Twój koszyk jest obecnie pusty!
Powinniśmy byli pikietować pod biurami PSL. Dziś pozostaje cieszyć się z ochłapów
Od ostatniej zapowiedzi uregulowania statusu osób w związkach nieformalnych wrze. Wszyscy słusznie zauważają: to za mało. Pytanie, co robić. Siedzieć i czekać na 2027 rok i rządy PiS z Konfederacją, czy spróbować się zabezpieczyć?
Polemika
🌈 Koalicja rządowa rezygnuje z obietnicy równości, zastępując ją projektem „statusu osoby najbliższej”, będącym kompromisem między Lewicą a PSL.
💬 Organizacje LGBT+ krytykują ten ruch, wypominając rządowi obietnice bez pokrycia, a Lewicy zbytnią uległość w stosunku do konserwatystów i brak realnej sprawczości.
⚖️ Projekt nie daje równości, ale może zapewnić minimum bezpieczeństwa i ochrony prawnej.
Po wyborach parlamentarnych w 2023 roku rozpoczynają się negocjacje umowy koalicyjnej. 30 października w sejmie dochodzi do spotkania organizacji broniących praw osób LGBT+ z przedstawicielami przyszłej koalicji rządowej. Wśród tych pierwszych jest Bart Staszewski, prezes Fundacji Basta, z którego tekstem Związki bez związku. Jak rząd rozbroił własną obietnicę równości postanowiłem wejść w polemikę.
Staszewski mówi w 2023 roku wprost: „Związki partnerskie? Ostatnie, o czym dziś myślę”. Przedstawia pakiet pierwszej pomocy, w którym znajduje się odpolitycznienie TVP czy ustawa o mowie nienawiści. Na liście jest nawet wstrzymanie konkursów grantowych Narodowego Instytutu Wolności. Związków partnerskich nie ma. Nie ma ich też w podpisanej 11 dni później przez liderów partii umowie koalicyjnej.
Związki partnerskie nie zostają do niej wpisane, bo sytuacja w Sejmie jest klarowna – bez PSL, wtedy części Trzeciej Drogi, nie ma większości. W polityce liczy się do 231. Rozpoczynają się zatem rokowania obustronne. Z jednej strony departament Katarzyny Kotuli, zostaje ona bowiem ministrą bez własnego resortu, z kilkuosobowym zespołem, i rozpoczyna dialog ze społecznością LGBT+. Odbywa się duże spotkanie w Kancelarii Premiera. Projekt nie jest wtedy gotowy, powstają dopiero jego założenia.
Polityczna kalkulacja rządu: prawa osób LGBT+ odłożone do wyborów prezydenckich
Z drugiej strony rozpoczyna się wielomiesięczny targ z Polskim Stronnictwem Ludowym, które już w poprzedniej koalicji rządzącej (2007-2015) doprowadziło do odrzucenia projektu ustawy o związkach partnerskich. Najostrzejszym przeciwnikiem regulacji dotyczących tęczowych rodzin zostaje Marek Sawicki, który na korytarzu sejmowym każe przedstawicielom tej społeczności „zabezpieczyć się, bo od tego są prawnicy”.
PSL mówi jasno: jesteśmy otwarci na podstawowe regulacje spadkowe czy medyczne, z jednym podstawowym założeniem – żadnych dzieci. W założeniach i finalnym projekcie przygotowanym przez departament Kotuli nie pojawia się więc adopcja, a jedynie „mała piecza do czynności bieżących” i uznanie przez państwo istnienia tęczowych rodzin. Na to ze strony PSL nie ma zgody, a więc większości, co skutkuje impasem.
W tej kwestii kluczowy jest kalendarz prezydentury Andrzeja Dudy. Ówczesny prezydent opowiada się wyłącznie za tzw. statusem osoby najbliższej, wykluczając jakiekolwiek regulacje dotyczące dzieci. Jednocześnie od ukonstytuowania się rządu do startu kampanii prezydenckiej jest niewiele czasu. Zapada więc polityczna decyzja na poziomie premiera: wstrzymać temat związków partnerskich do wygranej Rafała Trzaskowskiego.
Do wygranej Trzaskowskiego nie dochodzi. Prezydentem zostaje Karol Nawrocki i staje się jasne, że na równość małżeńską czy pełnię praw dla tęczowych rodzin nie ma szans do 2030 roku. Jednocześnie politycy PSL kreują narrację, w której koalicja rządowa przegrała wybory przez odrzucenie konserwatywnych wartości. Wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski kilka dni po wyborach stwierdza: „Jest pytanie, czy lewicowa agenda, która jest prezentowana przez sztab, ale także przez MEN, czyli walka z krzyżem, religią, Kościołem, czy ona odepchnęła młodych ludzi od Rafała Trzaskowskiego, czy przyciągnęła”.
„Kompromis” z ludowcami albo figa
Ludowcy usztywniają się, ale nie zamyka to sprawy. Przewodniczący Nowej Lewicy, osłabionej po wyłamaniu się Razem z koalicji rządowej i klubu parlamentarnego, Włodzimierz Czarzasty deklaruje, że zawarty zostanie kompromis z ludowcami. Przedstawiciele PSL potwierdzają udział w rozmowach, sprawa rusza na nowo.
Do rozmów włączają się partyjni liderzy. Uczestniczy w nich także Katarzyna Kotula, która w ramach rekonstrukcji rządu zostaje rządową pełnomocniczką w randze sekretarza stanu, z tym samym co przed rekonstrukcją zespołem, złożonym przede wszystkim z dawnych działaczek organizacji pozarządowych. W KPRM nie zmienia nawet gabinetu, nie bierze jednak udziału w posiedzeniach rządu. Jej ministerstwo nie zostaje więc zlikwidowane – ono nigdy nie istniało.
W piątek 17 października Kotula razem z posłanką PSL Urszulą Pasławską i liderami Czarzastym oraz Kosiniakiem-Kamyszem ogłaszają kompromisowy projekt. Ma on iść tokiem rządowym, a Donald Tusk dwa dni wcześniej ogłasza na spotkaniu w Piotrkowie Trybunalskim, że jego koalicjanci osiągnęli porozumienie.
Projekt ustawy o statusie osoby najbliższej – co się w nim znalazło?
Na ustawę spadają gromy ze strony organizacji pozarządowych. Słusznie zauważają one, że całkowicie pominięto w nich kwestię tęczowych rodzin, adopcji, przysposobienia dzieci. Co zatem znajduje się w ustawie?
Według zapowiedzi projekt stanowi, że dwie osoby mogą zawrzeć umowę cywilnoprawną u notariusza, która zostanie zarejestrowana w Urzędzie Stanu Cywilnego. Dzięki temu zyskują one prawo do podejmowania decyzji o pochówku partnera oraz dostęp do informacji o jego stanie zdrowia i dokumentacji medycznej. Projekt zapewnia też prawo do zasiłku opiekuńczego, a także możliwość skorzystania ze zwolnienia z podatku od spadków, darowizn i czynności cywilnoprawnych. Partnerzy mogą rozliczać się wspólnie, jeśli mają wspólność majątkową, oraz obejmować się nawzajem ubezpieczeniem zdrowotnym. W razie śmierci jednego z partnerów drugi ma prawo do renty rodzinnej i może dziedziczyć po nim testamentowo. W zapowiedziach pojawia się też możliwość przekazania partnerowi osoby zmarłej wspólnego mieszkania
Sytuacja, choć krzywdząca dla milionów osób, które 15 października żądały pełnej równości, jest dość klarowna. Jedyną ścieżką zmiany sytuacji prawnej jest ustawa. W Sejmie większość wisi na ludowcach, a długopis w ręce trzyma Karol Nawrocki. Pole manewru się więc zawęża, a czas do kolejnych wyborów parlamentarnych biegnie nieubłaganie.
Opcje na stole są dwie. Koalicja rządząca może uznać, że zmiana nie jest możliwa, porzucić jedną z fundamentalnych obietnic wyborczych i spróbować łatać niektóre trudności związków nieformalnych rozporządzeniami. W scenariuszu drugim można przyjąć ustawę zaprezentowaną przez Lewicę i PSL i próbować lobbować w Pałacu Prezydenckim.
Oczywiste jest, że rolą organizacji pozarządowych jest wymaganie od rządzących jak najwięcej, a krytykowanie ich za to jest niezrozumieniem idei społeczeństwa obywatelskiego. Zrozumiałe, że skoro obietnica związków partnerskich była na sztandarach KO i Lewicy, ich brak w połowie kadencji rodzi frustrację środowiska walczącego o równość od dekad. Jednocześnie nie można uciekać od kontekstu wyborów parlamentarnych w 2027 roku, w których zgodnie z dzisiejszymi sondażami miażdżąco zwycięża prawica spod znaku Brauna, Mentzena i lekko osłabionego przez nich PiS-u.
Czemu nie pikietowaliśmy pod biurami PSL?
Pozostaje pytanie: czy ktoś, poza częścią koalicji, wywiera presję na PSL? Skoro nawet formalnie uzgodniony projekt nie zdobywa aprobaty części ludowców (szczególnie aktywny jest tu Marek Sawicki), może czas pokazać im społeczną presję, która wybuchała przy kolejnych agresywnych działaniach rządu PiS wobec społeczności LGBT+? Przecież wystarczyło jedno zdanie prezydenta Andrzeja Dudy o ideologii, aby wywołać masowe protesty w wielu miastach. Czemu nie pikietowaliśmy pod biurami PSL?
Bart Staszewski podnosi w swoim niedawnym tekście kwestię manifestacji w tej sprawie. Stwierdza, że środowisko „narzekało po cichu” i dodaje, że „całą jesień i zimę środowisko LGBT+ nie organizowało głośnych protestów”. Wszystko jakoby na rzecz dobrej współpracy z rządem, któremu dawano spokojnie pracować. Pomijając fakt, że protesty w sprawie praw osób nieheteronormatywnych nieskorelowane z letnimi marszami równości to w Polsce rzadkość, którą kojarzymy z początkami XXI wieku, to może czas przyznać się do błędu w strategii? W historii Polski prawa zazwyczaj zdobywało się w walce.
Symbolicznym początkiem tej bitwy są wydarzenia w amerykańskim Stonewall. Brutalne naloty policji na gejowskie bary spowodowały zamieszki, których skala i gwałtowność przeszła do historii. Na polskim gruncie wiele jest przykładów protestów, których gwałtowność i dotkliwość dla rządzących przynosiła skutek. Bart Staszewski przyrównuje trwającą walkę o równość do protestów nauczycieli, medyków czy górników. Tak, one najczęściej są skuteczne. Górnicy palą opony, nauczyciele potrafią sparaliżować system oświaty, a medycy wielokrotnie koczowali w namiotowych miasteczkach przed KPRM i ograniczali działania szpitali, gdy walczyli o swoje postulaty. Koordynowały to wtedy organizacje reprezentujące ich interesy.
Co dalej po zawodzie 15 października? Lekcje dla środowiska LGBT+ i wyborców
Zawód koalicją 15 października jest zrozumiały. Donald Tusk nie dowiózł większości ze „100 konkretów na 100 dni”, które od początku nie były w tym okresie możliwe do spełnienia. Duża część zapisów umowy koalicyjnej pozostaje niezrealizowana, a części nie da się zrealizować przez prezydenturę Karola Nawrockiego. Zrozumiałe jest też zmęczenie społeczeństwa obywatelskiego, które przez osiem lat wystawało na ulicach. Brutalna prawda brzmi jednak: albo się ma władzę, albo się ma spokój. Okazało się, że łatwiej było walczyć z PiS-em, niż z ludowcami.
Dziś jest za późno na marsz na PSL. Ustawa rządowa najpewniej przejdzie przez parlament. Jeśli prezydent ją podpisze, da bezpieczeństwo kilku milionom ludzi. Nie da im równości. Tak jak kobiety nie doczekają w tej kadencji legalnej aborcji, tak tęczowe rodziny pozostaną bez ustawowego uznania przez państwo polskie. Mamy do wyboru pierwszy krok lub stanie w miejscu.
Ostatnie miesiące to w wielu państwach regres praw społeczności LGBT+. Słowacja zakazała tranzycji i adopcji przez pary jednopłciowe, a Węgry marszy równości.Należy dziś zadać sobie pytanie: co, jeśli nic nie zrobimy? Projekt rządowy można nazwać ogryzkiem, frustracja jest zrozumiała. Może się jednak okazać, że ogryzek ten będzie jedyną ochroną przed brunatniejącą władzą, która już za dwa lata może wygrać wybory.
Zawód po 15 października 2023 roku będzie się goił latami. Warto, by każdy, kto o równości marzył, pamiętał, że co cztery lata konserwatyści z PSL zakładają nowe szaty celem wejścia do Sejmu. W 2019 roku była to lista z Pawłem Kukizem, w ramach której do Sejmu wszedł m.in. Łukasz Mejza, a w 2023 roku Trzecia Droga z Szymonem Hołownią, którego liczne homofobiczne cytaty z poprzednich lat wciąż żyją w mediach społecznościowych. A to właśnie na wyborcach KO i Lewicy, przerażonych Trzecią Drogą pod progiem wyborczym, notowania koalicji ludowców i Polski 2050 na ostatniej prostej poszybowały do punktu, w którym trzymają oni bat większości. To natomiast mądrość etapu, która obecnie jest tylko warta zapamiętania. Teraz czas na ostatni zryw i wywalczenie ubezpieczenia legislacyjnego na ciężkie czasy.
**
Kacper Nowicki – Założyciel Fundacji Varia Posnania, Młody Lider 2025 Forum Ekonomicznego, Członek Zarządu Stowarzyszenia Wspólne Jutro.





























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.