Ustawa o ochronie granicy i uchwała solidarnościowa są częścią politycznej kampanii, której celem jest odebranie opozycji wszelkiej przestrzeni na krytykę rządu. Ważne, by – niezależnie od sytuacji na granicy – nie poddać się temu szantażowi.
W środę wieczorem Sejm przyjął nowelizację ustawy o ochronie granicy państwowej. Pod tym neutralnym, urzędniczym sformułowaniem kryje się coś bardzo poważnego: przepisy, które faktycznie pozwalają sięgnąć władzy po rozwiązania typowe dla stanów nadzwyczajnych bez ogłaszania stanu nadzwyczajnego. To bardzo niebezpieczne dla polskiej demokracji, powinniśmy się tym niepokoić co najmniej tak samo jak sytuacją na granicy. Tym bardziej gdy weźmiemy pod uwagę, kto wprowadza te rozwiązania.
Stan wyjątkowy na rozporządzenie
Co zakłada ustawa? Jej najważniejszy przepis pozwala wprowadzić zakaz przebywania przez określony czas w przygranicznym obszarze, gdy wymaga tego bezpieczeństwo i porządek publiczny. Do ogłoszenia zakazu nie trzeba nawet ustawy, wystarczy rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych i administracji, po zasięgnięciu opinii komendanta głównego straży granicznej.
Stan wyjątkowy w Polsce: temu rządowi szczególnie trudno zaufać
czytaj także
Oznacza to, że minister Mariusz Kamiński dostanie możliwość wprowadzenia rozwiązań typowych dla stanu wyjątkowego rozporządzeniem, bez żadnej kontroli parlamentu. Ten sam Mariusz Kamiński, który został już raz skazany na karę bezwzględnego więzienia – co prawda nieprawomocnie – za przekroczenie uprawnień jako szef CBA, a potem ułaskawiony przez swojego byłego kolegę z partii, Andrzeja Dudę.
Na obszarze objętym zakazem mogą przebywać jego mieszkańcy, osoby prowadzące tam działalność gospodarczą i wykonujące pracę, uczące się lub biorące udział w kulcie religijnym. Sejm odrzucił poprawki Koalicji Polskiej-PSL oraz Polski 2050, które umożliwiały dostęp do sfery objętej zakazem dziennikarzom i organizacjom humanitarnym. „My dostrzegamy kryzys graniczny i chcemy go zwyciężyć. Pan poseł widzi bardziej kryzys humanitarny […] My się z tym nie zgadzamy. Kryzys humanitarny jest po stronie Białorusi, nie po stronie państwa polskiego” – mówił podwładny Kamińskiego z resortu, Maciej Wąsik. Mający podobne przejścia z prawem karnym co jego pryncypał.
Dziennikarze będą mogli przebywać na zakazanym terenie, o ile zgodzi się na to komendant odpowiedniej placówki straży granicznej. Jak ustaliło „Wprost”, przy granicy ma powstać „polowe centrum prasowe”, strażnicy graniczni będą konwojować akredytowanych dziennikarzy na granicę. Zobaczymy, jak będzie to działać w praktyce.
Jarosław Kaczyński w niedawnym wywiadzie dla PR 24 powiedział, że po zakończeniu stanu wyjątkowego 2 grudnia obecność dziennikarzy na granicy będzie „raczej incydentalną niż stałą praktyką”. Prezes zarzucił też mediom, że „stanęły po stronie Łukaszenki i przyjmują jego opowieść”.
Biorąc pod uwagę te słowa lidera rządzącej partii, musi niepokoić to, że rząd zdecydował się przyznać sobie narzędzie, by w razie czego decydować o tym, którzy dziennikarze mogą być obecni przy granicy, a którzy nie. Jeśli wykorzysta je do tego, by dopuszczać tylko przedstawicieli mniej lub bardziej prorządowych mediów, społeczeństwo obywatelskie tak naprawdę nadal nic nie będzie wiedziało o tym, co dzieje się w przygranicznym obszarze.
Niebezpieczne narzędzie
Podsumowując, nowa ustawa pozwala na ograniczanie podstawowych konstytucyjnych wolności – prawa do przemieszczania się, wolności zgromadzeń, wolności słowa – przy pomocy rozporządzenia.
Oczywiście, czasem istnieją sytuacje, gdy zachowanie samego porządku społecznego, rządności państwa czy bezpieczeństwa zewnętrznego wymaga czasowego ograniczenia konstytucyjnych wolności. Po to właśnie mamy w konstytucji stany nadzwyczajne. Stan wyjątkowy nie może w demokracji stawać się normą, powinien być specjalnym rozwiązaniem wprowadzanym wtedy i tylko wtedy, gdy wszelkie inne środki konieczne do zabezpieczenia porządku zostały wyczerpane. Podstawowym sensem każdego stanu nadzwyczajnego musi być przywrócenie sytuacji normalnej, gdy żaden stan nadzwyczajny nie będzie potrzebny.
Gdy rząd po raz pierwszy zwrócił się do prezydenta o wprowadzenie stanu wyjątkowego na początku września, nie przedstawił żadnych konkretnych argumentów za tym, że zawieszenie w przygranicznym obszarze podstawowych wolności przyczyni się do rozwiązania sytuacji na granicy. Nie przedstawił ich też na początku października, gdy zwrócił się do Sejmu o przedłużenie stanu wyjątkowego o dwa miesiące. Prawie dwa miesiące stanu wyjątkowego w niczym nie poprawiły sytuacji na granicy, wręcz przeciwnie, jest znacznie gorzej, niż było we wrześniu – reżim stanu wyjątkowego okazał się niezdolny zapobiec eskalacji.
Teraz rząd, nie mogąc raz jeszcze przedłużyć stanu wyjątkowego, chce sobie przyznać właściwe mu prerogatywy w zasadzie bez ograniczeń. Choć cały czas nie wiadomo, w jaki właściwie sposób ma to pomóc rozwiązać kryzys na granicy – który ma charakter międzynarodowy i polityczny, nie policyjno-militarny. Rozwiązać go może dyplomacja, a nie zamknięcie granicy dla aktywistów, posłów opozycji i mediów. Co najgorsze, nawet gdy obecny kryzys zostanie rozwiązany, ustawa zostanie.
Ustawa wprowadzana jest bez powszechnego społecznego konsensusu, nie poparła jej żadna istotna partia bloku senackiego, na które w poprzednich wyborach padło więcej głosów niż na PiS.
czytaj także
Nie dać się szantażom
Tym, że rząd, wykorzystując zagrożenie, wprowadza rozwiązania mogące trwale podminować nasze wolności, należałoby się przejmować, nawet gdyby rządziła nami bardziej rozsądna i przywiązana do praw człowieka władza niż obecna. Ustawa wprowadzana jest po kilku miesiącach podkręcania poczucia zagrożenia, by nie powiedzieć histerii, militarystycznej propagandy („murem za mundurem”) i ataków na opozycję.
Tego samego dnia co ustawa o granicy głosowana była w Sejmie uchwała o ochronie polskich granic, wzywająca Sejm i społeczeństwo do solidarności z rządem. Znów przeszła bez poparcia najważniejszych partii opozycji: KO w większości wstrzymała się od głosu, prawie cała Lewica była przeciw.
Opozycji w Polsce potrzeba treści, a nie wymuszonej jedności
czytaj także
Trudno się dziwić, bo uchwała zawiera trudne do zaakceptowania sformułowania. Czytamy w niej między innymi: „W chwili próby Sejm Rzeczypospolitej wyraża […] solidarność z polskim rządem wraz ze wszystkimi instytucjami państwa polskiego i osobami zaangażowanymi w obronę Polski i Polaków. […] Podstawowym zadaniem spoczywającym na wszystkich obywatelach Rzeczypospolitej, a w szczególności na reprezentantach polskiego narodu – niezależnie od poglądów politycznych – jest wspieranie instytucji państwa i jego służb”.
Owszem, w sytuacji kryzysu nie warto eskalować politycznego konfliktu, instytucje państwa zasługują na wsparcie. Uchwała wzywa jednak faktycznie do tego, by opozycja przestała być opozycją, a społeczeństwo obywatelskie społeczeństwem obywatelskim, by dać rządowi wolną rękę i w niczym nie kontrolować i nie kwestionować jego działań.
Zaufanie jest kwestią obustronną, trzeba sobie na nie zasłużyć – PiS nic nie zrobił, by w sprawie treści uchwały spotkać się w połowie drogi z opozycją. PiS nigdy nie był partią szczególnie dobrze znoszącą to, że istnieje wobec nich jakaś realna opozycja, ale w ostatnich dwóch miesiącach przeszedł w tym sam siebie. Wszelki spór z rządem o to, jak rozwiązać kryzys na granicy, przedstawiany jest bez mała jako zdrada narodowa, opozycja piętnowana jest w najlepszym wypadku jako pożyteczni idioci Łukaszenki, w najgorszym jako piąta kolumna. We wspomnianym wywiadzie dla Polskiego Radia 24 Kaczyński, obok inflacji i pandemii koronawirusa, jako trzecie co do wielkości zagrożenie dla Polski wskazuje „działanie wewnątrz kraju wpływowej siły, która za nic ma polski interes”. Nietrudno zgadnąć, że ma na myśli opozycję. „Ogromnym zagrożeniem dla Polski byłoby zwyciężenie partii, która jest przeciwko nam” – mówił.
czytaj także
Ustawa o ochronie granicy i uchwała solidarnościowa są częścią politycznej kampanii, której celem jest odebranie opozycji wszelkiej przestrzeni na krytykę rządu, na wyrażanie niezgody na jego politykę.
Ważne, by – niezależnie od sytuacji na granicy – nie dać się tym szantażom moralnym. Mamy prawo rozmawiać o tym, co władza robi na granicy, mamo prawo się nie zgadzać i wyrażać swój sprzeciw. Niezgoda na to, co robi rząd, nie jest „pluciem na polski mundur”, robieniem wyłomu w polskich granicach, podkopywaniem fundamentów państwa, dywersyjnym działaniem piątej kolumny, czy nielojalnością wobec narodowej wspólnoty – jest tlenem, bez którego demokracja się dusi.