weryfikowane przez grono ekspertów. Architekci i specjaliści od zarządzania zielenią samodzielnie, a nie tylko na podstawie zgłoszeń, wybierają najciekawsze i najlepiej wykonane inwestycje, spełniające jednocześnie wymagania estetyczne, odpowiadające na potrzeby miasta i wykazujące walory przyrodnicze.
czytaj także
Na takie właśnie cele, skrupulatnie oceniane przez wspomniane gremium, stawialiśmy w tym projekcie. Udało się nam osiągnąć je wszystkie. Co więcej, zdobyliśmy pierwsze miejsce w konkursie internautów, którzy – obok ekspertów – mogli oddawać swój głos. Świdnicki park Centralny zwyciężył bezapelacyjnie w kategorii „tereny zielone”, bo taka była mobilizacja mieszkańców. I to także mieszkańcy swoimi głosami zdecydowali, że rewitalizacja terenów zielonych w mieście zwyciężyła w konkursie „Gazety Wyborczej”, zdobywając tytuł „Wydarzenia 30-lecia”.
Świdnica otrzymała laur za oświetlenie, które również znalazło się pod ostrzałem krytyki. Stawianie tak dużej liczby latarni w parku trudno uznać za proekologiczne rozwiązanie. I między innymi właśnie to punktował w swojej książce i wywiadach Jan Mencwel. Może organizatorom konkursu wcale nie chodziło o zielony wymiar modernizacji?
To są subiektywne opinie garści osób, w dodatku w większości niemieszkających w Świdnicy. Park zdobył tytuł „Najlepszej inwestycji oświetleniowej 2018 roku” w konkursie Polskiego Związku Przemysłu Oświetleniowego. Jan Mencwel, z tego, co mi wiadomo, nie jest specjalistą od oświetlenia. A światło w parku ma po pierwsze zapewnić bezpieczeństwo, po drugie zaś, podkreślać jego walory estetyczne.
Wszelkie wątpliwości co do słuszności przeprowadzonej rewitalizacji parku Centralnego rozwiewają także inne podmioty.
Bardzo wysokie noty dotyczące wykonania przedsięwzięcia wystawili przedstawiciele Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko (krajowy, ale finansowany z funduszy unijnych, program wspierający gospodarkę niskoemisyjną, ochronę środowiska, przeciwdziałanie zmianom klimatu i adaptację do nich, transport i bezpieczeństwo energetyczne – red.), z którego otrzymaliśmy pieniądze na odnowienie parku Centralnego i parku Sikorskiego. Po ocenieniu realizacji tych inwestycji jako wzorcowe POIŚ zaproponował nam kontynuację współpracy, w dodatku bez konieczności powtórnego ubiegania się o dotacje w ramach konkursu, ale poprzez aneksowanie umowy. Dzięki temu dostaliśmy dofinansowanie na odnowę kolejnego terenu zielonego – parku Młodzieżowego.
Trzeba tu podkreślić, że fundusze i wymagania stawiane przez program obejmują nie tyle infrastrukturę, ile całość zielonej gospodarki prowadzonej na rewitalizowanym obszarze. Chodzi przede wszystkim o ochronę już istniejącej roślinności, jak i nowe nasadzenia, co – jako urząd miejski – konsekwentnie realizujemy. Nie ukrywam więc, że bardzo ubodły mnie zarzuty pana Mencwela, kompletnie nietrafione. W szczególności sugestia, że świdnicki park wpisuje się w betonowy krajobraz Polski.
Dlaczego?
Bo to daleko idąca niesprawiedliwość i po prostu nieprawda. Trwały materiał zastosowaliśmy wyłącznie w tych miejscach, gdzie było to bezwzględnie konieczne. Betonowe schody i wykończenia mostów zamieniliśmy na granitowe. Z kolei wszystkie ścieżki piesze zostały wykonane w technologii szutrowej, a więc przepuszczającej wodę.
Wyjątek stanowiły niektóre przejścia i fragmenty na najwyższych spadkach, gdzie taka powierzchnia nie sprawdziłaby się w kontakcie z wodą. Jedyną ścieżką asfaltową jest ta przeznaczona dla rowerów i poprowadzona na obrzeżach parku, który przed rewitalizacją był wręcz zdegradowany.
czytaj także
Ale przecież rosły tam wieloletnie wierzby, przy których ponoć fotografowali się nowożeńcy. Niestety je wycięto. Tak jak 200 innych drzew i prawie wszystkie rosnące tam krzewy. Czy to było konieczne, biorąc pod uwagę, że w dobie katastrofy klimatycznej każde drzewo jest na wagę złota?
To kolejny dowód, że autor książki nie był w tym parku. Wierzby – stare, spróchniałe – rosły głównie na wyspie, więc nikt nie mógł się przy nich fotografować. Park Centralny przed rewitalizacją liczył około 1500 drzew, wycinka dotyczyła zatem 28 proc. Decyzja o wycince każdego drzewa zapada po dogłębnych oględzinach całej grupy uprawnionych do tego ekspertów. Nie moglibyśmy jej podjąć bez pozytywnej opinii dendrologów i konserwatora zabytków. Drzewo – tak jak każda istota na Ziemi – dożywa jakiegoś wieku. Te, które rosły w parku Centralnym, były zasadzone na długo przed wojną i po prostu stały się martwe lub chore, a więc zagrażały bezpieczeństwu ludzi.
Urząd Miejski w Świdnicy dysponuje szczegółową dokumentacją, która obrazuje, w jakim stanie były te drzewa. Pan Mencwel o wgląd do niej ani razu się do nas nie zwrócił. Gdyby tak było, wiedziałby, że każda wycinka była uzasadniona. Część drzew udało się poddać leczeniu i pielęgnacji.
Argument o bezpieczeństwie to – jak pisze Jan Mencwel – częste, ale nieco naciągane usprawiedliwienie dla wycinek, bo wypadki z udziałem drzew są jednostkowe.
Statystyki nie mają tu znaczenia, jeśli w grę wchodzi zagrożenie życia ludzkiego. Obrazowym przykładem jest historia, która wydarzyła się w sąsiadującym ze Świdnicą Szczawnie-Zdroju, gdzie babcia chciała zrobić wnuczce zdjęcia pod wielkim konarem drzewa. Ten jednak się urwał i zabił dziecko na oczach kobiety.
Inna historia – już ze Świdnicy – dotyczy miejsca, w którym jeszcze za czasów poprzedniego prezydenta nie dokonano przeglądu dendrologicznego. Efekt? Budowa parkingu obok ciągu kasztanowców w połączeniu z działaniem szkodnika, który osłabił drzewo, i intensywna burza skończyły się zawaleniem drzewa i zniszczeniem auta mężczyzny, który chwilę wcześniej zdążył z niego wysiąść, by odebrać dziecko z pobliskiego przedszkola. Do tragedii wprawdzie nie doszło, ale nie ulega wątpliwości, że całemu zajściu można było zapobiec.
Odpowiedzialne gospodarowanie drzewostanem wymaga permanentnej obserwacji zasobów naturalnych i podejmowania odpowiednich działań, przeglądów i zabiegów dendrologicznych, a w ostateczności wycinki. Jeżeli dostatecznie wcześnie nie dostrzeżemy problemu, czyli obumarcia albo spowodowanego warunkami pogodowymi uschnięcia drzewa, i nie zamienimy go na nowe, to dokonujemy jako samorząd rażącego zaniedbania względem bezpieczeństwa mieszkańców.
Dlaczego główna aleja parku Centralnego jest pozbawiona drzew?
To kolejne kłamstwo. Wzdłuż niej posadzono 32 drzewa. Wcześniej, poza resztkami krzewów, kwiatów i trawą, w tym miejscu nic więcej nie rosło. Przypomnę, że przed rewitalizacją obszar ten w ogóle nie przypominał parku. Straszyła zarówno istniejąca tam infrastruktura, która została wykonana w dużej mierze właśnie z betonu lub żelbetonu i pochodziła jeszcze z lat 70., jak i zaniedbana roślinność, czy przewracające się, stwarzające zagrożenie drzewa.
Trzymając w rękach malutkie dzieci, kobiety usiadły na świeżo wyciętych konarach drzew
czytaj także
Park Centralny był zarośnięty, głuchy, ciemny, niebezpieczny i nieodwiedzany przez mieszkańców. Dziś to miejsce tętni życiem. Tak naprawdę jednak nie wymyśliliśmy tutaj jakiejś rewelacyjnej koncepcji, tylko wróciliśmy do założeń parku w stylu francuskim, które w przeszłości na tych terenach – dawnych fortów okalających Świdnicę – zastosowali Niemcy.
Przygotowując projekt, który zarówno w sferze zieleni, jak i infrastruktury podlegał bardzo skrupulatnym uzgodnieniom z konserwatorem zabytków, musieliśmy nawiązać do tej epoki, w której park powstawał. Z tą jednak różnicą, że Niemcy wzdłuż głównej alei drzew wcale nie sadzili. My dziś patrzymy dalekowzrocznie na zieleń.
To znaczy?
Odtworzyliśmy zniszczoną i zdegradowaną warstwę roślinności średniej i niskiej. A tam, gdzie nie było to możliwe, stworzyliśmy zupełnie nowe kompleksy. W parku Centralnym łącznie posadzono 25 tys. roślin: drzew (co najmniej 10-letnich), krzewów, bylin i w pewnych miejscach roślin jednorocznych ozdobnych, które sukcesywnie wymieniamy na klombach głównej alei.
Ciekawostką jest to, że na terenie parku pojawiło się w sumie 1800 nowych wieloletnich krzewów: rododendronów i azalii. Tymi pierwszymi zachwyciłam się w pobliskim Szczawnie-Zdroju. Tam, przy zamku Książ, rosną rododendrony posadzone przez księżną Daisy von Pless około 100 lat temu. Te w Świdnicy też mają szansę dożyć tego wieku.
To jest właśnie patrzenie daleko w przyszłość tak, by za lat 20, 50, nawet 100 zieleń miejska była wciąż żywa, zapewniała bioróżnorodność i stanowiła o estetycznym wymiarze parku, z którego zrobiliśmy zresztą prawdziwą perłę. Nazywanie jego reprezentacyjnej części „pasem startowym” to przekłamanie.
Mieszkańcy tak o niej nie mówią?
Nie. W ten sposób określają inną lokalizację w Świdnicy. Mowa o placu Jana Pawła II przed świdnicką katedrą. Właśnie to miejsce poddane – moim zdaniem – bardzo złej modernizacji, która z rewitalizacją nie ma nic wspólnego, zostało nazwane przez mieszkańców lądowiskiem. Dlaczego? Bo po usunięciu trawników i istniejącej tam roślinności, zlokalizowanej m.in. w przepięknym ogrodzie skalnym, powstała całkowicie zabetonowana i zagranitowana powierzchnia wielkości kilkudziesięciu arów.
W ramach ożywienia tego terenu i stworzenia jakiejś namiastki zielonej enklawy posadziliśmy nieopodal żywopłot i kilka drzew, żeby stworzyć choćby maleńką przeciwwagę dla niszczycielskich działań poprzedniego, odpowiedzialnego za te zmiany prezydenta.
czytaj także
„Jak wycina się stare drzewa, które zbierały dzikie życie przez kilkadziesiąt lat, i sadzi w ich miejsce drzewo młode, nawet dwudziestoletnie, to jest to zubożenie życia. Na tym nowym drzewie nic nie ma, z punktu widzenia bioróżnorodności to jest niemalże plastik” – mówi Janowi Mencwelowi prof. Maciej Luniak. Jego zdaniem z przyrodą po prostu taniej i korzystniej jest nie walczyć. Może zamiast oglądać się na parkową tradycję, należałoby podejść odważniej do zadań stawianych przez współczesność w przededniu katastrofy klimatycznej?
Trzeba działać z rozsądkiem, pamiętając, że miasto ma być przede wszystkim bezpieczne dla mieszkańców. Uważam, że najlepszy model zarządzania zielenią miejską to taki, który zakłada systematyczną pielęgnację i ochronę roślinności, ale także jej wymianę w tych miejscach, gdzie jest to konieczne, oraz tworzenie nowej tam, gdzie jej brakuje.
W Świdnicy cały czas szukamy kolejnych obszarów, które mogą zostać zazielenione, a przede wszystkim dbamy o należyte proporcje w planach zagospodarowania przestrzennego.
Co to znaczy?
Zależy nam na tym, by jakakolwiek mieszkaniowa, usługowa, przemysłowa czy drogowa infrastruktura nie dominowała nad zielenią, co w polskich miastach niestety dziś zdarza się dość często. Samorządy pod pojęciem rewitalizacji zazwyczaj rozumieją doszczętne zniszczenia zielonych terenów na rzecz równie osobliwie pojmowanej estetyki, ale też krótkowzrocznych interesów, reprezentowanych przez deweloperów i budowniczych zakładów przemysłowych. Gdy trzeba wznieść kolejne osiedle, nikt nie patrzy wtedy na to, że niszczy płuca miasta.
czytaj także
W Świdnicy jednak takiego zagrożenia nie ma. Bacznie pilnujemy zielonych zasobów. Są one uwzględnione, chronione i nienaruszalne we wszystkich naszych planach. Zieleń stanowi jeden z priorytetów rozwoju miasta, działań samorządu i mojej prezydentury, bo pozwala oczyszczać powietrze, łagodzić skutki zmian klimatycznych oraz zachowywać bioróżnorodność i względy estetyczne.
W ostatnich pięciu latach posadziliśmy na terenie miasta ponad 2,5 tys. drzew przy 1,5 tys. wyciętych. Zapewniam też, że we wszystkich parkach w czasie remontów badana jest nie tylko kondycja drzew, ale także gatunki żyjących tam zwierząt. Jeśli na przykład dane drzewo stwarza zagrożenie dla ludzi, ale jednocześnie stanowi siedlisko chronionego gatunku owadów, to zgodnie z zaleceniami nie ścinamy go w całości. Tworzy się tzw. świadka, dzięki temu te stworzenia nadal mają miejsce do życia. Ponadto w Świdnicy znajduje się kilkadziesiąt pomników przyrody, które są objęte specjalną troską.
Skąd w takim razie protesty przeciwko działaniom miasta i wycince drzew?
Tak naprawdę na rewitalizację skarży się garstka mieszkańców skupionych wokół jednej osoby, która była jednym z podwykonawców w projekcie odnowy parku Centralnego. Jest ona również właścicielem firmy dokonującej wycinki drzew i ich ogołacania. Z jakichś powodów osoba ta była niezadowolona ze współpracy z miastem i prawdopodobnie dlatego rozpętała kampanię przeciwko naszym „zielonym” przedsięwzięciom.
czytaj także
Na szczęście była to kampania o ograniczonym zasięgu. Myślę, że właśnie ta osoba przekazała Janowi Mencwelowi mnóstwo nieprawdziwych informacji, dyskredytując całą inwestycję. Ubolewam, że autor ich nie zweryfikował, dopuszczając się rażącej nierzetelności w swojej publikacji.
Czy często pani bywa w parku Centralnym?
Mieszkam zaledwie kilkaset metrów od tego miejsca i bardzo często spotykam się w nim z mieszkańcami i mieszkankami miasta, którzy chwalą jego wygląd pod niebiosa i mówią, że nie ma drugiego tak pięknego parku w Świdnicy, a nawet na Dolnym Śląsku. Oni także bardzo negatywnie zareagowali w sieci na wieść o książce Jana Mencwela. Wielu było oburzonych, że ktoś krytykuje przedsięwzięcie, w ramach którego po raz pierwszy od wielu lat samorząd zajął się zielenią w mieście w sposób systemowy, mądry i dalekowzroczny.
W końcu w Świdnicy udaje się stworzyć miejsca estetyczne, przyjazne ludziom i przyrodzie oraz takie, w których świdniczanie i świdniczanki chcą spędzać czas. Żałuję, że pan Jan Mencwel oparł się na jednostronnych, przekłamanych i nieprawdziwych informacjach, nie skonfrontował ich z urzędem miasta i podpiął Świdnicę pod swoje całkiem słuszne, ale niepasujące do naszego miasta tezy o betonozie zalewającej Polskę. Świdnickie parki są dla nas powodem do dumy.
czytaj także
**
Beata Moskal-Słaniewska – prezydentka Świdnicy, członkini zarządu Związku Miast Polskich.