Kraj

Stawiszyński: Nic się nie stało

Nam lewakom – jak wiadomo – nic do spraw Kościoła. Bo przecież on naszymi lewackimi, niekatolickimi instytucjami absolutnie się nie interesuje.

O. Krzysztof Mądel SJ otrzymał od prowincjała jezuitów zakaz wypowiadania się w mediach, odprawiania mszy i spowiadania. Powód? Oficjalnie nie jest znany, ale należy się domyślać, że chodzi o wypowiedzi – w mediach i na blogu – dotyczące m.in. sprawy głośnej homilii o. Aleksandra Jacyniaka SJ, wygłoszonej emfatycznie podczas czterdziestej miesięcznicy katastrofy w Smoleńsku oraz nagonki na ks. Wojciecha Lemańskiego zorganizowanej przez abp. Henryka Hosera.

Cóż, nam lewakom – jak wiadomo – nic do spraw Kościoła. Bo to przecież instytucja zrzeszająca wyłącznie katolików – ci zaś naszymi lewackimi, niekatolickimi instytucjami absolutnie się nie interesują. Nie komentują naszych działań i poglądów i nie wypowiadają się właściwie na żadne inne tematy poza ściśle teologicznymi zagadnieniami dotyczącymi tajemniczej natury Trójcy Świętej czy niuansów procesu transsubstancjacji. Nie próbują narzucać nam swojego światopoglądu, ani im w głowie jakiekolwiek modelowanie przestrzeni publicznej, w której także my, lewacy, chcielibyśmy przecież w miarę podmiotowo funkcjonować. Hierarchowie kościelni nie mają także najmniejszych ambicji oddziaływania na polskie ustawodawstwo, nie interesuje ich wpływ na edukację, nie wtrącają się w tzw. „sprawy intymne”, nie próbują blokować wprowadzenia związków partnerskich, liberalizacji prawa aborcyjnego, legalizacji eutanazji. Słowem – funkcjonują sobie spokojnie na marginesie życia publicznego, w skromności i ciszy rozgrywając swoje instytucjonalne akrobacje, do których węszący wszędzie i wścibscy lewacy, ogarnięci ewidentną obsesją na punkcie tej poczciwej organizacji, w sposób karygodny i bezczelny nieustająco się wtrącają.

Nie da się ukryć, że – mówię to rzecz jasna z ateistycznej, a więc gruntownie zdegenerowanej perspektywy – wymienione wyżej okoliczności pozwalają, w kontekście takich sytuacji jak zakaz dla o. Mądela, odetchnąć z ulgą.

Cóż nas to bowiem obchodzi, że w obrębie polskiego Kościoła od lat, skutecznie i regularnie ucisza się księży, którzy nie posługują się jadowitą, skrajnie prawicową, całkowicie delegalizującą przeciwników czy choćby zewnętrznych obserwatorów retoryką, fetuje się natomiast, a w każdym razie patrzy z sympatią, na cokolwiek mroczne figury w rodzaju o. Tadeusza Rydzyka czy o. Aleksandra Jacyniaka, których publiczne wypowiedzi, także pod adresem innych księży niepodzielających ich paranoidalnej wizji, pełne są agresji i resentymentu? Dlaczego miałoby nas to martwić – że jakaś marginalna, nieuczestnicząca w życiu publicznym instytucja skupiona na sprawach „nie z tego świata”, oparta jest na regułach całkowicie kontestujących porządek jakiejkolwiek demokracji? Że ma w swoim asortymencie środki w rodzaju anatem i bezwzględnych zakazów, z których korzysta nader chętnie jeśli tylko jeden z jej członków okaże odrobinę dobrej woli w kontaktach z niewierzącymi i zacznie przemawiać językiem pozbawionym wyższościowej, pogardliwej retoryki, której ostatecznym umocowaniem ma być autoryzacja otrzymana wprost od Najwyższego Bytu we własnej osobie (czy raczej trzech osobach)? Dlaczego mielibyśmy się martwić, że taka instytucja, wydając zakazy dla o. Mądela, ks. Bonieckiego, ks. Lemańskiego i innych, nie posługuje się żadną realną argumentacją, a jedynie groźnie potrząsa swoją żelazną muskularną prawicą, która sprawnie uciszy każdego, kogo tylko zechce.

Dlaczego mielibyśmy się tym wszystkim martwić? No właśnie – nie ma po temu najmniejszych powodów. Co innego, gdyby Kościół był instytucją w polskim życiu publicznym znacząco obecną. Gdyby uczestniczył w debacie, domagał się wpływu na kształt prawa, przemawiał z pozycji pełnoprawnego partnera w światopoglądowych dyskusjach, starał się modelować przestrzeń publiczną wedle swoich wierzeń. W takim przypadku zafrasowanie byłoby zdecydowanie na miejscu – bo przecież

trudno nie obawiać się tego, że w demokratycznym państwie jeden z istotnych uczestników debaty publicznej funkcjonuje w oparciu o zasady od demokracji jak najdalsze czy raczej: funkcjonuje jak feudalny moloch, w którym rządzi wyłącznie prosto pojmowana naga siła.

Na szczęście, ilekroć ktoś niewierzący ośmieli się skomentować jakieś kadrowe ruchy w Kościele, katoliccy publicyści oraz hierarchowie kościelni natychmiast przypominają, że nic niewierzącym do tego, bo to prywatne kościelne sprawy, Kościół zaś w nic się niewierzącym nie wtrąca – i tego samego oczekuje od nich. 

Współczując więc o. Mądelowi – pracownikowi małej, niszowej instytucji, która nikomu do niczego się nie wtrąca – oddychamy niniejszym z ulgą: nie ma się czym przejmować, nie ma co komentować, nic się przecież takiego nie stało.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Stawiszyński
Tomasz Stawiszyński
Eseista, publicysta
Absolwent Instytutu Filozofii UW, eseista, publicysta. W latach 2006–2010 prowadził w TVP Kultura „Studio Alternatywne” i współprowadził „Czytelnię”. Był m.in. redaktorem działu kultura w „Dzienniku”, szefem działu krajowego i działu publicystyki w „Newsweeku" oraz członkiem redakcji Kwartalnika „Przekrój”. W latach 2013-2015 członek redakcji KrytykaPolityczna.pl. Autor książek „Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii” (2013) oraz oraz „Co robić przed końcem świata” (2021). Obecnie na antenie Radia TOK FM prowadzi audycje „Godzina Filozofów”, „Kwadrans Filozofa” i – razem z Cvetą Dimitrovą – „Nasze wewnętrzne konflikty”. Twórca podcastu „Skądinąd”. Z jego tekstami i audycjami można zapoznać się na stronie internetowej stawiszynski.org
Zamknij