Jubiler, piosenkarz disco polo, kandydat na prezydenta, ostatni lider Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, nacjonalista, były współpracownik Andrzeja Leppera oraz Zbigniewa Stonogi, naczelny – jak sam twierdzi – antysemita RP. Dziś piszemy o Leszku Bublu. Pozwoliliśmy sobie potraktować go nieco poważniej niż czyni się to zazwyczaj.
Baza
Węgrów to małe miasteczko na pograniczu Mazowsza i Podlasia – tu właśnie 19 stycznia 1957 roku urodził się nasz dzisiejszy bohater. Przed II wojną światową był to klasyczny sztetl, gdzie pod koniec XIX wieku Żydzi stanowili 62 procent ludności, w roku w 1931 mieszkało ich tam 5100 [i]. Do nich też należały, w ogromnej większości, handel i rzemiosło: polskich sklepów było kilka, żydowskich kilkadziesiąt. Wybory w powiecie wygrywali jednak tradycyjnie polscy nacjonaliści, a bojkoty sklepów żydowskich, wybijanie okien i pobicia od lat trzydziestych zdarzały się regularnie [ii].
Po wkroczeniu hitlerowców utworzono w Węgrowie getto, które 22 września 1942zaczęto likwidować. W Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego znaleźć można relację burmistrza Węgrowa Władysława Okulusa, który opisuje, że „zabijanie odbywało się w biały dzień na oczach wszystkich. Patrzyła na to nasza młodzież, patrzyły dzieci. Na miejscu zabito około dwóch tysięcy osób. Z zabijania zrobiono sobie coś w rodzaju sportu czy przyjemnej rozrywki”.
J.T. Gross: Postawcie pomniki wywiezionym z miasteczek Żydom zamiast Kaczyńskiemu
czytaj także
Kto zabijał? Przede wszystkim hitlerowscy żołnierze i żandarmi oraz „antykomuniści” z Waffen SS, ale nie tylko. Pomagały im grupy miejscowych: „granatowi” policjanci, straż pożarna i kilkudziesięciu nastolatków. Za każdego schwytanego Żyda dostawało od nazistów się 250 g cukru. Część lokalsów nie tylko rabowała ofiary i doprowadzała je do władz, ale i zabijała razem z nazistami. Do usuwania zwłok ludzie zgłaszali się na ochotnika nieomal masowo licząc, że z zabitych zdejmą odzież albo znajdą przy nich jakieś pieniądze [iii].
Szraga Fajwel Bielawski, właściciel sklepu z galanterią i składu drewna tak opisuje te zdarzenia: „Wiele kobiet miało podarte ubrania. Szarpały się, kopały i drapały Polaków, którzy wywlekali je z kryjówek. „Szybciej, szybciej!”— wrzeszczeli Polacy” [iv]. Jeden z mężczyzn opowiadał z dumą: „Pozbyliśmy się masy Żydów! Naprawdę masy Żydów!”, a jego znajomi w węgrowskiej restauracji głośno wyrażali aprobatę, co ukrywający się wtedy obok Bielawski słyszał na własne uszy [v]. Po likwidacji getta naziści zarządzili sprzedaż budynków pożydowskich. „Kupujących było wielu— z miasta i okolicy”, pisał burmistrz Okulus, bo sprzedawano je za grosze. Masowo rabowano też pozostawione ruchomości [vi]. Profesor Jan Grabowski, który badał te morderstwa mówił mi, że wśród mieszkańców Węgrowa panuje na temat akcji likwidacyjnej milczenie. Ludzie nie chcą rozmawiać jak wyglądała, kto w niej brał udział, a tym bardziej o jakimkolwiek mieniu, które wówczas przejęto.
Nie ma się co dziwić. Już w lipcu 1945 roku ostatni Delegat Rządu na Kraj Jerzy Braun likwidując aparat delegatury rządu londyńskiego raportował do zwierzchników: „na wsi i w miasteczkach nie ma dziś miejsca dla Żyda. W ciągu ubiegłych sześciu lat w Polsce wytworzył się (nareszcie!) nieistniejący przedtem polski stan trzeci, przejął całkowicie prowincjonalny handel, pośrednictwo, dostawy, lokalną wytwórczość (…) oraz wszelkie rękodzieło. Ci młodzi synowie chłopscy i dawny proletariat miejski wysługujący się Żydom – stanowią element zawzięty, wytrwały, chciwy, pozbawiony doszczętnie wszelkich skrupułów moralnych w handlu, górujący nad Żydami odwagą, inicjatywą i rzutkością. (…) Te masy z tych terenów nie ustąpią. Nie ma siły, która by je usunęła. W tej sytuacji zrozumiałe jest, że ocaleni z pogromu Żydzi nie mogą powrócić w swe rodzinne strony i «zrujnowani i załamani wyjeżdżają, głosząc na cały świat, że Polacy są antysemitami». Jednak to, co biorą za antysemityzm, to «tylko prawo ekonomiczne, na które nie ma rady»”[vii].
Takie właśnie poglądy i zdarzenia ukształtowały rodzinne miasteczko naszego bohatera. Z wiekiem z tej zatrutej ideologicznej studni będzie on czerpał pełnymi garściami.
czytaj także
Akumulacja
Rodzice Leszka Bubla, Karol i Sabina, mieszkali w Węgrowie od przedwojnia, gdzie ojciec prowadził sklep galanteryjny i stolarnię. Kiedy się rozwodzą, Leszek wyjeżdża do Warszawy. Powodzi mu się świetnie: w dwudziestej pierwszej wiośnie życia ma już Fiata 125p i własnościowe mieszkanie spółdzielcze. Sam samochód wart jest wtedy około 100 tysięcy złotych, czyli mniej więcej 34 ówczesne średnie pensje. Jak na warunki PRL i swój wiek, jest bardzo zamożny [viii].
W czasach, kiedy otrzymanie paszportu – zwłaszcza na Zachód – nie było łatwe, Bubel podróżuje po Europie. Jeździ do ZSRR, Rumunii i Czechosłowacji, ale także do Turcji, Austrii, Szwecji, Niemiec i Danii. Nieobca jest mu prawdziwa egzotyka:. dziesięć dni po ogłoszeniu stanu wojennego wybiera się na wycieczkę z Orbisem do Indii i na Cejlon [ix].
czytaj także
Jako dwudziestopięciolatek posiada już 700-metrową działkę z piętrowym domem (140 m2) i warsztatem złotniczym (110 m2), Fiata 128 3p i kolejny warsztat w budowie. Mimo przekroczenia czasu poprzedniego wyjazdu ponad dwukrotnie i adnotacji urzędników sugerujących odmowę, paszport ponownie zostaje mu wydany. Zgody udziela zastępca wydziału paszportowego Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej kpt. Zbigniew Jeż na życzenie samego zastępcy komendanta KS MO, płk. Stanisława Przanowskiego [x]. Jakie czynniki wpłynęły w pierwszych dniach stanu wojennego na oficjela, nie wiemy.
Dinozaury, karabiny i chińska inwazja, czyli prawica level: Marian Kowalski
czytaj także
Opozycja siedzi w obozach internowania, Bubel tymczasem wybiera się z Orbisem na Węgry. Wycieczka okazuje się jednak wyjątkowo pechowa – 4 września 1982 roku zostaje, zgodnie z dekretem o stanie wojennym, zatrzymany na lotnisku, a dwa dni później internowany [xi]. W tym właśnie momencie zaczyna się barwna kariera polityczna „naczelnego antysemity III RP”, postaci godnej pióra Jana Chryzostoma Paska. Dziś twierdzi on, że był wówczas internowany za tworzenie i finansowanie podziemnych drukarni. Że na komendzie został brutalnie pobity (skarg na stan zdrowia w dokumentach więziennych jednak nie zgłaszał) [xii]. W stanie wojennym miał też uruchomić na masową skalę produkcję biżuterii patriotycznej, co spowodować miało 27 rewizji i zatrzymań. Tyle że już po zwolnieniu z internowania raz dwa ruszył na kolejne wycieczki.
czytaj także
Samo internowanie to też tajemnicza sprawa. Bubel trafia bowiem do ZK w Nysie, gdzie szybciutko przystępuje do pisania listu do ówczesnego Ministra Spraw Wewnętrznych, generała Czesława Kiszczaka. Zapewnia w nim, że nie udziela się „w rzadnych organizacjach i związkach” (pisownia oryginalna) i że zajmował się „wyłącznie nauką i pracą”, tłumaczy też, że w podroż swoje wyroby jubilerskie zabrał po to, by zaoferować je wrocławskim sklepom [xiii]. Chyba tylko ludzie kłamliwi i szkalujący go mogą w tym wątku dostrzec klucz do całego aresztowania. Rozporządzenie Ministra Finansów z 1952 roku w sprawie przywozu i wywozu wyrobów użytkowych ze złota i platyny, innych metali szlachetnych, kamieni szlachetnych i klejnotów, jasno określało bowiem konieczność posiadania zezwolenia, jeśli takie przedmioty miały być wywiezione za granicę. Nic o takim zezwoleniu w sprawie Bubla nie wiadomo.
Według jego własnej opowieści, przy sprzeciwie pasażerów i załogi zostaje w czasie lotu pobity przez Służbę Bezpieczeństwa, a po lądowaniu przewieziony do komendy MO na ul. Łąkową we Wrocławiu, gdzie znów miał być bity i zastraszany, łącznie z przepuszczeniem przez „ścieżkę zdrowia”. W celi podobno śpiewał Mury i do dziś ma po tych zdarzeniach blizny.
czytaj także
Zwolnienie – w swojej wersji – zawdzięcza pomocy tajemniczych „życzliwych”. W pozwie z dnia 14 listopada 2008 roku wniesionym do Sądu Okręgowego Warszawa Praga, w którym żąda 25 tysięcy złotych tytułem odszkodowania za straty moralne i finansowe poniesione z powodu internowania, pisze o tych zdarzeniach tak: „udało mi się przez szparę w drzwiach wyrzucić 2-3 grypsy z informacją «Nazywam się Leszek Bubel, zostałem internowany i ciężko pobity. Proszę powiadomić rodzinę Warszawa ul. Brzoskwiniowa 13»”. W ciągu dziesięciu dni, jak twierdzi, grypsy docierają do rodziny, a ta błyskawicznie organizuje dużą sumę w dolarach, dociera do odpowiednich urzędników i Bubel, po kilku dniach osadzenia, opuszcza zakład karny.
Wychodzi z więzienia i niebawem znów rozpoczyna wojaże. Wprawdzie we własnej opowieści jest potem szykanowany i prześladowany, ale i tak jedzie spokojnie na Węgry. Mimo że w roku 1984 zalega państwu z podatkiem obrotowym i dochodowym na niebagatelną sumę ponad 5 milionów zł[xiv] (średnia pensja w tym samym roku wynosi 16 838 zł), znów otrzymuje paszport, tym razem na wartą 200 tysięcy złotych wycieczkę do Korei Południowej. Dalej odwiedza ZSRR, Włochy, Bułgarię, Egipt, Algierię, Tunezję, Maroko, Syrię, Jordanię, Meksyk, Tajlandię, Peru, Sri Lankę, Singapur i Anglię [xv]. Wszystko to w okresie, jak twierdzi, intensywnych szykan ze strony władz Polski Ludowej.
Transformacja ustrojowa i plan Balcerowicza zastają go posiadającego kapitał w złocie i doświadczenie w biznesie. Kiedy inni wokół tracą dochody, kruszec daje mu stabilną pozycję, a jego zakład rzemieślniczy płynnie zamienia się w PHU Bubel sp. z o.o. Jej prezes planuje stworzyć największą w nowej Polsce sieć sklepów z biżuterią i elektroniką: wynajmuje sklepy w atrakcyjnych lokacjach i płaci za nie najwyższe stawki czynszu. W szczycie działalności zatrudnia, jak twierdzi, ponad 600 osób w 77 sklepach, 50 stoiskach i 3 pracowniach produkujących biżuterię ze złota i srebra. Kraj przemierza Porsche 944.
Bierze też wysokie kredyty. Chce przerabiać złoto na krzyżyki, w związku z czym nabywa go aż 6 kg w Mennicy Państwowej. Kolejne zamówienie to już 125 kg złotej blachy, bagatela jedna trzecia zapasów surowca owej instytucji. Pierwsze 25 kg wędruje do jego firmy, ale na koncie Mennicy nie wpływają za nie pieniądze. Zaległości Bubla rosną też w urzędzie skarbowym, ZUS, bankach i wobec pracowników. On sam twierdzi, że to czasowe trudności, a w międzyczasie firma zmienia nazwę z Bubel na Fortus. Za niepłacenie czynszu większość sklepów zostaje wyeksmitowana, a kupione przez niego Porsche okazuje się pochodzić z kradzieży. Jak by nie dość było pecha, i jemu samochód ktoś podwędza. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, wraz ze znajdującą się wewnątrz dokumentacją księgową firmy.
Wierzyciele zakładają sprawy w sądzie. Tu jednak szczęście znów tajemniczo uśmiecha się do biznesmena: prokurator Tomasz Kubicki kolejno je umarza, po czym, oczywiście całkiem przypadkiem, odchodzi z prokuratury by prowadzić w Kraśniku własną kancelarię adwokacką. Jak twierdzi Bubel – dlatego, że nie może już znieść wywieranych na niego politycznych nacisków. Umorzenia jednak zostają uchylone, ale jako że dokumenty księgowe zaginęły we wspomnianym już Porsche, biegły nie jest w stanie stwierdzić czy upadłość była wynikiem celowej niegospodarności czy dziełem nieszczęśliwego zbiegu przypadków.
W międzyczasie Bubel w pierwszych wolnych wyborach III RP zostaje posłem z ramienia Polskiej Partii Przyjaciół Piwa i uzyskuje immunitet.
czytaj także
Nadbudowa
Formacja ta była chyba najdziwniejszym z tworów polskiego życia politycznego początków lat 90. Idea założenia ugrupowania zrodziła się w gronie współpracowników satyrycznego programu telewizyjnego Skauci Piwni, który w latach 80. robi za przerywnik telewizyjnego „Studio lato”. Popularność programu sprawia, że powstaje stowarzyszenie o tej samej nazwie, które wraz z demokratyzacją polskiej sceny politycznej przeobraża się w partię. Idea startu do Sejmu, początkowo traktowana jako żart, okazuje się jednak bardzo skuteczna i ułatwia dostanie się do parlamentu grupie polskich biznesmenów świeżego chowu.
Z początku jednym z głównych celów programu partii jest promowanie picia piwa zamiast wódki. Jasno mówi o tym program wyborczy PPPP: Nie mamy złudzeń, że Polak stanie się abstynentem. Tylko niech nie pije wódki. Smaczne, chłodne, aromatyczne piwo tak samo może służyć do wznoszenia toastów (…) Przy piwie można wymienić poglądy, przy piwie łatwiej dojść do porozumienia, dogadać się. Wizja klientów angielskich pubów zamiast konsumentów sety i galarety jest nie tylko odniesieniem się do zwyczajów alkoholowych Polaków, ale rysuje też projekt przesunięcia polski z symbolicznego Wschodu na Zachód.
Żartobliwa nazwa i rozczarowanie transformacją ustrojową w Polsce sprawiły, że w pierwszych w demokratycznych wyborach do parlamentu partii udało się uzyskać dziesiąty wynik i z 360 tysiącami głosów wprowadzić do Sejmu aż szesnastu posłów. Szybko jednak dzieli się na dwa koła poselskie, nazywane popularnie „Małe Piwo” i „Duże Piwo”. Pierwsze z nich działa w Sejmie przez kilka miesięcy jako Koło Poselskie Spolegliwość, a następnie jako Koło Poselskie Partii Emerytów i Rencistów „Nadzieja”. Co zabawne, średnia wieku „emeryckiego” koła wynosi wtedy 33 lata, a jego członkiem jest najmłodszy ówczesny poseł, późniejszy popularny prezenter telewizyjny Krzysztof Ibisz. „Duże Piwo” przez kilka miesięcy funkcjonuje w Sejmie pod nazwą Polski Program Gospodarczy, aby później razem z posłami Kongresu Liberalno Demokratycznego utworzyć klub Polski Program Liberalny, który z czasem staje się zalążkiem Platformy Obywatelskiej.
Skład PPPP to prawdziwe kuriozum. Oprócz Ibisza i satyryka Janusza Rewińskiego działają w niej dziennikarz muzyczny i późniejszy członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (autor słynnej frazy z czasów afery Rywina „chwała nam i naszym kolegom, chujom precz”) Adam Halber, późniejszy polityk PO Tomasz Bańkowski, były komandos Jerzy Dziewulski, olimpijczyk w żeglarstwie Tomasz Holc, jazzman Jan Zylber oraz właśnie nasz bohater Leszek Bubel, któremu nawet pod koniec kadencji udaje się w PPPP przejąć władzę. Nie okazał się jednak fortunnym liderem, bo partia pod jego wodzą szybko traci na znaczeniu i uzyskuje w wyborach we 1993 r tylko 0,1 procenta głosu. Do tego pojawiają się – nienawistne i niewątpliwie kłamliwe – oskarżenia o zagarnięcie na szkodę partii 200 mln starych złotych (obecnie 20 tys. PLN), jak również pomówienia ze strony zdradzieckiej Spółdzielni Inwalidów z Makowa Mazowieckiego o wyłudzenie… 330 czapeczek z logiem PPPP.
Jako że Bublowi wraz z wyborczą porażką skończył się immunitet, sąd procedujący w sprawie upadłości firmy Fortis postanawia go zatrzymać. Areszt zamieniony zostaje jednak na poręczenie majątkowe w kwocie 100 mln (10 tys.) starych złotych, które wpłaca co do złotówki.
Doświadczenia z wymiarem sprawiedliwości nieco traumatyzują naszego bohatera, bo kolejną organizacją, jaką zakłada, jest Forum Walki z Bezprawiem. Do dziś zresztą walka z sądami to jego konik, a kierowana przez niego Fundacja Paragraf, jak sam twierdzi, zajmuje się pomocą poszkodowanym przez polski wymiar sprawiedliwości.
W sferze politycznej funkcja „Prezydenta PPPP” najwyraźniej mu nie wystarcza, a jego ambicje sięgają wyżej. W 1995 roku jako przedstawiciel FWzB, z dość, jak na siebie, liberalnym programem, startuje na stanowisko prezydenta RP. Zaszczuty jednak przez filosemickie media ląduje na trzynastym, ostatnim, miejscu, otrzymując 6825 głosów (0,04 procenta poparcia).
Odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne
Porażka w demokratycznych wyborach i kolejne problemy z sądami każą Bublowi zwątpić w wartość całego systemu politycznego III RP, a zwłaszcza liberalizmu. Ideologicznie sięga więc do swojej węgrowskiej osnowy kulturowej i ogłasza się polskim nacjonalistą. Winę za jego porażkę i „pohańbienie” ponosić mają oczywiście zdradzieccy i doskonale osadzeni w III RP Żydzi, których to „listy” zaczyna Bubel namiętnie publikować w licznych wydawanych przez siebie pismach. Sam w 2000 roku nie startuje już na prezydenta, zamiast tego zostaje pełnomocnikiem komitetu wyborczego innego antysemity Bogdana Pawłowskiego. Ten jednak również wielkiego sukcesu nie odnosi: zajmuje ostatnie, dwunaste miejsce, uzyskując 0,1 proc. poparcia (17 164 głosów).
Kolejne podejście do polityki podejmuje Bubel we współpracy z Andrzejem Lepperem. Ma wydawać dwutygodnik jego partii – „Samoobrona – gazeta ogólnopolska”. „Z Andrzejem znam się od ponad 10 lat” – chwalił się Bubel i dodawał: „Teraz Samoobrona to poważna siła. W mojej ocenie może stać się narodową opcją polityczną”. Długo jednak w okolicy Samoobrony miejsca nie zagrzewa, bo ledwie niecałe dwa lata.
W 2004 roku Polska wchodzi do Unii Europejskiej. Nią również sterują, Bubla zdaniem, Żydzi, a 30 procent polskich kamienic, jak twierdzi, ma trafić po akcesji w ich ręce. Zakłada z rozpędu aż dwie partie – jedną z wielu emanacji Stronnictwa Narodowego oraz Polską Partię Narodową. Dodatkowo za jego inicjatywą powstają Narodowy Front Walki Młodych, Polskie Stowarzyszenie Nie dla Unii Europejskiej oraz Stowarzyszenie Przeciwko Antypolonizmowi, czyli niemal pełne combo aktualnych hitów tematycznych na skrajnej prawicy. W sukurs nowym organizacjom idą wydawane przez Bubla pisma: „Tylko Polska”, „Dziennik Narodowy”, „Miesięcznik Narodowy”, „Kwartalnik Narodowy”, „Tajne Historie Świata”, Polonia”, „Pismo Patriotyczne” oraz „Polak Katolik – Gazeta Tradycji Katolickiej”.
Pierwsze szranki, w których staje jako odrodzony w nacjonalizmie, nie dają imponującego rezultatu. Startując z ramienia PPN w uzupełniających wyborach do senatu w Katowicach uzyskuje 167 głosów i oczywiście nie dostaje się do izby. Jednak się nie poddaje: „Moja Polska Partia Narodowa, którą właśnie tworzę, otrzyma w wyborach poparcie od 3 do 10 procent wyborców”, zapewnia. Na jej listy trafia między innymi wspomniany już Pawłowski, lider skinowskiego zespołu Legion Tomasz Kostyła, publicysta Robert Larkowski oraz opozycjonista z czasów PRL i obrońca krzyży na oświęcimskim żwirowisku Kazimierz Świtoń.
Wolna od Żydów, katolicka, militarna, męska – to faszystowski ideał, który spełnia się w Polsce
czytaj także
Mimo iż jako pierwszemu w III RP ugrupowaniu nacjonalistycznemu udaje się PPN zarejestrować swoich 629 kandydatów we wszystkich 41 poselskich okręgach wyborczych oraz w 27 na 40 senatorskich, we wrześniu 2005 roku lista uzyskuje jedynie 0,29 proc. głosów (34127) i oczywiście zero mandatów. W odbywających się miesiąc później wyborach prezydenckich wynik jest jeszcze gorszy: co prawda tym razem nie zajmuje ostatniego miejsca, bo 10 na 12 kandydatów, ale 18 828 uzyskanych głosów (0,13 proc.) pozwala wyprzedzić jednie słabo mówiącego po polsku Jana Pyszko i pogrobowca KPN Adama Słomkę.
Polska Partia Narodowa po 2005 roku raz jeszcze zrywa się do lotu, kiedy jej działacz z Białegostoku Adam Czeczetkowicz tworzy w wyborach samorządowych (rok później) w tym regionie komitet wyborczy Podlasie XXI wieku, wraz z niezapomnianym Krzysztofem Kononowiczem (1676 głosów i 1,89 proc. w wyborach na stanowisko Prezydenta Białegostoku). Kolejne lata to jednak zupełny upadek PPN, wycofywanie się ze startów i nieudane próby Bubla, by zgłosić swoją kandydaturę w wyborach na prezydenta RP. Do tego za rozpowszechniane przez siebie treści trafia do sądu, a nawet zalicza przymusową wizytę w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach.
Pocieszenie przynosi mu w końcu działalność artystyczna. Jego zespół Bubel Band znany z takich klasyków jak Longinus Zerwimycka (ponad 400 tys. wyświetleń na YT) czy Bzykający rabin (131 tys. wyświetleń na YT) szeroko rozwija swoją działalność. Na jego płytach znaleźć można takie utwory jak Jestem homofonem, Panie Romanie Wielkiej Polski Hetmanie czy kilkunastominutowy kawałek Elity z udziałem kwartetu smyczkowego. Szósta płytę, pt. Życie i śmierć dla narodu, zdobią wizerunki postaci ks. Popiełuszki, historyka dra Ratajczaka i ks. Jankowskiego. Większość tekstów pisze sam i sam komponuje muzykę oraz jest wokalistą.
W teledysku do ewidentnie antysemickiego Longinusa zerwimycki oraz w stopce wydawanego w latach 2008-13 przez Bubla pisma „Co z tą Polską?” pojawia się postać, której trudno byłoby się spodziewać w działaniach, jak sam o sobie mówi, naczelnego antysemity RP – Bolesław Szenicer syn Pinkusa Szenicera, wychowanka Janusza Korczaka, wieloletni opiekun warszawskiego cmentarza żydowskiego przy ulicy Okopowej. Zwolniony ze swojej funkcji i skonfliktowany z warszawską gminą, założył on swoją własną – Gminę Wyznaniową Starozakonnych. Notabene, w konflikcie nie pomógł mu fakt, że policja znalazła w nekropolii na ul. Okopowej rosnące sobie tam swobodnie konopie indyjskie.
Bubel odezwał się do niego i rozpoczęli współpracę. Szenicer głosi, że członkowie gminy warszawskiej w wielu przypadkach przywłaszczyli sobie żydowską tożsamość, żeby uwłaszczyć się na majątku pozostałym po swojej przedwojennej poprzedniczce. Zarzuca też, że władzę w niej sprawują w większości konwertyci, usprawiedliwia antysemicką kampanię Gomułki z 1968 roku i wielce sobie ceni dawnego przywódcę Zjednoczenia Patriotycznego Grunwald Bohdana Porębę.
czytaj także
Tysiące Bublów
I tak sobie razem w teledysku do Longinusa Bubel i Szenicer śpiewają: „Grossy i Michniki won do Ameryki”. Jeśli jednak pozwolimy sobie potraktować ten tekst nie jako tanią bekę (którą niewątpliwie jest), lecz zastanowimy się nad jego „geopolityczną” wymową, to znajdziemy znane w narodowej myśli politycznej stanowisko: że liberalizacja i westernizacja Polski to interes żydowski; że pedagogika wstydu to narzędzie polskiego upodlenia i zniewolenia przez kapitał amerykański i jego interesy; i że liberalna opozycja do PRL dogadała się z liberałami z PZPR i sprzedała nasz kraj, a dziś, trzymając nas na klęczkach sprawia, że nie jesteśmy suwerenni.
I wtedy okaże się, że podobne tezy słychać z obozu PiS, tylko że wypowiadane ustami jego intelektualistów nie brzmią tak okropnie, jak bublowe piosnki. To zestawienie ma sens: to jakby porównać oficjalny program przedwojennych endeków z ich ulotkami dla mas z tezą, że „znów nas okradają i niszczą Żydzi”. Przekaz Bubla to zarazem głos tej „brzydszej” części wyborców PiS, których antysemickie głosy można czytać regularnie w mediach społecznościowych.
Chcieliście polskich obozów koncentracyjnych, no to je macie
czytaj także
Może więc warto potraktować Leszka Bubla poważnie? O ile jemu samemu nie grozi raczej kariera polityczna, to takich Bublów w Polsce są tysiące. Ludzi, których rodziny wskoczyły w gospodarce na miejsce wymordowanych w Shoah Żydów i zostały peerelowskim drobnomieszczaństwem. Takich, co to się prześlizgali przez Polskę Ludową, to tu to tam stykając się z jej służbami, wynosząc z owej epoki nieco pieniądza i fantazję o swoim kombatanctwie. Tych, co budowali na pograniczu biznesu i polityki, w strefie cienia, swoje karierki, oscylując między perspektywą fortuny a bliskim bankructwem. I w końcu tych, którzy musieli sobie jakoś wytłumaczyć, że wyszło im jak wyszło. Że oszukańcze elity, że żydowskie lobby, że skorumpowane sądy, bo przecież nie ich narcyzm i brak doświadczenia czy umiejętności sprowadziło na nich to, gdzie teraz się znaleźli. Nakłady „Gazety Warszawskiej”, publicystyka „Najwyższego Czasu”, komentarze Ziemkiewicza to nie jakieś dzikie ostępy, w których buszuje nasz antysemita-złotnik. To główny nurt naszej dyskusji publicznej, gdzie Żyd Żyda Żydem pogania.
Jeśli nie spróbujemy zbadać ich korzeni, motywacji i wizji świata, to sukcesy skrajnej prawicy w Polsce na zawsze pozostaną dla nas zagadką i będą wracać na scenę polityczną jak wiecznie niedoleczona infekcja.
czytaj także
czytaj także
**
Przypisy:
[i] J. Grabowski, Powiat Węgroowski [w:] J.Grabowski, B.Engelking (red.), Dalej jest noc, Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski, Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa, 2018, (ebook).
[ii] Szerzej J. Grabowski, op.cit.
[iii] J. Grabowski, op.cit.
[iv] Ibidem.
[v] Sz.F. Bielawski, Ostatni Żyd z Węgrowa, Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa, 2015, s. 123–124.
[vi] J. Grabowski, op.cit.
[vii] D. Libionka, »Kwestia żydowska« w Polsce w ocenie Delegata Rządu RP i KG ZWZ-AK w latach 1942-1944, referat wygłoszony na konferencji w Paryżu, maszynopis, str. 15, 16.
[viii] Dane za Kartą Informacyjną IPN BU 763/45871
[ix] Ibidem.
[x] Ibidem.
[xi] Ibidem.
[xii] Dane za Kartą Informacyjną IPN WR 161/106
[xiii] Dane za Kartą Informacyjną IPN Wr 040/1412, IV-3751/1305
[xiv] Dane za Kartą Informacyjną IPN BU 763/45871
[xv] Ibidem.