13 grudnia przeczytałem poranne wiadomości. Przemysław Daca, były prezes Wód Polskich, wypłynął właśnie jako wicedyrektor w Instytucie Ochrony Środowiska. To instytucja, która bada przyczyny katastrofy w Odrze. Od czasu dymisji, przebywając na wypowiedzeniu, co miesiąc pobierał pensję w wysokości 40 tys. złotych.
9 sierpnia 2022 roku na facebookowym profilu Przedsiębiorstwa Państwowego Wody Polskie pojawił się taki wpis:
Na dolnośląskim odcinku Odry kolejny dzień z rzędu wyławiano tysiące martwych ryb. Organizacje ekologiczne, lokalni aktywiści, wędkarze i mieszkańcy nadodrzańskich miejscowości od prawie dwóch tygodni bili na alarm. Rzeka umierała. Nikt ich nie słyszał. Na Onet.pl pojawił się w tym dniu jeden tekst o sytuacji na Odrze. Miał sześć linijek i dotyczył zawiadomienia do prokuratury złożonego przez wrocławski WIOŚ o możliwości popełnienia przestępstwa na środowisku.
10 sierpnia 2022 w mediach społecznościowych Wód Polskich pojawił się kolejny post:
W tym dniu wędkarze, mieszkańcy, aktywiści i ochotnicy wyławiali tony martwych ryb już niemal na całej długości rzeki. Liczba wpisów o dziejącej się katastrofie ekologicznej na Onecie zwiększyła się do czterech. Trzy z nich w drugiej połowie dnia pojawiają się niemal jeden po drugim. Wieczorem pojawiają się doniesienia nie tylko o martwych rybach, ale także bobrach.
Znamy przyczyny katastrofy Odry. Wiemy, dlaczego będą kolejne
czytaj także
Na konferencji prasowej w tym dniu Przemysław Daca, prezes Wód Polskich, przekonywał, że nie notuje się obumierania organizmów innych niż ryby. – Mamy na razie w okolicach Oławy ok. pięciu ton, trwa proces zbierania tych ryb i zbierania informacji. A potem ten negatywny proces śnięcia ryb zanika w wodach płynących w dół rzeki. To zjawisko dotyczy głównie ryb. Nie ma zjawiska obumierania innych organizmów, czyli te parametry biologiczne nie są jeszcze takie krytyczne – mówił. Daca zapewnił, że Wody Polskie na bieżąco współpracują z odpowiednimi służbami, podkreślił także, że to nie jest totalna zagłada Odry.
11 sierpnia 2022 na profilu Wód Polskich pojawiają się dwa wpisy. Pierwszy o 10:14. Bez niespodzianek – jakby nic się nie działo. Wody Polskie zachęcają serdecznie do wysyłania zdjęć do kalendarza – tym razem na sierpień. Niezmiennie wygrywa zdjęcie z największą ilością głosów. Na fotkach pracowników Wód Polskich sielskie widoczki: Śluza Żerań, Rzeka Łyna, Puszcza Kampinoska.
Drugi wpis pojawia się koło godziny 17. po burzliwej konferencji prasowej w Cigacicach nad Odrą. Wpis zawierał między innymi kalendarium działań Wód Polskich i innych służb. Wynika z niego, że przez dwa tygodnie nie ustalono przyczyny śmierci ryb ani nie zrobiono nic, aby powstrzymać płynącą rzeką katastrofę.
W pamiętnej konferencji prasowej wzięli udział podsekretarze i sekretarze stanu: Grzegorz Witkowski (wiceminister w Ministerstwie Infrastruktury), Jacek Ozdoba (wiceminister w Ministerstwie Klimatu i Środowiska), Wojciech Skurkiewicz (wiceminister w MON), a także Magda Gosk, zastępca Głównego Inspektora w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska oraz Przemysław Daca, prezes Wód Polskich.
Daca przyznał, że doszło do poważnej katastrofy ekologicznej, którą sprowadził do strat w rybach, szacowanych na kilkanaście milionów złotych. Jednocześnie stwierdził, że Wody Polskie nie są ani od badania przyczyn, ani od szukania winnych – od tego są inne służby.
Wiceminister Witkowski mówił głównie o katastrofie Czajki oraz nieudolnych samorządach. Zapowiedział również, że wykąpie się w Odrze, bo jest to całkiem bezpieczne. Poprosił tylko o chwilę na przebranie się. Do Odry finalnie nie wszedł. Dzień później mieszkańcy województw zachodniopomorskiego i lubuskiego otrzymali Alert RCB: „Uwaga! Zanieczyszczona woda w Odrze. Nie kąp się w Odrze i nie używaj wody z rzeki. Śledź komunikaty Sanepidu”.
Czemu służy żałoba po umarłej rzece? [rozmowa z psycholożką Magdaleną Budziszewską]
czytaj także
Na Onecie pojawiło się tego dnia 15 newsów na temat katastrofy w Odrze.
Na Facebooku Wód Polskich, od tego momentu – ani jeden.
11 sierpnia, we współpracy z Akcją Demokracją, opublikowałem apel o odwołanie prezesa Dacy. W ciągu doby został podpisany przez ponad 20 tys. osób. W piątek, 12 sierpnia wieczorem Mateusz Morawiecki zdymisjonował szefa Wód Polskich oraz głównego inspektora ochrony środowiska Michała Mistrzaka.
Mimo rozpoczynającego się weekendu internet żył tylko katastrofą w Odrze. Pogłębiał się chaos informacyjny i merytoryczny. Jako przyczyna zatrucia Odry pojawiała się rtęć, mezytylen, przyducha, metale ciężkie. Szybko okazuje się, jak bardzo nagi jest król – Polska nie dysponuje żadnym zintegrowanym systemem wczesnego ostrzegania i monitoringu wód powierzchniowych.
13 sierpnia wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik wyznacza nagrodę za wskazanie sprawcy katastrofy na Odrze – milion złotych. Przy okazji konferencji prasowej w sztabie kryzysowym premier Morawiecki przyznaje, że o sytuacji na Odrze dowiedział się 10 sierpnia.
14 sierpnia w Szczecinie odbywa się wspólna, polsko-niemiecka konferencja prasowa na temat katastrofy. Na jaw wychodzi całkowity brak współpracy przy ustalaniu jej przyczyn. Oficjalny komunikat ze strony polskiej przyszedł kilka dni po tym, jak Niemcy – dzięki prowadzonemu na bieżąco monitoringowi, ale też zgłoszeniom od lokalnych mieszkańców i wędkarzy – wiedzieli już, że w Odrze dzieje się katastrofa. Fala trucizny wraz z trupami ryb płynie w kierunku Zalewu Szczecińskiego i Bałtyku. Prasa donosi o panice i wyjazdach turystów. Mieszkańcy otrzymują kolejne alerty RCB.
17 sierpnia – trzy tygodnie po pierwszych zgłoszeniach martwych ryb – pojawiają się oficjalnie trzy hipotezy przyczyn katastrofy: nielegalny zrzut toksycznych substancji, zrzut wysoko zasolonej wody lub przyczyny naturalne (niski poziom wody, wysoka temperatura, a przez to wyższe stężenie zanieczyszczeń).
Uregulowana rzeka, rozregulowana planeta, czyli ludzie i ryby
czytaj także
18 sierpnia na horyzoncie hipotez pojawia się po raz pierwszy słynna złota alga. Prymnesium parvum to silnie toksyczny glon, który wytwarza prymnezynę – substancję zabijającą ryby. Śmiercionośny glon jako pierwsi oznaczają w próbkach Niemcy.
Złota alga nie występuje naturalnie w słodkich wodach śródlądowych. Do rozwoju potrzebuje silnie słonej wody. Skąd taka woda w Odrze, i to w dużych ilościach? „Ogromne ilości słonej wody z flotacji rud i kopalni trafiły między 29 lipca a 10 sierpnia do Odry w Głogowie ze zbiornika Żelazny Most Zakładu Hydrotechnicznego KGHM SA. 10 sierpnia Zakład Hydrotechniczny prewencyjnie wstrzymał zrzut słonej wody do Odry!” – przekazał w mediach społecznościowych Piotr Borys, poseł Koalicji Obywatelskiej.
KGHM wszystkiemu zaprzeczył, powołując się na posiadane pozwolenie wodno-prawne. W górnym odcinku Odry znajduje się szereg zakładów wydobywczych, które zrzucają słoną wodę do kanałów, a w efekcie do rzeki. Temperatury panujące w tamtym czasie, wraz z katastrofalnie niskim poziomem wody, stanowiły idealne warunki do szybkiego namnażania się złotej algi.
19 sierpnia narracja strony rządowej już oficjalnie skręca w stronę „przyczyn naturalnych katastrofy”. Można powiedzieć, że złota alga spada miotającemu się bezradnie rządowi z nieba. W internecie pojawił się smutny, ale wyjątkowo dobrze opisujący tę sytuację żart. Oskarżony przed sądem tłumaczy się, że jest niewinny, ponieważ ofiara zmarła z przyczyn naturalnych. Sąd zdziwiony zaprzecza, zauważając, że oskarżony zepchnął ofiarę z dachu. Na co oskarżony odpowiada, że przecież grawitacja jest naturalna.
20 sierpnia przez Warszawę przechodzi Marsz Żałobny dla Odry, którego byłem inicjatorem i współorganizatorem. W organizacji marszu bierze udział ponad 30 organizacji ekologicznych, społecznych, przyrodniczych. Nie ma przemówień. Nie ma okrzyków. Jest list do Odry autorstwa Karoliny Kuszlewicz, adwokatki zajmującej się prawami zwierząt i przyrody.
czytaj także
Idziemy w milczeniu. Na czarno. Odrę w marszu żałobnym wzdłuż Wisły odprowadzają siostry – dziesiątki tablic z nazwami rzek, wszystkie oznaczone żałobnym kirem. Przygotowały je dziewczyny z kolektywu aktywistyczno-artystycznego Siostry Rzeki. Nad głowami maszerujących Bulwarami Wiślanymi kiwają się także martwe, wywrócone brzuchami do góry ryby. To także artystyczna manifestacja przygotowana przez Cecylię Malik i cały kolektyw.
Na czele idą Czarne Wdowy z Extinction Rebellion oraz grupa aktywistyczna Wachlarze Bojowe. W połowie trasy dołącza do nas orkiestra żałobna. Jest sierpniowy, gorący wieczór. Ludzie siedzą w bulwarowych knajpach, sącząc piwo i aperola. Patrzą na nas jak na kosmitów. Niemal wszyscy wyciągają telefony. Kręcą, robią zdjęcia, wrzucają na social media. Żałoba dla Odry transmitowana na żywo znad Wisły.
To był chyba ostatni medialnie głośny moment katastrofy w Odrze. Ostatnia dekada sierpnia to stopniowe wyciszanie tematu. Premier uspokaja, że Odra się odradza, a poseł Kazimierz Smoliński w Polskim Radiu 24 wypowiada znamienne słowa: „Musimy sobie uświadomić, że człowiek wobec przyrody jest bezradny. To nie jest pierwszy przypadek. […] Wybuchy na Słońcu. Ostatnio też wybuch był duży. Więc człowiek jest bezradny wobec przyrody, nie zawsze trzeba z tym walczyć. No trzeba czasami się przystosować do tego. No właśnie człowiek jest bezradny. […] Takie rzeczy się zdarzały, człowiek wówczas był bezradny wobec nich i nadal jest bezradny. Człowiek nie jest w stanie na to wpłynąć”. Narrację tę podchwycili wszyscy prawicowi dziennikarze i politycy. Rząd odetchnął z ulgą.
W międzyczasie pojawiają się stanowiska naukowe w sprawie katastrofy. Wszystkie są jednoznaczne: spowodował ją człowiek i jego działalność. Słona woda w Odrze nie pojawiła się samoistnie. Ekstremalnie wysokie temperatury oraz niski poziom wody w rzekach (tego lata wyschły największe rzeki Europy, jak włoski Pad, a na Dunaju okresowo zaprzestano żeglugi) są efektem zachodzenia antropogenicznych zmian klimatu. Dodatkowo Odra na polskim odcinku to wysoce uregulowana rzeka, co dramatycznie zmniejsza jej zdolności do samooczyszczania się.
Pojawienie się zabójczej złotej algi to efekt powyższych czynników. Jednocześnie naukowcy alarmują, że dalsze betonowanie i przegradzanie Odry jeszcze zwiększy prawdopodobieństwo identycznych katastrof w przyszłości. Naukowa narracja słabo się przebija do opinii publicznej. W odpowiedzi rząd ogłasza plany dalszej regulacji Odry oraz podbija absurdalne plany tworzenia dróg wodnych na rzekach. Niemcy, którzy apelują o renaturyzację Odry, oskarżani są o działania na szkodę Polski i blokowanie jej rozwoju.
30 września opublikowany został wstępny raport ds. sytuacji na Odrze. Raport powstał na zamówienie ministra klimatu i środowiska. Firmowany jest głównie przez trzy instytucje: Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska, Generalnego Inspektora Ochrony Środowiska oraz Instytut Ochrony Środowiska. Warto zapamiętać tę ostatnią nazwę. Na prezentacji raportu nie pojawia się nawet jego zleceniodawczyni. Ministra Anna Moskwa miała widocznie ważniejsze spotkania w kalendarzu.
*
Zniknięcie katastrofy w Odrze z eteru bez jej rzeczywistego rozliczenia jest elementem większej układanki, która pokazuje, jak stopniowy upadek moralności władzy przekłada się na erozję wrażliwości społecznej i obojętność. To, co jeszcze do niedawna oburzało do głębi, dziś przechodzi do porządku dziennego. Nie znajduje miejsca na czołówkach gazet, nie pokazują tego algorytmy Facebooka. Właśnie to postrzegam jako największe zagrożenie pełzającej dyktatury. Bo wolności nie traci się z wtorku na środę. To powolny proces, trwający czasem latami.
To jak degradacja przyrody. Weźmy przykład melioracji podmokłej, torfowej łąki w mojej okolicy. Nazywa się Łęgi Oborskie. To starorzecze Wisły, teoretycznie chroniony element krajobrazu. Sąsiaduje on z rezerwatem przyrody o tej samej nazwie. To podmokły las, który tworzy symbiotyczną całość z łąkami. Ich melioracja zaczęła się lata temu i początkowo wydawała się nie mieć znaczenia. Kolejne rowy melioracyjne pojawiały się jako naturalna konsekwencja – wszak jeśli jeden nie spowodował katastrofy, to można posunąć się dalej.
Akcja centralizacja, czyli dlaczego Wody Polskie nie lubią wędkarzy
czytaj także
A to, że przyrodnicy i aktywiści alarmowali, że drzewa uschły i jakiś ptak przestał przylatywać? A jakie to ma znaczenie? Drzewa usychają, ptaki zmieniają siedliska – naturalne przyczyny. A więc sieć rowów melioracyjnych oplata podmokły kiedyś las, który dziś jest już suchy. Choć oficjalnie wciąż jest rezerwatem, to wkrótce urzędnicy stwierdzą, że zniknęły z niego chronione zwierzęta i rośliny. Minie kolejny rok. Plan zagospodarowania przestrzennego pozwala zbudować w tym miejscu pole golfowe. Zamiast dzikiej łąki będzie więc zielona trawa z rolki i sztuczne oświetlenie całą dobę. Jeszcze za chwilę obok wyrośnie osiedle luksusowych willi. Nikt nie podniesie już hałasu. Wszystkim będzie już obojętne. Będzie za późno, aby coś chronić.
Taka sieć rowów melioracyjnych oplata nas od lat. Drenują naszą wrażliwość na zło, nepotyzm, brak moralności, kolesiostwo, partyjniactwo, bezprawie. Jesteśmy jak ten podmokły las. Bez wody, którą zabiera nam system – usychamy. Już nie dotyka nas to, że władza pogrzebała wszelkie standardy etyki i moralności. Już nas nie porusza, że edukacją naszych dzieci zajmuje się religijny fanatyk. Już nas nie kole, że nasze rzeki będą pod opieką ludzi, którzy je zniszczyli.
13 grudnia przeczytałem poranne wiadomości. Przemysław Daca – były prezes Wód Polskich, wypłynął właśnie (nomen omen) jako wicedyrektor w Instytucie Ochrony Środowiska. To instytucja, która bada przyczyny katastrofy w Odrze. Jedna z tych, która firmowała wspomniany wyżej raport. Od czasu dymisji, przebywając na wypowiedzeniu, co miesiąc pobierał pensję w wysokości 40 tys. złotych.
W całej sprawie można też postawić pytanie o nepotyzm. Bezpośrednim podwładnym Dacy w Wodach Polskich był mąż ministry Anny Moskwy. Instytut Ochrony Środowiska podlega bezpośrednio pod Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Przypadek?
W sierpniu na naszych oczach umarła druga co do wielkości polska rzeka. Zginęły miliony zwierząt. To umieranie trwa. Odra jest w tak złym stanie, że nie nadaje się nawet do zarybiania. Poziom zasolenia w niektóre dni nie jest możliwy do zarejestrowania, ponieważ przekracza dostępną skalę.
Przemysław Daca to człowiek, który ignorował dziejącą się katastrofę ekologiczną; który wręcz wyśmiewał aktywistów, ludzi znad rzeki i wędkarzy alarmujących o katastrofie, urządzając pokazy arogancji i teatr władzy, wreszcie – człowiek odpowiedzialny za forsowanie przestarzałej koncepcji regulowania i „utrzymywania” rzek czy też tworzenia dróg wodnych i betonowych zbiorników retencyjnych.
Nie potrafię siedzieć z zamkniętymi oczami i patrzeć, jak padają wszelkie standardy uczciwości i elementarnej moralności w życiu publicznym. To nie są standardy demokratycznej Europy. Jest jasną rzeczą, że Daca był kozłem ofiarnym, ale w normalnym, demokratycznym kraju nie byłoby dla niego miejsca w żadnej publicznej instytucji, utrzymywanej za pieniądze podatników.
Zasolenie, wody balastowe, wrzut zanieczyszczeń? Czy dowiemy się, co zabija Odrę?
czytaj także
Dlatego zareagowałem jedynym możliwym odruchem – po raz kolejny postanowiłem zaapelować o odwołanie tego człowieka. Razem z Akcją Demokracją reaktywowałem petycję o odwołanie Dacy. Poprzednim razem zajęło to 24 godziny. Aktualną petycję w ciągu tygodnia podpisało prawie 6,2 tys. osób. Nie przypisuję sobie roli sprawczej, ale z pewnością społeczny głos był słyszalny. Nie mam złudzeń, że teraz Dacę da się odwołać, ale nawet jeśli się to nie uda – nie możemy milczeć. Milczenie to zgoda na ten stan rzeczy.
Zrzuty zasolonej wody i ścieków do Odry trwają. Na razie nie będzie po nich innych śladów jak tylko flagowane w mediach społecznościowych wyniki monitoringu czy obserwacji – profesjonalne, niemieckie lub polskie, prowadzone przez aktywistów i ludzi rzeki, takich jak Michał Zygmunt czy Marta Jermaczek-Sitak. Wszystkie ryby, które mogły zginąć w Odrze, już nie żyją – nie będą znacznikiem dziejącej się katastrofy. Specjaliści mówią, że zarybianie w aktualnych warunkach nie ma sensu – jest skazywaniem narybku na śmierć.
Od dłuższego czasu temat Odry żyje już tylko w środowiskach aktywistycznych i wolnych mediach. Na ogromny szacunek i uwagę zasługują działania koalicji Ratujmy Rzeki, która zbiera fundusze na przygotowanie niezależnego, międzynarodowego raportu na temat przyczyn największej katastrofy ekologicznej ostatniego dwudziestolecia. W ostatnim czasie, podczas aukcji dla Odry, zebrano prawie 80 tys. złotych.
Piszę te słowa, bo wolności nie traci się z wtorku na środę. A czuję, że zaczynamy być jak ta zmeliorowana łąka.
**
Daniel Petryczkiewicz – fotograf, bloger, aktywista, pasjonat rzeczy małych, dzikich i lokalnych.