Dziś kolejna edycja największej demonstracji nacjonalistycznej w Europie. Zobaczmy, jakie środowiska pójdą w tym roku w Marszu Niepodległości, a jakie nie i dlaczego. Kto będzie klaskał na widok Bąkiewicza, kto zatykał nos, a kogo w ogóle tam nie będzie?
Marsz Niepodległości to największa nacjonalistyczna demonstracja w Europie. W 2018 roku uczestniczyło w niej prawie 250 tys. ludzi. Oprócz jednak licznych przypadkowych uczestników, których przyciąga patriotyczna atmosfera święta, bierze udział w manifestacji liczna reprezentacja ekstremistów.
I to nie tylko z Polski, bo także z Ukrainy, Węgier, Włoch, Szwecji, Słowacji, Bułgarii, Serbii, Czech, Hiszpanii, Francji czy USA. To popularny hub spotkań dla tych środowisk, a demonstracji przez lata towarzyszyły koncerty, dyskusje czy konferencje tematyczne. Od 2018 roku impreza jednak powoli wymyka się z rąk dawnych organizatorów i coraz bardziej zbliża się do kręgów pisowskich.
Kluczowy dla tego procesu jest Robert Bąkiewicz i jego zwolennicy, którzy po konflikcie z politykami Konfederacji i grupami neofaszystowskimi krok po kroku stają się częścią obozu władzy. Jednocześnie, na nacjonalistycznym „firmamencie” wschodzi nowa youtube’owa „gwiazda” Wojciecha Olszańskiego.
Aktora jednak i jego ludzi nie zobaczymy na ulicach Warszawy. I to nawet nie dlatego, że został niedawno zatrzymany przez policję w celu odbycia kary pół roku więzienia. Swoich kamratów zwołał on bowiem do Krakowa na kopiec Kraka, zupełnie bojkotując warszawską demonstrację. Zjechać do stolicy Małopolski mają najbardziej zradykalizowani antysemici i rusofile, pozostawiając ulice stolicy bardziej „cywilizowanym” nacjonalistom.
Czy jednak uczestnicy Marszu Niepodległości wyczyścili swoje szeregi z ekstremistów? Niekoniecznie. Przyjrzyjmy się głównym grupom uczestników i ich ideologicznym pozycjom, a także głównym liniom konfliktu wewnątrz samego marszu.
Jutro 11 listopada: polskimi flagami znów będą machać biali, wrzeszczący faceci w kominiarkach
czytaj także
Polskie środowiska nacjonalistyczne można z grubsza podzielić na cztery główne grupy. Są to prorządowi „Bąkiewiczowcy”, ultrareligijni neoendecy z Ruchu Narodowego i Młodzieży Wszechpolskiej, rasistowscy neofaszyści należący do małych organizacji narodowo-socjalnych (takich jak Niklot, Trzecia Droga, Obóz Narodowo-Radykalny, Socjalna Alternatywa, Nacjonalistyczne Południe, ruchy szturmowców i autonomicznych nacjonalistów) i neonazistowskich (Krew i Honor, Combat18, Misanthropic Division, Atomwaffen Division) oraz „wielcy nieobecni” w Warszawie Rodacy Kamraci, czyli „Olszewicy”.
Co ich różni? W dużym skrócie: stosunek do rządu PiS, Rosji, Ukrainy, USA, wolnego rynku i religii katolickiej. Co łączy? Nacjonalizm, homofobia, antysemityzm, antylewicowość, antyliberalizm i niechęć do Unii Europejskiej.
„Bąkiewiczowcy” to na ogół nacjonaliści proukraińscy, prorządowi, antykremlowscy. Po zbliżeniu z rządem zaczął być wyciszany ich dawniej głośny antysemityzm. Bąkiewicz przestał straszyć odzyskaniem przez Żydów bezspadkowego mienia ofiar Holocaustu i wyciszył zupełnie swoją akcję Stop447. Antysemityzm, antyamerykanizm i ataki na Ukraińców zastąpiły w przekazie jego środowiska fanatyczna religijność, islamofobia i niechęć do środowisk LGBT.
Działający w Konfederacji neoendecy z Młodzieży Wszechpolskiej i Ruchu Narodowego są od dawnych kolegów z kręgów Bąkiewicza dużo bardziej prorosyjscy. Tworzą w końcu jedną partię z takimi tubami kremlowskiej propagandy jak Grzegorz Braun czy Janusz Korwin-Mikke.
Nacjonaliści z Konfederacji są mniej widoczni w rosyjskich kampaniach dezinformacyjnych, ale i oni próbują budować wizję zagrożenia, jakie stanowić mają na rynku pracy i kulturowo Ukraińcy, i podgrzewają temat mordów Polaków na Wołyniu w latach 1943–1944. Przez wiele lat środowisko to wskazywało dodatkowo na system, jaki stworzył w Rosji reżim Putina, jako dobry przykład wprowadzania w państwie „tradycyjnych wartości” i walki z zachodnią dekadencją, homoseksualizmem czy laicyzacją.
Gospodarczo są ultrawolnorynkowi. Religijnie to integrystyczna sekta z antyszczepionkowym twistem. USA nie lubią. Z Izraelem mają podobnie, siedząc w ławach poselskich z niepodważalnie najbardziej zajadłym polskim antysemitą w Sejmie, Grzegorzem „Szczęść Boże” Braunem.
Neofaszyści z kolei są zasadniczo bardzo proukraińscy, wychodząc z pozycji etnonacjonalistycznych. Z Rosją, owszem, mają problem, kiedy grać chce ona rolę imperium, ale z nacjonalistami rosyjskimi współpracują, choć tylko wtedy, kiedy akceptują oni, że Rosja to ziemie etnicznych Rosjan, a nie Buriatów, Kałmuków czy Jakutów, a tym bardziej Ukraińców.
Co nie przeszkadza wielu polskim neofaszystom snuć fantazji o powołaniu dość imperialnej z ducha federacji międzymorza (mającej obejmować Polskę, Ukrainę, Białoruś i Litwę), która tylko dziwnym trafem przypomina całkiem wyraźnie granice I Rzeczpospolitej.
Gospodarki chcą socjalnej, kapitalizmu nie lubią. Operują kategorią rasy i promują „separatyzm rasowy”, czyli coś w rodzaju apartheidu, w skrócie sugerując, że czarni i smagli są w porządku, pod warunkiem, „że siedzą u siebie”. Religię biorą raczej jako cywilizacyjną bazę, a zdarzają się u nich, dość rzadko, ale jednak, zwolennicy dopuszczalności aborcji, czy już liczniej, neopoganie. Antysemici z nich jednak żarliwi, homofoby agresywne i chętne do akcji bezpośredniej. Demokracji nie lubią. Jedyny plus, że zdecydowanie rzadziej niż konfederaci są to antyszczepionkowcy.
Faszyzm to pragnienie zemsty. Czy będzie powtórka z Weimaru?
czytaj także
Nieobecni w Warszawie „Olszewicy” z Rodaków Kamratów, to niezwykłej wprost klasy zbieranina teoriospiskowców, antysemitów, ukrainożerców, antyszczepionkowców, przebierańców i lumpennazistów, czyli wszystkich tych, którzy dotychczas głosowali na Konfederację, ale spadający potencjał „szuryzmu” w szeregach tej formacji, dążącej do zdobycia głosów klasy średniej i scalenia ideologicznie i wizerunkowo z fanbazą idola drobnomieszczan Sławomira Mentzena, sprawił, że przestali się odnajdywać pośród ubranych w zacne garniturki eksradykałów, dziś zadowolonych z siebie panów około czterdziestki.
Rodacy Kamraci nienawidzą Izraela, USA, Ukrainy, Unii Europejskiej, Billa Gatesa, Klausa Schwaba, Jarosława Kaczyńskiego, Donalda Tuska, Konfederacji, Bąkiewicza, więc zupełnie nie dziwi, że planowali własny nacjospęd w Krakowie.
Jednak nie wiadomo, w jakiej formie on się ostatecznie odbędzie, bo Olszański znalazł się właśnie w więzieniu z wyrokiem pół roku odsiadki na koncie i coraz bardziej zapowiada się, że z racji ultraszuryzmu, zamiast zostać reinkarnacją Bolesława Piaseckiego, stanie się raczej nowym Bolesławem Tejkowskim.
czytaj także
Skąd się wzięły tak wyraźne podziały w gronie nacjonalistów? Przyczynami są przede wszystkim prywata, egotyzm i pisowskie „knucie”. Kluczowy był rok 2018 i marsz w stulecie polskiej niepodległości. PiS obawiał się, że nie uda mu się przebić frekwencyjnie zorganizowaną przez siebie demonstracją imprezy nacjonalistów. Rozpoczął więc naciski na organizatorów, aby ci usunęli z grona manifestantów neofaszystów i ich rasistowskie hasła („Europa będzie biała albo będzie bezludna”, „Wszyscy równi, wszyscy biali”), które źle wyglądałyby w amerykańskich mediach.
Od tego kroku uzależnili zgodę na marsz, w którym dodatkowo mieliby wziąć udział prezydent i premier. Pełniący wówczas funkcję prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości (SMN) członek zarządu ONR Bąkiewicz ugiął się pod pisowską presją i usunął z marszu ekstremistów i jak twierdzą ekskoledzy, został przy okazji klasyczną „sześćdziesioną”, współpracując z policją w namierzaniu swoich dawnych kompanów.
Wzbudziło to wściekłość u „sztywniutkich” i „prawilnych” neofaszystów. Bąkiewicz u nich jest już na wieki wieków spalony. Macierzysty ONR wyrzucił go wraz z kilkoma najbliższymi współpracownikami, takimi jak Tomasz Kalinowski czy ekskierownik ONR Tomasz Dorosz.
Bąkiewicz jednak nie odszedł z pustymi rękami. Jako prezes SMN dzierżył bowiem dwa największe zasoby polskiego nacjonalizmu – sam marsz i kanał YT Media Narodowe z ćwiercią miliona subskrypcji. I tak zaczął się konflikt z dawnymi kompanami z Ruchu Narodowego.
Bąkiewicz bowiem raz zdobytej władzy oddać nie chciał, wiedząc, że bez wpływu na te dwa zasoby jest i będzie, tak jak Bóg przykazał, nikim. Szybko złamał więc zasadę rotacyjnego kierownictwa w SMN i nie przekazał władzy komuś z grona wszechpolaków, jak to było wcześniej w gronie liderów ustalone. Spór trwa do dziś, a kilka dni temu wypłynęło pismo, w którym konfederaci żalą się, że Bąkiewicz przyjmuje en masse do organizacji nowych ludzi, chcąc w wyborach planowanych na 2023 roku dać się łaskawie wybrać na kolejną kadencję.
To w efekcie tych tarć mamy w tym roku dwa plakaty i dwa hasła marszu. Wszechpolacy ogłaszają, że „Polska państwem narodowym”, a z kolei Bąkiewicz utrzymuje, że jednak oficjalnym sloganem jest „Silny Naród – Wielka Polska”.
Bąkiewicz skłócony z neofaszystowskimi „dołami” i dawnymi „towarzyszy broni” skazał się sam na kooperację z PiS. Partia Kaczyńskiego zaś, jak można przeczytać w mailach Michała Dworczyka, była cała szczęśliwa takim obrotem spraw i rzeczy wśród nacjonalistów. Sama, tracąc bowiem ideologiczne zaplecze, coraz bardziej przesuwała się na nacjonalistyczne pozycje, przyjmując w swoje szeregi takich polityków jak byli liderzy Młodzieży Wszechpolskiej Adam Andruszkiewicz czy Sylwester Chruszcz.
W efekcie doszło do pełnego zbratania się „Bąkiewiczowców” z machiną polityczną PiS. Prezes SMN zaczął mnożyć organizacje mające na celu zasysanie publicznych pieniędzy i tak powstały stowarzyszenia: Roty Marszu Niepodległości, Straż Narodowa, Marsz Zwycięstwa, a rząd zaczął im hojnie przydzielać fundusze z Funduszu Patriotycznego, Narodowego Instytutu Wolności, Kancelarii Premiera, ministerstw kultury i edukacji czy Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego.
W efekcie nacjonaliści od Bąkiewicza zaczęli nabywać za te środki nieruchomości, samochody, sprzęt telewizyjny, inwestować w rozwój Mediów Narodowych, założyli Centrum Kształcenia Młodzieży „Kuźnia” na Woli i aktualnie budują własną telewizję kablową.
W zamian, jak na mutację ORMO przystało, odpowiedzieli na apel prezesa Kaczyńskiego o obronę kościołów przed protestującymi przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej, jednocześnie odciągając krok po kroku wyborców-nacjonałów od Konfederacji do PiS. Dziś reprezentujący Solidarną Polskę minister w KPRM Michał Wójcik mówi wprost, że nie widzi problemu, żeby Bąkiewicz znalazł się na listach partii Ziobry.
czytaj także
W marszu jednak pójdą i konfederaci, i neofaszyści. Zatykając nos i plując na Bąkiewicza, ale jednak nie mają wyboru. Bojkot oznaczałby dla nich marginalizację i byłby zgodą na zupełne przejęcie marszu przez „Bąkiewiczowców”. Neofaszyści, podzieleni na liczne małe organizacje od kilku lat próbują powołać coś w rodzaju ogólnokrajowej koordynacji. Być może „Nacjonalistyczna Kolumna”, którą maszerują 11.11, będzie jej początkiem?
Na konkurencję dla nich w zradykalizowanym elektoracie wyrastają jednak Rodacy Kamraci Olszańskiego, których trudno przebić w rasizmie, antysemityzmie czy przemocowych fantazjach. Czy jednak organizacja przetrwa aresztowanie lidera? Czy kolejny za kratami znajdzie się prawa ręka „Jaszczura”, czyli Marcin Osadowski ps. Ludwiczek? I czy neofaszyści zaakceptują jako wodza kogoś, komu bliżej do reinkarnacji postkomunistycznego szura-nacjonalisty „z odzysku” Bolesława Tejkowskiego niż endeka-faszysty Piaseckiego? Nie wiadomo.
Warto zadać sobie też pytanie, czy częste zatrzymania Olszańskiego przez służby mundurowe nie mają aby na celu wykreować go na samodzielnego gracza. Dla PiS byłoby to o tyle korzystne, że podział głosów skrajnej prawicy, gdyby udało się Olszańskiemu zgłosić listy wyborcze, mógłby zablokować wejście Konfederacji do Sejmu. A tu im mniej partii, tym dla PiS i przelicznika procentów w wyborach na mandaty lepiej.
Takie same kroki zresztą podejmuje PiS na lewicy, wspomagając oskrzydlanie Nowej Lewicy z nowoprawicowej „lewej” (po linii Remigiusza Okraski i Rafała Wosia), wspierane, co zabawne, przez PO, które promuje w tym samym celu centrolewicowych rozłamowców z SLD skupionych wokół PPS i UP i własne lewicowe skrzydło z Barbarą Nowacką na czele.
Opozycji w Polsce potrzeba treści, a nie wymuszonej jedności
czytaj także
Mimo że narasta podział środowisk nacjonalistycznych, nie maleje jednak liczba uczestników tego ruchu. Przeciwnie, powstają nowe media, stowarzyszenia i fundacje hojnie dotowane przez liczne pisowskie „źródełka”. Sami ludzie Bąkiewicza uzyskali w dwa lata (2021–2022) 6,5 mln złotych dotacji, a wnioskowali o 11 mln. Pieniędzy, które otrzymały inne organizacje nacjonalistyczne czy ultrareligijne z NIW, Funduszu Patriotycznego czy od ministra Czarnka, będzie już kilkadziesiąt milionów.
Sama impreza została włączona do PiS-owskiej machiny politycznej. Dziś jeszcze jako bulterier na dość krótkiej smyczy, ale wraz z dekompozycją obozu Zjednoczonej Prawicy może się okazać, że PiS wyhodował nam większy problem polityczny niż te wszystkie nieudolne Sasiny, cyniczne Morawieckie czy żenujące Mejzy.
I już nikogo nie będą dziwić posłowie Bąkiewicz i Kalinowski, tak jak już przyzwyczailiśmy się do Brauna, Krzysztofa Bosaka czy Roberta Winnickiego w sejmie. A stojąca nad faszystowską przepaścią polska scena polityczna wykona kolejny odważny krok naprzód.
Oby nie, bo tego szlamu z naszego państwa nie wypłuczemy do końca nigdy.