Joanna w sztuce porusza problemy społeczne związane z wolnością i równością. Jej prace są pełne niepokoju i tajemnicy. Ale znęcający się znaleźli kolejną wymówkę – fotografie z mocną charakteryzacją zaczęły krążyć po sieci, często bez komentarza, jakby było oczywiste, że „takie” zdjęcia to ostateczny dowód na konszachty z nieczystymi siłami.
Joanna zaszła w ciążę, która zagrażała jej zdrowiu, i usunęła ją. Gdy poczuła się gorzej, zadzwoniła do lekarki z prośbą o pomoc. W szpitalu doświadczyła nieludzkiego traktowania ze strony policji. Ale zamiast skryć się w kącie i liczyć, że nikt się nigdy nie dowie, śmiała publicznie opowiedzieć o krzywdach, które ją spotkały.
Gdy sprawę opisały media, zaczęło się knucie, jak by tu dobić Joannę – bo jakim prawem kobieta mówi o swojej krzywdzie? Co będzie dalej – wszystkie ofiary zaczną mówić o doświadczonej przemocy? Jakim prawem kobieta informuje, że przerwanie własnej ciąży jest legalne? To teraz osoby będą to wiedziały, a kontrolowanie ich ciał nie będzie tak proste?
Po pierwszym komunikacie policji ludzie dołączyli do kampanii powielania bzdur o tym, że od Joanny czuć było alkohol. Policja skasowała swój wpis na ten temat, więc internetowi oprawcy mieli dylemat – czego się chwycić, by móc poznęcać się nad kobietą i tym samym usadzić inne ofiary?
„Pomoc” policji, czyli przemoc
Do akcji dołączyło TVP i mianowany przez Andrzeja Dudę inspektor Jarosław Szymczyk, znany z brutalnego pacyfikowania protestów kobiet i zabawy przemyconym granatnikiem w swoim biurze. Odtworzono rozmowy psychiatrki Joanny z linią 112. Ta mówiła, że pacjentka chce odebrać sobie życie, podawała też szczegóły dotyczące jej historii leczenia.
czytaj także
Dręczyciele znaleźli wreszcie punkt zaczepienia dla wyżycia się na nieposłusznej kobiecie – „jest chora psychicznie”. Policję przedstawiali jako wybawicieli, a ją jako krnąbrną wariatkę. Tyle że „pomoc” policji to przemoc: utrudniała pracę lekarzy, każąc Joannie rozbierać się, klękać, zabierając bezprawnie (co wiemy już z wyroku sądu) telefon, przez co nie mogła skontaktować się z bliskimi po wyjściu ze szpitala.
Joanna twierdzi, że nie mówiła nic o chęci odebrania sobie życia. Czy lekarka, która otwarcie złamała tajemnicę lekarską, mogła kłamać? Czy policja, która od początku przekazuje nieprawdziwe informacje na temat tej sprawy, byle się wybielić, naprawdę jest wiarygodna?
„To się zabij, jak tak czujesz”
Gdyby Joanna rzeczywiście miała myśli samobójcze, działania policji należałoby interpretować jako dręczenie osoby w skrajnym kryzysie. Zabieranie kobiecie z myślami samobójczymi komórki i możliwości kontaktu z bliskimi, utrudnianie pomocy medycznej lekarzom, wreszcie oskarżanie i traktowanie jak kryminalistki – to może rozwalić człowieka stabilnego psychicznie. Kogoś, kto myśli o odebraniu sobie życia, może dosłownie zabić.
„Argumenty” policji i TVP działają, a przynajmniej powinny działać, na niekorzyść policji. Ale pozwalają przeforsować wizję kobiety jako wariatki, która nie powinna móc o sobie decydować, bo nie wie, co robi. A gdy można znęcać się jednocześnie nad kobietami i osobami w kryzysach psychicznych, komentariat bawi się wyśmienicie. Teksty w rodzaju „jesteś chora”; „idź się lecz”; „do Choroszczy”; „to się zabij, jak tak czujesz” słyszała prawie każda kobieta, która opowiedziała publicznie o doznanej przemocy lub po prostu zgłosiła ją organom ścigania.
czytaj także
Katarzyna, jedna z bohaterek książki Gwałt polski, którą napisałam z Patrycją Wieczorkiewicz, nie chciała iść do psychiatry, choć po gwałcie, o którym zawiadomiła policję, cierpiała na zespół stresu pourazowego. „Zrobią ze mnie wariatkę, podważą wszystkie argumenty, zdyskredytują każde moje słowo” – mówiła. I miała rację.
Nie tylko oprawcy z sieci, ale i wymiar sprawiedliwości czy organy ścigania robią z kobiet mówiących o swoich doświadczeniach przemocy wariatki, narażając tym ich zdrowie i życie. Tak jakby to problemy ze zdrowiem psychicznym były czymś godnym pogardy i potępienia, zaś osoba chora nie zasługiwała na pomoc.
Czy prawa chorych pacjentek można naruszać? Czy chodzi o to, by wyżyć się na kobiecie, która, zamiast cierpieć po cichu, zabrała głos we własnej sprawie? Państwowe instytucje w ramach odwetu robią na nią nagonkę, do czego dołącza zachwycony, żądny krwi tłum.
Artystka to czarownica, dla czarownic są stosy
Stalkerzy zaczęli przeszukiwać internet w poszukiwaniu danych i profili Joanny. Znaleźli sztukę i postanowili to wykorzystać. Ludzie nie wierzą, że została skrzywdzona, bo… jest artystką. Wiedźma, od razu widać.
Joanna w sztuce porusza problemy społeczne związane z wolnością i równością. Jej prace są pełne niepokoju i tajemnicy. Ale znęcający się znaleźli kolejną wymówkę – fotografie z mocną charakteryzacją zaczęły krążyć po sieci, często bez komentarza, jakby było oczywiste, że „takie” zdjęcia to ostateczny dowód na konszachty z nieczystymi siłami.
Policja murem za Jaszczurem? O obojętności wobec przestępstw z nienawiści
czytaj także
Oprawcy twierdzą, że są drastyczne – choć zapewne wielu z nich co niedziela ogląda sztukę przedstawiającą przybitego do krzyża nagiego, zakrwawionego Chrystusa. Nie wiem, czy widzieli obrazy Muncha lub Beksińskiego, ale mogłyby ich wystrzelić z butów.
To logika średniowiecznych polowań na czarownice. Gdy kobieta wychylała się z normy – na przykład nie miała dzieci, malowała bądź ubierała się w sposób ekstrawagancki, miała niestandardowe zainteresowania – zasługiwała na społeczne potępienie i śmierć. Dziś również mamy do czynienia z żądnym krwi, pozbawionym skrupułów tłumem.
Jak zostać wroginią prawicy? Decydować o sobie
Z faszystki, która została aresztowana za rozbój, prawica robi uśmiechniętego aniołka. Z kobiety wspierającej inne kobiety – przestępczynię.
Joanna wspiera osoby LGBTQ, uczestniczyła w strajkach kobiet – z tego również czyni się zarzut. Osoba, która walczyła o dostęp do aborcji, teraz opowiada, co ją spotkało, gdy sama przerwała ciążę. Przecież to całkowicie spójne! Gdyby była zaciekłą antyaborcjonistką, taka historia z jej ust mogłaby być uznana za dowód na hipokryzję. A że nie można zarzucić jej hipokryzji, trzeba stworzyć narrację o udawaniu krzywdy dla własnej agendy.
A przecież w 2020 roku na ulice wyszły setki tysięcy kobiet – wiele z nich w ciągu tych trzech lat potrzebowało aborcji. Jak i mnóstwo tych, które nie protestowały przeciwko zaostrzeniu przepisów. Bo niezależnie od poglądów i doświadczeń, niechciane ciąże się zdarzają.
Z reakcji sieciowych i państwowych oprawców wynika, że kobieta po przemocy nie może się mocno malować, dawać wyrazu ekspresji artystycznej, wspierać osób dyskryminowanych, leczyć się psychiatrycznie, mieć poglądów. Co może? Milczeć, zniknąć. A jeśli odmawia – doprowadzi ją do tego tłum i państwowi oficjele.