„O polską figurę self-made mana upominał się w swojej publicystyce Dmowski, o chłopach-biznesmenach przed wojną marzył Józef Chałasiński, potem została przejęta przez korwinistów, teraz uosabia ją Mentzen”. Jakub Majmurek rozmawia z Andrzejem Gryżewskim i Wojciechem Śmieją.
Jakub Majmurek: Wszyscy zastanawiają się, co sprawiło, że wybory prezydenckie rozstrzygnęły się tak, a nie inaczej. Jaką rolę mogły odegrać w tym męskie emocje?
Andrzej Gryżewski: Od 20 lat pracuję jako psychoterapeuta i seksuolog i nigdy w kampanii wyborczej w Polsce nie widziałem tak zaciekłej walki pomiędzy różnymi archetypami męskości, jak w tym roku. Kampania non stop grała na emocjach, rzadko szła w racjonalne argumenty, a głównym magnesem było to, kto zaoferuje bardziej atrakcyjny model męskości.
I lepiej poradził sobie z tym Nawrocki?
AG: Ze smutkiem przyznam, że Nawrocki poradził sobie z tym najlepiej, a Trzaskowski najgorzej. W ciągu ostatnich lat w Polsce dokonał się szereg zmian: emancypacja kobiet zarówno w obszarze zawodowym, jak i seksualnym, gdzie kobiety coraz bardziej świadomie zaczęły mówić o swoich potrzebach, do tego doszła rosnąca świadomość faktu, że jest kilka równoprawnych orientacji seksualnych. To są zmiany, które podobają się progresywnej stronie, a jednocześnie wywołują poczucie zagrożenia u wielu mężczyzn.
Majmurek: Żeby mężczyźni znów byli mężczyznami. „Ekonomia moralna” ceł Trumpa
czytaj także
Słyszę to w moim gabinecie, gdzie pacjenci – także zamożni ludzie, pracujący np. jako deweloperzy – mówią, że nie wiedzą, o co chodzi z tymi całymi „tranzystorami”, „mężczyznami w szpilkach” – jak wypowiadają się pogardliwie o osobach transpłciowych. Skarżą się, że nagle muszą nauczyć się używać feminatywów albo wręcz preferowanych zaimków. Nawet pacjenci ogólnie nienastawieni wrogo do tych zmian czują się przeładowani całą wiedzą, jaką muszą teraz opanować. Inni po #MeToo przestraszyli się, że ich też ktoś oskarży i pójdą siedzieć.
W tych warunkach wchodzi Nawrocki cały na biało i mówi, że „są tylko dwie pucie”. Liberalni intelektualiści się z tego śmieją, ale wielu mężczyzn reaguje: „no, w końcu ktoś powiedział, jak jest! Rzeczywistość jest prosta”. A to nieprawda. Rzeczywistość jest skomplikowana i naszym obowiązkiem jest za nią nadążać.
Wojciech Śmieja: Cała kampania zbudowana była wokół męskich lęków. CBOS robił niedawno badania na ten temat i wyszło z nich, że mężczyźni boją się dziś w Polsce zupełnie innych rzeczy niż kobiety. Lęki kobiet ogniskują się wokół zmian klimatycznych czy zapaści opieki zdrowotnej, męskie wokół ekonomicznych konsekwencji zmian klimatu i przeciwdziałania im – np. tego, że Zielony Ład zlikwiduje ich miejsca pracy albo odbierze prawo do samochodu – LGBT i migracji. Do tego dochodzi lęk przed poborem wojskowym
Prawica mówi często o migracji jako źródle zagrożenia dla kobiet, przedstawiając migrantów jako potencjalnych przestępców seksualnych.
AG: Tak, ale nawet ten komunikat odpowiada na męskie seksualne lęki: przyjdą migranci i uwiodą nam partnerki albo je nam zbrukają. Także lęk przed LGBT i Zielonym Ładem odwołuje się do bardzo intymnego poczucia męskości: to jest lęk przed tym, że „elgiebiety odbiorą nam męskość” albo że w ramach Zielonego Ładu będziemy ciągle musieli segregować śmieci, sprzątać po sobie itp. – co część mężczyzn postrzega jako coś, co ich upupia, feminizuje, upodobnia do małych dziewczynek. Lęk wywołuje to, że przez politykę Unii Europejskiej mężczyzn może nie być stać na samochód, co uderza w kluczowe poczucie kompetencji finansowej i autonomii.
czytaj także
WŚ: Autonomia motoryzacyjna to w ogóle bardzo dziś ważny społecznie i politycznie czynnik. W Czechach powstała nawet prawicowo-populistyczna partia kierowców (Motoristé sobě), walcząca o prawa tej grupy. W Polsce Mentzen czy Braun podnosili podobne postulaty. Badania CBOS pokazują, że męskość jest u nas silnie związana z posiadaniem prawa jazdy, w opinii wielu ankietowanych mężczyzna bez tego nie do końca jest mężczyzną. Więc nie jestem pewien, czy walka z wykluczeniem komunikacyjnym przemawia do panów.
Tacy politolodzy jak Rafał Chwedoruk stawiają tezę, że istotnym ukrytym motywem kampanii były lęki młodych mężczyzn przed wciągnięciem Polski w wojnę w Ukrainie, przed przywróceniem poboru i wysłaniem ich na front. To miało nabić poparcie najbardziej antyukraińskich kandydatów. Zgodzicie się z tą diagnozą?
WŚ: Tak, myślę, że lęk przed poborem mógł być jednym z komponentów antyukraińskiej emocji napędzającej poparcie Mentzena i Brauna. Być może obietnice twardej polityki wobec Kijowa – składane też przez Nawrockiego – intepretowane były też jako zobowiązanie: nie wyślemy was na wojnę.
A jednocześnie nikt w kampanii głośno nie wypowiedział tego lęku. Być może dlatego, że strach przed poborem i wojną ciągle jest postrzegany jako niemęski. Mimo tego, że od dawna służba wojskowa nie jest w Polsce uznawana za ważny dla mężczyzn rytuał przejścia.
Przy tym pobór i obowiązek obronny stanowią istotny element polityk męskościowych w Polsce. Mamy politycznego aktora walczącego o prawa mężczyzn – Stowarzyszenie na Rzecz Chłopców i Mężczyzn – który wskazuje właśnie na obowiązek obronny i nierówny wiek emerytalny jako na przykłady dyskryminacji mężczyzn w Polsce i m.in. na tym buduje swoją pozycję rzecznika interesów męskich.
Nawrocki odpowiedział na te wszystkie męskie lęki, o których rozmawialiśmy?
AG: Zrobił więcej, wysyłał mężczyznom komunikat: zwracam wam wasz męski honor, waszą męską wolność, możecie wszystko.
Prostytutki? Patrzcie na mnie, ja ze swoją przeszłością zostałem prezydentem, stoję na scenie obok rodziny i żony, która mnie wspiera bez względu na moją przeszłość, a ludzie oklaskują mnie jako zwycięzcę. Używki? Zobaczcie, wziąłem snus na wizji i nie przeszkodziło to mojemu zwycięstwu. Przemoc? Sam przyznałem, że brałem udział w ustawkach, a obejmuję teraz najwyższy urząd w kraju.
Mit Darcy’ego miesza lęki i ostrzeżenia z fantazją romantyczną
czytaj także
Nawrocki zaimponował wyborcom, bo w dużej mierze znormalizował męskie zachowania, które były społecznie piętnowane jako żenujące i przemocowe. Nawrocki wysyła swoim wyborcom komunikat: możecie być „męskimi mężczyznami”, ważna jest fizyczna krzepa, spędzanie czasu w męskim gronie. Mężczyźni, którzy ciągle słyszą, jak się mają zmieniać, uczyć wrażliwości, uczyć się rozmawiać z kobietami, łapią się na ten komunikat. W moim gabinecie tłumaczą to tym, że mają dość ciągle uciekającej im poprzeczki społecznych oczekiwań.
WŚ: Jednocześnie męskość Nawrockiego była tak przerysowana, że często wprost kabaretowa. On nieustannie wzywał Trzaskowskiego do pojedynku na męskość, pytał, w jakim procencie on jest męski, rzucał hasła typu „po pięćdziesiątce to już warto byłoby być mężczyzną”. Weźmy tego snusa – to był genialny ruch: Trzaskowski coś mówi, buduje argumenty, a Nawrocki jednym gestem to zupełnie unieważnia, sprawia, że zamiast o tym, co powiedział Trzaskowski, wszyscy rozmawiali o snusie. Nawrocki, reżyserując w ten sposób swój spektakl męskości, uczył się wyraźnie od Trumpa, to była amerykańska franczyza.
Trzaskowski oferował zupełnie inną wizję męskości?
AG: Ja mam wrażenie, że Trzaskowski w bardzo niewielkim stopniu przedstawił w kampanii jakąkolwiek ofertę dla mężczyzn. Często prezentował się przede wszystkim jako bezpieczny partner dla kobiety. Mężczyźni, obserwując jego kampanię, mogli się poczuć, jakby przyszli do biura podróży, gdzie jest oferta wczasów dla par i dla signielek, ale nie ma dla samotnych mężczyzn. I jak nie przekonamy jakiejś kobiety, by nas wzięła do pary, to nigdzie nie pojedziemy.
czytaj także
Trzaskowski oferował męskość elokwentną, rozumiejącą, cierpliwą, wrażliwą na klimat – a to jest ciągle trochę pieśń przyszłości, na którą nie wszyscy polscy mężczyźni są przygotowani. Nie jest też tak, że ta oferta zupełnie nie trafia do mężczyzn w Polsce – w końcu 4 miliony w drugiej turze zagłosowały na Trzaskowskiego. Jednak propozycja Nawrockiego trafia do szerszego grona. Także do tych, którzy akceptują kierunek zmian, wiedzą np., że orientacja homoseksualna jest czymś w pełni normalnym i akceptowalnym, ale nie do końca nadążają z nauką, czują się zmęczeni tym, że muszą ciągle adaptować się do zmieniającego się świata i że to wszystko przebiega w takim tempie.
Andrzej mówił o wyborach jako starciu różnych męskich archetypów męskości. Jak te reprezentowane przez Nawrockiego można by odnieść do wzorców męskości występujących w polskiej kulturze? Z jaką historyczną albo literacką postacią można by go porównać?
WŚ: W kampanii pojawiały się różne porównania: do Edka z Tanga Mrożka po Nikodema Dyzmę. Bardziej niż Dyzmę Nawrocki przypomina jednak Mateusza Bigdę z powieści Juliusza Kadena-Bandrowskiego z lat 30. dwudziestego wieku. Chłopski przywódca Bigda – postać wzorowana na Witosie – ze swoją plebejską, męską energią, podporządkowuje tam sobie całą polityczną scenę międzywojnia, pełną słabych, chwiejnych, skorumpowanych liderów, którzy wręcz roztapiają się w jego obecności.
Powieść Baden-Kandrowskiego zaadaptował w 1999 roku dla Teatru Telewizji Andrzej Wajda. To był okres, gdy elity były przerażone wzrostem politycznego znaczenia Leppera i analogie były oczywiste. Dziś nie ma już w Polsce w zasadzie takich chłopów, jak w czasach, gdy Lepper organizował marsze gwiaździste na stolicę. Nie ma Leppera, ale energia ludowego gniewu wokół Nawrockiego jest podobna – i podobne są reakcje elit.
Z bardziej współczesnych odniesień wskazałbym na Wojnę polsko-ruską Masłowskiej. Nawrocki jest mniej więcej rówieśnikiem Silnego. Tak jak on pochodzi z Gdańska i związany jest ze światem kibolskim. Nawrocki to Silny, który zamienił dres na garnitur, zrobił doktorat, został dyrektorem muzeum, a w końcu prezydentem-elektem. Gdyby to napisała Masłowska jako kontynuację, byłoby to nieźle przegiętą historią, a okazuje się naszą nieodległą przyszłością.
Ten kibolski kontekst jest tu bardzo istotny. W Niesamowitej słowiańszczyźnie Maria Janion pisała o szczególnej roli, jaką w organizowaniu polskiej polityczności odgrywały homospołeczne grupy mężczyzn: filomaci, filareci, legioniści Piłsudskiego, leśni z AK i z AL. W ostatnich dekadach – i o tym też Janion pisała – tę rolę przejęły właśnie grupy kibicowskie.
Dotychczas wszyscy prezydenci z wyjątkiem Wałęsy wpisywali się w męskość inteligencką, zgodną z wyobrażeniami klasy średniej. Nawrocki wnosi tu zmianę?
WŚ: Klasa średnia stworzyła model mężczyzny powściągliwego, który akumuluje energię na pracę, oraz obraz prezydenta jako męża stanu. Nawrocki się w ten model zupełnie nie wpisywał jako kandydat. Jako prezydent może próbować aspirować do figury męża stanu, ale baza tego będzie zupełnie inna, niż w przypadku poprzedników.
czytaj także
Klęska Trzaskowskiego, który idealnie wpisywał się w oba te wzorce, jest efektem słabnięcia – ekonomicznego, kulturowego, politycznego – klasy średniej. Jest pochodną tego, że model liberalny, w który kiedyś tak głęboko wierzyliśmy, coraz mniej się sprawdza. Przeciwko niemu działa globalna fala konserwatywnej rewolucji, wynosząca do władzy kolejne silne, ojcowskie, patriarchalne figury. Widzimy to także w naszym regionie: na Słowacji mamy Roberta Ficę, na Węgrzech Orbána, w Serbii Vučića.
Jednocześnie ten obraz męskości Nawrockiego komplikuje trochę to, że nie jest politycznie samodzielnym mężczyzną – podobnie zresztą, jak Trzaskowski. Żaden z tej dwójki politycznie nie jest „ojcem”, obaj są „synami” prowadzącymi walkę w imieniu swoich politycznych „ojców” – Kaczyńskiego i Tuska.
WŚ: Nawrocki o wiele lepiej wykorzystał tę sytuację. Otagował Trzaskowskiego jako wiceprzewodniczącego, co było kastrujące. Bo kim jest wiceprzewodniczący? Kimś, kto biega z papierami za szefem, który ostatecznie podpisuje je i podejmuje decyzje. Wiceprzewodniczący nic nie znaczy – jak Ignacy, by przywołać złośliwe powiedzonko o prezydencie Mościckim
AG: Nawrocki skutecznie obsadził Trzaskowskiego w roli szkolnego lizusa, kujona, „Bonżura”, kabla. Kogoś, kto doniesie pani, co robią koledzy. Sam ustawił się w roli popularnego łobuza z ostatniej ławki. Z jednej strony wprowadza w szkole terror, z drugiej strony często najbardziej imponuje tym chłopakom, którym takiej męskości i sprawczości brakuje, którym mamy i nauczycielki mówią: „ucz się, żebyś nie był taki jak ten Nawrocki”.
Drugim obok Nawrockiego kandydatem z bardzo mocnym gender gap poparcia był Sławomir Mentzen. Jakie męskie emocje i pragnienia on zagospodarowywał?
AG: On mówił młodym mężczyznom: możesz być outsiderem. Nie ma w tym nic złego, możesz stać z boku, realizować się jako mężczyzna, zarabiając pieniądze. Pamiętajmy, że „system” dla młodych polskich mężczyzn to przede wszystkim ich nauczycielka w szkole, która nie potrafi zagospodarować ich młodzieńczej energii, która ciągle dyscyplinuje chłopców i stara się ich wepchnąć w szkolne ramy, by byli grzeczni jak dziewczynki. Po powrocie do szkoły ci sami młodzi mężczyźni mierzą się z nadopiekuńczymi matkami, mówiącymi im: tego nie rób, tego nie możesz, nad tym masz teraz pracować.
Mentzen tymczasem ma dla nich ofertę: nie musicie dostosowywać się do oczekiwań waszych nauczycielek, które niczego nie rozumieją. Pewnie nie wiedzą nawet, co to jest bitcoin. Nie musicie robić tego, czego oczekują wasze matki. Możecie się spełniać jako przedsiębiorcy, ja usunę bariery, które uniemożliwiają wam bogacenie się i potwierdzanie swojej męskości w tej roli. On sam przez swój finansowy sukces pokazuje, że to się może udać, odpowiada na potrzebę sprawczości młodych mężczyzn.
czytaj także
WŚ: W polskiej kulturze figura mężczyzny self made-mana, potwierdzającego swoją męskość przez finansowy sukces, nigdy się w pełni nie ukonstytuowała. Wokulski w Lalce mimo sukcesu załamuje się pod ciężarem nieodwzajemnionej miłości. Karol Borowiecki w Ziemi obiecanej zostaje milionerem, ale zupełnie nie przynosi mu to szczęścia. Realnym odpowiednikom Wokulskich i Borowieckich kłody pod nogi rzucała historia, uniemożliwiająca akumulację kapitału: bo zabory, wojny, komuna.
O polską figurę self-made mana upominał się w swojej publicystyce Dmowski, o chłopach-biznesmenach przed wojną marzył Józef Chałasiński, potem została przejęta przez korwinistów, teraz uosabia ją Mentzen. On oferuje młodym mężczyznom wizję, w której mogą rywalizować ze sobą na rynku, już nie na pięści, ale na mózgi, uruchamiając własną zaradność i przedsiębiorczość.
A jak pod kątem archetypów męskości można by czytać postać Grzegorza Brauna? Czy to jest sarmata z czasów konfederacji barskiej, który trafił w XXI wiek? Połączony w dodatku z jurodiwym w typie Rasputina? Albo współczesne wcielenie Gnębona Puczymordy z Szewców Witkacego?
WŚ: Gnębon, szef Dziarskich Chłopców, to jednak wcielenie siły, której Braun nie ma. Nie wiem, czy widzieliście jego plakaty – moja okolica jest ich pełna – na których uchyla okulary, wyglądając jak nobliwy, konserwatywny ekspert, taki Bronisław Geremek 2.0. Braun ma w sobie bardzo silny inteligencki komponent, nawet jeśli dziś jest inteligentem zdeklasowanym przez swoje radykalne poglądy. Bardzo świadomie mówi piękną polszczyzną, uwodzi frazą i głębokim głosem.
Oglądam sobie jego film o objawieniach gietrzwałdzkich, to jest zrobione bardzo po amerykańsku i hula teraz po salkach parafialnych. On więc mógł zebrać niedobitki „moherowych beretów”, ale też trafić do męskich grup szukających oparcia w religii – mamy ich trochę w Polsce, różnych Rycerzy Maryi itp. Jako stały czytelnik „Gościa Niedzielnego” wiem, że Kościół już kilkanaście lat temu zaczął szukać możliwości dotarcia do młodych mężczyzn.
Odporność i obronność to wspólna sprawa. Potrzebujemy nowego kontraktu płci – na wczoraj
czytaj także
AG: Ale też do największych religijnych radykałów. Kilka lat temu miałem z takim kryminalne doświadczenia. Pewien mężczyzna, któremu z religijnych przyczyn bardzo nie podobały się prawa gejów, uznał, że jeśli zabije pomagającego im seksuologa, to sprawi, że ten problem zniknie w Polsce. Chodził więc za mną przez długi czas z bagnetem i dosłownie chciał mnie zaszlachtować. Skończył w więzieniu, ale przez pół roku mnie prześladował. Mamy niestety trochę ludzi, na których politycy budują swój kapitał wyborczy, ożywiając ich skrajnymi emocjami gniewu,lęku czy nienawiści.
WŚ: Mam podobne doświadczenie. W 2018 roku trafiłem na staż w Cetre for the Study of Men and Masculinity na Uniwersytecie Stony Brook w stanie Nowy Jork. Kieruje nim jeden z najwybitniejszych specjalistów od badań nad męskością, Michael Kimmel. Czułem, że złapałem pana boga za nogi. Do momentu, gdy do centrum zaczęły przychodzić maile od mężczyzny oburzonego naszymi badaniami, które jego zdaniem w jakiś sposób odbierały mu jego męskość albo obniżały jej rangę. On groził, że przyjdzie na uniwersytet i nas powystrzela. W Stanach bardzo poważnie traktuje się podobne groźby, od razu został uruchomiony system mający nas chronić.
Wtedy pomyślałem: w Polsce naprawdę mamy dobrze, moim największym problemem jest Ziobro, który w najgorszym wypadku powie kilka nieprzyjemnych słów. Problem z Braunem polega jednak na tym, że on wprost wprowadza do polityki przemoc. W trakcie kampanii zaatakował lekarkę wykonującą aborcję. Co znów jest amerykańską franczyzą – w Stanach ataki na kliniki aborcyjne są stałym elementem działania radykalnej, religijnej prawicy.
Nawet na lewicy Magdalenę Biejat i Joannę Senyszyn wyprzedził Adrian Zandberg, przedstawiany w kampanii jako „wiking” i „drwal”. To jest znak remaskulinizacji lewicy?
AG: Zandberg choćby już ze względu na swoje rozmiary idealnie wpisuje się we wzorzec mężczyzny-obrońcy, kogoś, kto służy swoją siłą całej wspólnocie, chroni ją przed niebezpieczeństwami.
Koń na wojnie, czyli Mroczna Męska Tajemnica [o „Nullu” Szczepana Twardocha]
czytaj także
WŚ: Moje dzieci są oddanymi zandbergistami. Mówiły mi, że na wiecach Zandberga główną widownią są młode, „alternatywne” dziewczyny. Gdy poszedłem zobaczyć wiec Mentzena, zastał mnie bardzo charakterystyczny obrazek: wpatrzonych w „wodza” młodych mężczyzn i plączące się gdzieś ich dziewczyny, próbujące jakoś zwrócić uwagę swoich chłopaków, na ogół bezskutecznie.
Czemu Zandberg może być atrakcyjniejszy dla młodych kobiet niż Magdalena Biejat?
AG: Gdy oglądałem wywiad z Biejat, to miałem wrażenie obcowania z kujonką, z kimś, od kogo bierze się ściągę. Takich ludzi w szkole rówieśnicy raczej wykorzystują, niż ich lubią.
WŚ: Miałem podobne odczucie. Natomiast fenomenem w tych wyborach była dla mnie Joanna Senyszyn. Korale pani profesor pozostaną symbolem tej kampanii. Jej start w wyborach jest znakiem pewnej zmiany społecznej. Wymiera pokolenie tzw. moherowych beretów – ubogich, starszych, bardzo religijnych kobiet – i pojawia się nowe: seniorek, które nie słuchają już ojca Rydzyka ani żadnego innego księdza, nie są zależne od męża, mają swój odłożony kapitał i energię życiową. To może być w przyszłości ważna wyborczo nisza.
Co strona liberalna i progresywna może zrobić, by tych wszystkich emocji, o których mówicie, nie zagospodarowywali kandydaci prawicy?
AG: Przede wszystkim przedstawić jakąkolwiek ofertę dla mężczyzn w kampanii, czego Trzaskowski nie zrobił. Być może gdyby to był inny kandydat, np. Radek Sikorski, to by się udało, nawet niespecjalnie zmieniając przekaz. Sikorski bardziej czuje męskość i potrafi przemawiać do mężczyzn, jest mniej obły. On przecież walczył w Afganistanie i te ustawki Nawrockiego to by wciągnął nosem.
czytaj także
WŚ: To nie jest przy tym problem wyłącznie kandydata czy błędów w kampanii, ale pytanie o ofertę dla mężczyzn obecnego, przeżywającego kryzys porządku liberalnego, podmywanego przez konserwatywną rewolucję, w ramach której dokonuje się zwrot ku męskości – nawet jeśli czasem politycznymi liderkami tej rewolucji są kobiety, jak Sara Wagenknecht w Niemczech, Giorgia Meloni we Włoszech czy Marine Le Pen we Francji.
AG: Polska po wyborze Nawrockiego może poczuć się jak kobieta, która uświadamia sobie, że tkwi w związku z przemocowym partnerem. Strona liberalno-lewicowa musi tworzyć swoje stanowcze, silne, męskie, a przy tym nieopresyjne figury. Kiedyś czuł to Tusk, który przecież po politycznej pracy haratał z kolegami w gałę, ale się zestarzał. Pytanie, czy pojawi się ktoś zdolny zaproponować coś podobnego, przemawiającego do mężczyzn z młodszych pokoleń.
**
Andzej Gryżewski – założyciel Instytutu Arte Vita, psycholog, seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, terapeuta schematów. Autor bestsellerowej książki „Sztuka obsługi penisa”, która właśnie trafiła na deski Teatru im. Żeromskiego pod tytułem „Koń na rycerzu”. Jest współautorem wielokrotnie nagradzanego podcastu Dialogi waginy i penisa. Naukowo specjalizuje się w obszarze męskości i męskiej seksualności.
Wojciech Śmieja – profesor Uniwerystetu Śląskiego w Katowicach, literaturoznawca i polonista, od ponad 20 lat bada reprezentacje i ekspresje płci w kulturze, literaturze i dyskursie publicznym. Visiting Scholar w Centre for the Man and Masculinities Studies na Uniwersytecie Stony Brook w Nowym Jorku. Autor pięciu monografii naukowych i kilkudziesięciu artykułów. W październiku 2024 roku ukazała się jego książka Po męstwie – historia męskości w Polsce (wyd. Czarne, 2024).