Członkowie rządu wyszli chyba z założenia, że najlepiej jest przykryć aferę z wyciekami z prywatnej skrzynki ministra Dworczyka ostrą nawalanką o prawa mniejszości. To bez sensu. W interesie bezpieczeństwa narodowego leży wygaszenie wszelkich kontrowersji wokół kwestii praw osób LGBT.
Wiele wskazuje na to, że przecieki z prywatnej skrzynki ministra Dworczyka i ich wykorzystanie to dzieło Rosjan. To nie oznacza, że Michał Dworczyk niczym nie zawinił, a państwo dołożyło wszelkich starań, żebyśmy byli bezpieczni. Cała sprawa pokazuje jednak świetnie mechanizmy ataków cybernetycznych i działań dezinformacyjnych. Wniosek, który z niej płynie, w nowym świetle stawia kwestię LGBT. Jednak po kolei.
Na dziś wiemy, że w sprawie przecieku danych zawiodła nie infrastruktura techniczna i jej zabezpieczenia, ale ludzie. Pierwsza przewina jest oczywista i w teorii łatwa do wyeliminowania. Należy po prostu nie używać prywatnych skrzynek do załatwiania spraw państwowych. Druga wina polega na łatwowierności, klikaniu w podejrzane linki i udostępnianiu swoich danych logowania. To też można ograniczać przez trening i szkolenie, chociaż pomysłowość speców od phishingu na pewno sprawi, że ktoś w przyszłości da się nabrać.
O wiele ciekawsza jest kwestia kampanii uruchamianej już po wykradzeniu danych lub włamaniach na konta. Ujawnione materiały częściowo są prawdziwe, ale wiemy też, że były modyfikowane przez użytkowników posługujących się na swoich urządzeniach cyrylicą. Jest bardzo prawdopodobne, że przez długi czas wyciekać będą nowe materiały o różnym poziomie autentyczności. To działanie obliczone jest zarówno na charakter mediów społecznościowych, jak i silną polaryzację polityczną.
Nie oszukujmy się, nowe sensacyjne materiały obciążające rząd to coś, kto każdy użytkownik internetu i mediów społecznościowych chętnie przejrzy do porannej kawki. Oprócz samych informacji angażujące jest wyrażenie oburzenia na rządzących i w ogóle polityków, dyskutowanie nad prawdziwością informacji, a dla części użytkowników tworzenie całych teorii spiskowych na podstawie wycieków. Być może na podstawie Dworczyk Leaks doczekamy się podobnych koncepcji jak Pizza Gate, czyli teorii powstałej po wycieku maili Johna Podesty (szefa kampanii Hilary Clinton) zakładającej, że przedstawiciele waszyngtońskich elit tworzą szajkę pedofilską, a ich punktem zbornym jest pizzeria Comet Ping Pong, gdzie w piwnicy przetrzymują dzieci.
Druga kwestia to polaryzacja polityczna. Im większa, tym lepiej rozprzestrzeniać się będą przecieki i ujawniane materiały, bo stanowią dowód na nieudolność i/lub moralną degenerację przeciwnika. Wobec polityków opozycji istnieje w takiej sytuacji społeczna presja, żeby „korzystać z okazji” i nie odpuszczać rządzącym. Z kolei apele rządzących o powstrzymywanie się w rozpowszechnianiu danych tylko zwiększają poczucie, że mają oni coś do ukrycia. Zarówno ostry konflikt z wykorzystaniem przecieków, jak i próba jego ograniczenia mogą przynieść zniechęcenie wyborców, wywołać poczucie, że elity polityczne zawodzą, i powiększyć chaos. I taki właśnie jest cel.
Działania związane z wykorzystywaniem przecieków korzystają z naturalnych dziś mechanizmów organizujących życie społeczne i polityczne. Ich skuteczność zależy od poziomu intensywności konfliktu i głębokości politycznych podziałów.
Polska jest najbardziej homo- i transfobicznym krajem w UE. Znowu
czytaj także
I kiedy właśnie jesteśmy świadkami takich działań, co robią ministrowie rządu? Przemysław Czarnek kwestionuje normalność uczestników warszawskiej Parady Równości i sugeruje nazywanie ich zboczeńcami. Jeszcze dalej idzie minister Michał Woś mówiący, że jego kolega minister Wójcik pracuje nad ustawą ograniczającą działalność organizacji informujących o LGBT. Prawdopodobnie członkowie rządu wyszli z założenia, że najlepiej jest przykryć aferę wyciekową ostrą nawalanką o prawa mniejszości. Tylko że efekt jest odwrotny, bo zwiększa polaryzację i tym samym przygotowuje grunt pod ostrzejsze konflikty przy kolejnych przeciekach.
Gdyby szedł z nami prezydent, może nikt nie rzucałby w nas kamieniami
czytaj także
Biorąc pod uwagę, jak silne podziały budzi dziś kwestia osób LGBT, zupełnie serio myślę, że w interesie bezpieczeństwa narodowego leży wygaszenie jej kontrowersyjności. Najkrótszą drogą jest po prostu uznanie przez państwo praw osób LGBT. Dla nas argument równościowy jest podstawowy, ale trudno nie zauważyć, że nie jest taki dla naszych przeciwników. Jednak i oni powinni zauważyć, że rosyjskie ataki tworzą zupełnie nowy kontekst dla tej kwestii.
Oczywiście od razu podniosą się głosy, że to społeczność LGBT i jej sojusznicy powinni zrezygnować ze swoich postulatów. Biorąc pod uwagę, jak silny jest ruch LGBT w Polsce i jak rozrósł się w ostatnich latach na sprzeciwie wobec rządu PiS, tego typu propozycja – oprócz śmiechu – wywoła tylko silniejszy opór. Po drugie uznanie praw LGBT lokuje nas w Europie, a oddala od Rosji, gdzie obowiązują wrogie wobec osób LGBT regulacje.
Jeśli pójdziemy inną drogą, pogłębimy tylko podziały i zwiększymy polaryzację, a co za tym idzie – podatność naszego kraju na wrogie działania dezinformujące. Brzmi to trochę dziwnie, ale tęcza to kolory bezpieczeństwa narodowego.